piątek, 23 marca 2012

Bańka

Myslalam, ze doznalam katharsis. Z dnia na dzien przestalam sie obzerać i wymiotowac. Wytrzymalam 11 tygodni. Niestety dzis czuje, jakby wszystko zatonęło. Najbardziej jest mi zal tego, ze moja wizja zmiany siebie legla w gruzach. Nie zmienilam sie. Nadal przyciagam okreslony typ osob. Nadal wystepuje w roli pomagacza. Nie wiem, moze bylam niedawno o krok do przodu i zawrocilam. Moze stad ta porazka, bo znowu przestalam odmawiac, powrocilam do swojej roli. Zaczelam udawac, ze nie jestem zla, usmiechac sie jak zawsze. Umiem czasem byc asertywna, jednak w sposób wymuszony. A powinnam to czuc. To powinno plynąć z glębi

Zreszta nie wiem, co powinnam. Po takiej przerwie mam wrazenie, jakbym zrobila cos bardzo zlego. Boje sie, ze znowu nie bede mogla przestac. Chcialam zyc normalnie. Jadlam normalnie. Ale bylo, wciaz prawie normalnie. Teraz nawet jesc normalnie nie potrafie. I nic nie jest normalnie.

Pomyslalam dzisiaj o swiętach. O tym, jak wówczas palaszowalam ciasta, wedliny, sery, salatki i cala wykwintną reszte. Zaczelam rozmyslac, jak wypelnie te najblizsze swięta. Zmartwilo mnie, ze bez wielkiego zarcia, to nie beda juz prawdziwe swięta, ze czegos w nich zabraknie. Wiedzilam, ze tak nie bedzie, czulam tak jak opisuję. Musialam sie nazrec. Ssalo mnie w zolądku. Mialam slinotok psychiczny i fizyczny.

W pracy tez idzie mi, jak idzie. Do niczego wlasciwie sie nie przykladam. Ta praca mnie nie cieszy. Nie realizuje sie w niej. Chcialabym robić cos zupelnie innego. Nie lubie niektorych osob. Najgorsza jest swiadomosc, ze od bardzo dawna nie czulam sie spostrzegana, jako osoba glupia. A w tej pracy taka sie wlasnie czuje. Powoli zaczynam w to wierzyc. Nie mam dosc sily, by pokazac, ze moze byc inaczej. Nie ma w tym nic zlego, ze nie chce nic nikomu udowadniac. Zle jest to, ze przyjmuje pewne rzeczy zbyt pasywnie do srodka.

Kolejne narodziny ze zlamaną nadzieją prysnęly, jak bańka. Slabe bylo to moje katharsis.