wtorek, 28 września 2010

Ra-dom.


Godzina jest nietypowa. Tzn. dla mnie, jak najbardziej normalna, ale wiekszosc ludzi zyjacych w tej samej strefie czasowej, co ja - na pewno, juz spi. Ja nie moglam. W ogole nawet pisac tutaj, jakos srednio mi sie chce. Troche sie przymuszam. Duzo rzeczy moze przez to skroce. W takich sytuacjach lepiej, by bylo zamknac stronke i zajac sie czyms innym. Te sytuacje sa mi znane. Rozwiazania zawsze wybieram podobne. Teraz tez, bo teraz rowniez dostosuje do zasady "zawsze". A dlaczego, by nie?

Po spotkaniu z Ann musialam dotrzymac jeszcze jednej obetnicy. Obietnice te, takze zlozylam bratu, ale nie tylko jemu. Pojechalismy na weekend do Daisy, ktora mieszka w Radomiu i od dawna chciala, bym tam do niej "wpadla". Slowo "wpadla" jest dosc trafne. Wspolny czas tak szybko zlecial, jakbym byla pilka, ktora przeturlała sie przez jej mieszkanie. Potem ktos te pilke zabral, albo ona dalej turla się po swiecie... A moze lepszym porownaniem bylby balonik?Poznalam rodzicow Daisy. Zobaczylam okolice, ktorą codzien przemierza. Tyle czytalam w mailach o Biedronce i Lidlu, do ktorego musiala sie spieszyc, gdy do mnie pisala. Niby wiedzialam, jak wyglada znaczek firmowy sieci tych marketow, ale wiedzialam tez, ze nie ma dwoch takich samych sklepow. Drzewa to, wciaz drzewa, ale sa przeciez sosny, dęby i nie tylko, a kazda dąb rozni sie od kolejnego... Chcialam po prostu pewne rzeczy moc sobie wreszcie "unaocznić". Dzieki temu naprawde bede mogla zobaczyc je przed soba. Zobaczyc bardziej takie, jakie sa w rzeczywistosci, a nie jakie myslalam, ze moze sa.

Zapamietam Radom, jako prawdziwy dom...
Nazwę go domem "Ra". Wiem, smiesznie, ale co z tego? Mnie, to i tak nie smieszy... Na mysl o tym jedynie sie usmiecham.

Jasne, wroce jeszcze do tego.
Na pewno
opowiem więcej lecz nie dzisiaj..

/ Wow, ja poooootrafię pisać krótko! /

piątek, 24 września 2010

Chwastom dałam spokój.


Pisze z lekkim rozczarowaniem. Ten piekny stan, gdy jedzenie moglo dla mnie nie istnieć, chyba odszedł na dobre... Jezu, co zrobie, jeśli będę musiala na niego czekac kolejne 10 lat? Za co Ty mnie karzesz? Nie, na pewno tyle czasu, już nie wytrzymam. Teraz każdy dzien ma inna wartość. Właściwie to zadnej wartości nie ma, a jesli juz to zla. Tylko teraz cos tu sie nie zgadza. Przeciez wartosc chyba sama w sobie jest pozytywna? No dobra.. Tylko czemu kazdy dzien dłuży się niemiłosiernie i zawsze pozbawia mnie energii? Nawet zasnać nie mogę, tak bardzo bywam zmeczona... Stad wiem, ze kolejnych 10 lat nie wytrzymam. Zreszta pierdole, po co mam zyc tyle dla jakis głupich, paru dni? Wychodzi na to, jakbym miala wieczność calą przeczekać na cos, na co czekac i tak nie warto – bo się skończy. Wiem o tym, wiec nie czekam. Oczywiscie dalej będę zyla po swojemu, a jeśli się zdarzy cos dobrego, na pewno się uciesze. Jednak o nic nie będę zabiegac. Jak wyzdrowieje, to tez będzie super. Na cuda, jednak nie licze. Nie obudze się normalna, ale w istnienie przelomu nadal chce wierzyc. Dopóki zyję znaczy chyba, ze nikt mnie tej wiary nie pozbawil. Poza tym chciałabym cos sobą reprezentować, bez wiary jestem niczym. Totalnym niczym.

