sobota, 31 października 2009
Nothing special.
A chcialoby sie powiedziec, ze everything is very very special..
Special(ność moja), jaka przeraza, a najczesciej mało komu sie śni.
Najprosciej nazywać moj stan: nijak sie mam.
To nie jest zwykle nijak, ale nijak bardzo mocno nijaaaaaaaakie.
Nie pytaj, jak to "nijak nijakie". Nie pytaj tez o zwykłe "jak", bo powiem tylko "ni"..
Troche "przedobrzylam" z tym, co powiedzialam wczoraj. Wyszlo komicznie. Nie mialam weny na pisanie. A moze za bardzo chcialam cos napisac? Po kiedy Diabła? Nie wczulam sie w to. Dzis pomyslałam, ze mowilam o czyms, co nie do konca tak wyglada. Przejaskrawilam swiat, ktory kolorow pozbawiono.. Co nie znaczy, ze tego swiata w ogole nie ma.. On istnieje, tak jak istnieja sprawy, ktore mnie tlamsza. Najzabawniejsze, ze te male potworki, sa w gruncie rzeczy nieszkodliwe. A ja chyba lubie, gdy cos skacze mi po glowie...Juz wczoraj cos mi nie pasowalo, bo tego zabraklo. Opanowal mnie fałszywy spokoj. Okropne.. Szukalam, choc drobnej satysfakcji, albo bolesci, byle tylko cos sie zmienilo..
A nie mam zdolnosci plastycznych, ani literackich. Nie lubie niczego kolorowac. Dla mnie cos istnieje, albo nie. Nie moze istniec w polowie, ani w polowie nie istniec. Tak samo z wyobraznia, sprawy wygladaja równie nieciekawie. Nie mam nic przeciwko jej uzywaniu, ale nie potrafie obslugiwac pewnych części swego mózgu. Zwlaszcza tych odpowiedzialnych za fantazje. Stad obca mi wszelka tworczosc. Bez tego da sie zyc, zabawne, ale nawet prosciej, podejrzewam, niz z tym.. Za to falszywy spokoj, brak malych potworkow, czyli glowa pozbawiona wszystkiego (procz wlosow), jak to zniesc? Jak? How? Nie hau hau...
Robilam wszystko, by choc na chwile sie zdolowac. Puscilam muzyke, ktora kojarzyla mi sie z dziecinstwem. Spice girls, to byly czasy, gdy jeszcze obwieszalam pokoje plakatami i chcialam byc taka, jak one.. Najbardziej zapamietalam z tego, jak starsza siostra mojej kolezanki (ktora dzis ma męza) tez tak robila. Wlasnie w slad za nią poszlam ja i Dorota. Poza tym wspolnie z nia wygrzebywalysmy z Brawo rozne artykuly na temat Spicetek.. Chyba dlatego ten zespol zawsze bedzie przypominal mi o tym czasie, gdy wyobraznia pracowala, jak nalezy.. Poza tym on nasuwa mysl o czasie, gdy dopiero pojawiala sie z rzadka, wtedy jeszcze niegrozna mysl. Mysl, by nie chciec czuc, zanim pragnac tego, juz wcale nie musialam, a tym bardziej nie chcialam... Po prostu czucie powoli tracilam. A potem niewiedzac kiedy okazalo sie, ze jest za pozno, by to odzyskac... Tak, jakby ktos wylączyl pewne osrodki w mozgu. Tak wazne osrodki, pracujące na to, bym razem z cialem tworzyla zgraną calosc.. Niestety tak, jak Spice girls istniec przestalo, tak duetu stworzyc sie nie udalo.. Moje wstretne cialo, po prostu nie tanczylo tak, jak mu zagralam. Nie sluchalo, ze to ja, a nie ono mialam pozostac w centrum..
