niedziela, 28 lutego 2010

Pogotowie lekowe.

Chyba zwariuje. Dawno nie bylam tak napięta wewnetrzenie, jakbym czekała na najwieksze zło. Niestety na to nigdy nie mozna sie przygotowac, dlatego spokojne oczekiwanie jest nierealne. Przypomina to stan wewnętrzny przedszkolaka przed gabinetem dentystycznym. Jego panika moze zostac osadzona w brzuchu, ktory boli, albo w dloniach, ktore sie trzesą. Ja tez balam sie dentysty, ale to bylo zanim poznalam ból psychiczny. Dzieki niemu nauczylam sie znosic fizyczny ból i zdolalam nawet polubic dentystów. Zawsze, gdy siedze na fotelu dentystycznym (co i tak czesto sie nie zdarza,heh), powtarzam w myslach, jakąś glupia formułkę. Czesto jest to cos w stylu: Masz, co chciałaś. Masz co, chciałaś. Masz, co chciałaś... Skoro twierdze, ze nauczylam sie znosic fizyczny ból, nie moge postepowac w sposob z tym sprzeczny. Chyba, jednak nie zrezygnuje z tej drugiej specjalizacji. Bedzie ciezko, ale musze wytrwac. Nie mam wyboru. To znaczy mam wybor, ale jaki on jest? Taki, ze kiedys moge pluć sobie w brodę? Taki, ze znow bede niezadowolona, ze tak mało z siebie daję? Znow zamiast wykrzesać z siebie odrobinę wiecej, spalę sie przy ognisku, ktore i tak gasnie. Przecież coraz bardziej gasne, gdy cos mi nie wychodzi. Dlatego na jedno wyjdzie, czy bede sie spalać w szkole, nie mogąc juz wytrzymac tego wszystkiego dookola, zamiast spalać sie w zlosci, ze mnie tam nie ma.Doradzilam sie oczywiscie matki, ale o tym, juz mowilam wczesniej. Nie bede sie powtarzac, bo z jej rad i tak niczego dobrego nie zatrzymałam dla siebie. Inaczej było w przypadku Daisy. Ona stwierdzila, ze to musi byc moja decyzja, ale napisala chyba wszystko, co chcialam uslyszec. Skoro obie mamy taką sama sytuacje, a Daisy tak dobrze sobie z wszystkim radzi, nie wolno mi byc gorszą. Nie porownuje sie do niej lecz nie chce pozostawać tak bardzo w tyle za nią. Jestesmy przeciez przyjaciolkami, wiec wypada, zebysmy szły przez zycie w tym samym tempie. Nie moge pozostać na zawsze kaleką, ktorą ona musi za sobą ciągnąc. Juz wystarczy, jak w ostatnie wakacje zobaczyla moje dno. Przerazila sie wtedy bardzo. Gdy tamto wspominam czuje, jakbym ogladala, jakies brzydkie obrazy, ktore tez sa sztuką. Zawsze, jak tylko sie pojawiają, spoglądam na nie (znów) wylączona, ale wazne, ze jednak patrze. Patrze tak, jakby to bylo cos obcego, nie mojego, ale kosmicznego, bo nie z tego swiata. Patrze na cos, czego nie rozumiem, dlatego to do mnie nie dociera. Tak samo nie dociera do innych ludzi. Tutaj wlasnie ich rozumiem, znajdując w tym moze jedyną nić porozumienia, hehNajlepiej, jak bede traktowac to, co mnie czeka, jak cos bardzo odległego. Moze nawet takie cos, czego nigdy nie doczekam. Zamiast myslec o kolejnym tygodniu, co nakreca mnie na lęk przed najblizszym miesiacem, albo i rokiem, myslec nie bede wcale. A jesli juz, wazna stanie sie chwila obecna, ktorą uwierze, ze dam rade przetrwac. Pisze o tym w czasie przyszlym, co pokazuje, ze niestety ten cholerny czas i tak zawsze bedzie obecny. Zapomne o tym, co wiem i czego nie wiem. Pomieszam w jednym kotle wszystkie niepewnosci. Moze powstanie z tego cos, co dam rade strawic. Moze wlasnie w tym znajde silę. Zapomne tez o tym, ze ten kto swej sily szuka, wczesniej czuje bezsilność. To wszystko, przeciez mozna łatwo skreslic. Jak chce, potrafie!!
A widok z góry jest bezpieczniejszy. Na swiat, przeciez mozna patrzec wlasnie z tej perspektywy.... Są tacy....

piątek, 26 lutego 2010

Przylądek Zła.

Taki Przylądek, a w nim ja. Nie wiem, czy jestem zła, czy tylko się złoszczę. To coś w stylu "kiedy rozum śpi"... U mnie wtedy cała reszta szaleje. Nie moge sie dobrze bawić, bo myśli nadal są lecz bez rozumnego opracowania. Przytłamaczają mnie, bo nie znam tego języka. A kto miałaby go zrozumieć, jeśli nie ja? Nawet, jak zatkam uszy, i tak uszłyszę swą mowę wewnętrzną. Jedzeniem teraz nie zatkam tej dziury, z ktorej przychodzą, to nie ta pora.

Nie zlozylam jeszcze podania w sprawie rezygnacji z drugiej specjalnosci. Drukarka w szkole znow sie zjebala, dlatego nie moglam tego uczynic. Nie bylam zaskoczona, bo ta maszyna zawsze sie pierdoli, akurat gdy jest potrzebna. Nie mialam sily bardziej sie postarac, ani nawet jakos na niej wyzyc. Niewazne, ze kolo mnie siedziala kolezanka Natala. Chyba niewiele potrafiloby ją zadziwić..

Moglam tez rozsądnie pójść do Pana Mariana, gdzie są normalniejsze drukarki. Zbyt slabo sie staralam, nie poszłam. Moze zabraklo sily, by lepiej zracjonalizowac slusznosc swego wyboru? Moze wcale nie chcialam tak szybko sie poddac? Niby jestem czlowiekiem, a kim on wlasciwie jest? Kims kto moze tak niewiele, a tak wiele nie jest w stanie. Kiedys obiecalam sobie nie zejść na poziom ponizej siły nadludzkiej. Nie robie przeciez tych wszystkich nieistotnych rzeczy dla kogos. Wlasnie dlatego, ze one są tak glupie, ale wazne jedynie dla mnie, jestem zawiedziona. Zawiedziona i rozczarowana tym, jak niewiele potrafię..

Pomysleć, ze przez chwile wierzylam, ze stac mnie na wiecej. Nabralam sie. Naprawde chcialam byc niezniszczalna. Wierzylam w magie, ktora ludzi przemienia. Nawet jesli to nie prawda, wystarczylo niewiele, by otworzyc oczy, a potem byc. Byc kims innym. Wtedy nie musialam nawet spokojnie oddychac. Nieregularny oddech, czy powietrze ktore z trudem wdychalam, przynajmniej moglam wydechnąć. Wydechnąc z namiastka ulgi (bo przeciez nie z ulga prawdziwą, ani calkowitą), ale to i tak bardzo wiele! Ktoś, kto nigdy w tym swiecie sie nie dusił, nie zrozumie tego.

Sa gorsze tumany, niz ja, ale te tumany mają sile, by zyc. Mają sile, by nadal tkwic na tych dwoch specjalnosciach. Byc moze durnych, ale nie dostatecznie, by je zakonczyć. Nie chodzi o kase, ani ze potem moze byc latwiej o prace. Najbardziej chcialam sprawdzic siebie, choc swięta nie jestem. Motywow egoistycznych nigdy sie nie wyrzekalam. Niewazne, bo prosze bardzo, sprawdzilam i czegos sie o sobie dowiedzialam! Znow tym czyms jest cos, czego jednak nie chcialabym wiedziec. Po to wlasnie sa tajemnice i wlasnie dlatego nikomu ich sie nie zdradza.

Poki, co dopuszczam jeszcze kolejną mozliwosc zmiany, heh. Nie chce pisac nic wiecej, ta mysl mnie pochlapnia. Nawet, gdy o niej nikomu nie mowię, ona nie znika. Poza tym kolejny raz jestem, jakby wylączona. A gdy sie wylączam, nie tylko pisac nie moge. W ogole, gdzies znikam.

Zazdroszcze Magdzie.. Zawsze, gdy cos postanowi znajduje szybkie poparcie dla swego wyboru. Dzieki temu unika zlosci na siebie, bo woli zloscic sie na innych. Czasem tez zajada rozczarowanie czekoladkami, albo czyms jeszcze. Tego akurat zazdroscic nie musze.. Na szczescie, potem wraca do formy. Ja tez wroce, ale pewnie pozloszcze sie dluzej, niz ona zwykla... Taki los...



Po prostu, najbardziej nienawidze zamknietej przestrzeni. Gdy sie dusze, stwarzam sobie nawet pozorną mozliwosc ucieczki. To takie wyjscie ewakuacyjne. Gotowa jestem wdychać trucizne, byle tylko na wolnosci. A gdy, jednak nie uciekam, wciaz sie przygotowuje. To zabija czas. Dzieki temu koszmar za chwile sie skonczy, nawet nie zorientuję się kiedy..

Śnie, ale decyduje, czy chce się obudzić. Ewentualnie przesypiam życie, bo taka decyzja bardzo zajmuje. Wtedy w ogole sie nie budze, ale nie mam poczucia bym coś straciła.. A jak bedzie teraz?

Dopóki piłka jest w grze, musisz grać - tak ktos powiedzial kiedys Renii, a Renia powiedziala to mnie. Korzystam z tego zlepku słow :] ale tak, ze naprawde go wykorzystuje. Moze tego nie widac, ale cos sie we mnie zmienia, za kazdym razem, gdy o tym mysle..

czwartek, 25 lutego 2010

Zmieniłam plany!