Niedawno spotkałam się z Ann. Ona tez jest chora, ale mniej, niż ja. Tak mysle, bo ona przynajmniej nie wymiotuje. Oczywiście mogę się mylic, ale lepiej dla niej, by tak nie było... Ann glodzi się, najczęściej nic nie je przez jakis czas – kilka dni, w porywach szalu do tygodnia. A pozniej, gdy przychodzi napad, kona w lozku, wyje jak wilk w „ksiezycową noc”. Cudowne, nie chce sobie tego wyobrażać. Ja przynajmniej szybko zwale i mam spokoj, znow się uśmiecham.. Najsmutniejsze, ze uciekla w brak ambicji i uwierzyla, ze taka jest – do niczego. Pod wieloma wzgledami się roznimy. Ann jest dobrym człowiekiem, choc niedobrze, ze ufa wszystkim, jak dziecko. Ja tego nie potrafie pojac, może dlatego, ze nawet sobie, już nie ufam, nie wspominając innych osob... Nie chce tak, ale nie potrafie, nie wiem, co znaczy inaczej. Już zapomniałam.
Dawno temu zapomniałam.. Chciałabym ją tez tego zaufania i naiwności oduczyc, ale może moja skrajność moglaby się na niej odbić jeszcze mocniej? Kurcze, trudno na to pytanie odpowiedziec. Ostatnio moja wiedza okazuje się, jak wczorajsza mgla. Nawet, jeśli za chwile tez pojawi się mgla, ona będzie nowa. Stara mgla, przeciez przepadla razem z wczoraj... To, co wiem jest zwodnicze, sama siebie zwodze, nabieram, klamie. Prawd posiadam tak wiele, codzien prowadzi mnie inna. Na zadną nie potrafie się zdecydowac i przy niej pozostac. Co ze mnie za człowiek? Co za psycholog będzie? Chyba popierdolony psychol, nie obrażając innych chorych, których w glebi duszy szanuje. Zreszta siebie tez szanuje na swój sposób, bardzo specyficzny, heh.

Do Ann nie mialam wielkiej ochoty jechac. Choc bardzo ją lubie, wszelkie spotkania towarzyskie malowaly się w mojej glowie na czarny PASKUDNY kolor. Jednak obiecałam cos bratu, który bardzo chciał ją poznac. Ponadto obiecałam tez sobie, ze nie będę, już dłużej swinią, albo raczej czlowiekiem, który jak świnia się zachowuje. Wiedziałam, ze Ann na to spotkanie ze mna bardzo się cieszy i od dawna na nie czeka. Gdybym nie czula tego wielkiego zmeczenia również bylabym w Niebo wzieta, ze wreszcie mogę ją zobaczyc....
- Co mam zrobic, by to zmeczenie zniszczyc? Pod nim kryje się moja energia, mój zapal, cos dobrego, pieknego, co chciałabym wskrzesic i „powstać, jak Feniks z popiołów” , nawet jeśli to niemożliwe, no co? - Zastanawiałam się nad tym dlugo, ale bezskutecznie.

A z Ann, co ciekawego porabialiśmy? Nic ambitnego, ale nie uwazam czasu wspolnie spedzonego za zmarnowany, a wrecz przeciwnie. Było bardzo fajnie i było milo.... Jednak w pewien sposób zadowolona z siebie nie jestem. Dobrze, ze takie „imprezy” sa u mnie naprawde rzadkością. Nie chciałabym tak postępować za często. Tzn. czasem, gdy meczy mnie plan dnia, który sobie narzucam, bardzo zazdroszcze osobom, które bez niego zyja. Zazdroszcze nawet zapitym alkoholikom, którzy mają libacje dzien w dzien. Dzien po dniu, nie bacząc na wszystko po prostu – chleją, nie piją, chleją... Z Ann i moim bratem wypiliśmy dwie flaszki, jakiejs ohydnej wodki. Przysiegam, ale tego akurat przysięgać nie musze, na to gowno predko nie spojrze. Właściwie od początku nie mialam na nie ochoty, ale ostatnio nasz budzet był dosc mocno nadszarpniety. Tak było po prostu ekonomicznej, niż wypic kilka piw... Nie chciałam Ann naciągać, nie jestem w koncu zadną wyludzaczką i niczyjej kasy nie potrzebuje. Absolutnie!Pamiętam, ze patrzac na tych wszystkich zapitych „studencikow” siedzących na lawkach, pomyślałam, ze sa „strasznie zalosni”.... Cholera, czyli jednak normalna nie jestem.... Niby na studiach, to „normalka”, ale ja jakos nie szanuje takich ludzi, którzy tylko by chlali.. Z drugiej strony, przeciez i we mnie mocno tkwi chec, jakiejs tam zabawy.. Jak się nie bawie, chciałabym dołączyć do takich „zapitych studentów”, ale wystarczy mi jedno, krotkie zdarzenie i mam tego dosc na dluuuuugo.. Zupełnie, jak teraz... To cholera, jaka ja w koncu jestem? Dlugo pytałam siebie, czy dobra, czy zla... Tak było wczesniej. Dzis wiem, ze taka i taka, ale pewne rzeczy nie zgadzaja się i już. Wlasnie dlatego niekiedy znow pytam, nie oczekując odpowiedzi, której może nie ma. A skoro nie ma - nikt mi jej nie udzieli, proste nawet dla mnie...