Szkoda, ze zadna muzyka nie pomogla, ani wczoraj, ani dzis. No wlasnie, dzis wszystko tak samo wyglada, jak wczoraj. Latwo sie pogubic. Stracic orientacje tez łatwo. Zaden kalendarz nie pomoglby mi uciec przed tym. Nie wiem, jak uciec przed sobą, a watpie, by tam ktos mi wyjasnil, jak temu zapobiec. Moj kalendarz bylby jednodniowy. Dzien rozniacy sie od kolejnego tylko rozkladem zajec.. A poza tym, gdy tych zajec nie ma, to co? Nawet podobne rzeczy wpierdalam. Monotonia, choc w tym wypadku posiadam wieksze pole do popisu. Trzeba tylko ruszyc w to pole... Pole rozumiane, jako sklep. Tam zaopatrzenie mają ogromne, wiec niczego nie brakuje.. Nie wiem tylko, czy mam na to ochote..
Znowu chcialam zregresowac sie, ale czy bardziej jeszcze mozna? Znowu gra Spice girls. Jeszcze tylko pasuje właczyc sobie, jakies Disnejowe bajki. Szkoda, ze brakuje tutaj mojego starego, ale ukochanego widea.. Kopciuszek, albo Arielka, bylyby mysle, w sam raz na ten paskudny dzien..
Mimo wszystko dobrze, ze do domu nie pojechalam, choc tam zostawilam wideo.. Po co mam isc na grob ojca, skoro rzekomo nas bil? Po co mam sie meczyc w autobusie z wlasnymi myslami? Niedawno wszystkich odwiedzilam, wiec nikt za mna nie teskni. Poza tym samo cialo, to maszyna, gdy nie napedza go duch. Wszedzie mozna je skierowac, ale czy na tym polega milosc, wdziecznosc i tesknota?
W takim razie, nie chce nawet tych bajek, ani niczego wiecej.
Nie wytrzymuje tego czasu w podrozy, on jest najgorszy.. Gorszy od pozniejszego wielkiego zarcia. Tutaj nakupialam, juz masę jedzenia na weekend. W koncu w niedziele sklepy zostana zamkniete. Nawet nie wkurzyl mnie rano ten koles z Biedrony, ktory zawsze mnie zagaduje.. Przynajmniej byl mily. A mily nie powinien byc. Wygladalam okropnie. Wlosy tluste, twarz blada z rozszerzonymi naczynkami i zylami pod oczami, nie mowiac juz o gaciach, lecacych z dupy.. Wygladalam pewnie, jak siedem nieszczesc.. Zaczynam sie powoli wstydzic siebie coraz bardziej... Nastepnym razem zanim pokaze sie komukolwiek, zadbam o powierzchownosc..
Dzis mi nie zalezalo. Poza tym, kto by sie stroil na wypad do Biedrony? Hahaha..
Nawet taka ja, ktorej jest to jedyny wypad w ciagu dnia, nie pomyslala o tym... Hahaha
piątek, 30 października 2009
Dupa
Nastepnym razem tak zrobie, bede pisac o tym, co czuje, nie zwazajac na nic. Inaczej lepiej bedzie, jak skasuje to wszystko od razu.. Choc musze przyznac, ze teraz brakowaloby mi tego miejsca. Dlatego nie moge tego zrobic. Smieszne. Zachowuje sie, naprawde, jak jakis gowniarz. Juz dawno doszlam do tego samego wniosku. Mowilam nawet o tym tutaj. Jak widac dalej nic z tym nie zrobilam. A czemu?
Nie mam widac naprawde nic innego do roboty, jak tylko gadac o niczym. Inni pracuja. A jesli nawet nie robia nic pozytecznego, przynajmniej dbaja o innych. Ja dbam tylko o siebie. Nie ma w tym nic zlego, przynajmniej nie do konca. Najgorsze jest, ze nawet "troszczenie sie" o siebie nie wyglada, jak powinno. To widac raczej... Kiedys wychodzilo mi to lepiej. Myslalam lepiej, wcale nie dziecinniej. Ja tylko dziecinniej wygladalam, ale to co?