Chyba naprawde w zyciu nic sie nie da zaplanowac. Nawet częstosc pisania na glupim blogu, tez ciezko okreslic. Zreszta niewazne. Na pewno nie bede tutaj zagladac tak czesto, jak wczesniej. Z jedną roznicą, nie planuje kiedy i ile razy to zrobie. Poza tym chyba nie musze sie, juz bardziej usprawiedliwac. Ani przed sobą, ani przed nikim. To byl okropny tydzien, a co gorsza jeszcze sie nie skonczyl. Mialam ochote kląć. Zabic nikogo nie bylabym w stanie. Nie dlatego, ze nie chcialam, ale moje siły pochłoneła ziemia. Okropne.
A dzis ledwo widzialam na oczy. To tez z braku sil, bo zeby cos zobaczyc, trzeba wytezyc wzrok. Swojego wzroku nie wytezalam, ale wytezalam siebie. Teraz pozostalam z poczuciem, ze nie ma mnie, ale jest jedno wielkie gówno. Denerwowala mnie mysl, ze inni przeszli tyle, co ja, a bylo im zdecydowanie latwiej. Oni nie doswiadczyli tej transformacji z czlowieka, ktory ledwo zyje, w gówno. To niesprawiedliwie, ale chyba naprawde mam zjebany organizm. Nie potrafie sie na niczym skupic. Z trudem sluchalam opowiesci ludzi na debilnych przerwach. Staly sie one dla mnie, jakby okienkiem nie na nich, ale na wlasny grób. Wyobrazalam sobie, jak w nim spoczywam i czulam, jakby wszystko nieznosnie oddalało mnie od tego.

Z drugiej strony mialam wrazenie, ze resztki kogos zywego, jednak we mnie pozostaly, a tego nie wolno pochowac. Musialam wobec tego, jakos wszystko sobie wytlumaczyc, czyli pogodzic sprzecznosci. Z tego wytlumaczenia powstalo poczucie, ze umieram, ale inni musza na mnie patrzec i ja na nich tez. Bardzo kiepskie i przykre przedstawienie, heh..

Przypuszczam, ze ktos, kto umiera chce chyba tylko swiętego spokoju.. Skoro mnie go zabraklo, nie potrafilam pogodzic sie z tym, co mnie oddala. Oczywiscie oddala od wlasnej smierci. Z tym wszystkim, co sprawia, ze z czlowieka przemieniam sie w gówno. Takie gówno trupie, ktore jednak cos tam czuje, a nie tylko przez innych jest wyczuwane. Nie potrafie pojąć, jak w tym zasranym harmonogramie, ktos moze jeszcze znaleźc silę, by byc sobą. Jak moze zniesc brak swiętego spokoju? Jest bardziej zywy, niz ja, bo tylko martwy tak bardzo go potrzebuje - zbudowalam kolejne nielogiczne wytlumaczenie. Mnie nie wystarczaly momenty powrotu do domu, aby sie zregenerowac. Potrzebowalam raczej zupelnie nowej rekonstrukcji, ale nikt nie mogl mi jej zagwarantowac. Tym bardziej ja nie potrafilam dokonac czegos, by zbudowac siebie na nowo. Niewykonalne! Poza tym po drodze do domu czulam sie, jak zywy trup. Trup idący ulicą, ktory o dziwo jeszcze sie nie rozpadl, ale pewnie zaraz to zrobi. Zas czas rozpadu dluzyl sie niemilosiernie. Czekalam, az w koncu sie ropadne, ale nic sie nie dzialo. Myslalam, ze zwariuje. Mialam ochote ryczec z powodu bólu głowy. Juz nie trupiego bólu, ale gównianego owszem.

W koncu zrezygnowalam z drugiej specjalizacji. To znaczy jeszcze tego nie zrobilam, ale zamierzam jutro dopełnic wszelkich "formalnosci". Od razu mi lepiej, jakbym pozbyla sie, jakiegos niepotrzebnego ciężaru. Oczywiscie troche zaluje przy tym, ale jednoczesnie mam satysfakcje. Jak pojde do sekretarki, takiej bardzo fajnej (nie raz mi pomogla), oswiadcze z arogancją (i dumą), co postanowilam. Winie za swą decyzje tylko szkolę, bo postawila mnie wobec sytuacji koniecznej. Gdyby program studiow zaplanowali wczesniej, nie musialoby tak byc. A jednak, w tamtym polroczu zamiast robic wiecej, zupelnie sie opierdzielalismy. Co mnie obchodzi, ze nie odbylismy wszystkich obowiązkowych kursow tylko dlatego, ze im brakowalo wykladowcow. Nawet JA mogłam wykladac, heh.. Tez mam cos do powiedzenia. Na jedno by wyszlo.. W koncu to nie moj problem, ze traca strudentow, ale organizacji, wiec trzeba bylo sie postarac.
A skoro sie nie postarali i tak nam przedmiotow dowalili, nie jeden mogl sie zapasc pod ziemię. Normalna reakacje. Nienormalne, ze tylko ja sie zapadlam, inni poprzestali na ciągłym narzekaniu. Na szczescie, jeszcze nie calkowicie mnie wgniotło, bo jak mowilam, jestem trupem chodzacym ulicą. Byc moze "nie kopnę kalendarza", ale niektorych ludzi dookola i na tym zdołam się zatrzymać..
Chociaz, jakby sie tak zastanowic.. Siekiera to tez jest, jakies rozwiązanie..

niedziela, 21 lutego 2010

Nowy dzień musi być nowy.


Pomyslalam, ze za czesto tutaj pisze. Strata czasu, zwlaszcza teraz, gdy mam go tak malo. Dzien jest tak samo dlugi, a nawet dluzszy, bo spie mniej. Poza tym zbliza sie wiosna, wiec slonce tak szybko sie nie chowa, jak przywyklismy. Jednak subiektywnie czasu mam, wciaz za malo. Szkoda go marnowac dla jakiegos debilnego bloga. Zreszta kiedys perspektywa jego zalozenia wydawala mi sie strasznie glupia. Potem zmienilam zdanie i zmienie jeszcze wiele razy. Na razie chyba wystarczy, jak w weekendy bede tu wpadac. Przez caly tydzien zdaze wyhodowac w sobie trucizne. Sprobuje pozbywac sie jej w jakis bardziej konstruktywny sposob, niz dotychczas. A weekendy niech nalezą do mnie. Zaczne wstawac wczesniej, zeby posprzatac pokoj, napisac maile i nie tylko. Moze, jak sie uda, to rusze, gdzies tyłek poza Biedronką. W koncu zaczac cwiczyc tez by sie przydalo. No i oczywiscie zajrze na bloga. Wszystko, co robie, robie dla siebie. Czasem tylko cos nie wychodzi, choc z calego serca nie zycze tego sobie.W tej chwili zastanawiam sie, co zrobic. Po dlugim czasie bez fajek, znowu to cholerstwo kupilam. Wydawalo mi sie, ze one jakos mi pomogą. Jednoczesnie wiedzialam, ze tak byc nie moze. Czasem to za malo, bo i tak trzeba czegos sprobowac. Jak sie bardziej wkurze, zaleje je wodą, jak kiedys i wyrzuce. Moglabym obejsc sie bez tej wody, ale inaczej nie uchronie sie od niebezpieczenstwa. Niebezpieczenstwa, ze zaczne grzebac w smieciach i spowrotem je stamtad wyciagne. Znam siebie troche, wiec na pewno w koncu bym na to wpadla. Chyba doradze sie Kaski, bo ona jest najblizej. Spytam, co o tym mysli. Wiadomo, ze moze szkoda troche tej kasy, ktorą na nie wydalam. Jednak bardziej, niz kasy szkoda mi siebie. Az zal myslec, co bedzie, jesli wpakuje sie w kolejny nalog. Nawet ten, slono ludzi kosztuje. Przez to wszystko nie mam ochoty, zeby wiecej rzeczy roztrząsać. A powinnam, bo wewnetrznie żyje we mnie, jakas taka potrzeba. Komus, albo czemus (w tym wypadku czemus) trzeba sie wygadac, bo najblizsza okazja zeby to zrobić, za tydzień. Trudno.Chociaz jest cos, co muszę zaraz napisac. Przydaloby sie zracjonalizowac swoje glupie wybory. Dopiero po odpowiedniej ich obróbce, powinnam spokojnie je przyjac. Moze to zagwarantuje mi spokoj? Dobrze. Ponawiam póby, bo zawsze probuje, wczesniej tez lecz nieudolnie.Sluchaj Małgoszczura,
przyjda wakacje, bo wlasnie sa w drodze. Do celu zostalo im calkiem blisko, wiec pomysl o tym, gdy znow ich zapragniesz. Pomysl tez, ze one beda szansa. Raz na zawsze skonczysz z nowymi zlymi przyzwyczajeniami, potrafisz. Tak, np. gdy tylko zachce Ci sie palic, bedziesz mogla sie nazrec. W ten sposob zaspokoisz uczucia, ktorych nie rozumiesz. Umiesz byc sprytna, wiec oszukuj, a nie dawaj sie oszukac. Z Tussi tez mozesz skonczyc, choc pal sześć! Wolno Ci bedzie pozwolic sobie na kilka tabletek, zwlaszcza na poczatku wakacji. Stosuj rozwiazania etapowe, a nie calkowite. Z rozwiazaniami jest, jak z dietami. Tak, jak diety cud nie istnieja, tak nie ma rozwiązań likwidujących cale zlo szybko i skutecznie. Pamietaj o tym. Nie boj sie, wiec co bedzie, bo bedzie dobrze. Do szpitala i tak nie pojdziesz. Powiesz matce, ze musisz pisac prace magisterska, wiec nie masz na to czasu. Wyrazisz przy tym szczera gotowosc, by zaczac leczenie tuz po studiach. Moze wlasnie wtedy sie uda, a na razie powolutku. Nie trac wiary i spokoju. A gdy go nie masz, szukaj zawsze przy sobie, bo podobno opanowanie jest w nas. Gleboko w nas. Skoro tak czesto porywasz sie na szerokie wody, sprobuj zanurkowac inaczej. Nie utopisz sie w smutku, bo nie tylko jego skrywasz tam w środku.. Uwierz w swą siłę i nawet, gdy jej nie masz, nie zachowuj sie inaczej! Nigdy nie pokazuj innym, a zwlaszcza sobie, czym jest bezsilnosc. Wlasnie o niej powoli zapominasz. Rozstajecie sie. Ją tez znudzilas, dlatego musi odejsc. Brawo!!!!!