Ann głodowała, wiec szybko zwymiotowala. Pila wodke na pusty żołądek, nawet soku nie chciala. Wiedziałam o co w tym wszystkim chodzilo. Sok ma przeciez kalorie, a jej do przezycia zdecydowanie wystarczaly te z alkoholu... Zreszta i ich było dużo-za-dużo! Jasne.. Wszyscy ludzie patrzyli się na naszą „ekipe”, jak na nienormalnych. Mnie tak szybko do glowy nie uderzylo.. Czulam ogromne zdziwienie, czekając az w koncu zacznie w niej pozadnie chulać... W koncu zaczęło, ale po dosc dlugim czasie. Tzn. subiektywnie tak to odebrałam. Trawki nie paliłam, zreszta nigdy nie chcialam i nie chce (po co? po cholere?), ale mechanizm mogl być tutaj dosyc podobny. Moge go sobie tylko wyobrazic z czyichs opowiadan.. A alkohol? Coz, to gowno, naprawde człowieka otumania...

Potem przewróciłam się. Mój biedny brat musial się zajac nie tylko Ann, ale i mna.. A ja czulam przeszywające calą skore zimno. Noc była okropna. Nie sadzilam, ze Krakow zamienia się czasem w Antarktyde. Tamtej nocy się zamienil... Jeden sweter pożyczyłam Ann. To nie było poswiecenie, chciałam się zachowac w pozadku... I chciałam tez spac na lawce, taka byłam senna, ale Bogdan się nie zgodzil. Gdy wstaliśmy, po drodze znowu upadlam. Nie bolalo, heh... Jakis student chciał mi pomoc, ale powiedziałam mu „spierdalaj”. Jak zwykle bylam mila.. To tez przez to, ze jesc mi się chcialo. Zaczal się mój napad. Mój brat cos zamówił w sklepie, czy tez barze (nie cierpie tego slowa, bo mi się z burdelem kojarzy!) tuz obok naszej lawki (czytaj: miejscówy)... Gdy to zjadlam, chciałam wiecej... W koncu mój żołądek zostal dosc mocno napchany. To nie było prawdziwe bulimiczne szaleństwo, poniewaz tyle jeszcze normalni ludzie, którzy „lubią sobie pojesc” – raczej jedzą. Sęk w tym, ze ja tyle nie jem. Zle się z tym czulam. Chciałam, gdzies zwymiotowac, ale nawet po pijaku nie potrafiłam tego zrobic przy ludziach... Co innego, gdy samo przyjdzie, wtedy to naturalne.. A tak nie mialam nawet wody, żeby popic, bez niej trudniej sie „rzyga”.

Gdy „doturlaliśmy się” na dworzec - chyba nagle, ale nie wiem, Bogdanowi zachcialo się sikać. No co, czysta fizjologia, ale stwierdzenie „nie miał kiedy” i tak było pierwszym, które ode mnie uslyszał... Ja o dziwo duzo nie sikalam, choc mam z tym problem. Ponoć ten problem dotyczy większości osob z ed, wiec nic dziwnego.. Gdy brat wrócił i powiedział, ze autobus do Zagnidowa wlasnie odjechal, myślałam ze go zabije!!! Wiedziałam, nie łudziłam się – to był nasz ostatni autobus.. Obie z Ann coraz bardziej odmarzałyśmy.. Ja, już nawet spac nie mogłam. O ile wczesniej nocleg na lawce stanowil dla mnie wizje, która traktowałam powaznie, o tyle pozniej chciałam być w domu. Marzyłam o swoim, cieplutkim lozku...

