czwartek, 31 grudnia 2009

Dziesiąteczka!

No to czas najwyzszy, by odzwyczaic sie od dziewatki. Co prawda nigdy nie pisze zadnych dat przy wykladach w zeszycie. Jednak dobrze wiedziec, jaką mamy dokladnie date. A co przede wszystkim mamy? Cudowny nowy rok! Z szacunku do niego pisze mała literą, bo litery i tak nic tu nie znaczą..

Poza tym warunki na pisanie, jak zwykle mam zajebiste. Spedzilam ostatnie chwile starego roku z babka w pokoju. Troche rozmawialysmy, szczerze. Pytalam ją podchwytliwie niekiedy (czasem bawimy sie w podchody, it's normal) o ojca. Opowiedziala mi historie, ktora troche mnie ruszyla. Z tego, co widze on byl naprawde swirem i to rzutowalo na mozg moj i mojego brata.

Jednak nie moge teraz o tym pisac, choc chyba chcialabym to zrobic. Kiedys moge zapomniec pewne sytuacje, nawet jesli je calkiem niedawno doswiadczylam. Wiadomo z biegiem czasu pamiec sie pogarsza,. Co gorsze, nie mozna wszystkiego jednoczesnie czuc kazdym zmyslem. Czasem, zeby cos wyrazniej uslyszec trzeba przymknac oczy. Tak jest chyba, gdy ludzie sie caluja, choc jednoczesnie inaczej.. Inaczej nie znaczy, jednak zupelnie nie tak lecz blisko.. Podobnie..

Co przyniesie nowy czas? Wiem, ze do napisania tej wypowiedzi popchnela mnie chec wklejenia tutaj, jakiegos obrazka. Tak, wiec nie odczuwam, jakiejs specjalnej potrzeby, by pograzyc sie w filozofii duchowej przemiany ;)
Ponizsza fotka akurat swietnie symbolizuje mój stosunek do Ziemi. Skojarzenie dosyc trafne, gdyz piłka swietnie obrazuje kulisty ksztalt tej planety. Niestety cialo jest zupelnie nie podobne do mojego, ale coz - bywa, jak mawiają.. Zreszta nie ono jest najwazniejsze, tak jak w czasie, ktory mamy liczy sie wiecej, niz cyferki..
Zamiast, chociazby łyka szampana chyba zapalę papieroska. Tak wiec kolejna fotka utrzymuje moje dązenie do przedstawienia siebie. Od jakiegos czasu umieszczam tutaj zdjecia, do ktorych nie przywiazuje szczegolnej wagi. Jednak sa takie, ktore sa calkiem niezle, jak chyba to.. To spojrzenie tej dziewczyny.. I ten papieros w reku, jakby bunt, choc doroslego dziecka, ktore dalej jest smutne..Tak zapalę sobie. Na chwile poczuje sie tą kobietą, i zamkne oczy. A dobrym ludziom zycze duzo wiecej dobra, ktore podobno i tak zawsze wraca :)

środa, 30 grudnia 2009

Pierwszy etap mam za sobą.


Mam na mysli pierwszy etap swiąt..

Dla mnie swięta oznaczają dni wolne, dlatego ciągną sie nieustannie, az do Sylwestra. Z tym, ze dziele je na dwa etapy. Trudno okreslic, kiedy zaczyna sie drugi, a konczy pierwszy etap. Za to wyraznie wiadomo, kiedy nastepuje calkowity kres tego drugiego.. Szkola i wczesne wstawanie zmuszają mnie do objecia, jakiejs wyraznej perspektywy. Wlasnie wtedy nastepuje, to wspaniale przejscie, ktore inni tak obolewają, bo chcieliby dluzsze swięta.. Ja wtedy przynajmniej dowiaduje sie na czym stoje, nawet jesli tym czyms jest tylko gówno..

Gdy szkoly nie ma, swiąteczne jedzenie i spanie nie zapewnia mi zadnej perspektywy. Codziennosc jest zbyt oczywista, by w prosty sposob dzielic ją na dni. Nie oplaca sie tego robic. Zadne kalkulacje nie wykazują grosza zysku z tego zalosnego przedsiewzięcia. A zawartosc lodowki od dawna nie budzi mego entuzjazmu, gdy zagladam tam setny raz. Zmieniają sie tylko kolory, bo matka nagle zechce zakupic papryczkę, albo tlustą kieblachę. Nie sa to zmiany spektakularne, choc spekulowac zawsze mozna..

Cholera, babka weszla do pokoju i pierdoli cos nad moim łbem.. Udaje, ze ją slucham. Kiwam glową, bo probuje uszanowac ludzi starszych, ktorzy sa bardzo wrazliwi na gesty odrzucenia.. Haha, zenada, ze tez to ja pisze!! Bezczelna i glupia!!

A wlasnie babka opowiedziala mi o tym, ze Ksiac sie pytal o mnie i podziwial (rzekomo), ze jestem na takich studiach. Smieszne.. Babka oczywiscie nie omieszkala skomentowac jego wygladu, mowiąc mu, jak wspaniale i tłusto wyglada na buzi. Dla niej to komplement. Czesto to mowi, gdy spotka, jakiegos dawnego znajomego, np. kolege jej syna, czyli mojego wujka.. Oczywiscie mowi o tym wylacznie w takim wypadku, gdy jest o czym, czyli widac TO!

Pamietam, gdy kiedys porzyczylismy drabine od takiego jednego Andrzeja od nas z ulicy. Kupe skurwysyna z tego faceta jest, a jednak ciagle zmienia baby, czemu nadziwic sie nie moge.. Babka wyjasniła jego powodzenie nie zadnym wielkim autem, ale pieknym, duzym cialem..

Nie chce mi sie komentowac tamtego.. Zreszta pisze teraz w pospiechu, bo babka znow wrocila do spania na góre - czyli do pokoju z kompem. Wlasnie dlatego przed chwilką opowiedziala mi o tej wizycie Ksiedza.. Konkretnie wizycie z koledą ;]

Nie klocilam sie z nią o taki drobiazdżek, jak wspolne ugoszczenie Ksiedza. Zreszta stwierdzila, ze tak jak teraz wygladam (no wlasnie, JAK??), to lepiej, zebym sie ludziom nie pokazywala! Nie klocilam sie z nia rowniez o ten glupi pokoj, skoro z Księzulkiem tak bardzo poszla mi na rękę..

Jednak, gdybym teraz zechciala podsumowac pierwszy etap tych swiąt, uzylabym slowa: KURWA.. Jawnych klotni nie bylo wówczas wiele, ale atmosfera nie ogrzewala serc. Za to dupe na pewno ogrzaną mialam, bo matka paliła w piecu, o czym ciagle nam przypominala.. Wiem, czemu i wcale nie dziwią mnie jej pretensje wobec B., ktory sam powienien sie tym zająć..

Oczywiscie po ostatnim ataku paniki, gdy troche ochlonelam i znow sie go boje (ale to jeszcze nie niepokój), nie chce do tamtego wszystkiego wracac.. Zreszta kto mowil, ze bedzie lepiej? Ja? Kto mnie zna, to wie, dlaczego jest wiecej, niz pewne, ze wiele sobie obiecywalam.. To tak, jakby obietnica zdobycia laury zwyciestwa, mogla zapewnic mi to zwyciestwo w dziwny, ale jeszcze nie nie-uczciwy sposob.

Dzis wieczorem okolo 23, przyjezdza do matki Staszek. Pojda razem na Sylwka, czyli juz jutro, z czego bardzo sie ciesze. Natomiast potem on troche u nas posiedzi, wiec juz widze, co tam bedzie sie dzialo w ich pokoju,hehe.. Nie pamietam, czy pisalam tutaj o tym w zeszlym roku, zreszta to chyba nawet niemozliwe.. Tego bloga raczej nie mam tak dlugo, bym mogla zmiescic w nim zeszloroczne jazdy. Jazdy oczywiscie wykonania wlasnej psychiki z pomoca swego ciala wlacznie.. Chodzi o oplucie, tzn. takie nie trafione, ale chybiony cel chyba tez sie liczy? :/ Oplucie i zwyzywania wlasnie Staszka.. Nie pamietam, kiedy ostatnio wpadalam w taką furie, jak wtedy.. Boje sie, ze znowu cos we mnie nie wytrzyma. Nie chce byc taka niesprawiedliwa, bo ten Staszerk to dobry czlowiek, a matka zasluguje na szczescie :)

Moze ta mysl, ze ona wkrotce bedzie sie z nim wspaniale bawic, pomogla mi jakos sie ogarnac. Na pewno nie jest zajebiscie, ale jest tak jakos, do wytrzymania- powiedzialabym najprosciej.. W czasie ataku paniki nawet, jesli moje mysli przywodzily obraz chwili przyszlej, czyli najpewniej nastepnego dnia, gdy sie uspokoje, dla mnie to bylo za malo.. Wtedy liczyl sie wylacznie obecny ból i to, by cos z nim zrobic... Zrobić za wszelką cene.. Kto nigdy nie byl w desperacji, nie wie do jakich czynow jest ona w stanie doprowadzic czlowieka. Pewnie do bardziej szalenczych niz milosc, bo lęk jest chyba najsilniejszym uczuciem. Malo, co ma tyle mocy, nie tylko w nogach, jak ja, gdy się boję.. Przerazenie wyzwala instynkt zabójcy.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

AWFUL

Nikomu, a zwlaszcza sobie, juz nic nie obiecuje. Nie mam nawet siły, zeby cokolwiek napisac. Jestem tak cholernie zmęczona i chyba dopada mnie panika. Boje sie siebie tak cholernie. Jedyna wizja, która jest dla mnie nadzieją, a zarazem beznadzieją, to smierc. Beznadzieją jest tylko dlatego, ze liczyc na nią nie mogę. Nie potrafie podjąc tego kroku. Przeraza mnie wlasne tchórzostwo.. Jak mam czekac na zwyczajną, naturalną smierc, gdy nie wiem ile jeszcze.. Jak mam zyc, gdy zyc nie umiem, a skonczyc ze soba tak trudno??.. Trzeba by wszystko zorganizowac. Choc pewnie to, co mówie, jest tylko pszczym gadaniem. Moze, gdybym bardziej chciala? Sęk w tym, ze naprawde chce.. Baa, marze o tym, jeszcze mocniej niz kiedykolwiek, teraz, wlasnie teraz. Nie widze, juz dla siebie tutaj miejsca, ani nadziei na to ostatnie.. Brak nadziei na samobojstwo, znaczy co? Nie chce tego wiedziec... Egzystowac, jak?

Gdy znika nadzieja na samobojstwo, wtedy chyba pojawia sie ta panika. . No kurwa, zadne odkrycie, ale chyba wlasnie WTEDY.. Na chuj pisza rozne popierdolone interpretacje psychologiczne. Ta panika to nie glos zycia, ale modlitwa o unicestwienie. Ta modlitwa, ktora nie moze byc wysluchana.. Na codzien jakos zyje, a gdy jest zle funkcjonuje z wiarą, ze kiedys to skoncze. Gdy opada kurtyna złudzen i bezsilnosc przygniata z kazdej strony, nie moge nic.. Wszechczas, to moj bezczas. Gdzie nie spojrze, w prawo, czy w lewo, on tu jest.. Nie moge sie łudzic, ze ten koszmar sie kiedys skonczy. To straszne. Czasem mam wrazenie, jakby Bog mnie ukaral. Ukaral tylko nie za swoje grzechy. Przeciez nie zyje dlugo, niedostatecznie. Inni sa na tym swiecie znacznie dluzej niz ja.. No, wiec chyba nie zdarzylam nagrzeszyc, az tak bardzo? A moze to nie o czas chodzi, ale o jakosc tego bycia? Bycia, wlasnie.. Byc taka, jak jestem, daj mi- krzyklam w te swieta do matki.. Nie zrobilam tego ze specjalną pretensja w glosie, ani urazą. Po prostu czasem COŚ wypada powiedziec..

To, co czuje OBECNIE jest okropne! Tak jakbym stracila calą najblizsza rodzine, dach na glową i wylądowala na wózku inwalidzkim z powodu utraty wzroku i słuchu. Inaczej tego zobrazowac chyba nie moge, a normalnym ludziom wszystko trzeba przedstawiac tak na - ocznie.. Ja taka gruba swinia i chora? Moze nie wygladam. Zwlaszcza, jak sie umaluje, ale jestem trupem kurwa.. A moze jeszcze nim nie jestem, ale wszystko we mnie gnije. Mam raka duszy. Ten rodzaj jest najciezszy. Nikt mi nie uleczy zlamanej duszy..

Blagam tylko, jesli znajdzie sie kiedys ktos, kto bedzie tak laskaw zalatwic mi leki... Takie leki, po ktorych nic nigdy nie jest prostsze, ani trudniejsze, ale po ktorych nie ma nic - bede dluzniczką do konca zycia, ale juz tego drugiego.. Poza tym zaplace. Kasa to nie problem..

No kurwa mac. Szatanie, jesli to Twoja sprawka, moge Cie pokochac tylko mi pomoz. Dobrze?

A tytul tego wpisu w-gwoli scislosci, choc pewnie nikogo to nie interesuje, wymyslilam wracajac z Kraka. Bylam tam z matka i z bracholem u doktorka. Nie moglam wstac, ale jakos ona mnie zmusila. Jako, ze pisze w rodzaju zenski, wiadomo, ze mam na mysli dzialania matki. Podziwiam ludzi, ktorzy maja anielską cierpliwosc, a jej do niej nie daleko..

W busie grala durna piosenka: It's amazing, it's amazing...
Nagle zaczelam spiewac do jej rytmu: It is awful, it is awful..
A koncowka od awful, czyli "ful", skojarzyla mi sie ze stanem przepojenia. Takiego przepojenia, ktore niemal zabija.. Rzygasz i umierasz fizycznie w tym stanie, ale niestety zbyt krotko. I malo skutecznie, by ten jeden raz, pierwszy raz, byl tym ostatnim, gdy sie przekrecisz.