Hehe, naprawde sie wzruszylam :-]] Jeszcze tylko nie wiem, czy uwierzylam.. Dalej nad tym popracuje, jakby co...

sobota, 20 lutego 2010

(Na) niby.

Co za dzien. Niby wreszcie moglam sie wyspac. Niby wstalam raczej niezrezygnowana. Niby wszystko ok. Niby prawie wcale nie mysle o sytuacji, w ktorej jestem. Niby pojawiam sie i znikam tam, gdzie trzeba. Niby czasem naruszam plan, albo inni go psuja. Niby przyjmuje swoje zawsze i toleruje niespodziewane czasem, Niby nawet z nigdy w koncu sie godzę. Niby zloszcze sie, albo narzekam z zasady. Niby zyje, bo jestem. Niby szczesliwym sie tylko bywa, a nie jest. Niby ja tez taka bywam. Niby za rzadko. Niby mam szczescie do ludzi. Niby, jak cos się wali, to wszystko. Niby czuje raz wiecej, a raz mniej. Niby to normalne, gdy nietrzeźwo się oceniam.. Niby nienormalne dla innych. Niby tez nie dla wszystkich. Niby zawsze sa tacy, co nas rozumieją. Niby kazdy kogos ma, albo cos. Niby tym czyms jest godnosc ludzka. Niby slucham siebie lecz niedoskonale. Niby zauwazam, gdy przesadzam. Niby przyznaje, gdy czegos nie wiem. Niby oczekuje tego samego od innych. Niby cenie skromnosc, ale chce stłamsic własną. Niby nienawidze egoistow, ale pragne zostać najwiekszym. Niby mysle bialo-czarno, ale znam tez zieleń, błękit i czerwień. Niby nikomu sie nie dziwie. Niby przywyklam do nudy. Niby nazywam nią życie. Niby wiele rzeczy okreslam inaczej, niz mysle. Niby posluguje się wieloma synonimami. Niby nie oczekuje, ze ktokolwiek je zrozumie. Niby wysuwam roszczenia tylko uzasadnione. Niby nikt mnie nie krzywdzi. Niby nie krzywdze siebie. Niby jestem dobra. Niby tylko agresywnie sie zachowuje. Niby szatanem mnie uczyniono, bo nie chcialam tego. Niby nie wierze w bajki i wróżki, ale w Boga. Niby Biblii nie czytam, ani nie zwracam uwagi na znaki. Niby tylko rozmyslam, jak piękne są noca gwiazdy. Niby nie posiadam marzen, ale pamietam swe sny. Niby "gdybam" jedynie obronnie. Niby realnie swiat oceniam. Niby nie wolno mi wszystkiego. Niby godzę pesymiste, realiste i optymiste w sobie. Niby nie kłamię lecz posiadam prawd wiele. Niby uznaje wazne wartosci, ale dopuszczam zabojstwo. Tego NIBY mozna by wymienic duzo wiecej, ale teraz nie chce tego dalej robic. Pózna pora. Zasiedzialam sie na kompie, wiec wystarczy. Wczesniej popedzilam do Biedronki. Zrobilam, co zwykle czynia bulimiczki mieszkające samotnie - czytaj: bez mamusi, ktora nakarmi. A moze one zwykle tego wcale nie robią? Na pewno nie wszystkie. Niektore wytrwale pracują do wieczora, albo bawią sie tez wytrwale. Tak, jakby zabawa dla nich, także byla pracą. Pewnie jest, ale same tego nie wiedzą, jak ja kiedys nie wiedzalam. Dlatego przestalam sie bawic. Wybralam inną prace. Wytrwalosc jest cnotą, ktorej mi nie dano. Silnej woli tez nigdy nie mialam, ale pragnelam jej bardziej, niz inni. Zaluje bardzo. Nie rozumiem, czemu do cholery tak musi w tym zyciu byc. Czemu czlowiek czasem tak wiele z siebie daje. Czemu kiedy naprawde sie stara, nie dostaje co by chcial? Przeciez to mu sie nalezy za wysilek! Zycie jest trudem. A ci, ktorzy zyją nie bedą zawsze tak samo niestrudzeni. Tak, jak cierpliwosc sie konczy, z trudem tez nikt wiecznie walczyc nie bedzie. Przykre, gdy zabraknie czasu na nagrode, bo zabraknie juz siebie. Nawet male dzieci dostają na koloniach dyplom tylko za udzial. Moze kiedys kazdego spotka sprawiedliwosc. Wierze w to. Nie tylko chce wierzyc, choc chcialabym chcieć więcej. Kiedy indziej znowu chcialabym w ogole nie chciec. Jakie to proste. W Biedronie spotkalam Renie. Pogadalysmy troche. Jak zwykle byla dla mnie bardzo dobra. Zaprosila mnie dzis do siebie. Miala do niej tez wpasc Anka B.. Te Ankę, jak tylko poznalam od razu wyczulam w niej, jakąś bratnią duszę. Z Renią bylo inaczej. Dziwnie, draznila mnie swym byciem, glosem, a moze i wygladem. Cos powodowalo, ze chcialam sie od niej odseparowac. Nudzila mnie i wolalam, by znalazła sobie inne towarzystwo. Tak bylo wczesniej. Zmienilam zdanie, gdy moje zyczenie spełniono. Bardzo sie, co do niej pomylilam. Jest ciekawą i przede wszystkim dobrą osobą. Mam nadzieje, ze kiedys zycie wiecej jej da, niz teraz. Choc ona raczej nie narzeka, po prostu zycze dobrym ludziom wiecej dobrego. To nigdy nikomu nie zaszkodzilo. Nie wiem, skad takie cos sie we mnie bierze. Na niewiele osob jestem czula. Malo, co mnie wzrusza. Placz dziecka nie budzi we mnie niczego. Tylko ludziom starszym i zwierzetom naprawde wspolczuje. Sadze, ze taka reakcja, jak dzisiaj, kolejny raz wynika z mojego egozimu. Pewnie poczulam zwyklą wdziecznosc za zainteresowanie. Natomiast, gdyby Renia postapila inaczej, pisalabym tez inaczej o niej. Niesamowite, jak bardzo jestem skupiona na sobie, ale dobrze mi z tym. Tak powinno byc. Nigdy nie bede, juz takim glupim dzieckiem, jak kiedys. Tym bachorem, ktoremu sie wydaje, ze kazdy ma dobre intencje. Glupek myslał, ze kazdy chetnie sie z nim zaprzyjazni. Dopiero pozniej zobaczyl siebie w lustrze. Niech ludzie ciągnie do ludzi i niech, ci ludzie bedą blisko siebie. Niech beda dla siebie mili. Niech spedzają ze sobą czas. Niech zawierają przyjaznie i niech nie zawsze je psują. Tylko NIECH robią to ci, ktorzy nie są mną. Niekoniecznie ładniejsi, ale przede wszystkim ci, ktorzy..... Moze mieli troche wiecej szczescia w zyciu? Moze mniej neurotyczni sie urodzili? Moze lepiej ich wychowano? Cholera wie... Prawdą jest, ze tak jak cale zycie sie zmieniamy, tak zmieniają sie nasze potrzeby. Ja potrzebuje swojego towarzystwa widac bardziej, niz kiedykolwiek wczesniej :)
Mile widziane są tylko zwierzaki, nawet kocury.

piątek, 19 lutego 2010

Wywrotka.



Swietnie. Teraz trzeba bedzie wstac. Zreszta nawet nie, ze trzeba, ale chcialoby sie... Inaczej utkne, gdzie jestem na zawsze. Choc jeszcze nie umarlam, a tylko umarli do Piekła trafiaja, pomyłek nie brakuje... Do Diabła! No wlasnie, drogi, albo nie-drogi Diable, za malo umarlaków przekabaciłeś? Twoje pomyłki nie zawsze są naszymi bledami, nic nie rozumiesz? Powiedzialabym ci spierdalaj, ale wtedy pewnie ucieszylbys sie. Dla ciebie brzmialoby to, jak dla innych ludzi kocham, co nie? No to nic nie powiem, ale zalowac jeszcze troche bede. Gdybym wywróciła się nie przed, ale za bramą piekieł, wiecej by nas dzieliło? Nie wiem. Pieklo tu i tam. Znalazłam sie w centrum piekielka, choc daleko od Ciebie. Nie zobaczylam twojego paskudnego oblicza, jakim cudem? Kusisz ludziska na Ziemi, zamiast w Piekle gnoic? To znaczy, ze siedze w lozku z laptopem na kolanach, w obcej przestrzeni? W przestrzeni daleko od Ciebie? To nie pieklo wlasciwie, ani planeta Ziemia tylko co.....

Nie ma sie, juz kogo bać, bo jesli nie ciebie, to czego? Podobno jestes najgroszym, co moze czlowieka spotkac. Podobno nie istnieje wieksza bezsilnosc, ani trwoga, niz ta jaką budzisz. Podobno nie istnieje tez Pieklo bez diabla..


Obecnie pozostal mi tylko strach-siebie, tak wyglada to inne, nowe pieklo.. Sobie zagrazam, ty mi nie zagrazasz.. Nie pojmuje tego systemu, bo znałam inny. Też jestem potworem... A czy ty lękasz sie siebie? Czy kazdy szatan wie, jak czuje się czucie? Jesli nie jestes, czy choc bywasz wlasnym katem? Skoro nie ty siebie, ktos inny ukarac cie musi. Bys poznal diabelską sprawiedliwość, bys wiedzial, co ona znaczy.. Nigdy po drobroci sie nie da, zobaczysz w koncu na sobie..