Na szczescie o polnocy jechal jeszcze, jakis autobus do Warszawy, który przejeżdżał przez Zagnidow.. Może to moja wina, a może nie, ale nie wysiedlismy na naszym przystanku. Kierowca ochrzanil brata, ze ja z Ann weszłyśmy do srodka tylnymi drzwiami. Powiedział, ze jeśli to się jeszcze raz powtórzy, to „zapierdoli”. Bogdan chyba się wystraszyl jego slow, bo potem nawet go nie poprosil, by zatrzymal się w Zagnidowie... Dla kierowcy to nie powinien być, jakis wielki problem, choc teoretycznie zobowiązany jest, by przestrzegac wyznaczonych przystankow.. Jednak bądźmy ludźmi – tak pomyslalam i nie mogłam się pogodzic z tym, ze ciagle „nie jesteśmy w domu”.

W koncu wysiedlismy, ale tak, jak mowilam - nie na docelowym przystanku. Ostatecznie do domu nie mielismy, już tak bardzo daleko. Nie było do niego również na tyle blisko, by wrócić na nogach, wiec zadzwoniliśmy o 2 w nocy po matke. Czekając na nia przyplątał się do nas, jakis biedny piesek. Był strasznie wychudzony.. Chciałam mu dac cos do jedzenia, ale nic nie mialam w torebce, nawet suchego chleba.. Chciałam tez zabrac go do domu, bo teraz nie mamy zadnego psa, ale matka się nie zgodzila. A ten biedaczek merdal na mnie ogonkiem, dal się pogłaskać i był wyraznie zainteresowany, by „zabrać się” z nami.. Szkoda piesku, innym razem może się „zabierzesz”, albo ja Cie po prostu "zabiorę".....


A chwasty? Co z nimi? No wlasnie, na razie ich nie przesadzam. Niech bedą dalej, jakie są i tam gdzie są. Pozniej zobaczymy. Biedny to jest rzeczywiscie ten kot i tamten pies, a nie ja... Ja tylko narzekam, ale zawsze koncze. Skonczyc czasem jest trudno, bo chyba nie wiem kiedy wypada. Albo myle wypada z "chce", czy "musze"...
Powinnam tylko chciec! A potem nalezaloby wykreslic wszelkie "powinnam", by zostawić samo "chcę". Tylko w ten sposob zechce czegos naprawde.

piątek, 17 września 2010

Przesadzam chwasty - do nowych doniczek.


Nawiazujac do tego, co pisalam ostatnio - wolalabym jednak tamto "rozwiazac", a wpis skasowac. Jednak nawet najwieksze glupoty nie znikna, gdy sie o nich zapomni, to sie dokonalo. Zostalo zapisane, gdzies w cząstce kosmosu i nie spadnie, jak gwiazda. Nie, nie przepadnie... Troche mi wstyd za siebie. Pisalam, jednak cholerne bzdury, a co najgorsze chyba bylam w tym dosc przekonywująca! Tak sadze. Mialam poczucie, ze gdybym przeczytala to u kogos, bez watpienia uwierzylabym... We wszystko i bez mrugniecia okiem uwierzylabym. Bez watpliwosci i swiadomosci, ze takie "odjazdy" chorych psychicznie tez mają swoje "powroty". Przesadzalam, ale duza częsc tego ukazala smutną prawde. Tak rzadko o niej piszą w ksiazkach, szkoda, bo chcialabym o tym poczytac. Chcialabym sie podolowac, a to jednak inaczej, gdy widzi sie cudze slowa, wlasne nie docierają. O Boze! Inni sa bardziej przekonywujacy.. Oczywiscie dobrze, ze mniej sie wstydze niewygodnej prawde przed obcymi ludzmi, niz niegdys. Szkoda dla nich przechodzic przez cos takiego, nie sa tego warci, bo nie sa warci wiecej, niz ja. Przed sobą odslonilam tę prawde dosc dawno i robie tak nadal, najczesciej w paskudne, pochmurne dni. Kocham te dni. Lubie ow smutek, jest prawdziwy i co najwspanialsze - chyba malo kto do swej prawdy naprawde dotarl... Poza nimi (tymi dniami) znow sie usmiecham, mysle ze szczerze. Calkiem nie oszalalam i dziekuje niekiedy Bogu, bo nie zgubilam sie zupelnie. Zreszta nawet gdyby - moze dobrze, moze w bezsensie naprawde tkwi sens. Moze nie trzeba wykreslac "bez", moze to proszte, niz mysle? Chcialabym...