Zycie jest nudne i nie ma nic do zaoferowania. Ja jemu tez. Zreszta to ono powinno mi cos dac, ale nie da. Teraz mam ochote zaspiewac: It's stupid, it's stupid, and big stupid girl only wants to die... It's not stupid, it is amazing.. It' s amazing, it' s amazing, it' s amazing, when people can die..
I co dalej? Pewnie nie jeden popierdolony wpis znajdzie sie jeszcze na tym blogu. Jednak nic nikomu zapewnic sie nie da. A to, co ja zapewniam mozna odczytac chyba tylko tak: bedzie odwrotnie!!

Moja psychoza, jak widac wybuchła, jakis czas temu. Nic jej nie moze wygasic. Jesli wygasniemy, to obie jednoczesnie. Na razie paradoksalnie, jesli ktos tutaj gasnie, to tylko ja. A psychoza spala wszystko, co jeszcze zostalo do zniszczenia... Najpierw spaliła zainteresowaniem tym, co moglo mnie uratowac. To bylo zainteresowaniem tym wszystkim, co mialo zwiazek z zyciem. Obecnie przeciez interesuje mnie tylko bezruch, a wrecz pasjonuje.. Cudowna stagnacja.. Nicosc..

Zadroszcze tej Pani na zdjeciu.. Odeszla, choc pewnie tak Bog chcial. Czasem smierc jest piękna. Gdy tak mowie wariaci pukają sie w czolo, patrzac na mnie zamiast w lustro. Smierc to łaska, jesli nie dla innych (choc czasem zdarzają sie rywale, ktorzy nie uronią kropli prawdziwej łzy), to dla siebie. Gdy zycie nie ma nic do zaoferowania, kto głupi powiedzial, ze warto je miec? To, jak kiepski pejzaż, gdzie zadna zmiana oprawy nie pomoze. Wszedzie maluje się ten sam klimat. Kiepski klimat. A skoro sam autor nie widzi w nim, ani odrobiny piekna, to piekno nie istnieje. Nawet jesli objawi sie w cudzych oczach, jak cud wydobyty spod popiołu, to co? Gowno?

Moim zdaniem, to tak jakby, wciaz go nie bylo. Kazdy interesuje sie wlasnym, tak zyciem jak i pieknem.. Liczy sie nasza wartosc, albo jej brak. Nie prawda, ze kazdy gotów ją zastapic byle czym. Puste miejsce glupio wyglada, ale widac było puste do niczego, a nie do czegos..

Smutni sa zbyt smutni, by patrzec na innych. Szczesliwi bardzo ich przygnebiają swoim szczesciem. Wlasnie ci ostatni emanuja nim, nawet jesli nie na pokaz, robi sie to "NIE SMACZNE". Mnie sie wszystko kojarzy z zarciem, jak widac,haha

środa, 23 grudnia 2009

Zmiana, ale nie psuedo.

Nie moge powiedziec, ze wiecznie sobie cos obiecuje i, ze gowniane sa te obietnice. Od dawna niczego nie obiecywalam nikomu, ani sobie tym bardziej. Moze czasem mowilam, ze sie postaram i nawet chcialam, aby to wyszlo. Chcialam prawie nigdy dla siebie, a bardziej dla innych. Moze nawet zawsze dla innych i pewnie tak jest do tej pory. Niestety, na checi zwykle sie konczylo. Nie smialam wykraczac poza to nieszkodliwe uczucie i siegac po nadzieję. Ono przypominalo gasnącą swieczkę, a patrzac na nią widzialam tylko plastikowe opakowanie.

Miec nadzieje znaczylo zgodzic sie na ryzyko. A gdy jednak zaryzykowalam, zwykle łapczywie chwytałam, jak najwiecej... Jak najwiecej nadziei, by zmienic tez, jak najwiecej. A najlepiej zmienic wszystko, choc tak sie nie da. Jednak, gdy wszystko jest beznadziejne, koniecznie trzeba czegos nowego na jego miejsce- czegos, konkretnie nowego wszystkiego.. Chcialam sie "nachapać" nadziei. Tak, jakby mialo mi jej zabraknac w przyszlosci. Chcialam zrobic zapasy.

Dzis nie poczynilam wielkich krokow. Mysle, ze to nierealne, by obudzic sie pewnego dnia. I tego wlasnie nie-zwyczajnego dnia podjac krok kuriozalny, jak ładnie go nazywają: when everything can change your stupid life.. Nawet kroki niemowlecia, ktore uczy sie chodzic nie sa niczym cudownym. Chyba tylko dla rodzicow, ale nie uwazam, by poza nimi mogly one wywrzec na kimkolwiek wrazenie. Kolejne niemowle, jakich wiele.. Wiadomo, nie da sie wszystkich zadowolic. Moze wlasnie dlatego rzeczywiscie najwazniejsze, aby samemu byc zadowolonemu.. Albo, zeby zadowolic tych, na ktorych dumie nam zalezy..

Dawno o tym wszystkim wiedzialam. Jednak zadna wiedza nie jest pieczątką, ani biletem do lepszego zycia. Czesto powtarzam "wiedziec sobie mozna", bo nigdy nie wiadomo, ile ta wiedza moze dla nas znaczyc.. Patrzac na siebie mysle, ze moja znaczyla zawsze znacznie mniej, niz powinna. Niestety nie da sie przypiąć metki ze znaczeniem czemuś, co dla nas nic nie znaczy. Zawsze to bedzie tylko sztucznie zbindowana cena.

Po prostu, zachowuje sie nie do wytrzymania. Wczoraj jeblam na podloge kubek babki z woda, ktora miala popic leki. Dzis rzucilam znowu, ale tym razem zrobilam wszystkim łaske, bo wybralam swoj kubek. Co prawda, ani on, ani szklanka babki nie roztukly sie. Umiejetnie, o ile mozna tak mowic, rzuciłam nimi nie zbyt mocno. Gdybym chciala, aby sie rozbily wiedzialabym, ze nalezy uzyc wiecej siły.. To takie proste.. Jednak nie chcialam tego. Nie chcialam niczego niszczyc, zadnych pierdolonych szklanek, a juz na pewno nie cudzych swiątecznych nastrojow.. Mimo wszystko mysle, ze innym i tak ciezko wczuc sie w swiąteczną atmosfere.. A moze projektuje?

Szkoda, ze matka nie zaprosila Staszka. Na szczescie pójda razem na Sylwestra. Chociaz tyle! Postaram sie dla niego byc miła mimo, ze on nie zmieni zdania, jakie ma na moj temat. Co sie dziwic! W zeszlo-roczne swieta zwyzywałam go od "chujów" i "utrzymanków" matki. Powiedzialam matce o tym, ze denerwuje mnie, gdy go traktuje, jak jakies "niemowle". Czysta zazdrosc? Nie taka czysta, bo widoczna dla innych mogła byc tylko złość.. Teraz zaluje tamtego "incydentu". Jednak zachowując szczerosc przyznaje, nadal nie odczuwam tego, ani niczego tak, jak czulam dawniej. Czyli jak? Chyba wystarczy powiedziec: dosyc wyraźnie, albo w ogole.. Moze to i lepiej, bo gdybym czula, pewnie umarłabym z bólu..

Postaram sie, ale nie tak, by tylko sie starac i na tym skonczyc.. Postaram sie zmienic. Biore sie w garsc.. Dosc kurwa, tym razem zmienie tyle, ile moge. Koniec.. Nie moge siebie zmarnowac.. NIE MOGE!!! I nie zrobie tego..

Teraz bede sie uczyc. Co z tego, ze sa swięta? Ja musze byc zadowolona z siebie. Potrzebuje zadowolenia, jak kazdy normalny czlowiek! A moze nawet bardziej niz przecietniak szukam go, bo samozadowolenia odczuwam nieustanny głód. Inni maja je na codzien, ot tak pstryk, bez powodu. Natomiast ja w przeciwienstwie do tych jebanych leni smierdzących, musze pracowac na zadowolenie!!! I dlatego nazywam je swoim first play, z czego zresztą pozostaję dumna.. Dla mnie nie wystarczy tylko BYĆ.. Owszem moge być, ale to bycie nie da mi zadowolenia. Byc byle jak mozna, ale wazniejsze, JAKIE pracowite jest to bycie.. Nic, co łatwo przychodzi nie da tyle radości, co rezultaty własnej charówki.

Czas, więc pocharować,
adios

wtorek, 22 grudnia 2009

Post

'Post',ale chyba 'scriptum' z pustą treścią bardzo tresciwego życia.

Tak, czasem nie trzeba słów. Kiedy indziej pewnie one przydałyby się, ale ja gadam obcym językiem. A jak jest dzis? Ta sama treść, co zwykle... Wlasnie dlatego gra nie jest warta swieczki i trzeba opuscic ten blog->pokoj->piętro... Dobrze, ze jeszcze nie dom, bo na polu cholerna pizdziawa, wiec doceniam domowe ciepełko ;) Zreszta nalezy uszanowac, ze babka chce spac. Ona tez pragnie spokoju..

A jutro naprawde przydalby sie post. Jednak gdzie te wspaniale tłuste, ale CHUDE lata moje, pojęcia nie mam! Chude dla ludzi, równa sie tłuste dla mnie. Chude dla nich znaczy zasuszone, bidne, niedozywione dziecie z Afryki o sniadej cerze. Przydaloby sie je nakarmic, nie? Tylko, gdzie to chude widzicie? W gazecie? Mnie martwią wasze komorki tłuszczowe, ktorych w swięta pewnie przybedzie.. One tez, jakims dziwnym trafem nie odbijają sie w waszych lustrach. Za to odbijają sie o waszą glowe, totalnie bezszelestnie i bezbolesnie.. Nawet lata dobre ciezko mi utozsamiac z wyrazeniem 'tłuste'. Nie poradze nic na to, ze pojawiają sie przede mną potwory. Jeden z nich jest moją noga lewą, drugi prawą, trzeci to dupa i nie powiem, co jednoczesnie..

Naprawde przydalby sie post. Mam cos z psa, bo lece na kosci. Moj wzrok nieswiadomie ich dogląda.. Co tu sciemniać. Skoro to cos wiecej, niz fakt, nawet jesli nie wiem, jak sie nazywa. Nie ma chyba, co.. Zreszta niewazne, co jest i jak powiedziane. Wazne, zeby odbiorca zrozumial, choc bez bez slow moze byc ciezko. Tak samo ciezko, jak wyjasnic, czemu mój pies woli, jednak mięcho od kosci.. Coz, on lubi tłuszcz-yk! Jeszcze tylko brakuje, zebym mu szczekać zabroniła :] Za to zawsze moze liczyc na tłustą część. A mnie wystarczą same kości,aby sobie zęby na nich połamac i więcej nie gryźć.

Na dodatek matce cos odjebalo i dzwonila do doktorka, by umowic mnie na poniedzialkową wizytę. Co prawda po Wigilii, ale jednak, dni mijają, wiec poniedzialku prawdopodobnie tez "się doczekam". Ostatecznie wezme ten papierek, to cale skierowanie do szpitala, po ktore jedziemy. Pozniej chyba powiesze je sobie przy lodowie, zeby miec bodziec anty-napadowy..

No to chyba tyle..
Jak widać, treść tego wpisu nagle nabrała kształtu polskich literek.. Niestety jego znaczenie nadal pozostaje nonsensem, choc sensem nonsensu moze byc ewentualnie non. Przeciez, to niewazne, skoro i tak nikt tego nie zrozumie, NAWET ja...

poniedziałek, 21 grudnia 2009

No to mamy, co mamy.

Jestem, już w domu. Swiąteczna atmosfera, jak i cala reszta, po prostu mnie rozwala. Uwielbiam to slowo, tak jak i swięta. Ono jest jedynym z kolejnych, aczkolwiek niewielu ;) ktore swietnie (nie swiętnie!)oddają mój stan..

Wszystko tutaj jest takie dziwne. Musze sie przyzwyczajac do twarzy ludzkich, widzianych codziennie. Niby w Big City, podczas weekendu rowniez widuję ludzką gebe w postaci slicznej buzki Kaski. Nie mam, co do tego nic przeciwko. Tutaj wszystko sie zmienia. Swiadomosc, ze ktos jest w jakis sposob przy mnie cały czas, naprawde mnie męczy. Wolałabym pobyc sama. Niestety brakuje tu nawet pokoju, w którym dałoby sie spokojnie zaszyc. Babka "wjebała" sie do roomu, ktory rzekomo dawno temu nazywal sie "mój".Tzn. ja bylam na tyle bezczelna nazywając go tak. A moj brat nie mial nic przeciwko, dzieląc pokoj z matką.. Wielu ludzi mysli, ze nasz dom jest bardzo duzy, jednak duzy jest chyba tylko korytarz, kuchnia oraz dwie cud-łazienki :]

Nie obrazam sie, ale wkurwiam doslownie na babkę, bo pokrzyzowala moje plany. Przeciez ja żyje nocą!! A tu sie nie da, bo bez kompa, nawet noc blednie ;) Własnie dlatego, próbuję spokojnie wmowic sobie, ze przeciez jej bolący kregosłup (a zwlaszcza obawy), najlepiej tolerują spanie na twardej desce. Nie probuje przetlumaczyc sobie, ze rownie dobrze moglaby polozyc sie na podlodze. Skoro ma swoje lata i tyle sie w zyciu napracowala, zasluzyla chociaz na wlasne łózko. Poza tym to zbyt oczywiste dla mnie, choc nie dla niej. Starsi ludzie bywają cholernie uparci. Ciekawe, skad im sie sila na to bierze, a zwlaszcza zdrowie??

Ja swoją babke bardzo kocham. Choc jestem tak nieznosna i choc z taką okropną drwiną wyrazam sie o niej, potrzebuje jej... Przykre, ale jak do tej pory, zachowuje sie,jak szatan i pokazuje cos zupelnie odwrotnego. Jednak tylko ja wiem, co w srodku ukrywam, a co słowa przemycają i co tylko niektorzy moze dostrzegą..

Na dodatek nawet ulzyc sobie, pisząc tutaj nie moge, bo dziwnie sie pisze na tej klawiaturze. Przyzwyczaiłam sie do mojej kochanej laptopowej, ktorą zostawilam w BC wraz z calym "sprzetem". Za duzo dzwigania, a ja przeciez taka biedna i slaba jestem,hehe...