Tak wlasnie dziala na mnie fakt, ze godziny kolidują. Godziny - wlasnie, a nie zajecia, choc one tez sie na siebie nakladają. Jebie mnie to, a sama kolizja dotyka moich lęków. Wczesniej wszystko mialam zajebiscie rozplanowane. Przyzwyczailam sie do tego, ze dane rzeczy robie o stalej porze. Chodzilam spac nie wczesniej niz o 1, a zazwyczaj miedzy 2, a 3. Wstawalam o godz. 12 w tygodniu, a w weekend jeszcze pozniej. To bylo normalne. Znajdywalam czas, zeby posiedziec na kompie. Nie balam sie (tak mocno), ze z czyms nie zdarze, bo kazdy ma swoje pięc minut. One byly mi nalezne, jako istocie zyjącej. Karmiłam potwory, w tym siebie, uwazam, sprawiedliwie. Tak, jak istoty, ktorym tez cos sie nalezy, one niemało otrzymywaly.. Nie za wiele, ale jednak coś.. Nagle, otrzymalam mase okienek, wcale nie na swiat. To nie szansa na nowy punkt widzenia lecz kolejne wkurwienie. Wracam do mieszkania w czasie przerwy w zajeciach i co? Schizuje sie! Najchetniej rzucilabym wszystko w cholere i nazarla sie, ale nie czynie tego. Brakuje mi motywacji, by dalej tak panowac nad soba. Do kolejnej sesji zostalo jeszcze mase czasu, bo stara niedawno sie skonczyla. Wlasnie teraz, gdy jej nie ma, chcialabym ją przedluzyc choc nie odzyskac. Po starej, jednak odsapnelam. Pozniej zas sapnelam, jak grubas, ktory z trudem sie porusza.. To inni blokuja przestrzen nalezna mnie. Nie czekam na wakacje, chociaz sesja letnia bardzo sie z nimi wiaze. Nie o to chodzi. One i tak beda pojebane, bo zagwarantuja przestrzen bardzo nudna. Takie gadanie nazywają pozytywnym nastawieniem? ;) W moim przypadku chodzi o realizm. Zreszta pojebane wakacje sa niczym w pojebanym zyciu. Wypadają, jak mrówka przy sloniu. Maja znaczenie takie, jak ziarenko piasku na pustyni. Wazne sa dobre perspektywy, ktore tez posiadam. Kazdy dzien moze byc nadal dobry. Dopoki sie nie przestawie na inny "system", takich dni nie zobacze. Trudno. Probuje caly czas, nawet gdy tak sie żale, nic innego nie robie. Dopasowuje sie do systemu, stosujac wlasne strategie adaptacyjne, heh.



Ostatnio do big wkurwienia doszlo jeszcze jedno. Bardzo dlugo sie wahalam, czy nie zrezygnowac z drugiej specjalnosci. Nie martwilam sie egzaminami. Nie chodzi o nie, bo jesli cos sie tam poucze, powinnam je zdac. Przejmowalam sie najbardziej tym, ze do 20 trzeba gnic w szkole. Nie przywyczailam sie do tego, a nie cierpie niczego robic wbrew sobie. Jedną z takich rzeczy jest znajdywanie sie w miejscach, w ktorych bywac nie lubie. Jeszcze inną, tkwienie jak kolek przy tej samej scianie, tez nieruchomo.. Poza tym mniej sie balam spadku sredniej lecz nie w ogole. Z taka iloscia przedmiotow, trudno bedzie utrzymac fason. Fason, ktory preferuje wymaga duzych staran, a przeciez musze tez odpoczac. Moj fason jest, jak rozmiar ciuchow. Oczywicie preferuje maly, dlatego trudno sie w nim pomiescic i oddychac.....

Na dodatek, glupio zrobilam. Obiecalam Kasce, ze pojade z nia po tort. Dzisiaj ma urodziny jej chlopak. Matka zawsze mnie uczyla, abym zachowywala sie grzecznie. Przepraszam Mamo, ze pisze o Tobie tak brzydko. A innych przepraszam za dygresje, ktore sa jak czynnosc fizjologiczna. Nie obede sie bez nich, heh.. Wplatalam sie w obietnice, jak w jakas wstretna siec pajecza. Odmowic potrafie, ale wiem, jak wyglada ktos, kto wiecznie odmawia. W koncu do takiej osoby przestaje sie przychodzic, albo o cokolwiek ją prosic. Wiadomo, ze ona i tak slowa nie dotrzyma, bo u niej slowa nie ma. Znowu mi na mysl Matka przychodzi. Choc uczyla mnie zasad grzecznosci, skarzyla sie na obietnice, ktorych nie spelniam. Stad wlasnie wzielo sie okreslenie słowa nie ma, czyli komunikat skierowany do mnie.




Małgośka, Ty słowa w ogole nie masz. Zobaczysz wszyscy Cie zostawią - mówila matka.

A niech zostawią. Ja nie mam zamiaru o nikogo zabiegac. Niech inni zabiegają o mnie - odpowiadala córka.


Heh, NIEŹLE!! Kompa zostawilam wlaczonego, bo strasznie sie spieszylam. Nie wyslalam nawet tego wpisu, ale za to dotrzymałam słowa!!! Wlasnie wrocilam z Kaską i z tortem. Jesli on tak dobrze smakuje, jak wyglada, musi byc pyszny. Szkoda tylko, ze jest troche maly. Kaska stwierdzila, ze starczy dla kilku osob, ale klocilabym sie. To zalezy od mozliwosci tych osob. Sama zjadlabym go bez pardonu, ale to nie moj prezent. Szkoda, bo akurat dopadl mnie ten etap, gdy ciesze sie z zarcia. Dawniej podczas odchudzania strasznie sie wsciekalam, jak dostawalam cos slodkiego. Nie zapomne gwiazdkowego pudelka bananowych batonikow w czekoladzie. Jak je zobaczylam nawet nie staralam sie udawac zadowolenia. A potem bedac samej w pokoju, rzucalam tym pudelkiem i deptalam po nim. Historia skonczyla sie ktoregos dnia, nie wiem, czy nastepnego, czy pozniej. A skończyla sie dlatego, bo batoniki sie skonczyly. Ich kres nastapil w kanalizacji, a najpierw przeszedl przez moj przelyk, zatrzymal sie na troche w zoladku, ale niezbyt dlugo. Dalej drogą pospieszczoną i powrotną dotarl do kibla, a tam wiesc o nim przepadla. Inne gówna widzialy sie z nim w kanalizacji, ale o tym moglam tylko przypuszczac - BO ZACHOWAŁAM SIE, JAK GÓWNO.


O bananowych batonikach na pewno bede jeszcze snic. Moze tej nocy, bo dzisiaj postapilam, jak uczyla mamusia - GRZECZNIE. Dziwne i jesli moglabym dostac jakis prezent, nie chce tego snu... Wole cos innego. Zobacze, co... Nie spodziewalam sie po sobie tej duzej, jak na mnie, spontanicznosci. Ktos, kto nie reaguje sztywnie, nie mrurgnąlby na nia okiem! Na mnie ona tez nie robi piorunującego wrazenia. Odchyl po fakcie, juz normalnie przyjmuje. Z faktami jest jak z upartymi ludzmi. Ciezko wdawac sie w polemikę. Nawet, jesli poczatkowo faktom sie dziwie, szybko zdziwienie zastepuje pewna mysl. Dokladniej cos w stylu: ahaaa, juz nic nie mowię, bo nic nie mysle, wlasnie przestaje. Powiedzialabym tez, ze kopniecie pradem jest, jak moje zaskoczenie. Krotkie kopniecie, takie po ktorym nie umieram, ani bardziej nie uwazam.


Poza tym kupilam Stasiowi (jak nazywa go Kaśka, co zreszta przejelam), jakas tam czekolade. Nic złego sie nie stalo z tą sknera, ktora jestem.. Z grzecznosci to zrobilam, ale nie z przymusu. Choc grzecznosc bywa narzucona, jasne. W tym wypadku niczego nie probowalam udowodnic, ani sobie, ani tym bardziej matce. A przypuszczam, ze gdyby ten tekst wpadl w rece, jakiegos psychoanalityka, wlasnie to chcialby mi udowodnic. Nie cierpie psychoanalitykow, pojebani!!

środa, 17 lutego 2010

Tylko dupa maryna.


Pojebany ten dzien, ale wreszcie mam, co chcialam. Czas jest zajety w sposob, ktory odbiera wolnosc mysli. Wczesniej niektorym z nich zabronilam zblizac sie do siebie. Nie sluchaly. Balam sie ich. A teraz zyskalam komfort wyboru, choc tylko pozorny. Strach sie zmniejszyl, ale wolnosci zrozumiec nie potrafie bez zrozumienia siebie. Na szczescie, w pospiechu łatwiej uwierzyc, ze jest inaczej. Łatwiej zwalic wszystko na zabieganie. Gdy cos sie nie uda, to przeciez wszystkim lecz nie mnie! W biegu czy nie w biegu, kiedys bedzie trzeba sie zatrzymać. Wczoraj, gdy to zrobilam bylam zla, a teraz karuzela sie kręci. Zabawa nie jest najlepsza, ale przynajmniej sie bawie. Do czasu, az nie pojawią sie mdlosci, dam rade patrzec na wirujący swiat. Przewiduje, ale bardzo ostroznie nadchodzące wkurwienie. Predzej, czy pozniej wesole miasteczko musi sie znudzic. Tym bardziej, ze dzis jest dzis, a jutro musi byc inaczej. Dwa dni pod rzad jeszcze zniose, ale wiecej pokory okazac nie potrafie. Jakby sie dalo nawet zaraz wyruszylabym z nozem kuchennym. A potem zabila tych wszystkich, ktorzy ukladali moj pojebany plan. Dopiero wtedy nic nie zaklociloby zabawy, tej prawdziwej. Z karuzeli przeszlabym na diabelski młyn, gotowa na więcej wrazen, ale dupa! Dupa maryna kolejny raz.

Chociaz jutro nie musze tkwic w tym gownie (czyli szkole) do 20, dlatego ciesze sie.. Nawet bardzo. Chyba pierdoly naprawde potrafią czlowieka uszczesliwic. Nic innego, co wiecej wazy nie dodaje takich skrzydel, heh.. Zreszta o samej szkole chyba nie powinnam pisac w ten sposob. Nic zlego tam mi nie robią, poza zabieraniem czasu. Jednak, gdyby nie ona, co ja bym miala w zyciu? Wiadomo, nic. Czasu byloby bardzo wiele, ale niewykorzystanego..
Zdaje sobie sprawe z tego. Nic nie poradze, ze przeklenstwa nie tylko na język sie cisną. A jak skoncze sie uczyc, stane sie bardziej bezradna niezaleznie od uzywanego slownictwa. Nie nadaje sie do pracy, ale wiecznego studiowania, bo jestem duzym dzieckiem. Na takich pseudo-doroslych, jak ja najczesciej mowia: ci, co nigdy sie nie zmienią. Czas dla nich sie zatrzymal, ale nie odniesli korzysci. Na skorze zmarszczyki pojawia sie tak, czy siak. Poza tym nic wiecej. Musze podtrzymywac w sobie tę swiadomosc i pilnie sie uczyc poki moge,heh.