Denerwuje mnie, ze od jakiegos czasu tak strasznie zmiennie sie zachowuje - albo raczej czuje. Zachowanie jest przykrywka emocji, zewnetrznie wszystko wyglada bardzo "dostojnie".. Tymczasem sa chwile, gdy chce zabic niektorych ludzi. Nienawidze ich z calego serca. Rozwazam, by ich wszystkich zostawic. Chocby Magde. Dzis uwazam, ze jest pojebana kretynka, dbajaca wylacznie o siebie. Co z tego, ze ja tez? Ja jestem, przecie biedna, bo chora.. Pfii! Renia miala racje, ze tez ją zostawila. Rzeczywiscie bez sensu "łatać czyjąś dziurę czasową", jak powiedziala. Obie wlasnie wypelnialysmy jej dziure, pierodolone okienko czasowe... Zeby sie kiedys nie zdziwila!
A ta, co mysli, ze nikt tego nie dostrzega? Sama tego nie widzi, wiec na to wyglada.. Tylko jej w glowie te pojebane tipsy. Glupia tipsiara! Nie podoba mi sie takie cos. Magda jest, przeciez ładna dziewczyna, ale za bardzo zajmuje sie tym, jak sie prezentuje. Wole osoby, ktore maja, gdzies co wloza na siebie i z ktorymi mozna robic glupie rzeczy. A nie takie "wielkie panie", jak powiedzial o niej jeden koles.. Ona mnie nudzi, jakby bylo malo tego. Nie chce mi sie sluchac opowiesci o jej chlopaku, ktory moim zdaniem jest paskudny. Nie wiem, co ona w nim widzi. Pomijajac jednak wyglad (najmniej wazny), zrozumialabym ją, gdyby on chociaz byl ciekawy.. Ale nie jest, Diablica mowila kiedys, ze on zachowuje sie beznadziejnie, gdy go poznala.. Coz, wielka pani musi miec swego wielkiego pana..
A co do niej samej, zyjemy bez siebie.. W jakis sposob czuje sie opuszczona. Juz nie wazne, jak wygladam, czy wszystko na mnie wisi, czy nie. Jak ona jeszcze tu byla, staralam sie nie przesadzac. Zwlaszcza, ze studiuje psychologie, musialam dbac o zachowanie pozorow. Obecnie jebia mnie te pozory. Widac, ze schudlam, bo gacie mi z tylka leca. Ale co z tego? Co ja mam w zyciu innego, jak nie chudniecie? Zyje, by umrzec. Czasem, bym chciala, by Bog wreszcie mnie zabral stad. Nie chce tu byc. Mecze sie wsrod tych egoistow. Wiem tez, ze za chwile dostrzege w nich cos dobrego, bo nikt calkiem zly nie jest.. Mimo wszystko brakuje mi osob dobrych, takich ktorych moglabym zawsze za takich uznawac. Wiem, glupia szukam swietych, a za zycia ich nie znajde. Najwyzej po smierci. Wlasnie dlatego chce sie udac do moich Aniolow. Moj Aniol Stroz to za malo. Poza tym go nie widze, a przeciez wszystko opieram na tym, co widoczne - dla mnie..
Jesli matka dzis zadzwoni, pewnie szybko ja zbede. Nie chce z nikim gadac. Mam dosyc. Chcialabym sie najebac. Znowu taka mam ambicje. Nie spelnie jej. Zajme sie czyms, co wylaczy me mysli. Przeniose sie w inny wymiar... Ale co z tego, skoro bede musiala tu wrocic? Ja nie chce zyc.. Naprawde nie chce, bo nienawidze wracac... Powroty sa straszne, dlatego jeszcze bardziej nienawidze samych wyjazdow. Wtedy wlasnie najbolesniej mysle o powrotach..