Kochana Natala, kolezanka, odwiozla mnie na autobus, wiec nie musialam marznac na tej wstretnej zawierusze antarktydowej.. Trudno powiedziec, ze zrobilam cos w zamian dla niej, bo to nie tak. Po prostu dalam jej skserowac wszystkie notatki z deficytow, bo chcialam.. Sa momenty, gdy nie kpie z ludzi, ani z swiat..

Potem przez kolejne kilka godzin gniłam w autobusie. Probowałam, jakos poskromic wlasne mysli o zarciu, tym czekającym na mnie w domu, ale opornie mi to szlo. Niestety, im bardziej prganelam sie nazrec, tym wiecej o tym myslalam. A myslec przestac nie moglam.. Czy nie chcialam? Czasem, gdy probujemy czegos uniknac, pojawia sie efekt bumerangu. Myslec, czy nie myslec, zawsze to samo nas spotyka..

Zlosciłam sie strasznie, bo sikac mi sie chcialo prawie cala podroz. Co prawda troche usnelam, ale gdyby nie potrzeba kibelka, pewnie spalabym wiecej.. Probowalam w Kraku odnaleźć darmowy kibel w Galerii, bo odlozylam reszte kasy na Tussi. Zabraklo mi cierpliwosci, a takze szczescia do ludzi: nie-turystów. Takich, ktorzy wytlumaczyliby mi wczesniej, gdzie nalezy isc, gdy cierpliwosci jeszcze zupelnie nie stracilam.. W koncu spasowalam, poszlam do kibla platnego, u takiej nie milej blondyny, ktora zawsze tam siedzi. Nawet nie powiedzialam "prosze" podając jej dwa złote, ani "dziekuje" wychodząc, bo za bardzo bylam rozwscieczona..

Mimo wszystko potem czekajac na przyjazd busa, rozmawialam z jakąś staruszką. Smiala sie, ze "wszystkie młode chodza bez czapek" i ze "robi sie jej zimno, gdy na NAS patrzy". Nie chcialo mi sie tlumaczyc, ze wscieklosc powoduje wzrost temperatury, ani, ze pozostaje wierna swemu ukochanemu kapturkowi. Co ciekawe, poczulam sie chyba przez chwile, jak dobry czlowiek. A to czemu? Temu, ze bylam jedyną "młoda", ktora z nia porozmawiala.. :]

W busie miala mi zająć miejsce, ale niestety sie nie udalo. Tulilam do siebie siatkę z WISC oraz z aniolkiem, ktorego kupilam w Biedronie. Z pleców nie zdejmowalam plecaka parodycznej wielkosci. Uwazalam tez na torbę. Tę, ktora calą drogę miala tendencje do zsuwania sie z mego ramienia, na łeb jakiejś pani.. Zwlaszcza wtedy, gdy przejezdzalismy po "kocich dołach", skakała po jej włosach, jak kot po płocie ;).. Ludzi mogl dziwic ten widok: idiotki, ktora nie postawila swoich toreb na ziemi lecz wolała je trzymac przy sobie. Jednak mnie nie zastanawiolo prawie nic. Zresztą kazdy musiał być zajety sobą. Pewnie większosc osób modliła się w duchu, jak ja, by jak najszybciej zwolniono wolne miejsce..

Gdy dotarlam do domu, powedrowalam do lodowy.. Tzn. pewna nie jestem, ale to tak oczywiste, ze na pamiec liczyc nie musze. Wystarczy zdać sie na intuicje, albo na silę swych "popedów". Jak je zwią, tak zwią, choc ta nazwa jest naprawde pojebana...

Pierwszy dzien w Zagnidowie, spalam prawie do 19 wieczor.. Nastepnego wstalam troche wczesniej, gdyz o 16, a dzis, juz w ogole odnioslam wielkie zwyciestwo. Przebudzilam sie o godzinie 13 cos, tuz przed tym, zanim matka wyszla do pracy na 14.. Teraz nadal tam siedzi, poniewaz ma dyzur do 22... Natomiast babka "urzęduje" na telewizorze - JESZCZE, a B. slucha muzyki w kuchni, czyli robi to, co B. lubia najbardziej..

Co do mnie, odzyskuje chyba formę. Jeblam Tussi, a wczesniej umylam wlosy, gdyz wygladalam okropnie.. Patrzac na siebie w lustrze, choc nie pierwszy raz, wspomnialam obietnice, ktora kiedys sobie zlozylam.. Jesli tylko wyzdrowieje, czyli bede chciec czegokolwiek -> zrobie sobie operacje plastyczną. Bede szczesliwa i bede zyc dla siebie..

Bede czuc sie piekna dla siebie, bo szczescie jest wlasne. Jest sie szczesliwym dla siebie i w sobie sie to czuje.. Chce tylko najpierw popracowac nad tym pieknem wewnetrznym, bo boje sie starosci. Boje sie tego, ze gdy skóra mi sie pomarszczy, jeszcze bardziej siebie znienawidze.. Nie moge kierowac sie takimi plytkimi kategoriami, skoro wobec innych ich nie odnosze..

Czemu wobec siebie najtrudniej byc dobrą? Wokol tylu egoistow.. Niech oni mi doradza, co zrobic, by siebie obdarzyc taką PRAWDZIWĄ miloscią!!!!

Dobra, nie chce rozpaczac, ani ciagnac tego tematu. Mam go dosyć! A jak czesto moja babka zaczyna zdanie: "myslałby kto..."- dokonczę: ze to jedno mam w głowie! Skoro, juz niedlugo dla wiekszości ludzi zaczną sie swięta, a może juz sie zaczely, zmienie temat. Powiem tyle: choinki u mnie jeszcze nie ubrano..

Chwilowo wzrost odpowiednich neuroprzekaznikow w mózgu, podejrzewam dopaminki, powoduje, ze AZ CHCE JĄ UBRAC.. Choc nie dzis, bo szkoda czasu, jednak pozytywne zamiary, wciąż zachowuję ;-) Zas cosik więcej, czyli zacne czynności, rozkładam na inne sprawy.

I życzę zamiarów, jak i spraw dobrych, ale pocznynionych, wszystkim ludziom, zwłaszcza tym, którzy uwazają siebie za złych.. Podobno nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej, więc moze my tez samego zła w sobie nie zawieramy? Tam musi być cos wiecej, choc znacznie prosciej jest mi to odnosic do Was, do wszystkich innych, byle nie do siebie..

Aaaaaaaa chuj z tym ;>>
Czasem wydaje mi sie, ze trzeba byc szalonym, by w moim przypadku miec jeszcze, choc ciut nadziei. Jak miło czasem pozwolic sobie na szaleńczy taniec :] A jaki po tym musi byc kac, heh

czwartek, 17 grudnia 2009

Nie-gotowa.

Jestem cholernie zmęczona. Chyba czas szykować się na swiąteczną depresję, bo jutro wracam do domu. Pobilam swoj rekord, bo pierwszy raz tak dlugo "wytrzymalam" w Big City.. Oczywiscie pod koniec cos zaczelo sie ze mną "dziać". Zreszta nie chce przesadzac. Moze sobie wmawiam, ze buzowala we mnie wscieklosc? Po prostu mialam dzisiaj kolosa. Nie chce tez racjonalizowac, ale widac balam sie go, choć to taka pierdola. Jednak chyba pierdola nie bez znaczenia.. Tak, wiec z tego, czy nie z tego powodu, wszystko mnie wczoraj wkurwialo. To nic dziwnego, gdy jest się mną. Mimo wszystko, podsumowując ten czas tutaj, uznaje go za dosyc spokojny.. Poza wrednym i nie-do-pasowanym wczoraj bylo ok, ale wczorajszy dzien tez przezylam. Oczywiscie pewnie nie powinnam, ale przykro mi, zyje ;) Mniej mnie tez ono interesuje, gdy kolejne dzisiaj wlasnie sie toczy.. Kolejne, ktore TRZEBA przezyc.. A najgorsze, ze tak sie zalosnie toczy, bo nie posiada ksztaltu kuli. Poza tym nie jest z plasteliny, ani z modeliny, dlatego nie da sie uformowac. Trzeba nie miec zyczen.. Kwadrat bede od tej pory nazywac kulą..

Jedyne, co mnie ostatnio nieco zdziwilo i nad czym troche myslalam, to byla moja matka. A konkretnie nasza ostatnia, bardzo juz dawna, jak na nią, rozmowa telefoniczna.. Zastanawialam sie głównie, jak ona sobie radzi beze mnie. Jesli miewa takie cos, jak ja, czyli wzajemne uwiązanie (a na bank ma, tylko pewnie o tym nie wie), musiala odczuc moj brak. Nie wiem tylko jak, ale wkurwiajace to jest... Wydawalo mi sie, ze naciska na mnie, abym ich odwiedzila. Nie mogla chyba zrozumiec, ze na 5 dni nie oplaca sie wpadac do domu i zaraz wypadać. Odpowiedz " zrób, jak chcesz", a potem stwierdzenie, ze czeka na mnie Mikołaj, mialo w sobie cos z manipulacji.. To byl typowy podwójny komunikat, choc pewnie z jej strony nieswiadomy.. Nie dalam sie wmanipulowac w nic, w zadną jawną czy ukrytą manipulację.
Jeszcze bedzie mnie miala dosc, bo swięta są dlugie. Po co, wiec sie spieszyc do domu? Uwierzcie, przejecie się mną, a ja z pewnoscią przejem sie zarciem.. Wami nie zdarze, to sie nie moze udac. Bede musiala pocieszyc sie tym zarciem. W ten znany sposob marnie siebie uszczesliwic. Inaczej, juz nie potrafie, choc odczuwam watpliwosc. Nie zajmuje sie zbytnio tą watpliwoscią, ale cokolwiek ona miala oznaczac, zrozumialam co chcialam. Chyba nigdy nie potrafilam znajdywac radosci w rzeczach, ktore innym ją dawaly. Ślepa na to bylam i jestem, ale apetytem krowy, juz mnie natura obdarzyc nie zapomniala. Czyzbym miala urodzic sie wieprzem,heh? Uznaje inaczej.. To widac taka rekompensata, gdy jeden zmysl pracuje za drugi.. A potem, gdy swięta sie skonczą zmuszona zostane, by uznac, ze Wami tez sie przejadlam. Jednak zarcie to nie Wy, ale prawie, jakby tak bylo. Mózg bulimiczki przyjmuje tylko glukoze, a nie milosc, zapamietajcie..

A dzisiejszy kolos dobrze mi poszedl.. Nie bylo sie czym martwic. Jednak dzien przed nim w ogole byl dziwny. Nie tylko z powodu tych mysli przelatujących w mej glowie na temat matki oraz swiątecznego niepokoju. One zreszta tak szybko przelecialy, jakby ich nie bylo wcale. Moglam, wiec poczuc cos przypominajacego lekki wiaterek lecz nie byl on przyjemnym letnim, czy tez jesiennym wiaterkiem. Byl czyms, co tylko podsycalo moje obawy, ale musialam radzic sobie z tym. Nawet bezczynnie czekajac, az chlod wlasnych obaw przestanie mnie dreczyc. Nie czulam sie wowczas bezczynna, czekanie uznalam za czynnosc wymagajacą wysilku. Poza tym nie poszlam wtedy do szkoly i chyba dobrze zrobilam. Mialam zajecia z M., ktory kazal, abysmy okreslili sie z tematem magisterki. Opuscilam te zajecia nie dlatego, ze tego tematu nie mialam, choc owszem nic nie wymysliłam do tej pory... Nie dotarlam tam glownie dlatego, ze godziny zajec kolidowaly z moimi przymusami. A tego dnia chcialam te przymusy wczesniej, niz zwykle, jakos zaspokoic.. Tak, jak zwykle, a moze bardziej, bo staram sie kazdego dnia dawac z siebie coraz wiecej. No moze PRAWIE kazdego. Jednak, gdy daje z siebie ewidentnie za malo, nastepnego dzioneczka, staram sie z reguly (od ktorej nie ma wyjątku, choc jest regulą) skompensowac ten wielki blad. Naprawde daje z siebie wiecej, ale zwykle jeden upadek pociaga za sobą lawinę.. Musialam cos zrobic, by wczoraj do tego nie dopuscic. Wstalam pozno, a potem polazlam do Biedroneczki, oczywiscie. Pozniej mialam w planach nauke, z ktora jednak ociagalam sie do wieczora.. Zreszta nie moglam sie na niej skupic, gdy juz zaczelam, wiec wiele czasu stracilam..

Dlugo myslalam nad tym, co uslyszalam. Karolina rozmawiala z Kaską i jeszcze z taka jedną Marta, ktora odwiedzila Kache, na moj temat. Zrobilo mi sie przykro cholernie, a jednoczesnie poczulam OGROMNĄ wscieklosc. Glupie jebane cipy dyskutowaly na temat moich por wstawania. No prosze, juz sie mnie czepiaja, a normalnie sa miłe! Falszywe żmije... Poszlam zatem za ich przykladem i tez bylam mila.. Stwierdzilam, ze nie warto wybuchac. W ten sposob okazalabym tylko swą slabosc. A one nie sa warte tego, by demonstrować im ją. Nie zasluzyly, sa nikim, skoro przekraczają cudze granice..

A w tej chwili ogladają jakis film. Nawet mnie nie zaprosily, bo widza ten dystans, ktory celowo wykreowalam. Bardzo dobrze.. Niech tylko nie halasuja, bo naprawde mam dosc tego ciąglego tluczenia sie w kuchni. Z innymi sasiadami chociaz tego nie bylo, a one non stop kreca sie po calym domu.. Nie ma chwili spokoju.

Jak sie wkurwie mocniej, powiem im cos na ten temat, choc o tym, co slyszałam nie wspomne.. Co do obgadywania mnie wczesniejszego, nawet jesli mialy dobre inencje, niech spierdalają. Naprawde tracą stopniowo w moich oczach. Opinia pochyla sie w dol, na ich niekorzysc. Nie powiem im tego wszystkiego, co mysle, ale myśl nie pozostanie bez znaczenia.. Jak tylko sie wyprowadze, w tej pieknej chwili za rok, zdradze im swoja tajemnice. I wszystko stanie sie jasne, dlaczego zachowywalam sie dziwnie. Dlaczego potrafilam pojsc spac o 4 nad ranem, nic nie jesc i wstawac poznym popoludniem.. Wszystko sie stanie jasne..