Ludzie, przeciez chodza po swiecie "prostymi" drogami lecz do celow, ktorych nie pojmuje, zupelnie nie prostych. I zlych! Ich proste drogi, to klamstwo, falszerstwo i obluda. Nikt mnie nie przekona, ze jest inaczej... A ja? Przynajmniej zyskalam swoj swiat i nie musze, juz zmieniac swiata ludzi. Nie musze, to wspaniale. Ale to tez powod, by nigdy nie wyzdrowiec. Jednak anoreksji miec nie chce. Czasem bym chciala zapragnac jej, ale to egoistyczne.

W domu wiele sie dzieje. Nadal gnebia mnie somatyczne objawy, ale z tego wszystkiego mniej bolą rece.

Waga mnie wkurwia i to mocno. Ja pierdole, zblizam sie do swego najwiekszego rekordu. Jednoczesnie coraz bardziej sie boje magisterki, mniej szkoly. Nie wiem jak ludzie sie nie przejmuja, a nie przejmuja sie na pewno!!! Niedlugo i mnie dopadnie obojetnosc i "wrzuce na luz", ale nienawidze robic cos byle jak. Nic nie poradze, ze znow tak bedzie. Boje sie pustki..... Ona mi naprawde zagraza... Albo boje sie tych bzdur oraz pseudo-pomyslow. One tez sa pustką, choc na nią nie wygladają. Ale to moja pustka, przysiegam, nikt nie wie o tym lepiej, niz ja.

Choc chyba istnieja jeszcze ludzie, ktorzy znaja mnie lepiej, niz ja siebie. Moze lepiej rozumieja.. Ja zwariuje. Wszyscy zwariuja. Zeby tego uniknac nie wolno mnie zrozumiec!!!

To tylko nowe doniczki, ziemia nadal daje chwastom zycie. A swiatlo? One zywia sie moją energia, dlatego bywam bezsilna.... Bywam. Nie powiedzialam, ze zawsze taka jestem. Juz nikt "nie wlozy" slow niewypowiedzianych w me usta. Juz nigdy nikomu na to nie pozwole.

Strasznie podoba mi sie ta aktorka ponizej!! Bardzo lubie patrzec na jej zdjecia. Ma sliczne wlosy i w ogole cala jest piekna. Wydaje sie byc dobra osoba, ale to glupie. Nie mozna tak myslec tylko dlatego, ze sie ladnie usmiecha. To niesprawiedliwe, ze ludzie urodziwi wydaja sie rowniez inteligentniejsi i ogolnie bardziej uzdolnieni. Nie sugeruje sie tym, ze psychologicznie to udowodniono lecz, ze sama czesto sie na to nabieram. A nabieram sie, gdy patrze wlasnie na takie dziewczyny... Nie badz frajerką, idiotko!!! I tak chyba ustawie sobie Ciebie na tapecie i bede podziwiac, slodka dziewczynko... Masz tak wiele wcieleń, nie porafię powiedziec, ktorą Cie wole... A Ty, ktora siebie wolisz? Ktora jestes prawdziwa? Ktora to Ty? Pytam Ciebie tak podobnie, jak pytam siebie i Ty tez mi nie odpowiesz...

środa, 15 września 2010

Przełom?