Przynajmniej czuje, ze robie cos na zlosc innym. A robie, przeciez na zlosc tylko sobie.. Przepelnia mnie duma, ze te gacie wreszcie sa luzne. Nie jestem tak chuda jak dawniej, nawet nie chce.. Jestem po prostu "chuda" w oczach osob normalnych, a nie w swoich..
W swoich jestem wlasnie normalna, taka jak oni. To dobrze, bo przynajmniej juz nie gruba..
Mam kontrole nad waga. Jem ile chce, a nie tyje.. Zajebiscie.. Szkoda tylko, ze juz nie odczuwam, ze chuda chcialam być, by zyc, by lepiej życ.. Wyglad mial mi posluzyc jedynie, jako środek do celu. Nic wiecej! A dzis chuda jestem, ale tego zycia nie mam. Nie mam celu.
Nie mam nawet środka, bo nie mam wyboru!! Musze rzygac. Musze..
A podobno nie miec wyboru, to tez, jakis wybor, ale nie obchodzi mnie logika.. Poswiecilam życie w zamian za to, by nie czuc do siebie wstretu. Bo zycie ze wstretem to nie zycie... Chyba nigdy sie nie wyzwole z tego.. Nigdy nie bede zdrowa, a o wstrecie dalej nie zapomne.. Kurwa, jakie to przesmieszne!! Przesmieszne!! Czy tak mialo byc?
Nie mozna powiedziec: masz, co chcialas.. Wlasnie tego chcialam, ale uniknac. Pojecia nie mialam, ze wybralam droge okrezną i wcale nie ominelam gówna.
Czas sie z tym pogodzic..
Psychologiem tez nie bede zadnym. A kiedys przez chwile chcialam sie poswiecic. Zalamala mnie jedna rzecz, dlatego probowalam ze soba skonczyc.. Myslalam jednoczesnie, ze moge nawet wyzdrowiec, byle spelnic to marzenia. Gdy okazalo sie, ze nie mam na to szans, nic mi juz nie pozostalo.. To wlasnie doprowadzilo mnie do tej decyzji, jak widac do niczego wiecej. Nie wyszedl moj plan. A poczulam sie wowczas tak, jakby nagle ktos jednym ruchem reki pozbawil mnie wszystkiego. Wszystkiego, co mialam, choc nie bylo tego wiele..
Albo jakby uswiadomil mi, ze nie mialam nigdy nic.. Maska zludzen zostala rozwiana, albo zdjeto mi z oczu okulary. Ponoc one byly różowe, ale nie zgadzam sie z tym. Naprawde, to one mialy kolor zielony.. Calkowity realizm okazal sie gorszy od pesymizmu. Ziebil nijakoscią!!
Wtedy wlasnie tylko smierc dawala nadzieje. Nic dziwnego.. Obiecywala, ze juz nic mi nie zagrozi.. Ze zludzeniami, czy bez, z niczym zmagac sie nie chcialam. Chcialam miec swiety spokoj.. Chcialam uniknac zludzen. Znienawidzilam je, bo tak bardzo mocno w nie uwierzylam. Tak bardzo mocno im zaufalam, a one okazaly sie falszem.
Teraz robie wszystko na czas, staram sie uczyc regularnie (coraz gorzej mi to idzie), by przyszlosc straszyla mnie mniejszym zagrozeniem. Choc troche mniejszym. Zawsze to cos.. Ale co z tego.. Jesli mam pracowac, nie moge sie tak wylaczac, jak wtedy, gdy zasiadam do ksiazki.. W niej bede musiala byc, mowic, dostrzegac i czuc tez by pasowalo, a nie moge przeciez tego zrobic.. Nie pamietam, jak jest czynic to wszystko jednoczesnie. Jednoczesnie, i jak w jednej chwili nie zwariowac!!! Czy to w ogole mozliwe? A jesli nie, kto mnie uratuje? Jak mam sie uratowac sama, przeciez wiem, ze to "moj problem"!