Jeszcze nie ta chwila.. Ale mysl o niej napawa mnie wiarą..
Ja tez jeszcze nie jestem gotowa do wielu rzeczy, ale przygotuje sie..

Jak warzywko, ktore trzeba dogotowac, by bylo smaczniejsze. Jednak nie dam sie nikomu zjesc, a zwlaszcza ludziom!

Oby tylko nie wyszla ciapa. Tak wiele rzeczy rozgotowuje, albo zostawiam na wpół surowe. Najczesciej, jednak nie gotuje, swiadoma braku pasji kulinarnych. Siebie za to chce przy-gotowac.. Tylko, co pocznę, gdy uznam, ze wlasnie skonczyłam? Nadal nie wiem do czego sie przygotowuje, ale chyba na tym polega brak gotowosci. Gdy czujemy sie przygotowani na nowe rzeczy, nie zastanawiamy sie, czym one są. Robimy, przeciez co chcemy..

wtorek, 15 grudnia 2009

Moje "obsesje".


Troche zaskoczyla mnie przed chwilą Karolina. Zajrzalam do Kaski i ona tam siedziala. Chcialam sie zapytać, co ustaliły we dwie.. Planowalysmy zrobic sobie dzisiaj takie nasze pozegnanie przed swiętami. Wczesniej, gdy popoludniu odwiedzila mnie w pokoju Kaska uznałysmy, by ostatecznie to przelozyc. Czekalysmy tylko, co powie Karolina, gdy wroci ze szkoly, ale jak widac jej chyba najmniej zalezalo.. Skomplikowane? Obie z Kaską nie mialysmy zbyt wiele kasy. A jak jeden za wszystkich, to "wszyscy za jednego", szczegolnie, gdy trzeba komus postawić...


Teoretycznie, gdybym chciala wygospodarowalabym pewną sumke. Kaska tez cos tam miala, wiec moglysmy sie zlozyc. W sumie proponowala, aby to zrobic.. W koncu alkohol zawsze mozna kupic najtanszy, z czym musialam bezwględnie sie z nią zgodzic. Ja, jak pije nie zalezy mi, co konkretnie, albo nie konkretnie.. Nie musze tego konkretyzowac. A po wiekszej ilosci, jak kazdemu i mnie wszystkie konkrety znikają z oczu. A co, z oczu, to z serca, jak mawiają..


Jednak nie zalezalo mi, wiec uznalam, ze naprawde tych pieniedzy nie mam. Nikogo nie oklamywalam, ani siebie, ani Kaski, odrzucając pomysl składki.. Moge przeznaczyc swoje pieniadze na rozne niezbedne rzeczy. Picie aktualnie nie nalezy do nich. Nie spotkal mnie ten zaszczyt.. Zresztą ustalilysmy, ze po swietach na pewno "złapiemy" nowa okazję.. Ciekawe..

Najdziwniejsze, jak pisalam na początku, co mi dzisiaj powiedziala Karolina. Gdy opowiadalam jej o zdenerwowaniu z powodu tego, ze Murzyn nie gasi swiala. Wyjasnila ten stan, jakas moją obsesją. Na szczescie nie bylo w tym, ani odrobiny drwiny, ironii, czy czegokolwiek doprawionego pieprzem. Odpowiedzialam spokojnie, ze mam inne obsesje, a ta akurat do nich nie nalezy. Wtedy wlasnie wypowiedziala zdanie, ktore mnie zastanowilo:

-"No wiem, a to też widac jest Twoje obsesja".

Zaraz, zaraz pomyslalam.. Zaciełam sie, jakby w myslach, bo sama nie wiedzialam, co myslec powinnam.. Karolina mnie nie zna. Choc mieszkamy ze sobą, mijamy sie, ale ten dystans zadnej z nas nie przeszkadza, tak sądze... Jednak on wyklucza poznanie, wiec co do diabła ona moze wiedziec o moich obsesjach? No co?? Jakim kurwa sposobem wydaje jej sie, ze zdobyla o nich pojecie?


Ja sama pojecia o nich nie mam, wiec chyba tym bardziej Ty! Wiedz, ciezko mi z nimi zyc. Postepuje nie tak, jak chce lecz liczy się ich głos. Byle najprosciej zaspokoic głód obsesji, czego sie domagają, jak spragniony wody.. Owszem, tę zasade posłuszenstwa, juz zrozumialam, ale reszta jest zbyt trudna, zwlaszcza dla Ciebie.. Co moze wiedziec o tym ktos, kto mieszka tylko za scianą?
Ja jako matka swoich obsesji, nie znam swych dzieci.. Jedno drugiego nie wyklucza, owszem, ale zespala nas zbyt mocno. To jest supeł, ktorego rozwiązania nie dojdziesz, zwlaszcza, ze nikomu na to nie pozwole..

Niekoniecznie wiecej wiesz, niż ktos, kto mieszka na drugim krancu Polski, ale tez jest matką tych nieszczesnych sierot.. Niech Ci sie nie wydaje.. Obys urodziła zdrowsze cele.. A to, ze uwazasz sposob w jaki sie odzywiam, moze za dziwny i go nie rozumiesz, nie znaczy: znam Twoje obsesje! Pewnie nie chcialas mnie urazic, a ja za bardzo wyłapuję słowa, jednak nie lubie, gdy ktos mysli za duzo.. Nie gniewam sie, ale naprawde nie lubie tego.. A jak zaczac lubic cokolwiek, gdy czuje sie cos przeciwnego?

Obserwator glupio chichota. Nie wie, ze tylko mu sie wydaje, co aktor opanowal, a czego scenariusz nie wykluczył..
Ludzie mnie nie znają. Niektorzy tylko wiedzą, kim jestem. Czy powinnam czuć wdzięczność? A moze to jest bezwzględnie wymagane?

niedziela, 13 grudnia 2009

Pogadanka

Musze sobie z kims pogadac, wiec czemu nie tutaj? Nie mam zbyt wielkiego wyboru. Brakuje mi weny, zeby odpisac na maile. A to tez mogloby byc, jakims rozwiazaniem. Jednak ta alternatywa odpada stanowczo, jak wiele innych, ktorymi sie nie zajmuje.. W dodatku troche zla jestem, bo Daisy najpierw zaprasza mnie na Sylwka, a teraz dlugo milczy. Na niej moglam i moge polegac. Nigdy jeszcze mnie nie zawiodla, a ja ją? Twierdzi, ze nie...
Moze wpadla ostatnio w ciąg bulimiczny, a teraz dochodzi do siebie? A moze jej ojciec zaś sie schlał, wiec nie ma warunkow na pisanie? Mam tylko obawy, czy nie dzieje sie cos zlego. Powinnam powiedziec jej o tym bezposrednio, a nie gadac o tym tutaj. Skoro niczego przed sobą nie ukrywamy, nie mam ze szczeroscia problemu. Wobec niej oczywiscie, chyba jedynie..
Po prostu nie chce za wczasu panikowac. Ja tez czasem sie nie odzywam. Normalne dla mnie jest, ze inni MUSZĄ to zrozumieć.. Najlepiej, by bylo, gdybym w ogole nie musiala NIC MÓWIĆ, gdyby wszyscy sie domyślali, jak sie czuje i czego potrzebuje. Nierealne, ale uswiadomilam sobie, ze tak wlasnie MAM! Ciekawe kuźwa skad sie taka naiwnosc bierze? Czy z glupotą czlowiek sie rodzi, czy przyjmuje ją z mlekiem matki? A, gdy matka wcale glupia nie jest, czemu dziecko jej nie przypomina?

Teraz moja kolej.. Rowniez MUSZĘ zrozumieć innych.. Dzis troche chyba potrafie. Poczekam, az Daisy da znac. Troszke tylko mi przykro z powodu tej kasy, ktorą niedawno stracila. 2, 500 tysiąca zł poszlo sie jebac. Przez pomylke, moze zmeczenie, moze zamieszanie, a najpewniej wszystko razem, D. włozyla je z koperta do niszczarki. Szefunio rowniez zachowal sie zajebiscie, bo wreczyl jej tyle kasy w kopercie. Mogl to, jakos oznaczyc, choc teraz nie ma sie, co zajmowac winą. Na szczescie nikt sie nie skapnął, bo Daisy wyplacila pieniadze ze swego konta i je podstawila. Jednak na pewno odczuwala wielkie wkurwienie. WCALE sie nie dziwie, ale tak bywa..

Nie wierze w symbole. Moze w niektore, ale wylacznie swoje wlasne. One sa jeszcze bardziej pojebane, niz symbolika witania nowego roku. Oby jednak ten nowy rok (o ktorym zbyt wiele nie mysle), troche łaskawiej obchodzil sie ze mną i z ludzmi, ktorych kocham..

A dzis bedac w Biedronce, co chyba nikogo dziwic nie powinno, kupilam bratu prezent. Nie lubie wydawac kasy na pierdoly, bo znow troche z tym krucho, ale tym razem musialam.. I moze jednak chcialam, choc wiadomo, jakbym mogla, dalabym mu znacznie wiecej.. Za duzo pieniedzy wydalam na to jebane zarcie. Jeju, gdybym jadła, jak człowiek, a nie ciele, zaoszczedzilabym z kilkaset złotych. No dobra, bez przesady, ale mysle, ze na miesiac odlozylabym ze dwie stówy.. A tak, w formie obslinionej i obgryzionej, zmieszane z uczuciami, spływają one na samo dno scieków..

Nie moglam sie dlugo zdecydowac, co kupic B.. Stalam tam chyba z dobre pol godziny i sie zastanawialam.. Troche speszyl mnie ten stary ochroniarz z brodą, gdy skapnełam sie, ze stoi za mną.. Przez chwile zrobilo mi sie glupio. Pomyslalam, ze moze on pomyslalam, ze chce cos ukrasc.. Jednak nie byla to mysl zbyt silna, ani zbyt straszna. Szybko odgonilam ją z glowy, tlumaczac sobie, ze przeciez mnie zna. A skoro mnie zna, bo widuje mnie w Biedronie codziennie, nie watpi w mą uczciwosc.

Poza tym nawet wlasny brak uczciwosci w oczach innych, to nie potepienie. Prawdziwe potepienie jest wylacznie potepieniem własnym, ale mało kto wie, jak ono wygląda.. Mało kto wie, jak sie wtedy czuje, a ten kto wie, raczej czuje.. Potepienie sie przezywa, a z opisem jest zawsze problem, stad wiele nieporozumień.. Ja tez to, co wiem, nazywam czasem uczuciem, albo odwrotnie, czucie nazywam mysleniem... Rozsadne albo bezpieczne? Tak bezpieczne bardziej, niz rozsądne..KursywaKursywa

Bratu wybralam album na zdjecia. Malo oryginalny prezent, ale od jakiegos czasu wcale sie nie staram. Pamietam, jak bylam mlodsza, to z miesiac czasu przed swietami, szukalam prezentow. Obecnie nawet, gdybym miala wiecej forsy, energii ona by w moje zycie, juz nie wniosla.. Owszem, wciaz na swoj sposob lubie bardzo dawac prezenty, a takze je dostawac. Jednak teraz te dwie rzeczy wygladają inaczej, niz kiedys. A raczej, nie potrafie podchodzic do nich tak entuazjastycznie.. Czasem wydaje mi sie, ze tylko dzieci to potrafią, bo niektorzy dorosli, ktorych znam, nie cieszą sie na Swięta.. Niemal zupelnie, jak ja... Jak, ja czasami..

Mysle, ze B. bedzie mogl wykorzystac ten album, zeby pochowac tam wszystkie nazistowskie zdjecia. Te zdjecia, ktore zrobil mu Skuter, m.in. w glanach, a takze rozne inne. Przez jakis czas moj brat chowal niegrzeczne foty, a tych oczywiscie bylo NAJWIĘCEJ. Nie chcial, zeby ktokolwiek w domu zobaczyl, ze on tez moze takie coś miec.. Jednak w koncu foty dotarły do babki i matki, wzbudzając wburzenie. B. byl na nich bez bielizny i z glupią miną, salutujac przy tym. Niby, szczesliwie od tej pory nie musi ich ukrywac ;) Poza tym jest dorosly, wiec jego sprawa, co robi.. Jednak nie chwali sie nimi przed nikim, co dziwic nie powinno... Trzyma je w wielkiem pudle razem ze wszystkimi swoimi skarbami nazi.. Album powinien sie przydac i nie zajac w nim duzo miejsca..

Ja nie odczuwam wobec tych gołych fotek B., jakiegos wielkiego zaskoczenia. Nie pukalam sie nawet w czoło, gdy mnie pierwszej je pokazal, a wrecz czulam sie wyrozniona,hehe.. Pewnie, gdybym sama miala taka fantazje, to tez poprosilabym kogos, zeby zrobil mi podobne foty. Ale po co? Zeby patrzec na to ohydne, pokrzywione cialo, gdzie dół nie pasuje do góry? Gdzie kazda kosc wyglada, jakby pochodzila od innego czlowieka? Dziekuje, nie posmakuje.

No, juz wyglada na to, ze troche sie wygadalam.
Chyba wystarczy, poki co :] Naprawde znacznie mi lepiej!!

piątek, 11 grudnia 2009

Dzień dobry

i do widzenia.
Nie mam nic do powiedzenia.


czwartek, 10 grudnia 2009

Później, potem, nie teraz, ale zaraz!

Wszystko przekladam! Kojarzy mi sie to z tytulem piosenki, zaraz jak nazywal sie ten koles? Musze pomyslec... Chodzi o piosenke "Życie na czekanie"...

Juz wiem, śpiewał ją Łukasz Zagrobelny. Nie przepadam za nim, ale sam tytuł nawet mi sie podoba.. Pewnie, jak kazdemu, albo prawie kazdemu piosenkarzowi, ktos mu pisal teksty piosenk.. Sa takie osoby, ktore potrafia stworzyc naprawde dobre teksty, albo wlasnie tytuly. Nie zachwycam sie "Zyciem na czekanie". Jednak jednoczesnie uwazam, ze to dobre okreslenie, majace odniesienie do mnie. Śmiało tak mogę powiedziec i pewnie zgodziliby sie ze mną ci, co mnie znają naprawde..