Zal mi sie strasznie zrobilo Kaski. Jak wrocilam ze szkoly bardzo mile mnie przywitala. Musialam troche podciac swoje kudly, wiec poszlam w wolne dni do sasiadki. Ogołociła mnie strasznie. Nie wspominalam o tym, bo bez znaczenia, jak wygladam, skoro zawsze beznadziejnie. Milo jednak slyszec, ze inni mysla inaczej, takze Kaska, ale co z tego. Mam taki pojebany wyglad, ze nawet jesli jednego dnia udaloby mi sie przypominac czlowieka, to nie jest stale. Kazdego dnia wygladam inaczej! Nie rozumiem tego, bo inni ludzie zawsze prezentuja sie tak samo. Wiadomo, kazdy ma lepsze i gorsze dni, ale z reguly sa one poza zasiegiem cudzego oka. Chyba tylko ten, ktorego one dotyczą rozpoznaje te roznice. Poza mną, bo naprawde powinnam sie ukryc.

Kaska stwierdzila, ze wygladam bardzo ladnie. Haha. Jasne i kto to mowi? Nie chcialo mi sie z nia klocic, skoro takie reakcje mozna uznac za zuchwalstwo. Juz ja znam ludzi, ktorzy celowo na siebie narzekają, by slyszec pocieszenia. Sa takie perfidne swinie doskonale znajace swa wartosc, a oczekujace komplementow. Podsyca to we mnie zlosc, bo wyczuwam tego rodzaju falsz, gdy odgrywają sierotki marysie. A za falsz powinno sie odplacac tym samym. Podobno zlo zawsze do czlowieka wraca, wiec niech przepowiednia sie dopelni. Oczywiscie tylko raz, a nie tak, jak w mechanizmie kolowym, stale i bez przerwy. Zlo powinno wrocic do adresata, a nie tego, ktory zlem mu sie odplaca. I na tym koniec, tak to widze!

A co do Kaski, dowiedzialam sie, ze ma 3 egzaminy poprawkowe. Widzialam, jak w oczach stanely jej lzy, gdy mi o tym mowila. Biedaczka, to jej pierwsza sesja, wiec pewnie bardzo sie przejmuje. To tylko wlacza duzy niepokoj, czy sie nadaje na studia. A przeciez wieksze debile daly sobie na nich rade, wiec i ono tez powinna. Jestem tego pewna, ale ona nie...

Bylam dla niej taka niedobra swego czasu. Zwlaszcza w tym, co pisalam tutaj, nie odnosilam sie do niej najlepiej.. I jutro na pewno zmienie swoj stosunek do jej osoby. Wspolczucie obecne teraz - zniknie. Musi zniknac, jak zawsze! Mimo wszystko odczulam przynajmniej chwilowa empatie. Licze, ze ona miala, jakies znaczenie.. Przez chwile nawet chcialam w magiczny sposob wyjsc Kasce z pomoca. Chcialam znaleźć sie w sytuacji, ktora ją czeka. Chcialam uczynic cos, by ona nie musiala w niej tkwic. Jednak to nierealne, bo kazdy odpowiada za siebie. A jesli tej odpowiedzialnosci nie przyjmuje, konczy m. in. tak, jak ja. Nie potrafi sie porozumiec z sobą i produkuje pojebane objawy. Pozniej pisze na blogu, ze dzien uplynal w pojebany sposob. Jesli nie kogos, to cos trzeba oskarzyc. W koncu przychodzi czas, by obwiniac tylko siebie. Kołowrotek, czy wlasnie karuzela, wlasnie tak przebiega czas. Na szczescie niedorosle dzieci przywykly do niej, wiec wielka krzywda sie nie dzieje ;)

Trzymam za Kaskę kciuki i .... nic wiecej. Wystarczy.

wtorek, 16 lutego 2010

Konkrety vs Dupa maryna

Obiecalam sobie wczoraj, ze bede bardziej konkretna w pisaniu. Zamiast biadolic o dupie marynie, sprobuje skupic sie na konkretach. Oczywiscie nie watpie, ze o dupie marynie tez mozna bardzo konkretnie mowic. Niestety mnie to akurat nie wychodzi. Najlepiej niech zajma sie tym, ci z prawdziwym powołaniem, stworzeni dla dupy maryny. A takich na pewno nie brakuje ;)
Ja zwykle mam do czynienia z niezmiennymi konkretami. Chyba dlatego w koncu, jakos je okiełznam, powinnam. Pisze tak, bo te moje konkrety sa, jak jakies wredne pchły. Moge sobie wyobrazać, jak to jest miec prawdziwe pchly, choc czuje, jakby naprawde skakały mi po głowie. Albo raczej w głowie. Ten gatunek dopiero jest upierdliwy, skad sie wziął? Moje pchly sa troche psychiczne, a moze Kursywanawet wiecej, niz troche. Takie rzeczy ciezko ocenic, gdy brakuje punktu odniesienia, a wyobrazenie jest kiepskie. Opieram sie na nim i musi mi ono wystarczyć, by zbudować jeden pewny wniosek.. Wystarcza.. One nie roznią sie wiele od prawdziwych pchel. Wszystkie, bez wyjątku, doprowadzają czlowieka
do szału!!

Po jakims czasie powinnam nauczyc sie na pamiec zwyczajow, które uznają. Az dziwne, ze do tej pory tego nie opanowalam. Widac nie staralam sie, jak wypadało. Konkrety niby są najbardziej logiczne i proste, ale tak nudne. A od nudy chyba kazdy ucieka, jak sie da i gdzie tylko sie da. Niekiedy to niemozliwe, jakby inni uczynili pchły "garunkiem chronionym". To moje usprawiedliwienie, ale dosc tego...

Cholera! Znowu zamiast zrobić, co chcialam, postepuje na opak! Juz nie wiem, czemu im bardziej sie do konkretow zblizam, tym wiecej mnie od nich odsuwa. Przybywa pcheł, mnożą się żałosne! Do dupy, ale tak jest dokladnie z wszystkim... Nie ja, jednak zlewam na wszystko, bo inaczej ktos mnie uprzedzi. A wtedy stanie sie to, czego bym nie chciala i zostane olaną... Jeszcze czego..

Wkurza mnie, ze ciagle chce mi sie sikac. Czyli jestem górą? Nie, bo wlasciwie olewam tylko kibel. Na dodatek wylacznie, gdy do niego nie trafiam, czyli nigdy ;) Trzeba byc pojebanym, zeby o takim czyms mowic, ale coz.... To zwykla potrzeba fizjologiczna, wiec wolno mi o niej pisac.. Nie wiem czemu, ale wydaje mi sie, ze z dziewczynami nie mozna o takich pierdolach pogadac. Natomiast, jak rozmawiam z bratem, nie ma tematow tabu. Czasem mnie zgarsza i nie chce go dluzej sluchac, ale staram sie nie okazac mu tego. Glupio byc zignorowanym, a tym bardziej niewysluchanym, choc na jedno wychodzi. Doszlam do wniosku, ze faceci przynajmniej gadaja o wszystkim nawet, gdy za dobrze sie nie znaja. Trudno by mi bylo w to uwierzyc, gdybym nie znala opowiesci B.. Co on nie wyrabial ze swoimi kolegami? Troche zalosne byly niektore ich wypadki, ale przynajmniej pozostaną wspomnienia. Az szkoda mi, jak o tym mysle, ze nie jestem mlodsza i nie mam innej plci. Oczywiscie nie mysle o zmianie, ale....

Nie wytrzymam! Chce mi sie sikac coraz bardziej. W dodatku slysze, ze sasiadka wrocila ze szkoly. Wczesniej bylam ją odprowadzic, bo mialam po drodze do apteki. Glupia aptekarka sprzedala mi nie to, co chcialam. Niestety zobaczylam dopiero w domu, ze sie pomylila. Moglabym te rzecz wymienic, ale ostatecznie uznalam, ze da sie ją spozytkowac. Poza tym otworzylam, juz tamto opakowanie i lyknelam jedną tabletke. Zrobilam to o glupiej porze, bo moj zolądek cos swiruje. Malo czasu zostalo do napadu. Stosunkowo mało, wiec lepiej wszelkie leki lykac na wieczor. Wtedy ide spac na kilka godzin. Do tego dochodzi czas w ciagu dnia, gdy nie swiruje. Łacznie stwarza to odpowiednio dlugą okazję do wchloniecia tego, co zazylam. A przeciez do tego zmierzam.

Nie po to kupuje te wszystkie zasrane witaminki, zeby je potem wieczorem wyrzygac. Musialabym byc jeszcze bardziej pojebana, niz jestem, ale to tez rzecz niepewna. Czesto najbardziej pojebani nawet nie zdają sobie z tego sprawy! Powiedzmy, ze ja jestem pojebaną samoswiadomą i dosyc tego watku. Mam nadzieje, ze ten dzien zalicze do dobrych. Nie dosc, ze przeszlam sie do apteki, co daje w sumie godzinny spacer, posprzatalam tez w pokoju. To niewiele, bo dzien jest dlugi i zawsze mozna zrobic wiecej, ale obsesja jest zlym doradcom. Zreszta za pozno wstalam, wiec zeby sie rozdwoic trzeba by miec duzo wiecej czasu. Predzej osiagne roztrojenie, choc to tez takie nonsensowne na pierwszy rzut oka.. No, bo niby roztrojenie, to o jeden wiecej, niz rozdwojenie, ale ich skutki lezą na przeciwnych biegunach. Gdy sie rozdwajam wykonuje prace za kilka osob. Natomiast roztrojenie jest nerwową rozsypką. To takie totalne rozwalenie, albo cos podobnego do nienastrojonych strun gitary. Jakby Chopin byl wybitnym gitarzystą, a nie pianistą tez wiedzialby cos o tym. Kazdy wie, nie tylko ja, bo nastroje i humory miewają rowniez normalni..