Lubie biadolic. Jest mi tak wygodnie. Wiem, ze posiadam dalej te swoje leki. Nie lęki. Chociaz lęki czasem też się zdarzaja. I zjebany mozg posiadam. Jebie go nimi jeszcze bardziej, bo przeciez tylko idealy powinny zyc... Tak samo mozgi dobre, to mozgi geniuszy. Zazdroszcze takim..
czwartek, 29 października 2009
Szyba.
wtorek, 27 października 2009
Spoko(jna) chyba.
poniedziałek, 26 października 2009
Dziecka głos.
A wczesniej nie moglam sie opamietac. Nawet nie probowalam zmienic cokolwiek, jakbym godzila sie z przeznaczeniem.. A przeciez nie zawsze w nie wierze i jesli nawet wierze, bywam kaprysna. Coz, bywac nie znaczy byc stale, wiec mowa chyba o roznicy zrozumialej... Zreszta, jak zobaczylam to swoje "miasto", od razu zrobilo mi sie niedobrze..
środa, 21 października 2009
Pierd................oły!!!
- - Nie wiem, co robic... Skoro okna pojda do wymiany, to caly dom, a zwlaszcza gorne pietro, stanie sie totalna zimnica... Jak ja odebe swoj napad? Jak wytrzymam? Czemu, jak zwykle tylko to musi miec znaczenie? Moze innego nie chce "mi sie" widziec..
wtorek, 20 października 2009
Keep the secret !
To sie je?
You've got to keep the secret.
poniedziałek, 19 października 2009
Zupełnie (nie)normalny dzień.
sobota, 17 października 2009
Zdarz-yło/a/się (jutro)
Nie mowie, ze ja tak mam.. Mowie tylko tyle, ze tak bardzo chcialam zachowac ostroznosc, bo zawsze czulam sie inna. Czulam, ze cos mi grozi w tym swiecie, zwlaszcza w doroslym zyciu. Wpojono mi, ze sama sobie nie dam rady, a ja tak bardzo chcialam pokazac, ze to nie prawda. I na tym chyba polegal problem, pokazujac cos innym, robiac cos dla nich, zawsze zapomina sie o sobie.. A czas kazdego jest obliczony, mozna sie naprawde przeliczyc liczac na innych. W koncu najprosciej wymagac czegos od kogos, stawiac żądania, nawet ukryte.. Moze nie trzeba bylo martwic sie o to, kto mnie przed tym wszystkim osloni. Jak to zrobie, gdzie sie schowam, albo co bedzie moim kapturem ochronnym. Po co sie balam, przeciez zgodzilam sie, by przyjac kazda etykietke. Nawet nie walczylam.. Wszystko okazalo sie takie proste. JAK ZAWSZE, jedyny problem tkwil ze mną..
Innym przystosowanie przyszlo prosciej, a mieli o wiele gorzej, niz ja.. Teraz moge mowic o sobie naprawde - niewdziecznica.. Mam tez z czego byc dumna.. Cos zrobilam, by byc kims.. Jakas jestem i jesli nadal nie wiem, jaka - znam reguly niewdziecznicy... Pamietam, co trzeba robic, jak sie zachowywac, jak mowic i jak czuc, aby na to miano zasluzyc.. Wyglada na to, ze przylgnelam do niej i ona do mnie... A mowi sie, ze czlowiek zawsze moze wybrac to, jaki jest, czy dobry czy zly.... Nie umiem sie pogodzic z tym, by nosic w sobie oba pierwiastki jednoczesnie - nie cierpie chemii i nie cierpie niesprawdzonych eksperymentow.. To, co znane, daje bezpieczenstwo.
piątek, 16 października 2009
Błahostki dnia dzisiejszego.
Wiem za to, co juz zrobilam.. Zostalam w Bic City.. Blahostki tez sa problemowe. Jesli ktos kiedys mowil, ze jego to nie dotyczy, pewnie uznal swoje blahostki za wielkie sprawy.. Tez mi wielka roznica, chyba jedynie w nazwie.