Czekanie jest nieskomplikowanym sposobem na życie, albo po prostu-bycie. Bycie, a jeszcze nie życie - w sensie w jakim rozumieją je inni ludzie. Jednak w tym nieskomplikowaniu, nic nie pozostaje takie proste. AZ chce sie napisac, nic nie wyglada do konca tak rózowo. A wlasciwie wcale, czyli od poczatku róż sie nie pojawia. A jesli nawet przez chwile mozna odczuc inaczej, to tylko złudzenie.. Kolory tak łatwo pomylic, gdy są tylko mdłe..

Czekanie jest mdłe, ale ma inny smaczek, niz smak rózowy. Ten ostatni kojarzy mi sie z czyms słodkim i przyjemnym... Czekanie pozostawia niedosyt, jakby lezało przed nami pyszne ciastko. Niedosyt ten łatwiej zniesc, zwłaszcza, gdy tego ciastka w ogole sie nie probowalo. Jak przy żółtym swietle dla przechodnia, a czerwonym dla kierowcy. Raz, ze nie jestes samochodem, a dwa poruszasz sie na rowerze, wiec kim jestes? Przechodniem, czy juz kierowcą?

Takie to zycie, czekasz, az ktos da Ci gotową odpowiedz, albo ona sama, jakos przyjdzie. A najczesciej zdajesz sie na instynkty. Tę ogromną, wewnetrzną silę, ale inną od tej, ktorą naprawde jestes zainteresowany.. Popychają Cie, by jechac do przodu na zielonym świetle, tym pierwszym, jakie sie pojawi. Zyskujesz, wiec pierwszenstwo oraz wszystkie inne prawa, tak przechodnia, jak i kierowcy.. Czy to nie jest wspaniałe?

Nie bede odpowiadac na glupie pytania, ktore stawiam. Moze sprobuje opisac konkretnie, co i jak dzisiaj wyglada. Opre sie na tych dennych kolorach. Ale tak "oprę" oczami, by nie wyprzeć mozaiki kolorów przed sobą. Cos innego, niz zwykle moze zobacze, choc nie wiem, czy potrafie..

Poszlam do szkoly, jak zwykle. Wstalam tez, jak zwykle. I ani zmeczona zbytnio nie bylam, ani smutna, czy przybita. Moze w tym da sie na serio znaleźć cos innego? Nie no, obojetnosc, dół i wkurwienie, juz dawno spostrzeglam, to sa moje glówne stany.. Naprzemiennie wystepuja, jak cykl pór roku, choc z tym ostatnim mozna by sie klocic. Bardziej pewna jest regularnosc zmiennosci moich uczuc, niz wiosna po zimie..

Odmianą chyba powinno byc zrobienie tej cholernej inrepretacji. Musze pozliczac jeszcze raz wyniki WAIS i policzyc, takze rozne pieprzniete wskazniki. Moze niepotrzebnie nazwalam je pieprznietymi, bo w sumie chyba lubie takie rzeczy robic. Mysle, ze dlatego, bo zwykle bardzo rzadko je robie. A u mnie rzadkosc robienia czegos jest zwykle niespotykana.

Perseweruje wszystko, nawet staram sie chodzic spac o jednej i tej samej porze. Najczesciej udaje mi sie klasc do lozka okolo 3:30 w nocy.. Ucze sie tez tych samych przedmiotow, a ze zwykle zmienia sie tresc, to normalne. Normalne i nie zalezne ode mnie.. Poza tym do reszty zabieram sie w znany sposob. Nudzi mnie to oczywiscie i czasem cholernie frustruje, bo czlowiek nie moze zniesc niezmiennosci.. Tzn. moze, ale nie przez wiecznosc, bo zycie tyle nie trwa... Szkoda, ale nie umiem zmienic takich banalnych rzeczy. Zwlaszcza tych przymusow odrzucic nie potrafie.

Kiedys, jakbym przeczytala bloga takiej dziewuchy, jak ja, wspolczulabym jej. Na pewno nie moglabym pojąc, czemu na wlasne zyczenie ogranicza sie i jeszcze bezczelnie narzeka. Glupota zawsze byla i bedzie niepojeta. Zglebiac mozna tylko mądrosc, ale głupcy nie odrozniają jej od glupoty..

Kurwa, ja to jestem zajebista!! Wszystko na odwrot robie. Mam pisac o odmiennosci, a pisze o tym, co stale. Na dodatek zamiast mówic o tym, co robilam, pisze, co zamierzam. A zamierzac, to sobie moge. Zamiary sa bez wartosci, jesli ich nie urzeczywistnie!!!!!!! :/

środa, 9 grudnia 2009

uprzątam syf, zostawiam bałagan

Ciezko sie czuje po tym, co zezarlam. Kurwa. Jeszcze na dodatek ciezko mi sie wysrać, za przeproszeniem. A kulturalniej mowiąc, powinnam kupic sobie Xenne. Nie wierze, jednak w jej skuteczne dzialanie. Dobrze bylo poobcowac z autentycznymi przypadkami uzaleznień od tego syfu. I przekonac sie, ze on nic nie daje, bo nie dosc, ze sie tyje. Na dodatek rozpierdala jelita, wiec potem one normalnie, juz nie pracują.. Gdybym nie przekonala sie za ich posrednictwem, pewnie nie uwierzylabym. Reklamy robią człowieka w bambuko..

Nie wiem, czemu tak brzydko sie wyrazam. Skoro mozna pisac w przyzowity sposob, a dzis bardziej, niz zwykle, paradoksalnie: nie mozna.... Wkurwiona jestem.. Zamiast powiedziec: przeczyszczacz rozleniwia jelita, wole zwrot: rozpierdala, bo rozleniowiona to ja jestem.

Tak, wiec wiadome sa dwie rzeczy: wkurwilam sie i nie potrafie wziąźć sie do roboty. Moze inaczej: nie umiem zabrac dupy w troki. Czy tak sie to pisze, bo nie wiem? Jednego i drugiego nie łączy zaleznosc przyczynowo - skutkowa. A moze i łączy. Jednak o tym, takze nic mi nie wiadomo, wiec pewna nie jestem.. Nie zalezy mi takze, by dowiedziec sie prawdy. Bardziej, niz przyczyny, interesuja mnie skutki. One sa zawsze najwazniejsze..

A nawet, jesli pamietam o czyms z goła przeciwnym, jebie mnie tamto teraz.. Albo to ja jebie tamto, a nie ono mnie. Na jedno wychodzi, bo wszystko spoczywa, a raczej wariuje, w mojej główce makówce. Wlasna pamiec, czy moze glos rozsadku, podpowiada, czy radzi inną opinie...
Że niby powinnam zając sie przyczyną..

Zaraz, jaka opinia? Czy ta sprawa pozostaje, az tak błaha, by nazwac ją opinią? Ich samych jest tak wiele, jak i ludzi. Zadne nie powinno podlegac ocenie, choc czlowiek czlowieka nauczyl sie oceniac. Inaczej postępowalby wbrew swej naturze.. Teraz nie mam ochoty, ani sily, by myslec, ani oceniac cokolwiek. Przyjmuje pierwszą, bezwolną myśl.. Niech lustrują polityków.

Niedawno rozmawiałam z bratem przez Skype'a.. Jak zwykle czulam, ze o niczym konkretnym mi nie mówi.. Nudziłam sie słuchając go, wiec szybko urwalam gadkę.. Wczesniej, gdy nie pojawily sie jeszcze objawy jego psychozy (tak chyba mozna TO nazywac?), lepiej nam sie gadalo.. Nie wiem, moze wylacznie ja odczuwam taką blokade? Jesli nawet, czy warto od razu traktowac ją, jako istotny sygnal? Przeciez ten sygnał nie musi miec koloru czerwonego.

Jednak co innego, gdy choruje przyjaciel, nawet przyjaciel, a nie czlonek rodziny. Niby przyjaciel moze byc blizszy, niz wlasna rodzina, ale nie o to chodzi.. Chodzi o bardzo rózny charakter choroby B. i mojej wlasnej.. Swoja potrafie zrozumiec, ale jego pozostaje dla mnie czyms nowym, zupelnie obcym.. No moze, prawie zupelnie.. Nie potrafie i chyba nie chce jej zrozumiec. To przykre dla mnie w jakis sposob podwojnie, albo i potrójnie.. Co? To wszystko..
Przykro za matke, bo ma dwoje dzieci pojebanych.
Za babke troche tez, choc ona przywykla do słow B. w stylu: "zamknij sie starucho", "spierdalaj", czy "no i chuj".. Niby...
Wreszcie przykro za jego samego, bo rujnuje sobie zycie.
A nawet, jesli nie ma tu mowy o rujnowaniu, bo nie zbudowal na razie nic. Przykro, ze wlasnie niczego nie buduje, nie stwarza i brak mu nawet ochoty, by spróbować nowości.. Zwykle ludzie w jego wieku chetnie eksperymentują. A on? Zachowuje sie prawie zupelnie, jak ja.. Tak podobnie, a tak boleśnie, inaczej...

Ja, chociaz sie ucze.. Chce miec kase i nie tylko o to chodzi.. Glupią i beznadziejną nie przestane sie czuc. W jakis sposob na zawsze pozostane złamana, ale przynajmniej zdobede ten papierek. Ukonczenie studiow dzis nic nie znaczy, jasne, nie zapominam o tym.. Dla mnie, jednak ono ma znaczenie. Chce go zdobyc, a takze kilka innych rzeczy..

Brak mi przy tym sily, by probowac odkryc znaczenia B. .. Brakuje mi pojecia, jak one powinny wyglądać. Pewnie koniecznym gadżetem stałoby się logo ze swastyką. Na to akurat cwaniaczek nie ma, co liczyc... On sam musi chcieć, a na razie nawet nie odczuwa pustki nie-znaczenia... I braku chcenia, nie do zniesienia, jak poparzenie bez wody.. Tej pustki, ktorą ja odczuwam. Dla mnie własnie ona stanowi jedyną pobudke, tak silną, do dzialania...

Co on zrobi?
Nie wyobrazam sobie stracic tego, co mam.. Zabawne, pytam o niego, a odpowiedz kieruje na siebie... Po prostu, nie wyobrazam sobie znaleźć sie w jego sytuacji.. Choc z drugiej strony, moze on nie chcialby zamienić sie ze mną swą rolą w zyciu?

Kto wie...
Na razie obsadzono nas w rolach bardzo podobnych. Czy dwóch takich aktorów na jednym planie, to nie za wiele? A gdzie Pan reżyser? Czy Panu coś sie nie pojebało w scenariuszu?? Czy to na pewno miało byc tak, a nie inaczej? No kurwa, Panie!

wtorek, 8 grudnia 2009

Świątecznie.......

..........................ale na dworze!!!

A ja? Musze sie naładować, ale energią oczywiscie. I to nie taką w pozywieniu. Moze ona byc z powietrza, czy z czegokolwiek, byle nie ważyła więcej, niż 1 gram. I byle mozna ją bylo zdobyc w łatwy sposob, a takze, jak najszybciej. Wiem, ze duzo wymagam, ale pilnie tego potrzebuje!!

Nie mam konta na Allegro, a tam podobno rozne dziwoty sprzedają. Musze widac skorzystac z internetowej apteki. Poznalam, co prawda kilka doktorow z BC, ale nie smiem zadnego o nic prosic. Najlepszy byl moj lekarz rodzinny z Zagnidowa, taki utulny tatuś, co z nikim sie nie spieral. Zawsze sluchal pacjenta i chetnie pisal usprawiedliwienia. Szkoda, ze zmienil przychodnie.. Choc dwa, czy jedno opakowanie Tussi i tak niewiele zmienia..

Pewnie poczulabym sie lepiej, gdybym sobie zrobila po prostu wolne. Potrzebuje tego, jak kazdy. Nie jestem maszyną, przeciez pamietam o tym.. Zreszta nawet maszyny kiedys w koncu robią wysiadke. Nie ma idealnych maszyn, bo nie stworzono idealnych części do ich budowy. Szkoda, zawsze brakuje tego, czego akurat najbardziej potrzebuje. Przywyklam, wiec zero rozczarowania.. Poza tym opisane wyzej rozwiazanie, tym rozwiązaniem, jednak sie nie stanie. Raz, ze nie wiem, co to znaczy wolny dzien. Dwa, nawet gdybym znalazła takową instrukcję, nie potrafilabym jej zastosować. I wreszcie trzy, wolne dni bardziej mnie męczą, niz te zalatane, czy zarobione... Nawet spokojnie się nudzić nie potrafię..

Jednak obecnie, co innego mnie martwi.. Znowu doznam tej swojej zajebistej sprzecznosci. Tej smiesznej, a wlasciwie gorzej - idiotycznej, przeczuwam ją.. Matka chce, abym przyjechala do domu. Fakt, dawno mnie tam nie bylo. Cos czuje, ze chce zobaczyc, jak sie miewam. Znaczy, czy schudlam. Ja pierdole. Nie musi sie o to martwic. Tamten wspanialy etap, gdy dazylam do czegos, pozostal w tyle. Czasem sie za nim oglądne, tak jak teraz, ale nic wiecej.. Troche mi przeszlo. Tzn. chce byc chuda nadal, jednak to nie jest priorytet, jak kiedys. Moze latwiej mi mowic, skoro mam swoje rzyganie. Dalej robie swoje, a tlumacze sie uzaleznieniem, a nie odchudzaniem. Moj brat smieje sie: Przytyla i dalej wiedzie żywot. Po tej uwadze najczesciej smieje sie z nim.. Dzieki bracie za poczucie humoru i dystans. Ty chociaz nie rozpaczasz, albo swietnie udajesz.. Przynajmniej Tobie moge wszystko powiedziec i wiem, ze nie poskarzysz sie nikomu. Zreszta skarzyc na taka starą dupe, az nie przystoi.

Niedlugo stukną mi, az 23 lata, a w glowie tak niepoukladane..
Moze nadzieją jest pozostanie w tej izolacji, co teraz.. Bo boje sie swiąt, boje obcowania z ludzmi. Nie dlatego, ze ich rozczaruje. To jakby dalszy etap, o ktorym nie mysle.. Boje sie pierwszego etapu, a nie tych dalszych. Gdy dojdzie do tych dalszych, zwykle jestem tak dobita, jak ciele, ktorego nie ma, co podnosic.. A ciele nie myśli lecz wylącznie kona..