Mialam ogromna potrzebe, żeby tutaj napisac, by przyznac się przed sobą do pewnych rzeczy – tak, jak rzadko mam okazje. Jednak nie mogłam. Nie - ze względu na pulsujący we mnie wstyd, ale cos wiecej, niż tylko fizyczne i psychiczne niedomaganie. Czulam, ze umieram. Jeszcze nigdy w zyciu nie dzialo się z moim organizmem tyle dziwnych rzeczy naraz! Przyzwyczaiłam się, ze zle rzeczy przychodza jedna po drugiej, ale zachowując pewna odległość czasową. Rozpieszczając mnie nadzieja, ze tym razem znikna i więcej nie przyjda. Przychodzily zawsze. A ostatnio wlasnie na mojej twarzy pojawil się, jakis okropny czerwony rumien. Przypominal pokrzywke. Nie przejmowałam się nawet, ze paskudnie wygladał, bo jeszcze nie było tak źle. Balam się może tylko, ze nie wiadomo, co z niego powstanie i nie zejdzie, już nigdy. Poza tym w tych miejscach, które były czerwone, czulam ogromne wysuszenie. To było tak, jakbym zamiast skory, otrzymala pustynie, albo hodowala na twarzy rośliny i ich nie podlewala. Wiem, dalam niedorzeczne porównanie. Wyobrazcie sobie strop, który nie chce się zagoic, a jutro czeka Was cos waznego... Wpadacie w panike. Moja skora wlasnie w takiej panice sie znalazla, ja nie, ona owszem.. Na dodatek bolalo mnie strasznie serce. Cala klatka piersiowa meczyla, ciezko oddychalam. Duzo spalam, nikt sie nie czepial. Czulam, jakbym miala najgorsza angine. Angine bez bolących migdałków. Straszny wirus bez kaszlu oraz szaleństwa w nozdrzach. Moje rece były bardzo slabe. Bolaly mnie, jakbym weszla w aktywny artretyzm. Czulam na pewno, ze to artretyzm, wiedzac ze przeciez nie mogę rozumiec, jak on boli i czy boli. Nawet nie znalam jego objawow, nawet w Wikipedii o nich nie poczytalam. To oczywiście nie był artretyzm. I nie mogl być. Jedyne czego bylam pewna – to nie mogl być rak, bo on dawno zaatakowal moją duszę.

Tych objawow było znacznie wiecej!!! Gdy teraz pisze o nich, jak chyba jeszcze nigdy w zyciu - przychodza mi do glowy bardzo rozne porównania. Jednak serce boli mnie nie tylko fizycznie, ale niektórzy mowia - symbolicznie. Ludzie, gdy tak czuja twierdzą, ze to dusza ich cierpi, albo ze psychika krzyczy. Ja nie posiadam wlasnych konkretnych określeń, bo wlasnie akurat tego nazywac nie chce i nawet się nie pokusze, by jednak zaryzykowac. Nie szukam slow, których nie ma... Gdybym spróbowała to zrobic, wiem ze żadna, ale to żadna nazwa nie oddalaby tego, co czuje. Tego slowa jeszcze nikt nie wymyślił. Nie znajdziecie go w zadnych jezykach. Tylko Bog sam jeden wie, co ono mogloby znaczyc. Tego znaczenia nie odbiera się po prostu czytając tekst, jakzesmy przywykli. Nie jest ono również, jak sluchanie muzyki, czy podziwianie nieznanej dotad sztuki. To się w glowie nie miesci. Mnie się nie miesci, marny człowieku......

Chyba potrafie pisac zawile. Często tak robie specjalnie, by nie mowic o sobie wprost. Nie chce naprawde się odsłaniać. Gdybym to zrobila, wszyscy zobaczyliby, jak malo znacze, jaka jestem okropna, nudna i nieciekawa, jaka banalna... Tylko tego się boje. O Panie Boze, dzieki, ze mnie kochasz. Podobno zakochałeś się w każdym człowieku, któremu dales zycie. Dziekuje, ze kochasz, jak nikt nigdy kochac nie będzie.