Obiecalam bratu, ze bede w domu, poniewaz w sobote chcial mnie zabrac na koncert. Nie byloby w tym nic dziwnego, pomijajac to, ze w takie miejsca nie chodze. Nie zdarzylam sprobowac, zanim na dobre nie "rozsmakowalam" sie w chorobie, trudno.. Najdziwniejsze jest takze to, ze ten koncert nie bedzie byle jaki, ale typowo nazistowski... Heh, ja i łyse pały... Nic do takich ludzi nie mam, ale w wyobrazni pojawia sie dosyc smieszny widok.. Moze bledny, ale widze siebie i wokol poubieranych w glany, dzinsy i ciemne kurtki, jakis kolesi oraz panienki z irokezami, tatuazami, itp.. Ogolnie mam wizje agresywnego towarzystwa, ale to moze byc tylko wizja.. Kolejny stereotyp, choc trudno sobie wyobrazic przyjaznego naziste - chyba jedynie wobec "nie - obcych". Gorzej, jesli i mnie tak nie potraktuja, a swoj swego zawsze pozna. Z kolei Żydowki byly podobno, albo bardzo piekne, albo bardzo brzydkie.. Co, jesli uznaja, ze ma szpetota to sprawa zydowskiego pochodzenia?
W sumie na koncercie metalowym zdarzylo mi sie, juz byc - i bardzo fajnie sie bawilam, ale... Teraz to troche inna sprawa.. Tak, wiec po pierwsze nie wiem, czy mi sie chce ruszac dupsko i gnic po kilka godzin w autobusie. Po drugie nie wiem, czy mam ochote widziec sie z rodzinka. Po trzecie chyba nie bardzo kwapi mi sie wyruszac na koncert i czuc sie tam, jak jakas parszywa "inna".. Po czwarte jest tez i po piate. A piate z kolei mowi, ze jest i szoste.. Troche sie tego uzbieralo..
Na dodatek sa tez plusy, by jechac do domu.. Kasa sie wyczerpuje, wspominalam wczesniej, ale nie jest tez tragicznie. Obliczylam, ze starczy mi "na życie", spokojnie, jesli tylko wszystko pojdzie wedlug planu.. A na razie idzie - pomijajac jeden dzien bez kompa, gdy zjebalam wszystko (chyba sie wscieklam, ze nie ma go przy mnie ;) - i nic nie zapowiada, by zaszla, jakas zmiana w najblizszym czasie..
Kurwa.. Wszystko jest wkurwiajace.. Wlasny niepokoj, wlasny konflikt i wlasne ja... W dodatku widzialam dzis Magde, bo przyszla na wyklad. Okazalo sie, ze wraca na praktyke w sobote, bo dzis dali jej wolne.. Wkurwila mnie jej obecnosc, choc nie wiem, czemu.. Inne osoby, z ktorymi tez sie "zadaje", jako tako - takze czulam, ze albo mnie olewaja, albo draznia.. Mozliwosc trzecia brzmiala, ze zachodza oba te zjawiska jednoczesnie..
Nie mam czasu myslec - dlaczego..
Jebia mnie przyczyny , gdy bolą skutki.
Co zrobie sie okaze.. Pewnie zadzialam, jak zwykle - impulsywnie..
Teraz czuje, ze chce tu siedziec.. Tak chyba bedzie najprosciej..
Problemem najwiekszym nie jest to, co mysle lecz, ze za duzo mysle.
Wlasnie dlatego - przestaje. To moje ukochane rozwiazanie. Tak samo postepuje we wszystkim.. Gdy boli mnie czucie - czuc przestaje, ot tak, pstryk i nie ma nic..
Gdy zycie mnie drazni, gdy jestem, jak wykolejony pociag, gnajacy do nikad, albo gdy koncza sie tory i staje, gdzie nie chce. Wtedy zyc przestaje.
Nie patrze. Nie widze. Nie slucham. Nie slysze.. Tylko sie poruszam.
