niedziela, 31 marca 2013

Wyjjjjjjjjjsiłek.

Ostatnio liczba moich wpisów diametralnie wzrosła. Jest to spowodowane tym, co wiele osób chyba dość dobrze zna. Moment odwlekania niemilych rzeczy, czyli podejmowania najrózniejszych zajęć, wlączając w to oczwyscie sprzątanie.

Swoja nauką juz rzygam. Doslownie rzygam i chyba nie moge zmienic tego stosunku na nieco bardziej pozytywny. A byloby latwiej. Efekty tez bylyby trwalsze. No coz.... Najgorsze, ze nie potrafię zrobic przerwy. Nie potrafie się odciąć, zrelaksować. Co to w ogole znaczy odpoczywać? W glowie mam nieustanną mysl o tym, co powinnam: Ucz sie, ucz! Czuje sie więzniem tych mysli, wcale ich nie chce, sa moje ale jakby nie własne. Na dodatek odnotowałam gwałtowny wzrost poczucia bycia inną, a także przekonania, że wszystko i tak "pójdzie na nic".

Brat dał mi dzisiaj troche papieru do drukarki. Na moje oko ten papier byl dziwnie gruby. Za gruby, jak na papier do drukowania. Oczywiscie drukarka kilka razy sie zaciela. Sadze, że wlasnie z powodu tego papieru. Troche tych kartek z trudem wyszarpalam. Nawet nie liczyłam sie z tym, ze raz juz w ten sposob "załatwiłam" poprzednią drukarkę. A co tam, to bylo kiedys! Dawno i nie pamietam! Pozniej brat kilka razy interweniowal. Dzialo sie, oj dzialo! Moje krzyki, ze znowu wszystko spieprzyl i widac musze liczyc wylacznie na siebie.
Z pewnoscią nie byly dla niego przyjemne. Matka tez wtracala sie do wszystkiego, inaczej nie bylaby soba. Chciala dzwonic do kolegi C., aby nam pomógł. Jak mozna w ogole dzwonic do kogos w takiej sprawie? Co taki ktos zrobiłby na odleglosc? To smieszne. Na szczescie wszystko, co potrzebowalam udalo się wydrukować...

Niesmak pozostal...

Pamietam, jak niedawno jedna dziewczyna spytala mnie, czy wartosciuje tak swoj wysilek. Bylam w szoku, ze w ogole zadaje mi to pytanie. Wskazywalo ono, ze tamta dziewczyna raczej czegos podobnego nie robi. Dziwne... Jak mozna nie wartosciowac swojego wysilku, nie porownując go do wysilku wlozonego przez innych ludzi??? Moj wysilek jest przeciez tak ogromny. Poswiecam zdrowie, zycie. Wszystko oddaje, co moge ofiarowac. Wiem, ze inni dają mniej...

Po prostu kazdy, kto nie daje siebie musi dawac mniej, bo ja siebie daje. To chyba zrozumiałe, dlaczego postępuję tak, a nie inaczej, dlaczego wartościuję...

Jak mogę nie wartościować?
Jak mogę przestać dawać siebie?
Może Ty mi pokaż, spróbuj!

piątek, 29 marca 2013

czwartek, 28 marca 2013

Koka--Cola.


Moja chora ambicja spowodowala, ze zapisalam sie ostatnio na kolejną podyplomówke i kurs kwalifikacyjny. Oczywiscie mijam sie z celem, bo wlasciwie nie robie tego, by miec inną może lepszą prace. Ucze sie dla samej nauki. To do niczego nie prowadzi. Mam nadzieje, ze zdążę jeszcze te rzeczy przewartosciowac. A powinnam! Niestety wrocilam również do starych nawykow: Tussi + kawa. Gdybym łykała witaminę C zapewne efekt pobudzenia bylby ten sam, czytaj: mizerny. Jednak sila autosugestii jest ogromna. Szkoda, ze nie potrafie konstruktywnie jej spożytkować. Wtedy to by byla dość potężna siła...

Oczywiscie nie bylabym sobą, gdyby nic się nie dzialo. Zrobilam zamieszanie w domu, poniewaz zabrakło Coli Light. W tytule nazwałam ją Koką. Skojarzenie narkotyczne... Podczas nauki poczulam, ze bardzo potrzebuję swojej Koki, teraz i natychmiast. Wpadlam w panikę i w histerię lącznie. Dopiero polączenie Coli z Tussi daje, powiedzmy, jakiś tam "większy" efekt. Nie poprosiłam lecz wręcz zażądalam, by brat lub mama wybrali się do sklepu. Niezbyt dobrze mi z tym, że mama zmęczona po calym dniu przygotowań świątecznych musiala sie ubrać i do niego pójść. Brat byl po kąpieli i za żadne skarby świata oraz wszechświata nie chcial się gdziekolwiek ruszyć. Wiem, ze mama byla zmęczona. Kolejny raz ulegla mojej manipulacji. Najpierw byłam wściekła, gdy nie chciala wyswiadczyć mi tej "drobnej" przyslugi. Musialam ją przekonywać, w zasadzie niemal krzyczeć. Co prawda nie trwało to dlugo, ale jednak!