Wracając do tego, co chce powiedziec – dalej będę podążała okrężną drogą, dalej kopala dolki, które trzeba przeskoczyc, żeby pojsc do przodu, czytając te bzdury i dojsc tam, gdzie chce cos pokazac... To bezpieczne. Tylko to jest bezpieczne.Rozmyslam nad czyms okropnym. Jasne, musze wspomniec o mojej motywacji lecz nie by siebie usprawiedliwic, ale na zawsze ten fakt zapamiętać. Kiedys może się go wypre, jak wszystkiego, co wazne.... Rozmyslam nad czyms, co teoretycznie ma związek z moją chorobą. Sa takowe teorie, które pewne nowe pomysly podsuwają. Nigdy wczesniej nie sadzilam, jak wiele w nich prawdy, dopóki tego nie poczulam.. Opowiadaja one o blokadzie osob wlasnie takich, jak ja.. Odkad zaczelam dopuszac do siebie fakt istnienia tej blokady, strasznie się zdenerwowałam. Baa, wkurwilam się niesamowicie – tylko na siebie!!!!!! Pomyślałam, ze nie wytrzymam wlasnego tchórzostwa, ze przeciez nic się nie zanosi na zmiane... A ja coraz bardziej tracilam sily do zycia. Tracilam powietrze razem z tym czasem, który wskazywal, ze niedługo strace wszystko. Za wszelka cene chciałam pomagac ludziom, chciałam czerpac z tego radosc i podbudowe dla poczucia wlasnej wartości. Potem uznałam, że swojej wartości, już ratowac nie chce, bo to mniej wazne.. A jakie egoistyczne! Kurwa, jak zwykle! Jednak widok kazdego pijaka, którego mijalam, wciąż powodowal bol, bol coraz wiekszy i nie do zniesienia.

Czy, jeśli się odwaze i zrobie to od czego mnie odrzuca siegne dna? Chyba tak..... W każdym człowieku jest jednoczesnie pragnienie i śmierci i zycia. Osoby uzależnione maja jednak tego pierwszego pragnienia znacznie wiecej, to popycha ich w strone choroby.. Pragnienie dna maluje się w mojej wyobrazni, jako ten kres, którego pragne... Bo chyba nie będę potrafila, już w tym swiecie zyc, nie z tymi ludzmi, nie z poczuciem, ze dla nich liczy się tylko cialo. Kochaja cie, gdy masz pieniadze i gdy można się z toba pokazac. A co się stanie, gdy tego zabraknie? Ja cale zycie chciałam tylko, by ktos mnie pokochal, ale wiedziałam, ze nie posiadam nic do zaoferowania. Paskudna i jesli chwilami wcale nie glupia, tych chwil brakowalo.Wiedziałam tez, ze nie mam sily, by o to walczyc, by walczyc o powody, by mnie kochac. Nie chciałam dostarczac ich ludziom, to kurwa, takie sztuczne i meczace. Na starosc człowiekowi brak sily, by dalej walczyc o parszywy okruch chleba od was, o szklanke herbaty, czy posmarowanie obolałych oraz jakze zmeczanych (ciezarem zachlannosci zdobywania) plecow... Nienawidze wszystkich, którzy sa zli i którzy krzywdza, którzy tak mysla, ze człowiek to cialo, ktorzy tylko dlatego kogos skreslaja, ze jest brzydki, jak mnie skreslili. Wiem, ze tak bylo, inaczej by mnie nie atakowali, zwlaszcza te kurwy z liceum. Pozdrowienia dla was pierdolone dziwki. Nigdy nie dotra do mnie wyjasnienia innych powodow, ktore slysze. Nie wierze i nie chce uwierzyc... Znikanie pomoglo mi odsłonić dusze... Udalo się, w pewien sposób, naprawde. Ludzie w koncu mnie docenili!!! Wreszcie spotkałam dobrych ludzi. Wredne dziewczyny z liceum daly mi spokoj. Nikt, już nie patrzyl, a jeśli patrzyl to tylko z obrzydzeniem i współczuciem. Bali się, ze umre. Nie umarlam podobno i wróciłam do równowagi. Przytylam.... Ona przytyla.
Przytyłaś na twarzy, zaokrągliłaś się – słyszałam.... Proszę Panstwa, gdzies ona znikla, albo tylko przepadla. Chociaz, co gorsze: przepasc, czy zniknac? Kto ma odwage i wiedze, by odpowiedziec. Szukam odpowiedzi. Pilnie jej potrzebuje. Gdzie moja ukochana śmierć? Tesknie za nią! Bylam nią. Podążałam ulicą, chuda, koscista, straszna!!!!!! A mnie skrzydla rosly, cudownie się czulam, taka wolna, bo o nic, już nie walczylam. Taka wyzwolona. Wspaniale. Niewyobrażalnie. Uwielbiałam swe kosci i myślałam, ze wszyscy mi zazdroszcza. Bylam w niebie na mysl, ze mój widok ich szokuje. Chciałam szokowac.