Mimo wszystko chetnie pokrzyczalabym sobie.. Slucham piosenki, ktora porusza cale moje cialo.. Wiec jednak cos tam drzy, jakies impulsy przebiegaja... To nie drzy glosnik, ktorego nie ma. Jesli nawet to bylby on, nie moglabym tego spotrzec.. Laptop tez ma wlasne "wnetrze". Moj dotyk zas wplywa na to, co tam sie z nim dzieje..
Fajnie, chociaz tym kierowac, bo całosciowy wplyw, gdzies sie zapodzial.. Zas doplyw sprawia, ze tak czesto "krew mnie zalewa". Czyzby doplyw zalał wplyw? Jak wyglada pokonanie nie-pokonanego, zawsze chcialam chociaz to zobaczyc.. A nigdy nie moglam, tracilam najlepsze przedstawienie. Klopoty z uwaga bez adhd, tak to nazwijmy.
A co ma wplyw na mnie, gdy nic nie dotyka? Opakowanie, w ktore zapakowano mą dusze.. Wlasnie ono, jakąś stycznosc z nią posiada - ale nie łącznosc.. Nie udalo sie tego dokonać..
Gdy tak slucham tej muzyki, mam ochote zaszaleć. Najebac sie, zajarac i na chwile odleciec w Kosmos.
Przywitajcie Kosmitkę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czy są tu jeszcze jacyś Kosmici? Dołączcie do mnie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
czwartek, 15 października 2009
Wiatraki, pierniki i pierdoły.
Zycie sie zdazylo.. Cos sie jeszcze poza tym zyciem tez pewnie zdarzy. Nie wiem, co.. Nie zastanawiam sie nad tym. Moj pesymizm pewnie przeslonilby cale niebo, jak te dzisiejsze chmury.. Gotowosc jest nienaruszona...
---------------------------------------------------------------------------------------
Okazalo sie, ze moja nerwowosc, co malo powiedziane, doprowadzila do zjebania wiatraczka w laptopie. Zabulilam za naprawe cale sto zeta, a to nie malo. Mimo wszystko radocha zagoscila na mej gebie, gdy corka wlascicielki - Natala (bardzo fajna dziewczyn - moze dlatego, ze jej nie znam...) zwrocila mi najdrozszy sprzet.. Oczywiscie nie ustnie, ani odbytowo.. Wiem, cholernie smieszne. Ten sprzet jest drogi. Komu? Mnie, a drogi w sensie tego, ze pomaga przetrwac w jaskini, z ktorej wychodze w momentach odpowiednich.. Poza tym poczucie bezpieczenstwa wlaczam do odpowiedniego gniazdka, a kiedy chce wyjmuje stamtad wtyczke. Takie to proste, nawet dla mnie, tej ktora nie kuma informatyki, ani zadnych instrukcji. Zwlaszcza "dziecinnie łatwych"...
Co rozumiem przez momenty odpowiednie? Sa to pojscia na uczelnie, do Biedrony i wyglada na to, ze na tym lista sie wyczerpuje.. Szaleje!! Gdyby Ewelina nie wyjechala, spotykalybysmy sie czesciej.. Mam swe usprawiedliwienie dla obozu szkoleniowo - klasztornego, gdzie jestem nauczycielka i uczennica,heh.
Magda nie ma tyle czasu dla mnie. Poza tym pracuje. Wlasnie w tej chwili dorabia sobie w krakowskiej galerii, a raczej jest na kursie.. Trwa to, juz od poniedzialku. Lacznie caly tydzien tam spedzi, a nieobecnosc (w szkole) usprawiedliwi, jakims papierkiem.. Nie wiem, czy zaplacaja jej cos za te mordege (w moim odczuciu,blee), ale potem oficjalnie wroci do Big City.. Tutaj zacznie dorabiac w nowym Orasy'u, czy gdzies tam, a wtedy na pewno jej zaplaca.. NIKT nie jest taki glupi, zeby robic za darmo.. Prawda jest tez, ze w dzisiejszym w swiecie wszystko ma swoja wartosc.. Jesli nie pieniedzmy, to inaczej, ale zawsze musisz za nią zaplacic.. Zawsze...