Heh, pewnie pojde sie zaraz wysikac i zakoncze to pisanie. Szkoda, bo probuje sie poprawic i na koncu nadmieniam wieksza ilosc konkretow. Tak przynajmniej sadze, ale wiecej nie trzeba. Zapominam, ze sady tez sa zle i ufam wlasnemu przeczuciu ;)

A zaraz, jak tylko pozbede sie nadmiaru plynow, uzupelnie go nowymi. Nadejdzie pora na kawe. Moze zarzyje tez jeszcze jedno Tussi i poczytam sobie ksiazke (ktorą kupilam w te dni wolne). Jest to ksiazka, ktora moglaby zainteresowac chyba rownie powalonych, jak ja. Albo tylko takich, bo dotyczy ed. Nie kupilabym jej, poniewaz ta tematyka najczesciej cholernie mnie nudzi. Nie dosc, ze tym syfem zyje, to mam jeszcze poswiecac mu kazda wolną chwile? Bez przesady! Nie rozpamietuje tego o czym doskonale pamietam. Nie musze.. Zreszta, gdzie nie zajrze nigdy nie znajduje czegos, co by mnie jeszcze zaskoczylo. Wszedzie piszą jedno i to samo, na dodatek debilnym jezykiem - rzekomo bezstronnego autora. Nic dziwnego, ze potem mają o takich, jak ja wylacznie, jak najgorszą opinie. Na szczescie moja nowa lekturka ma cos w sobie, a dokladniej ciekawa tresc. Najpierw zaintrygowala mnie okladka, a potem krotkie streszczeniu z tylu okladki. Zreszta nie ukrywam, zaryzykowalam w duzym stopniu, ale kto nie ryzykuje ten traci.
NIE MOGĘ!!!!! Dupa maryna mnie przesladuje!! Enooo.........

poniedziałek, 15 lutego 2010

2 semestr = etap bliżej nieokreślony.

Zajebiscie. Wlasnie wrocilam do BC, a tu masz! Co sie okazalo? Otóż nie ma jutro zajec, wiec po kiego diabla tak sie spieszylam? Moglam siedziec jeszcze w domu. Nadgorliwosc nigdy nie byla dobra. Jesli czemus sluzy, to pewnie tylko wrzodom. Musze zaczac robic, jak kiedys, gdy w szkole zjawialam sie od swieta. Boje sie tylko, by nie odbiło sie to na ocenach. Kiedys Księżulek uwzglednil wszystkie moje nieobecnosci, a bylo ich wiecej, niz obecnosci. Wystarczylo, jak policzyl, ze raz sie zjawilam na jego wykladzie. Dzieki temu zostala oczywista reszta, wiec mogl zaoszczedzic czas i niepotrzebny wysilek. Pamietam, ogarnela mnie wtedy ogromniasta wscieklosc. Mysl o pierdole, ktora zawazyla na rzeczy waznej, gotowala mnie w srodku. Wystarczylo przeciez "tylko" chodzic troszke czesciej. Coz, jakby kazdy chcial robic wszystko, jak nalezy, byloby wspaniale. Zreszta chciec nie jest trudno, ale jak uczynic cos wiecej? Jak sprawic, by samo chcenie kierowalo czlowieka tam, gdzie zaplanowal? Moze i niektorzy trzymaja sie scisle wyznaczonego planu. Tak sa tacy, ale nawet, jesli oni unikną pewnych wahań, wciaz pozostaje ryzyko tego planu. W koncu wlasne plany niekiedy najbardziej zawodzą.. Wiem cos o tym..

No nic.. Powiedzmy, ze sprobuje sie zrelaksowac, jakkolwiek to brzmi. Zajme sie czyms pozytecznym, bo tylko to ma moc. Niestety nie mam na mysli mocy spelniania zyczen lecz moc lagodzenia wyrzutow sumienia. Czynie tak zawsze, aby oszukac siebie. A gdy, juz uda mi sie to zrobic wtedy wierze, ze potrafie byc sprytna. Sztuką jest wykiwac nie drugiego czlowieka, ale wlasne slabosci. Ciekawe, czy komus naprawde sie to udalo? Doszlam do wniosku, ze ja tego nie potrafie, ale zabawa w zdolną naprawde ma cos z zabawy. Nie daje tyle radosci, co czarodziejki, chowanego, sklep, czy wiedzmy, ale one tez utracily swa moc. Przynajmniej poczucie swietnego zagospodarowania czasem, jakby przemienia ten czas obecny. Tak niewiele trzeba, zeby uwierzyc w obecnosc rzeczy, ktorych nigdy nie ma, a na dodatek nigdy nie bylo! Paradoks. Gdy mysle o ludzkim mózgu nie wyobrazam sobie zadnych neuronow, czy innych wlokien. Wyobrazam sobie sieci zlozone wlasnie z paradoksów. Te sieci sa tak poplatane, jak wszystko, co pisze.

Cholera, chcialabym sie pozbyc niektorych rzeczy... Tak np. gonitwa mysli, o ktorej nie wiedzialam, a ktora chyba naprawde mnie dotyczy.. Gdybym w nia nie wierzyla, nie musialabym gdybac o zyciu bez niej. A tak mam powod do gdybania. Czy to znaczy, ze lubie gdybac? Jesli zgodze sie z tym, to znaczy, ze uzaleznilam sie od narzekania. Chyba nie mogę.. Jednak cos jest na rzeczy w tym wszystkim.

Na dodatek Martunia powiedziala do mnie (przy odbiorze pracy zaliczeniowej) cos, co potraktowalam jak pieczatke. Przypieczetowala wyrok, ale zapomniala, ze to nie sredniowiecze. Dzis nikt, juz takich wyroków nie wydaje, wiec pieczatkę lepiej przybic sobie na czole. Wtedy bedzie wygladac oryginalnie, jak tatuaz chociaz.. Martunia miewa wrazenie, jakbym z trudem chciala powiedziec cos wiecej.. Ciekawe, co? Moze mi pomoze,heh.. Nie miala nic zlego na mysli, dlatego tak, jak osad (czy opinie) wydala latwo, tak samo znaczenia duzego w nim nie pomiescila..
Nie potrafie ocenic czlowieka po przeczytaniu jego wypocin, ani tym bardziej siebie po wlasnych. Jak rozpoznac metlik w glowie po zlepku kilku zdań? Albo, jak ocenic po tym czyjs charakter? Istnieje w ogole taka mozliwosc? Nad ryzykiem bledu nawet nie mysle. Jest oczywiste i wielkie, wiec trudno go nie dostrzec. To tak, jakby mrówka nie spostrzegla slonia. Pewnie sie zdarza, gdy patrzy przed siebie, a nie do gory. Nogi slonia muszą wygladac, jak jakies góry, gdy jest sie mrówką.. Ale co tam!
Pomijam tez fakt, jak latwo niektorym przychodzi kłamstwo. Zwlaszcza, gdy piszą. Wtedy jest czas do namyslu, choc tacy w gadce pewnie niewiele gorzej kręcą... Trening czyni mistrza, a klamstwo trenuje oszusta.. No, ale przeciez nie wszyscy oszukują.. A nawet jesli, ich wybitne klamstwo sygnalizuje tylko wybitny problem.. Tak powinno byc, ale czy jest, cholera wie...
Podobnie cholera wie, skad sie wzial moj metlik w glowie! Czas przestac uznawac go za problemowy. Czas powrocic do swojej zabawy. Udawac niewidzialną różdżkę, znaczy uwierzyc, a potem zobaczyc swiat taki, jaki chcę. Chociaz na chwilkę. Jak dobrze, ze to potrafię, usunac mętlik, ktory wczesniej stworzylam..

Zanim, jednak pojde sobie stad, chcialabym jeszcze cos napisac. Niestety, co widac, mam masę mysli i nie wiem, co z nimi zrobic. Kiedys, az tyle tych mysli nie bylo. A nawet, jesli ich ilosc pozostala taka sama, na pewno byly mniej chaotyczne. Jak zwykle jakosc ma znaczenie, a co zrobic, gdy jest kiepska? Wymienic? Tylko, kto ją przyjmie? Jaki głupek?
Wtedy, gdy zrozumialam, ze nie stac mnie na to, zalozylam tego bloga. Inny glupek na pewno by sie znalazl, bo o uczuciach mozna nie mowic. W ciekawych zdarzeniach mozna nie uczestnic. Na swoje zycie mozna wreszcie patrzec cudzymi oczami.
Moj blog jest, jak czlowiek. Upersonifikowalam go i nadalam sprawczą moc. Moc uczynniania we mnie tego wszystkiego, co od dawna zastane. To musi wystarczyc, a dlatego ze musi, na pewno wystarczy! W pędzie brakuje czasu, zeby pomyslec, a co do tego zrozumiec drobną, pozornie pustą mysl... Zapomina sie, ze zadna mysl nie jest pusta, bo tam skad pochodzi pustka nie istnieje.
Przynajmniej tutaj potrafie sie zatrzymac i wiem, naprawde wiem, bedzie dobrze... Pisze o beznadziei, ale z nią zawsze kontrastuje, jakis pozytyw. Inaczej nadzieja nie bylaby tak widoczna. Jak brzydka przyjaciolka, wypada duzo lepiej w towarzystwie brzydszej od siebie :)

To rozczarowuje, ale nadziei i beznadziei nie ujęto na tym zdjeciu. One zdjęc nie lubią, choc jakby sie postarac, moze udaloby sie tutaj cos dojrzec? Cos z nich, albo cos ich, czemu nie? Wlasnie dlatego wazne jest wyobrażenie... I chyba tylko dlatego..

poniedziałek, 8 lutego 2010

Biorę, ale nie daję.