Natomiast ten zasadniczy etap, o ktorym mysle polega na wscieklosci. Tej, co opanować sie nie da, a przynajmniej nie ludzką siłą.. Tak łatwo wejsc mi w droge, a potem gówno wychodzi. Zreszta nawet gówno nie powstaje z niczego. Jednak dla mnie wszystko staje sie niczym, chocby gówna nie przypominało. Tkwie w tym domu i zasysam powietrze, ale nie oddycham. Katastrofa. Tak mi sie wtedy nic nie chce..
Niby teraz tez nie jest super, ale przynajmniej "musze" jeszcze dziala! Dzieki Bogu i Wszystkim Swietym. W ogole, dzieki temu i czemu, a nawet sobie! Jesli jest w tym "musze", jakas moja wlasna zasluga: dziekuje..

Wracajac do tego, co chcialam tutaj przemyslec. Wyglada na to, ze tylko tutaj to robie, bo normalnie nie mam kiedy sie zatrzymac. Moze czasem rozmawiam ze sobą po drodze. Wyobrazam sobie sluchaczy, albo sluchacza, ktorym przewaznie sama jestem. Jednak ile to trwa? Moze z piec minut, czyli tyle ile mam do szkoly, a wiec niewiele.. Tutaj sie zatrzymuje, czynie z tego miejsca taki postój. .

Moje miejsce refleksji. Najczesciej jest wylaniem żalów. Tej zawartosci, ktora przypomina ścieki, ale mnie nie odstrasza. Wlasnego syfu sie nie boje, ale cudzy o tej samej zawartosci, moze moglyby mnie przerazic.. Choc sama nie wiem, tak malo moze mnie zaskoczyc.. A syf, to syf. Prawie zawsze wyglada jednakowo, albo ma w sobie cos wspolnego.. Kto sie mojego syfu nie wystraszyl, pewnie ma wrazenie, jakby poza swoj nie wylaził..

Nie chce jednak snuc refleksji na temat syfu. Musze podsysic cień złudy, ze dorosla samotnosc uwolni mnie od ciasnoty. Moze w ten sposob rozszerze przestrzen i tak dzis ciasną.. Choc nie ma dla niej miejsca dla nikogo, sama tez ledwo sie mieszczę.. Nawet dla rodziny brakuje, bo w sumie pozostajemy sobie obcy.. Niby łaczą nas więzi rodzinne, wspolne geny. A takze rodzinne historie, ale tak niewiele wiecej nas zbliza.. Tymczasem zblizenie pozostawia coś wiecej, niz oczywiste więzi, dane z urodzenia. Wspólne pokolenia widac naprawde nie znaczą: wspolne dzieje..

Jak my sie dogadamy w te święta z familią? Kolejny raz pasuje pomóc cos, a nie wieźć zywota darmozjada. Matka nie oczekuje ode mnie wiele. Ucieszylaby sie na pewno, gdybym pobiła mikserem mase na placek. Gdy chce poodkurzać, zwykle kreci nosem, bo zazwyczaj sie spozniam. W domu, juz jest odkurzone. Za to nie zrobionych pozostaje mase innych rzeczy, a ktos to zrobic musi.. Tak mi sie nie chce nawet najprostszych rzeczy chcieć.. Juz teraz, choc do swiąt pozostalo z 10 dni, przelatują przez moj mózg (gnieciony przez czaszke), takie mysli.. Obym nawet bez chcenia zdołała cos z siebie wykrzesać, cokolwiek... Nawet iskierkę, nie płomień..

W dodatku niedlugo po powrocie do szkoly, trzeba oddac prace. Pierdole, jak sie wkurwie, sciemnie cos.. Moze nawet, juz dzisiaj, zaczne tak kombinowac, zeby ja wczesniej napisac....

Wybiegająca w przyszłość, nie dama.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Powtórka z wczoraj.

Dzis zycie mnie niczym nie zaskoczy. Ja siebie, ani nikogo tez nie zaskocze. Kolejny wolny dzien. Kolejne przebudzenie o 14 popoludniu. Wstalam i tak dosc wczesnie, jak na siebie. Pewnie niedlugo w świeta odespie ten czas, ktorego nie moglam przespac.. Jedynie z tego wzgledu pragne, by on nastal, juz zaraz, za chwile....

Gdyby nie moje przymusy, poszlabym natychmiast pod koldre. Cudownie by bylo tak zasnac. Gdyby Bog mnie spytal, czy chcesz, juz nigdy sie nie obudzic, zgodzilabym sie. To bylby cudowny prezent na spoznionego, ale niewiele, Mikołaja..Sen jest duzo przyjemniejszy, niz obcowanie z tym zyciem w nie-zyciu.

Ogolnie niewiele mnie obchodzi. Chcialam sie wzruszyc. Weszlam nawet na nasza-klase, zeby zobaczyc zdjecia takiej jednej kurwy. Nie znosze dziewczyny. Niestety jej usmiech na tej parszywej gebie nie dobil mnie, ani wcale.. Szkoda..

Jednak tak jest wlasnie teraz. Ani mnie obchodzi cudza radosc, ani łzy. Wlasny stan tez pozostaje mi obojetny calkowicie, bo choc marze o śnie, marzenia sie nie spelniają.. Nie moje i nie dzisiaj. Zreszta, co to za marzenie? Nawet ono nie jest dosc wyrazne i nie moze sie takie stac. Gdybym miala, choc cień nadziei, ze sen przyjdzie wczesniej.. A tak nie mam po co zamykac oczu, bo potem trzeba bedzie je znow otworzyc.

Jestem bardzo nudną, depresyjną osoba. Z drugiej strony potrafie udawac kogos calkiem innego.. Tylko tutaj pisze to, co mysle. Juz nikomu zupelnie o tym nie mowie. Ludzie nie zrozumieliby tego. Nie ci obok mnie, ktorzy chyba nigdy, az tak skrajnych mysli nie mieli. Nie szukam tez tych, ktorzy zrozumieliby moj stan. Coraz czesciej naprawde wszystko przestaje mnie interesowac...

Przeraza mnie tylko wizja, badz brak wizji, co bedzie za dwa lata. Nie-całe dwa lata, gdy skoncze studia.. Tak mocno pragne, by w koncu zaczal sie ten ostatni, piąty rok studiow. Wtedy moze łatwiej zniose własne przymusy i to zycie. Tak specyficzne zycie, posiadające specyficzny rytm ukształtowany od chwili, w ktorej tu nastałam...

Dlugo nad nim pracowalam. Poczatki byli bardzo trudne, wręcz tragiczne, ale sie udalo. Oczywiscie na swoj sposob. Niestety, zdarzylam sie, juz tym rytmem przejesc. W koncu duzą jego część stanowi zarcie, niemal
to samo codzień, ale nie tylko ono.. Chyba naprawde zwariowalabym, gdybym zyla tylko zarciem. Tzn. zyc nim mozna. Mozna ciagle wpierdalac za pomocą mysli, ale nic wiecej.. Mimo wszystko myśli czasem tez potrafią doprowadzić do obłędu...

Aktualnie potrzebuje innego rytmu. Najgorsze, ze tyle razy probowalam wypracowac nowy. Taki, ktorego nigdy nie chcialabym porzucic. Jednak zaden sie nie sprawdzil, a ile do diabła mozna probowac? Mysle, ze naprawde, ktos kto pozna rytm nałogu, juz zawsze bedzie mu podporzadkowany. Nienawidze ludzi, ktorzy probowali mi wmowic cos innego. Jak mogli, sami nie wiedzieli, jak to jest.. Naiwni i bezczelni... Tez kiedys bylam taka, jak oni, ale juz nie jestem.

Pierdole, trzeba odsiedziec ten wyrok!!! A potem, jak bezpański pies na wolnosci znów szukać swego miejsca na Ziemi.. Jeszcze bedzie zabawnie, uciekać przed hyclem i nie dać mu się złapać..

niedziela, 6 grudnia 2009

Santa Clown

Nie napisze nic nadzwyczajnego...
Niby nikt nie oczekuje tego ode mnie..
Ja od siebie tez nie, choc chcialabym, by wszystko czego dotkne
"przemienialo się w złoto"... Wtedy nie moglabym jesc, ani pic. Nie moglabym robic nic. Najcudniej by bylo, gdyby jeden mój dotyk
mnie tez zamienil w złoto. Moze wtedy stalabym sie cos warta...

Na Mikołaja jestem, juz za stara, ale to piekne, wciaz w niego wierzyc. Rano, gdy wstalam (okolo 15 ledwo sie zwlekłam z lozka), poszlam oczywiscie do Biedronki. Nie wiedzialam jeszcze, co kupie. Zastanawialam sie, czy zrobic sobie, jakis prezent z okazji 6 grudnia. Ostatecznie siegnelam po te produkty, co zwykle. Prezentem dla mnie mialy byc drobne zmiany. Zamiast najtanszego chleba tostowego, wzielam chleb graham. Zamiast margaryny za złotówke (tej ohydnej, bo nie rozpuszcza sie w gębie, jak masło), wybralam tę lepszą. Oprocz tego wybralam jeszcze inne rzeczy w stylu kefir oraz jablka, ale nie chce mi sie o tym pisac.

Gdy ogladalam sliczne bombki, zaczepil mnie ten koles, jeden z pracownikow, co zwykle. Wczesniej strasznie mnie wkurwial, bo jego żarty, jakos do mnie nie trafialy. Na szczescie od pewnego czasu dostrzegam poprawe. Jednak da sie z nim zamienic kilka zdan tak na powaznie.. W dodatku kiedys uprzedzil mnie, zebym kupila wiecej jablek, bo na nastepny dzien mialy podrożec. Rzeczywiscie podrożały.. Stwierdzil, ze mowi mi to, bo mnie lubi. Jakie to dziwne, pomyslalam wowczas. Lubi, ale za co? Haha.


Przychodze tam, a to, ze zwykle jestem miła jest chyba normalne. Nie czuje sie od niego, ani od nikogo lepsza, wiec nie moglabym zadzierac nosa.. W kazdym razie, odpowiedzialam mu wtedy z grzecznosci, ze tez go lubie. Tak naprawde chyba nie klamalam. Lubie ludzi, ktorzy sa dla mnie mili, ktorzy czasem porozmawiaja ze mna, a nie traktują mnie, jak manekina. Albo kogos, kto niekoniecznie jest im potrzebny do wysluchania opowiesci, albo udawania, ze ich slucha.. Czasem paradoksalnie nawet na tym ostatnim nie zalezy im..

Nie znosze traktowania innych, jak kogos, kto nie istnieje. Niezaleznie od tego, co by nie zrobil, on sie nie urodzil, ale codziennie umiera. W tej smierci tak samotny niezmiennie jest. A po niej nikt go nie opłakuje, bo o tej stracie nie wie... Owszem czasem tez sie tak zachowuje wobec innych. Jednak postepuje tak bardzo rzadko, gdy siegam dna. Dawno zrozumialam, jak wielkim przeciwienstwem ideału pozostaje.. Kiedys Brocek (fajny koleś z dawnych wykładów i cwiczeń) opowiadal nam o regułach atrakcyjności interpersonalnej. Mówił miedzy innymi o regule lubienia ludzi, ktorzy nas lubią z pewnymi wyjątkami. Oczywiscie doskonale wiem, co mial na mysli.. Trudno zignorować te wyjątki, skoro zazwyczaj wlasnie mnie one dotyczą..


W kazdym razie wracajac do miejsca, w ktorym codziennie bywam, czyli Biedrony. Zrobilam zakupy, spogladajac glodnymi oczami na całe multum zabawKursywaek. Glodna bylam nie tyle prawdziwego zarcia, ale tej zarlocznej potrzeby radosci dziecka. Te radosc wiele dzieciakow dzis otrzyma od swoich rodzicow. Zazdroszcze szesciarzom, choc moj czas, tamten czas chyba jedyny tak niepowtarzalny, juz uplynal.. Koles z Biedrony zapytal mnie, gdy ogladalam zabawki, czy wybieram cos dla swego dziecka.


Rozsmieszyl mnie mocno, jednak udalo mi sie zachowac powagę. Sama jestem dzieckiem nadal. Zreszta wydaje mi sie i na pewno slusznie, ze przeciez tak wygladam! Jakim cudem mogl pomyslec, ze JA moglabym miec wlasne dzieci? Nie zawsze dzieci chcą rodzić dzieci.. A ja powiem tak: Nigdy!! Odpowiedzialam mu, ze wole wychowywac psa. Tlumaczyl mi, ze pies nie potrzyma mnie za reke i rozne inne pierdoly. Nie bede ich przytac. Wcale nie dlatego, ze to, co mowil bylo calkiem bez sensu. Owszem, sens pewnie mialo, ale tego sensu nie podzielam z nim.. Mam wlasny, nieco inny.. Szanuje, jednak sens obcych ludzi i ludzi nie obcych.


A teraz mam ochote zaspiewac na cały głos:

Jak sie masz? Jak Ci mija życie?
Taki piekny czas..

sobota, 5 grudnia 2009

Ukochana zima


Szybko sie sciemnilo. To sa jednak plusy zimy. W sumie dobrze, ze do lata jest jeszcze bardzo daleko. Chyba chcialabym, aby zawsze pozostalo tak, jak jest. Po co cokolwiek ma sie zmieniac. Siedzenie w domu mija duzo przyjemniej, gdy kontrastuje z temperatura na dworze. Owszem, w domu czasem tez cholernie sie ochladza. Zwlaszcza, gdy panują anomalie moich nastrojow, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo. Poza tym w lecie tym bardziej mogą mnie one zaskoczyc. A wtedy to dopiero przezywa szok dusza i cialo. Wszystko jeszcze bardziej rozdziera je na pół.