A teraz jestem prawie pewna... Tak, już chyba wiem, ze TO ZROBIE!
TO PRZEŁOM!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Poza tym jeszcze nigdy – tak naprawde, jak dzis – nie otworzyłam się tutaj. Tez udawałam.

(Anoreksjo moja wroc, czy to Ty?)

A waga na dzis - 47.. Celowe przytycie Taki manewr z mej strony. Sprytny manewr, bo zeby to zrobic, musialam przytyc. Zmuszam sie do jedzenia, jak jeszcze nigdy w zyciu, do tych napadow. Jem, jak ptaszek, zaczynam od tlustych rzeczy, od parszywych, wymarzonych frytek. Brat mi je smazy. Chcialam sie poczuc, jak w gimnazjum - no to mam. HAHAHAHA Dalej rzygam, oczywiste, ale przynajmniej troche tluszczu sie wchlonie.

Potem, jesli ta rzecz, a pewna jestem, ze tak bedzie (musi) - obudzi uspione konflikty i lek przed zyciem, bede o krok od smierci. Juz tylko o krok. Coz, chcialam walczyc, ale sie nie udalo. To znaczy jeszcze nic nie wiadomo! Nic!! Mozliwe, ze moj czyn przejdzie bez echa... Calkiem prawdopodobne... W koncu kocham psychologie i nadal mam cel. A swiat podzielilam na ludzi wrazliwych i chorych oraz na chujow i dziwki.. Dla tych pierwszych, wciaz moge chciec bardzo mocno zyc. Zyc dobrze.

Wiem jedno i niech kazdy mysli, co chce - mnie nie chodzi o kase. Gdybym byla na tym swiecie sama i nie miala jej komu dac (jak teraz mojej mamie, babci i bratu, ale nie tylko), przeznaczylabym ją na schronisko.. Tak, dla pieskow, moich kochanych. Ale dla was moze tez sie cos znajdzie. Sloneczka slicznie. Jestesmy podobni, ja tez bezpanska.- Co tak mało jesz? Co sie stalo? - spytala wczoraj babcia, widocznie zadowolona.
- Jakos nie mam ochoty, cos sie stalo. Zniknelo napiecie, nie chce mi sie jesc - odpowiedzialam, ale przerazona, bo tak sie czulam ostatnio 10 lat temu. BALAM SIE SIEBIE I TEGO, CO TO MOZE OZNACZAC. Dlaczego ja nie jem? Frytki brata, ktore normalnie pochlonelabym w jeden dzien (i jeszcze bylo by malo, duuuuuuuuuzo za malo) staly w kuchni, az cztery dni!!!!! Nie do wiary.. I jak nie myslec, ze to nie moze byc przelom. Jesli nie on, to co?Końcowa refleksja: Na tym blogu dalam, juz ze sto wpisow, a zaden nie byl prawdziwy. Pierwszy raz bylam szczera i pierwszy raz napisalam, jak chcialam. Moze przez brak szczerosci nie wychodzilo. Jesli tak, badzmy szczerzy, inaczej nigdy nic nie wyjdzie. Mysle o wszystkich ludziach, tak powinno byc, ale marzy mi sie taka dobra szczerosc, zyczliwa. Zyczej jej wszystkim, zwlaszcza tym, ktorzy mieli sile, by przez ten tekst przebrnac. Moze nikogo takiego nie bylo. Ja sie ciesze bardzo, ze to powiedzialam, ze uchwycilam te mysli, bo czasem nie moge zdarzyc. Nie moge ich zatrzymac, a bardzo bardzo chce.






Monuś - wiem, ze tu wpadasz ukradkiem, bo mowilas. Mam Ci publicznie wyznac milosc? Napisz maila, jak tylko bedziesz dosc silna. Ja potem pewnie tez cale lata pozwlekam, ale mysle codziennie. O Tobie! Te mysli akurat potrafie zatrzymac, bez wzgledu na wszystko. Zawsze umialam. Po prostu milo jest pomyslec o takim dobrym czlowieku, jak Ty :* Z Toba zadna zima niestraszna. Ale nie bede Ci w ten sposob slodzic, bo obie unikamy cukru.