"Życie nie tylko po to jest, by brać", spiewali w jakiejs tam piosence. Moze nie tylko, ale przede wszystkim. Egoista widzi tylko egoistyczne cnoty, jestem nim.. Po powrocie z egzamu zazylam kolejne 2 tabletki Tussi, zeby postawic go na nogi. Zmeczenie jest tym, czego nikt nie lubi.. A bycie egoistą nie powiem, męczy.. Ciekawe, bo dzisiejsze plany osmieliłam sie nazwac planami. To oznacza małą rewolucje w wielkim swiecie własnym, egoiscie tylko znanym. Balam sie siebie, ale strach nie bedzie moim orężem lecz głupota.. Teraz, gdy "zaliczylam" wszystkie przedmioty (oby, ale nie inna opcja nie istnieje) nie mam, co ze swoim egoizmem zrobic.

Przypomnialam sobie, co kiedys Daisy powiedziala, choc nie rozpamietuje tego. Czasem takie, jakies dziwne mysli przychodzą do glowy. Niby czlowiek nie przywiazuje zbytniej wagi do pewnych rzeczy. A tu masz! Akurat o nich najwiecej mysli. Nie rozumiem tego... Moje mysli sa akurat tak samo pojebane, jak sny. Totalny brak logiki, a jedynie jakis szyfr, ktorego nie umiem rozszyfrowac. Zreszta, skoro twierdze, ze to niewazne, po co mialabym o tym pisac? Wystarczy, co juz zostalo powiedziane...

Wkurzam sie, bo przegralam zaklad. Nie chodzi o sprawe racji, bo nie o nią sie zalozylam. Zalozylam sie z Kaską o piwo. Mialam nadzieje, ze zda tę pieprznieta matme. Z ubolewaniem w glosie, ale z usmiechem na twarzy, przyznala sie wczoraj do porazki. Chciala mnie tez naklonic, abym dotrzymala slowa i natychmiast oddala swoj dlug. Tak, teraz to dlug... Traktuje go w ten sposob, bo dla mnie byle pierdola przysparza problemow na cały rok.

Nie wiem, jak to sie dzieje, ale czasem mam na cos ochote...
To chyba normalne i nawet niesmieszne. Jednak po przeczytaniu tego zdania, nie potrafie opanowac smiechu!! Zatrzymalam sie nad nim na chwile. Coz, rzeczywiscie, nieudolnie ujmuje wlasne mysli.. Tak, jak przez chwile czuje, ze gdyby nie obecne przeszkody, dotarlabym pierwsza na mete..
A wtedy w koncu zajelabym sie czyms upragnionym, bo tytul mistrza zobowiazuje... Odliczam, ile czasu pozostalo do zasluzonego mistrzostwa.. Patrze na zegarek, ale bardzo niepewnie. Tylko poczatkowo tam zerkam, bo po kilku minutach, juz nie moge... Wylaczam na pulpicie w komputerze dolny pasek z godzina, tak na wszelki wypadek. Nie chce zostac uswiadomiona przedwczesnie. To groziloby zalamaniem, ale nerwowym! Chcieć znaczy zyc, a zycie zabija.

Gdy nadchodzi wieczor czuje, jakby noc sciagala z moich rąk niewidzialne kajdany. Te same kajdany, ktore wczesniej nalozyl dzień, jego nieprzyjaciel. Wtedy nawet nie to, ze mrok zaciemnia upragnioną mete. Swietliki w oczach sprawiają przeciez, ze zawsze zachowuje czujnosc. Odechciewa sie maratonu, bo odechciewa sie nagrody. Odechciewa sie wymarzonego aplauzu, bo sama sobie klaskac nie bede. Nic tam na mnie nie czeka, ale nadchodzacy dzien uwaza, ze jest inaczej. I znowu to samo... To samo, az do nocy, ktora zabrania sluchac..

Noc jest dla mnie najlepsza, to moja ukochana pora. Czasem warto wstawac z lozka, zeby znow isc spac. Sennosc to objetnosc. O ile czlowiek za dnia wszystkim sie martwi, noc zwalnia go od kazdego niepokoju. To sa wlasne te niewidzialne kajdany, o ktorych mowilam. I powod uwielbienia nocy. Chyba zasluzyla, by nazwac ją moja Królową!

Niestety na swoją Królową musze jeszcze troszke poczekac. Jednak choc ochote na piwo z sasiadkami mialam duzo wczesniej, podolam temu zadaniu. Dotrzymam obietnicy. Na szczescie wczesniej zaopatrzylam sie we wszystko, co koniecznie. Skoro piwo jest, pozostaje tylko je wypic... Przy okazji moge sie zastanowic za czyje zdrowie. Za wlasne, przeciez pic nie bede, chociaz egoiscie nic innego nie przystoi..

Bierzesz coś?

To pytanie mojej sasiadki, Kaski. Spostrzegla, ze jestem wyluzowana za bardzo, a to ponoc nienormalne. Karolina przed egzamem obgryza paznokie, chociaz zazwyczaj tego nie robi. Wyrywa nawet wlosy z glowy udając, ze je przeczesuje. Jednak widze, co jest grane. Czasem robilam podobnie, wiec nie tak latwo mnie oszukac. Zdrapywalam namietnie strupy (po pierwszym etapie, gdy do nich doprowadzilam), a wszystkim mowilam: Ja tylko sie drapię... W sumie nie klamalam. Przeciez naprawde sie drapalam, ale do krwi - o czym nikt nie musial wiedziec, heh. Hmm, tylko Ksiedzu na spowiedzi mozna spowiadac sie z wszystkiego. Nawet trzeba, ale za posrednictwem "odpowiednich" słów :]

A czy bralam cos? Owszem, ale tylko dwie tabletki Tussi. Nie wiem, czy bardziej one mi pomogly, czy sama autosugestia. Niesmiale obstawiam te druga opcje, bo podobno jeden koles, dzieki niej nawet z raka sie wyleczyl. Moze dotknal go ten sam rak, co mnie, czyli duszy? W tym wypadku jego historia nabiera pelnej wiarygodnosci, przynajmniej dla mnie..

Dobrze, ze ten czas tak szybko leci. Kto wymyslil, zeby pisac egzamin o 15? Problemu by nie bylo, gdybym wstala pozno, jak zwykle. Niestety musialam popedzic do szkoly okolo 12, a toz to srodek nocy ;) Fatygowalam sie tylko po to, zeby uslyszec ocene z zaliczenia cwiczen. Bezczelni, ale wybaczam dzis wszystko wszystkim. Chyba naprawde czuje sie, jak ćpun, ktory wlasnie sie wspomogl w trudnym zyciu..

Obym po egzaminie czula sie tak samo, jesli nie lepiej! Prosze Cie oswieć mnie Panie swoim blaskiem. Ja potrzebuje tylko troche jasnego umyslu. Doslownie ciut! Co to dla Ciebie jest? Nie poczujesz róznicy, bo tyle go masz - obiecuję..

niedziela, 7 lutego 2010

Zarażona! Zabije za to!


Cholera, niepotrzebnie gadałam niedawno z Karoliną o egzaminie. Ona jest o rok młodsza, ale wplepili im ten sam przedmiot, co nam programowo na 4 roku. Przynajmniej jutro pojdziemy razem do szkoly (bo to juz jutro), a to rzadkosc. W przyszlym semestrze mam nadzieje, ze bedzie inaczej. Co prawda do szkoly nie ide dluzej, niz 5 minut, ale droga w towarzystwie, jakos dziwnie się skraca. A my i tak nie spedzamy ze sobą zbyt wiele czasu, wiec ciut wiecej nie zagrozi naszym stosunkom. Nie wiem tylko, czemu ona tak panikuje. Do niedawna bylam bardzo spokojna, ale te pieprzone emocje sa zarazliwe. Jej strach chyba mi sie udzielił. Niepotrzebnie o tym wszystkim gadalysmy. Powtarzam sie? To tylko pytanie retoryczne,heh.
W dodatku, jak mowilam do niej, zeby o tym nie myslała, strasznie sie wsciekala. Nie byla to zlosc skierowana na mnie, ale na tę widac glupia rade. Wlasnie dlatego i tylko dlatego, nie poczulam sie urazona, a o to wcale nie trudno.
Dalej, jednak boje sie o siebie. Tylko o siebie, czyli jak zwykle, bo mało jesli nie wcale, obchodzą mnie inni. Zaraz odzyskam rownowage. Pierdziele, nie warto brac przykladu z innych, jesli on jest szkodliwy. Gdyby to tylko bylo takie proste. Gdyby czlowiek mogl sobie wybierac, co bedzie myslał, robil i czul. Znacznie latwiej dawac innym rady, a w tych samych sytuacjach popełniac duzo gorsze błedy. I bądź tu człowieku mądry! Nie istnieje prosty sposob, zeby zaszczepic w sobie olewke, bo tak ją nazywam, ale czasem wystarczy tylko wierzyc. Wierzyc, ze na swiat ma sie, przeciez od dawna wyjebane. Wtedy, choc niezupelnie tak jest, jednak mozna odniesc wrazenie, jakby naprawde bylo. Jedynie tyle potrzebuje, a Karolina niech robi, co chce. Swiat na glupich ocenach nigdy sie nie konczyl, ani nawet nie zaczynal.
Wszystko zaczyna sie w glowie, a dalej kazdy decyduje, co ze swymi myslami zrobi. One mogą być budujące, albo i nie, cialo jest tylko sługą umysłu. Czasem niewiadomo, ktore z nich stalo sie gorszym tyranem. Sprobuje obydwu przypomniec o sobie, bo w koncu tez tu jestem, do cholery! I chyba mam prawo miec cos do powiedzenia? Co? Gówno mnie obchodzi, czy im to pasuje, czy nie, bo przez chwile tez chce porządzić. Gorzej, jak mi sie ta władza spodoba, a potem i tak mnie zdetronizują. No chuj - słowa mojego brata, sa jak zwykle niezawodne. Dodaje do nich swoje wlasne: Jutro bedzie jutro, a dzis jest dzis - i chyba wiecej nie potrzebuje :)
Poza tym zrobilam dzis dobry uczynek. Jak na takiego strasznego zarloka mysle, ze tamten czyn mial dosc duze znaczenie. A jesli nawet nie duze, bo zadne, najwazniejsze, ze lepiej sie z tym czuje. Kupilam dziewczynom po Grześku. Powinien im smakowac, poniewaz karmelowe wafelki, przeciez lubią. Rownie dobrze sama moglam je zjesc. Problemow nie mialabym z tym najmniejszych, ale jak nie zjem, tez sie nic nie stanie. Poza tym zostawilam sobie troszke - tylko, jakies 8, hehehe - na wieczor, wiec nie zostalam z niczym. Na te nagrode przyjdzie odpowiednia chwila, a teraz moge powiedziec jedynie: one nie sa w czas. Ja tez w czas nie jestem. Niby zegary dalej tykają, ale tylko w domach ludzi, ktorzy powiesili je na scianie, albo postawili na segmencie. U nich czas sie nie zatrzymal. U mnie rowniez nie, bo z zegarem czy bez, pamietam ze musze sie spieszyc! Musze!! Wystarczy miec sprawna komorke. A potem tylko jedno spojrzenie, doslownie krótki rzut okiem! Okazuje sie, ze rzucac okiem naprawde mozna, bo po co od razu z łapami? Mało tego, naprawde w zyciu nic nie jest stateczne...

sobota, 6 lutego 2010

Odpuściara.