W duszy panuje zima. Cialo tez pozostaje blizsze tej porze. Takie stare, zmeczone i "anemiczne" z kazdej strony, jak mawia moja babcia. Blizsze jest wyczekiwaniu konca u ludzi starszych, ktorzy wiedza, ze umra. Zas dalsze poczuciu oczekiwanej z nadzieją zmiany. Tej własności małych dzieci, planujących swe dorosle zycie. Mozna by ją utozsamiac z wiosną, czyli fantastyczną przemianą, jaka budzi w niektorych zachwyt. Nie pamietam, czym jest zachwyt, ale pewnie czyms podobnym do wzruszenia. Tak to sobie probuje wyobrazic.
Uczucia sa sztuką. Różnymi kolorami malujemy nasz stosunek do świata, ale nie na płótnie. Ze mnie kiepski malarz, a takze znawca sztuki. Nawet, gdybym potrafiła pieknie malować, pewnie chciałabym jeszcze piękniej. To taka cecha artystycznego niezadowolenia. Podobno samokrytycyzm jest cnotą w sztuce ;)

Dobrze, ze dzis probuje cieszyc sie zimą. Lepiej ze światem współgram, a mniej walcze.
Naprawde!!

piątek, 4 grudnia 2009

Dupa zbita.

Jeszcze bardziej wypłowiała. Jeszcze bardziej wyblaknieta. Jak jakas szmata, ktora sie sprała. Nic, juz jej nie pomoze, wiec trzeba ją wyrzucic na smietnik. Tam znajduje sie wlasciwy dom, ktorego nie powinna nigdy opuszczać..

Wlosy tez mam "wyblakniete", tlumaczac to na jezyk reklam farb typu Garnier. Pasuje cos z tym "fantem" zrobic, ale zauwazylam, ze od jakiegos czasu, kompletnie mnie wszystko jebie. Niby sie wyzywam, zwlaszcza na blogu - dosyc klne, a to o czyms swiadczy.. Jednak, gdybym byla naprawde wkurwiona i naprawde przezywalabym to zycie, nie istnialby ten blog. A nawet, gdyby istnial, nie szloby go odczytac ze zrozumieniem. Choc teraz nie mowie, ze to łatwe ;)

Zreszta mowiąc o tym, ze wszystko przestaje mnie obchodzic, mam na mysli glownie wygląd. Troche to glupie, jakbym chciala powiedziec: wyglad jest wszystkim. Skoro sprowadzilabym go we wczesniejszym zdaniu do wszystiego, mozna by tak pomyslec... Wyglad jest dla niej wszystkim, ale nie przyjmuje tego do swiadomosci - tak to sie nazywa??

Wcale nie! Nie zalezy mi na powierzchownosci do pewnego stopnia. A ten stopien stale rosnie w góre.. Na pewno nie wyglada tak, jak kiedys, bo obecnie jest bardziej stromy.. Zeby powrocila troska o te gówniane sprawy, trzeba by wyjsc na jego szczyt.. A potem, co? Zlamac sie na pół, spadając w dół? Dawniej, choc troche staralam sie, by wszystko lepiej do siebie pasowalo. Robilam to głownie dla siebie, oczywiscie.. Co sie zmienilo? Duzo. Moge wlozyc byle, jaką kiczowatą bluzke i te same spodnie nosic przez tydzien. Po co mam je zdejmowac, jesli nie smierdza,heh.. No dobra, bez przesady..

Nie obchodzi mnie moj sweter gryziący sie z tym, co mam pod nim. Nie mysle, ani nie poczuwam sie do poprawy. Niechlujnie spod tego swetra wystaje mi bluzka, z guzikiem rozpietym, albo zle zapietym..

Jak facet z rozsunietym rozporkiem, chodze po tym swiecie na wpol ubrana przyzwoicie (chociaz). Z tym, ze ja w przeciwienstwie do niego, nie zapomnialam o niczym.. Po prostu nie postaralam sie, jak trzeba.. Czasem moze sie wydawac, ze jednak to robie. Gdy wygladam, jak nie czlowiek, ktory probowal chociaz ubrac sie ludzko... Owszem. Taką mnie czasem ludziska spotykają.. Jednak nawet wtedy nie daje nic od siebie (sobie). Tak, wiec na próżno cieszyc sie za wczesnie. . Wkladam to, co mam pod reką, zachowuje sie wygodnie..
Pewnie takich, jak ja znajdzie sie wiecej.. Mimo wszystko ich zawsze pozostanie mniej, niz takich jak nie-ja.. Tamtych ostatnich akurat wszedzie pełno Szkoda, bo tylko zabierają powietrze i nic poza tym wyglądaniem nie czynią swiatu na korzyść..

Oni wlasnie najczesciej sa tymi, ktorzy szybko wyłapują mój dziki styl. "Dziki" pozostaje komplementem, poniewaz wtedy chociaz otrzymuje pewien styl.. Z reguly, jednak uznaja mnie za bezguscie. Na przyklad cudna Oleńka z akademika. Tak, ta pani, z ktorą dzielilam kiedys pokoj.. Wlasnie o tej cipie mowie, bo ona przeciez czyta gazety typu "Cosmopolitan". Jest, wiec bardzo trendy :]

Musze walnąc wiecej leków. Biore minimalne dawki, ale okazuje sie, ze to za malo. Zezarlam, juz przez to wszystko, az 4 jablka. Niektorych moze taka ilosc smieszyc. Spokojnie "kochaniutcy", mojego napadu nie widzieliscie! Odsylam do wpisow wczesniejszych.

A czemu musze? Bo MUSZE sie lepiej poczuc. Chyba naprawde źle ze mna, skoro mysle o Oleńce.. Zupelnie jakby miala byc dla mnie kims waznym. Jeszcze czego! Nigdy nie kupowalam magazynow, czy miesiecznikow (nawet nie wiem) Cosmopolitan, wiec nie mamy o czym gadac.. A fakt, ze ukradlam jej kilka razy zarcie, juz chyba odpokutowalam? Tak przynajmniej mysle...

Co do sasiadek, Karolcia zostala w mieszkaniu, czyli postapila wedle planu. Choc cholera ją wie, czy to był plan, czy nie. Moze normalni ludzie tez niczego nie planuja? Albo nie planuja takich glupot? Zamiast tego moze postepuja, jak czują, by wybrać najlepszą opcję? Czyli,jak to sie przeklada na mój jezyk? Co znaczy "zaleznie od sytuacji"? Co zrobic z sytuacją niezrozumiałą? Dla mnie nic nigdy nie sprawia wrazenia dostatecznie jasnego, a co do tego wyrazistego. Na dodatek, najczesciej nie tylko na niejasnym wrazeniu konczą sie te klocki.. Wtedy zwyke nie wiem, jak wybrac i w czym wybierac, a tym bardziej, co dalej? Kolejnych krokow nawet sobie nie wyobrazam.. Skomplikowane,hehe

Mniej skomplikowane, ze mam ochote cos jej zrobic. Niech sie zamknie, bo ją opierdole!! Chce świętego spokoju.. Po smierci nie wiem, czy go dostane, na razie nie zasluguje. Kurwa, a za zycia tak ciezko o niego. Ludzie zupelnie sie z soba nie licza, a chca, by liczyc sie z nimi. Egoisci.. Powinnam tez tak postepowac, ale nie zawsze wychodzi. Wlasnie dlatego, ze nie zawsze uwazam, ze za rzadko! Niech nikt sie nie dziwi, ze mowie, jak mowie i czuja, jak czuje..

Pragne zamieszkac w kostnicy. Zmarli przynajmniej nie halasują!!!!!!!!!!!!!!!


Pani CZEPIALSKA, albo BOA DUSICIEL

czwartek, 3 grudnia 2009

All bitches in my mind.

Pomyslalam przez chwile, jak wspaniale bylo by, gdzies uciec, ale nie tak, jak zwykle. Uciec tak, aby ta ucieczka wyszla, abym naprawde uciekla i na chwile ustac mogla.. Tak w miejscu stanac. Przez chwile pooddychac pelną piersią, powietrzem nie zatrutym codziennosciom. Spojrzec przed siebie i zobaczyc piekny horyzont, a nie ludzi pedzacych, jak na wyscigach..

Zazdroszcze szczesciarzom, ktorzy na weekend wyjechali na narty, łyzwy, czy gdziekolwiek jeszcze. Niektorym slusznie takie wolne sie nalezy, wiec niech mają, skoro zasluzyli.. Ja tez mysle, ze zasluzylam, ale jakie to ma znaczenie? Gówno mam, a zasluguje na wiecej. Zycie jest niesprawiedliwe. Pierdole kurwa, ze to ode mnie zalezy, ze siegam po to, co chce, wiec to otrzymuje. Pierdole to naprawde..

Wkurwia mnie szkola. Wkurwiaja ludzie wokol. Nie wytrzymuje, a musze przetrwac jeszcze, jakos ten 4 rok.. Kiedy Diablica studiowala ze mna, nie docenialam jej. W pewnym sensie mialam racje, bo jej wady byly naprawde uciazliwe. Co gorsza ona nie miala zadnego zamiaru, by je zmienic. Jesli ktos mial cos zmienic, ona zawsze uwazala, ze to powinnam byc ja..

Dlatego odkad odeszla, nie narzekam tyle, co wczesniej.. Po prostu z nikim nie robilo sie tego tak dobrze, jak z nią... Trzeba przyznac, ze wiele rzeczy wykonywanych wspolnie, sprawialo mi przyjemnosc. Jednak wczesniej widzialam glownie negatywy. Wydawalo mi sie, ze nie ma znaczenia, czy ona ze mna zostanie, czy nie. Przeciez i tak zawsze trzeba liczyc na siebie.. Jednak, gdy jej nie ma, czuje sie jeszcze gorzej.. Wtedy bylam sama i nadal jestem sama, ale teraz rowniez cielesnie.

Wtedy cialo Diablicy kroczylo obok mojego ciala, jeszcze bardziej martwego. Moglam sie na nim, jakos wesprzec, choc to niewiele pomagalo, dalej sie przewracalam.. W stosunku do stanu duszy, to cialo pozostawalo zawsze bardzo bardzo żywotne. Zreszta nie ma, co porownywac!! Stan mojej psychiki strasznie kontrastuje z ludzkim, czy psim gównem. Oczywiscie na wlasną niekorzysc, bo kazde gówno zawsze wyglada przy nim cudnie. Chcialabym, aby moja psychika prezentowala sie tak wspaniale...

Niestety.. Moja dusza nie dosc, ze wyglada, jak wyglada, na dodatek smierdzi!! Smierdzi zgnilizną, ktorej nie da sie opisac. Owszem, zawsze mozna sie postarac i sprobowc, liczac, ze jednak sie uda. Niestety, gdy cos w srodku gnije i zgnic nie moze, pragnie sie chocby do gnoju uciec. Gnój pachnie przy tym, jak niebo, uosobiające według mnie najpiekniejszy zapach. Taki, jaki zmysly wyczuc nigdy wczesniej nie mogly..

Na dodatek, zeby mojego wkurwienia bylo malo, dobila mnie sasiadka. Karolina stwierdzila, ze nie jedzie do domu, gdyz musi nadrobic zaleglosci. Do tej pory zawsze na dwa dni sie ulatniała, wiec panował większy spokój.. Moja pierwsza mysl byla taka, ze pewnie zadali jej, jakieś zadania w szkole.. Mylilam sie, bo Karolcia miala na mysli relacje towarzyskie. Czyzby naprawde ich stan miewal sie, az tak tragicznie, by nie odwiedzic mamuni i tatunia? Ciekawe, co ja mam powiedziec... Po prostu watpie, a nawet nie wierze, ale... Pieknie! Czeka mnie zajebisty weekend. Podczas niego zostane zmuszona sluchac glupich smiechów, chichów i tłukących sie talerzy podczas robienia posiłkow... Kogo? Oczywiscie Karolniki razem z Kasia..

One powinny wylazic wiecej z domu. Ja gdybym byla zdrowa, nie spedzalabym calych dni w mieszkaniu, a one spedzaja! Moga mi sie dziwic, ze ja tez prawie wcale z pokoju nie wychodze. Jednak ja mam swoje powody, czyli pierdoloną bulimie i jeszcze bardziej pierdolniete przymusy. A one tego nie maja!! NAWET nie wiedza, jak im zazdroszcze..

Czemu, wiec tak zyja? Dzialają mKursywai na zlosc.. Moze i sama zachowuje sie roszczeniowo, ale chcialabym, by wszyscy, gdzies sie rozplyneli.. Raz na zawsze, skoro sama zniknac nie moge..

Dzis opuscilam cw. z neuropsychologii. Wjebe sie na jutrzejsza, poranna grupe tak, jak dzis wjebalam sie do Martuni. Zreszta, jak zwykle, bo zawsze tak postepuje, jaki mi wygodniej,heh.. . Co z tego, ze jutro pojde niewyspana z oczami, ale jakby bez oczu? Zmeczona jestem zawsze, wiec jebac wszystko.

Jebać!!!

środa, 2 grudnia 2009

Derby

Alice, napisalas w komentarzu, ze podziwiasz moje zaangazowanie w pisanie tutaj..

Hehe, ale mnie w tym momencie wyskoczyl na twarzy glupi usmiech. Szkoda, ze nie moglam go zobaczyc, a Ty tym tymbardziej!! Do lustra obok, ktore jest w lazience, jakos isc mi sie nie chcialo. A chyba powinnam.. Pojawilo sie tez pytanie, co ja mam w zyciu lepszego do roboty? Odkad nie potrafie odpoczywac, moge chociaz otrzymac, jakis zastepnik. Prowadzenie bloga w pewien sposob mi pomaga. Wspieram sama siebie, choc niemal ciagle narzekam, ale to narzekanie na chwile odrywa mnie od Ziemi. Co z tego, ze potem spowrotem na nią wracam, skoro tak trzeba? Przynajmniej przez chwile moje mysli nie sprowadzają sie do przeszlosci, terazniejszosci, ani nawet przyszlosci. Nawet jesli mowie o czyms, co dzialalo sie w konkretnym momencie, badz moze zdarzyc. Te slowa nie zagrazają mi, jak wtedy, gdy wymagano ode mnie konkretnego zachowania. Wlasnie dlatego uwazam, ze "gadać sobie mozna" ;)

Moj dzien nie odbiegal od starego schematu. Ani w zadaniach tych narzuconych z zewnatrz i wewnatrz, ani w uczuciach. Moze z ta tylko roznica, ze wszystko bylo bledsze, niz zwykle. Rowniez zadania nuzyły mnie cholernie. To dobre slowo, choc troche nie pasuje do sposobu, ktorym sie zwykle komunikuje. Powinnam chyba napisac, ze obowiazki codziennie irytowaly mnie i wkurwialy, jednak nie tak to czulam. Znużenie bardziej pasuje, by przedstawic ten stan, gdy siedzac na zajeciach M., ogarnial mnie napad hiper-somnii. Marzylam, aby jak najszybciej przestal truc. Gówno mnie interesowaly placowki opiekunczo-wychowawcze, swietlice opieki dziennej, poprawczaki i ich podzial oraz zadania. Słowem te miejsca, w ktorych on jest tak rozkochany..