Wracajac do mnie. Mam dylemat. Dylemat finansowy - MALO kasy! Jesli naprawde sie postaram, moze zaoszczedze cos.. Osz te moje ambicje! Dobrze by bylo tak naprawde, jakby mi spokojnie (bez stresiku, czy powazniejszego: stresu) starczylo na najblizszy tydzien.. Wtedy moglabym tu jeszcze posiedziec.. Nie chce wracac w ten piatek do Zagnidowa na weekend.. Zacznie sie etap nieposkromionego zarcia, a potem z trudem dotre na autobus. Moze nawet przeloze swoj powrot, bo tak bardzo przykleje sie do lodowy.. Moze bede ją wysysac zbyt zachlannie, albo ona mnie.. Najpewniej zagramy w obopólna destrukcje - zeby postepowac sprawiedliwie.. Spalaszuje jej wnetrze, a jako dowod pokory, podziele sie z białym ksieciem..
Jemu tez sie nalezy.. Dawno nie dostal!!
Okropna wizja, wiec pewnie zostane.....
Nie fantazuje na temat swych niepowodzen. Aczkolwiek zdecydowanie prosciej przychodzi mi godzic w umysle smetne wizje.. Te najczarniejsze, czasem prorocze ale tylko czasem, obawy, powoduja, ze -> utrzymuje nadproduktywnosc.. Zas pozytywne nie dosc, ze doprowadzaja do przygwozdzenia mej psychy, to i zycie wyglada jak jakis jeden wielki krzyż.. Widac wtedy kontrast tego, co by sie chcialo, a czego nie ma..
Okazuje sie wiec, ze pesymizm zabezpiecza :]I wcale nie prawda, ze on wyklucza usmiech.. Ja sie zyciu czasem smieje na-przekor. Zyje tez na zlosc innym, gdy wlasnej zlosci mam za duzo.. Badz, gdy brakuje innych powodow, by wstawac rano, ogarnia mnie glupawka. Przestaje mi wtedy przeszkadzac wlasna i cudza pustka. Znow dobrze sie bawie.. Z budzeniem rzecz sie ma inaczej, bo jebany organizm posiada fizjologie - ktorej, ani rusz, ruszyc sie nie da. Nie mozna go zaprogramowac na 24 godzinny sen, choc czasem by sie przydalo..
Dobrze, ze zostaje jeszcze opcja wiecznego snu na jawie.
poniedziałek, 12 października 2009
Zjebałam........!!
niedziela, 11 października 2009
-.- Niedziela -.-
A moglabym sie ubrac tak, jak tylko bym chciala, nawet jak fleja... On i tak bardzo by sie ucieszyl. Chyba najbardziej, niz kiedykolwiek wczesniej..
Nie robie tego, bo nie mam czasu.. Spiesze sie.. Czas sie zaciesnia, a razem z nim moja wolnosc, czyli psychiczna przestrzeń. Jedyna przestrzeń, w ktorej mozna rozwinac skrzydla, czy na poczatek dokonac drobnych zmian... Czesto fundamentalnych zmian.
Wybacz Panie. Kiedys jeszcze zrobie, jak planowalam dawno dawno temu. Bede Cie odwiedzac, robiac zakupy, idac na spacer, albo po prostu przechodzac obok Twego domu.. Z drugiej strony, dziekuje, wiem, ze i tutaj Jesteś.. Patrzysz na mnie i akceptujesz moją niedoskonalosc. Nie ma slow, aby opisac, jak wielka czuje wdziecznosc.. Wiem, ze moge na Ciebie liczyc i jeszcze nieraz mi pomozesz.. Ciebie nie chce wykorzystac. Nigdy nie chcialam.
Ciekawe, czy kiedys choć trochę polubię niedziele?