Ciesze sie, bo wreszcie jest sobota. To oznacza bliskie nadejscie niedzieli, a w koncu takze poniedzialku. Nie dreczylyby mnie tak bardzo te dni, jakbym za duzo nie myslała. Same w sobie one nie sa, przeciez takie zle. Jednak, gdy zastanawiam sie nad kolejnym porankiem, nowym popoludniem i wieczorem, trace cierpliwosc. Jednoczesnie przypominam sobie pewne slowa, które gdzies uslyszalam, próbując sie nimi pocieszyć. Podobno najlepszym treningiem nauki "odraczania nagrod" (fajna nazwa,heh) dla dzieci, sa niespelnione zachcianki. Nie trace nadziei, wytrwale cwicząc tę wlasnie zdolność. Tylko czasem przestaje mi na niej zalezec i chce chocby natychmiast lizaka, jesli nie gwiazdkę z Nieba. Wiele rzeczy odraczam w nieskonczonosc, jakby czas ziemski nagle zamieniono w przestrzen kosmiczną. Taka przestrzen musi byc "fajna". Czlowiek moglby się w niej upodobnić do liścia na wietrze, ale bez groznego upadku. I bez ryzyka stargania. Taki balon dmuchany, odpustowy tez troche przypomina kosmiczne zycie. Na Ziemi niewiele trzeba, zeby go przebic, a tam droga do gwiazd jest daleka. Nic go nie spali, ani nie zniszczy cisnieniem, ktorego nie toleruje. Metoretyty raczej tez powinny atakowac planete Ziemie, bo co komu szkodzi taki balonik. Naprawde przyjemna jest mysl, by byc takim balonikiem, a nie jakims tam piórkiem. Jak mysle o kolorowym balonie, czuje sie, jak na odpuscie. Tam byle pierdoly mialy moc spelniania zyczen. Co z tego, ze trwalo to zaledwie jak sen, przewaznie jeden dzien. Widocznie czasem trzeba czegos posmakowac. Tak, by upewnic sie, ze zycie z marzeniami zagraża, ale niegroźnym łakomstwem.

piątek, 5 lutego 2010

Dziwny świat

Ale mi dzis glupio. Mine mam niemrawą, wiec nawet nie probuje tego ukryc. Zreszta w czterech scianach tylko Bóg ją widzi i mój Anioł Stróż, jesli mnie jeszcze nie opuscil. Mysle, ze nie.. A chodzi o to, ze zachowalam sie, jak totalna swinia. Powod dla ktorego nie pojechalam do domu byl glupi, bo inny nie dalby mi rady. Poklocilam sie z babką, choc trudno to nazwac "klotnią". Ona wyszla ze szpitala. Ma cos z hipochondryka, bo jak tylko nadarza sie okazja, chetnie oddaje sie w rece lekarzy. Teraz tez wyszla z wlasną inicjatywą. Poszla na prywatna wizyte do jakiegos doktorka. Tylko w ten sposob mogla zalatwic przyspieszony pobyt w szpitalu. Inaczej dostalaby to samo skierowanie, ale paląc je w piecu, byloby z niego wiecej pozytku. Po spedzeniu 2 tygodni w zielonej salce, dosyc obskurnej, jak wiekszosc szpitalnych sal, wrocila do domu. Gdy to uslyszlam, nie moglam uwierzyc. Zazwyczaj starala sie zrobic wszystko, aby przedluzyc swoja wycieczke. Odkad nie wychodzi z domu z powodu bólu kregoslupa, to wielka okazja i jednoczesnie święto. Gdzie indziej moglaby spotkac tyle roznych babc i dziadkow? Z kim ponarzeka na tę dzisiejszą Polskę? Kazdy szuka kogos, kto umie nas zrozumiec. A najłatwiej przychodzi to temu, kto przezyl tyle, co my. Ja nie przezylam wojny, ani komunizmu. Dlatego ze mna nie pogada o tym. Jedynie poopowiada, ale nic wiecej... Rozumiem ją i potrafie tez uznac Domy Starców za mile otoczenie, mniej zaś szpitale :/

Ludzie chyba moga byc tam szczesliwi, jesli inni ich szanują.. Mojej babki nigdy nie oddalabym w takie miejce. Za to sama chcialabym zostac paczką. Paczke sie pakuje, a potem po prostu wysyla i problem z glowy. Nigdy nie przekonam sie, jak to jest, bo tylu lat nie dozyje. Natomiast babka, chociaz blagalaby mnie o cos takiego, na pewno bezskutecznie. Pozostaje tylko jedno zmartwienie. Mianowicie, dopoki zyje, trzeba cos zrobic, zeby innym powietrza nie zatruwac... Gdy babka powiedziala przez telefon, ze chce spac w moim pokoju, pomyslalam: znowu to samo... Nie zastanawialam sie dlugo. Za chwile uslyszala w sluchawce tylko: jednak nie przyjezdzam, no to czesc.. Musialam ją przeprosic. Zrobilam to dzis, akurat wtedy, gdy ogladala Kosciol. Miala klopoty z doslyszeniem przeprosin. Piątkowe kazanie zaklocilo moj, nie mniej wazny, komunikat.. Na szczescie matka powturzyla wszystko babce, dokladnie jak chcialam. Tego wszystkiego duzo nie bylo, ale zdobylam najwazniejszą pewnosc: nie gniewa sie na mnie.. Jesli ktos tu sie na kogos gniewal, a nawet moze i gniewa cały czas, to ja na siebie.. Probuje cos sobie wbić do głowy, oczywiscie niewidzialnym młotkiem. Na inny mnie nie stac, poki co.. A i z zadnym gwóździem swych sil nie probuje, bo masochistką nie jestem. Moja kolejna zyciowa prawda: nikt nie bedzie mi uslugiwal! - wlasnie nad tym sie zatrzymuje. Efektow na razie nie widze. Nie tylko uraz mi nie grozi, bo glowa to nie deska, ale zaden inny porządny ślad. Wierze w jedno, co bardzo pomaga uzywac młotka.. Kazdy czasem potrzebuje cos takiego, jak kopniaka. Kopnąc samą siebie nie moge, chociaz nie wiem, nigdy nie probowalam, ale wolę uzywac młotka.. Jeszcze tylko troszeczke... Niewidzialne dla oczu nie musi byc najpiekniejsze, bo na tym mi nie zalezy, ale niech naprawi zepsute myśli.

czwartek, 4 lutego 2010

Robota g.

Głupieje. Nie pojechalam do domu, chociaz mialam, juz wszystko spakowane. Wkurzylam sie o jedna glupote na cała rodzinke. Do tego doszly latające ręce. Nie wiem, czemu one tak strasznie sie czepaly, gdy wstalam. Chcialam wtedy potrzymac kubek, ale nie moglam.

A teraz tez cos nawet chcialam. Co?
Chcialam napisac, ze ten problem pojawił sie rano, ale wstalam przeciez popoludniu. To takie odruchowe, gdy pojawiają sie pewne slowa. Zupelnie normalne, jak dla niewidomej osoby okreslenie "widze". Jednak inni po pytaniu do niej "czy widzisz", czują sie nieswojo. Ten niepokoj tak łatwo wyczuć. On przypomina wlasne kalectwo. Jak taki ktos moze o nim zapomniec, gdy inni nie potrafia?

Ja ne mam przeciez Parkinsona. To tylko te same objawy, ktore co inne zwiastują. Nie takie znowuz straszne kalectwo przeznaczylam dzis sobie. Tylko dzis! Tak samo wcale nie strasznie bylo rozpakowac ten pieprzony plecak.


Z nudow szukalam roznych fotek... Zreszta chyba nawet z innego powodu. Zajelam sie tym, bo nie potrafie sie nudzic "normalnie", ale "nienormalna" nuda, wciąż jest nudą. Jak kazdy czasem podejmuje sie czegos, czemu nadaje ludzkie wyjasnienie. Mam prawo nazywac wszystko, jak tylko zechce.. A dzis ono ma bardzo codziennie i swojskie oblicze... To slynne, rodzinne - po prostu... Chyba wszyscy je znają, bo nie wyobrazam sobie, by bylo inaczej!


Dalam tym zdjeciom wlasne nazwy. A ten dzisiejszy tytul "g" pozostawia duze pole manewru, nawet dla kiepskich kierowcow. Moze ono oznaczac "gówniana", głupia", czy "gnijąca" wedle zyczen. Czasem spelnienie marzen jest bardzo proste, zwlaszcza gdy uroją sie w cudzej glowie. Kazdy przejmuje sie wlasnymi, wiec tamtych nigdy nie ma. Tak samo, jak podstawienie wlasnego slowa pod "g", ktorego nikt poza mną zrobic nie musi.. I nie zrobi..

Ten obrazeczek nazwalam: "Nie chce widzieć swego upadku".


"Więźniarki",

a ostatni "Obok szafy zamiast ludzi".

Zjawilam sie tutaj glownie ze wzgledu na te zdjecia. Zebralam ich wiecej, ale nie do zadnej kolekcji. Az tak mnie jeszcze nie pojebalo. One sa przydatne jedynie, by urozmaicic troche tego bloga. Swoich wpisow, jednak nigdy czytac nie bede, ale zdjecia obejrze na pewno :]