Zreszta zmienilam o nim zdanie.. Na poczatku wywarl na mnie bardzo pozytywne wrazenie, ale im wiecej go slucham, tym bardziej bolą mnie uszy.. Nie wspomne o slownictwie typu: panienka, ktore mu nie przystoi.. Powiedzmy, ze to jeszcze idzie zaakceptowac. Staram sie zrozumieć te gadke i wytlumaczyc na swoj sposob. Moze mowi prosto z mostu, jak czuje, bo nie potrafi udawac. Moze to wlasnie jest wielki plus, ktory ciezko docenic, bo nie brzmi przyjemnie? Jednak mam dosyc sluchania o uposledzonych panienkach. Panienkach, ktore mialy okres i ktore trzeba bylo, jakos podmyc, a on nie mial na to ochoty.. Wiem, ze M. chce nas czegos nauczyc, stad pewnie tak duzo mowi o molestowaniu seksualnym i calej czarnej reszcie. Jednak do diabła, niech wreszcie zajmie sie przedmiotem: niedostowaniem spolecznym. A nie opowiadaniem o wlasnym zyciu i o tym, z czym to sie on nie spotkał..

Poza tym nawet, jesli ja zignoruje jego jezyk, zawsze znajda sie tacy, ktorych on zbulwersuje. Niby to normalne i nie chodzi o to, by zdobyc ich łaski. Chodzi o to, ze z pewnych rzeczy wiekszosc ludzi na cwiczeniach zdaje sobie sprawe. O tych rzeczach nie trzeba nam przypominac, bo to sie staje coraz bardziej denerwujące. Natomiast historie z zycia Pana M. sa bardzo interesujace, ale lepiej, gdyby nie ograniczal sie tylko do nich... Mam dosyc zycia wlasnego, wiec co mnie obchodzi cudze?? Daże do wlasnych dokonań. Nie posiadam aprobaty, ktorą chce kogokolwiek obdarzyc. Pragne wlasnej autoaprobaty!

Niektorzy, jakby zapominaja, gdzie sa i po co.. On chyba tak ma, ale spoko, nie jestem lepsza, bo tez sie gubie. Jednak nawet, jesli nie wkurzyla mnie (do tej poryKursywa) jego nadmierna pewnosc siebie. Mam dosyc fatygowania sie na zajecia, by sluchac wyłacznie o tym, co to on nie zrobil, albo czego nie wymyslił.. Zawsze myslalam, ze wielcy ludzie sa wielcy, a wielkosc swa chronią w zaciszu. Publicznosc naraza ich na przytloczenie, a wielkosc chyba potrzebuje przestrzeni?

Jesli chodzi o temat najnowszego wpisu, oczywiscie zainspirowal mnie do niego Pan M.

Coz to takie owe Derby? Wedlug niego w slownictwie wieziennym, jesli go dobrze zrozumialam, okresla sie w ten sposob pewien, jakby sport. Stad pewnie dlatego nie raz w telewizji, prezentenci sportowi stosują ów termin podczas transmisji roznych meczy pilkarskich. Jednak tam nie zwraca sie uwagi na derby lecz na sam mecz. A w kazdym razie, na pewno nie na takie, ktore M. mial na mysli,heh

Derbami okresla sie w wiezieniu walenie konia wsrod wieźniow, znajdujacych sie w jednej celi. Najpierw oni opowiadaja rozne erotyczne historyjki, by troche sie wzajemnie podniecic. A potem rozpoczęte zostają oczywiscie wlasciwe derby.. Od tej pory wazne, kto skonczy je pierwszy, gdyz wlasnie ten wygra..

Szkola rzeczywiscie uczy, przynajmniej moja!
Dziekuje Panu M., ale tak szczerze, bez ironii. Nie zabraklo mi pomysłu na temat, bo zawsze miewam z tym problem. Tymczasem po nużącym konwersatorium, niemal od poczatku wiedzialam, jaki tytul chcę! Taka nagroda?
Derby byly rewelacją!!!!

wtorek, 1 grudnia 2009

hiper-somnia

Wkurwiam sie, bo ostatnio jestem niemal ciągle senna. Zmeczenie to normalna rzecz w moim przypadku. Z zapałem zupełnie mi nie do twarzy. Inne maski sa bardziej gietkie. Dopasowuja sie do mojej twarzy perfekcyjnie. Zawsze pozostają na swoim miejscu, dopoki nie zechce ich zdjąc, bo skora tez "musi oddychac". Natomiast zapał dziwne rzeczy z ludzką gębą wyprawia. Dodaje jej zmarszczek wokol oczu i jakis linii, jakby papilarnych, z kazdej strony policzkow.. Strasznie to postarza. Mimo to ludzie wokol mówią, ze najpiekniejsze zmarszczki mają, ci co duzo sie smieją..

Życie to najbardziej cięzka praca. Wlasnie dlatego wazne, by miec do niej odpowiednie wyposazenie. Takie, ktorym umiemy sie posluzyc. A nie takie, ktore polecają nam inni, bo sami sie nim poslugują... Gdyby ta praca byla lekka, pewnie przestałabym calkiem czuc. Czuć, ze zyje.. Teraz czuje to zycie, bo zgubilam zapał. A na jego miejsce przyszło zmęczenie, zawsze bardziej dotkliwe... Tak, wlasnie tak to widze teraz. Ciekawy wydedukowałam sens? To dowod tego, jak bez niego trudno wytrzymac.

Sennosc przezyje, dopoki mam sens, by walczyc z nią. Nieustannie.. Najtrudniejszą walkę podejmuje, jednak z samym zyciem. Ceną jest tez zycie, bo to walka z życiem o życie. Choc nikt chyba nie chce mi go odebrac, nadal brak mi pewności..
Bez walki nie tylko moglabym stracic zycie, ale zapadlabym w głeboki sen. Nie, jak zwierzeta, ktore w zime zimują, a potem sie budza. Zrobilabym to raczej, jak ktos, kto przesypia swe zycie. A potem budzi sie, gdy zadne lato, juz go nie spazy.. Zadna wiosna nie wystraszy obrazem narodzin rozpaczy. Jesiennej rozpaczy... Zimy rowniez nie rozpozna, wiec przymrozki zostaną w epoce dinozaurów.. Tam historycy sprobują sie do nich dokopać.. Ale to niewazne, skoro obcym nie wolno przyglądać się temu.. Zawsze "obcym wstęp wzbroniony"..
Skoro zyjesz walką, gdy walczyć przestaniesz, stracisz zycie. Moze nie calkowicie, ale zostaną strzępy, z ktorymi ciezko cos zrobic.. A Ty przeciez nie rozumiesz, co znaczy "inaczej". Tak malo jeszcze wiesz,
tak malo potrafisz. Nie probuj niczego wiecej i tak sie nie uda.

poniedziałek, 30 listopada 2009

(Od)cień

Mam wolny poniedziałek i wtorek. Gdybym wczesniej wiedziala, ze Marta odwoła zajecia, pewnie pojechalabym do domu. Sprawdzily sie jej przypuszczenia, ale najczesciej one sa na chybił-trafił.. Gdy pytalam ją o zaległe zaliczenie, wspominala o własnej niedyspozycji. Oszczegała, choc to chyba niewlasciwie slowo (wobec czlowieka o maskowatej twarzy, ktory nigdy sie nie denerwuje), ze moze konieczne okazą się wolne dni.. Przynajmniej wiem, ze naprawde źle sie czula, a nie zbywała mnie jedynie.. Mimo wszystko nie szukałam wtedy drugiego dna... Wierzylam we wszystko, co słyszałam, a słabiej widziałam.. Tym bardziej wiedząc, jak wielu ludzi choruje ostatnio na grypę, trudno sie temu dziwić.. Nawet Magda narzekala cos ostatnio na samopoczucie, gdy sie widzialysmy. Zdziwiona troche byla, bo szczepila sie na grype. Matka zmusila ją do tego.. Zauwazylam, co zreszta sama Magda podkresla, ze jej matka lubi ją "ustawiać". Zupełnie, jak moja niegdys.. Beznadziejne jest traktowanie swych dzieci na obraz i podobienstwo, jakiegos mebla..W tym aspekcie obydwie rozumiemy sie..

Wolałabym jednak, aby Magda mówila wiecej, nie chodzi nawet, juz co konkretnie.. A nie bym tylko ja ciągnęla rozmowe.. Zwlaszcza przy cierpieniu na brak czegokolwiek do powiedzenia! Niczym, jakies lane kluski, przy przygotowaniu ktorych, zabraklo mąki, albo wody - tak to wygląda.. Oczywiscie nie powiem, ze źle mnie traktuje, bo musialabym zrozumiec, gdyby nie chciala na mnie patrzec! A ona nie dosc, ze patrzy na mnie, rozmawia na tyle na ile ją stać, to jeszcze zajmuje mi miejsce koło siebie. Ostatnio bardziej sie też stara, naprawde. Częsciej pyta, co u mnie i czy jade do domu na weekend.. Gdybym tylko umiala byc bardziej szczera, bo roszczeniowej natury chyba sie nie wyzbede nigdy.. Wiem za to, ze spróbuje docenic dobro wokół mnie. Chociaz tyle - spróbuje. Nie poparze sie, a co najwyzej nie zasmakuje sie w tym.. Wtedy powróce do starego smaczku zycia. Wielkiej roznicy nie odczuję. Moje uczucia i tak "barwią" ten swiat na jeden kolor...

A najróżniejsze smaki w pomieszczeniu o tym samym (od)cieniu, upodabniają się do siebie.. Cień je przenika, tak jak czasem obezwładnia ludzkie dusze..

Skoro wywnioskowac z tego, co pisze da sie jedynie, ze mam wolne dni, powstaje pytanie.. Pytanie: Co z nimi (z)robie? Oczywiscie to pytanie budzi się wystraszone, ale w mojej glowie. Dalej sie nie przemieszcza. Nie wychodzi poza granice tej ograniczonej łepetyny. Kogo w koncu naprawde interesowałoby, co pocznę, jesli w ogole pocznę? Myslisz: nie poczniesz nic, bo na więcej Cie nie stać!! A wlasnie, że pocznę kolejne bzdurki...

Do tej pory bylam z Kaską w aptece. Czasem czuje, ze tak "wspaniale" (az dziwnie to brzmi) nam się rozmawia, zupelnie jak kiedys z kims.. Nie pamietam dokladnie kiedy to bylo i z kim, gdy ta rozmowa sie udawala... Zreszta pewnie teraz tez, jak zwykle przesadzam. Przesadzam, bo mowie tylko o swoim punkcie widzenia. Kaska, przypuszczam, moze miec mieszane uczucia. Pewnie mnie lubi, ale jakos bardziej, niz troche, pewnie nie potrafi. To i tak wiele, choc glupia jest jedna rzecz, na ktorej czasem sie łapie. Niedkiedy, gdy ona rozmawia z moją drugą sasiadka, jestem zazdrosna.. Czasem zazdrosc mierze tylko w strone Karoliny. Innym razem złoszcze sie na Kaske, bo "zabiera" mi Karoline. Jakie to glupie, skoro ostatnio prawie wcale ze soba nie gadamy.. Z Kaską troche wiecej zagadujemy do siebie, ale na marnej zasadzie. Na zasadzie: jak wiesz, to się ciesz..

Po prostu wkurza mnie, ze w tym mieszkaniu mieszka ktos, kto pozostawia po sobie znaki.. Znaki tego, ze mieszka.. Wczesniej moimi współlokatorami byly straszne dupki... Wtedy przynajmniej nie czulam o nic zazdrosci, bo niby o co? Jesli, juz wsciekalam sie o cos, to o prowadzenie debilnych rozmow. Te rozmowy slyszalam zza ściany i dotyczyly one, albo gówna, albo firmy.. Oczywiscie pod 'gówno' podłączylam kazdy temat, ktory nie dotyczyl firmy... Nie mialam najmiejszej ochoty, by sie do nich dolaczyc.. Czasem wpadal do mnie Kamil, ale siebie wzajemnie traktowalismy akurat, jako dobrych kumpli. Zdarzylo sie nam nachlać wspolnie. Robilismy to kilkakrotnie razem z Diablicą, ktora potem zostawala u niego na noc.. Dzieliła nas sciana wlasnych pokoi i ta, ktora tylko ja widzialam.. Niech nikt nie pyta czemu, bo oczywiste,ze ja ją wytworzylam.. To byla sciana, której sile nie-przebicia, nie dorównal najtwardszy nawer mur.. Moja ściana i moja twierdza.. Tkwiła w tym, jakas wspaniałosc, jak to zresztą zwykle bywa, gdy mowa o sile.. Mnie akurat od dziecka ona bardzo imponowała..

Czulam wowczas, ze decyduje, kiedy i z kim chce porozmawiac.. Po prostu wychylałam się zza tej twierdzy, by poźniej znow ukryc się głebiej.. A teraz, choc niby postepuje, wciaz uciązliwie i wciaz tak samo, bywam zazdrosna.. Nie powinnam, bo nie zmienie siebie.. Tzn. nie przestane zachowywac sie kKursywaompulsywnie. Denerwuje mnie to, bo uczuc kompulsywnych wcale nie potrzebuje!!!! Kompulsywnie chce osiagać wyłącznie cele!!!!!
Uczucia w tych celach sie nie mieszczą, a na pewno nie zazdrość...
One nigdy nie znajda tam miejsca, wiec na miłosc Boską, niech nie bedą, w ogole nie bedą.. Skoro wszystko, co u mnie jest, staje sie kompulsywne, im tez to grozi!!