A potem, gdy "zlamala się" wcale nie było lepiej... Ona się złamała, ja się załamałam... Standardowy schemat:
Moje zachowania manipulacyjne + złość = Końcowy efekt (Poczucie winy i wyrzuty sumienia).

Nie wiem, ile jeszcze będę tak manipulować. Otoczenie temu ulega, jest przecież bardzo podatne. Moze tez wyksztalcilam w sobie duze zdolnosci, postępuję tak przez całe życie. Był czas, by je opanować. Stąd wiem, kto i na co jest wrazliwy. Tylko, że obecnie zdaję sobie sprawę ze szkód. Wczesniej ich nie dostrzegalam. Największe szkody, ktore ponoszę to te wewnętrzne. Najwazniejsze i najbardziej bolesne. Kiedys sadzilam, że w ten sposób wygrywam, że potrafię przechytrzyć otoczenie, bo zawsze zrobi dla mnie o co tylko je poproszę. Wydawało mi się, że tylko zaglądam do studni, aż dziwnie znalazłam się w środku.

Jak mogłam nie dostrzec wcześniej, ze to zasadzka?!

czwartek, 21 marca 2013

Zamknięta w lustrze.

Niedługo lęk mnie chyba zmiecie z powierzchni Ziemi... Więcej napiszę następnym razem... A teraz modlę się do Boga, żeby mi dodał siły, bo kto jeśli nie On? Przeklęta lustra! A raczej przeklęty lustrzany obraz świata i przeklęta przyszłość... Lęk minie może jutro. Może trochę później. Lustra pozostaną... Niech se będą, powtarzam, niech se będą! Uspokajam się i wracam do modlitwy...

sobota, 16 marca 2013

WWWchłonięta ilość...

Od czasu ostatniego wpisu mój nastroj nieco sie ustabilizował. Pisalam w stanie silnego pobudzenia emocjonalnego. Aktualnie jestem dużo bardziej spokojna. Coz, takie jazdy to u mnie chleb powszedni! Zastanawiam się obecnie nad jedną kwestią. Otóż, często żałowałam, że nigdy na tym blogu nie zapisywałam ilości jedzenia, jaką pochłonęłam w ciągu dnia. Praktycznie i teoretycznie żaden byłby z tego użytek. Jednak byłoby to dla mnie o tyle ciekawe, że utrwaliłabym te fakty, które bardzo łatwo wyrzucam z pamięci. Później w dowolnej chwili mogłabym do nich wrócić, prawie tak jak oglądając film z cyklu "oparte na faktach". Nie miałoby to podejrzewam żadnego wpływu na zmniejszenie liczby napadów, które zwykle uskuteczniam. Nie biorę udziału w żadnych konkurencjach typu, kto ma jak najwięcej dni czystych, kto najwięcej ćwiczy, czy tez stosuje największy jedzeniowy rygor. Nie bawię się w to z kilku przyczyn. Raz z lenistwa, a dwa nie chcę utrwalać pewnych chorobowych nawyków. Stąd chodzi wylącznie o zaspokojenie własnej, jakiejś tam wewnetrznej potrzeby - tak to nazwijmy. Skupię się tylko na ilości pożywienia spożywanego w trakcie napadu. Poza napadami zwykle pije kawę. A nawet jeśli coś jem boję się, że pisząc o tym obudzę potwora zwanego wyrzutami sumienia i rywalizacją. Lubię rywalizować lecz ze względu na wyrzuty sumienia, że znowu nie byłam najlepsza obawiam się wszelkich konkurencji. Poza tym stwierdzilam juz: po co mi to, skoro mam inny cel. Napad pierwszy ciężko opisac. Nie jadłam dość swiadomie, ani w ilościach, które dość łatwo zmierzyć. Napad drugi dopiero przede mną! Kupiłam dwa kremy czekoladowe, 2 chałwy, lody, a także moj ukochany mak w puszcze. Nie wiem, czy te kremy zjem od razu. Jestem troszkę niewyspana. A w takim stanie nawet niewielka ilość jedzenia powoduje, ze mam ochotę pójść spać. Poza tym planuję następujący przebieg drugiego napadu: - 5 jabłek - 6 podwójnych kanapek, co daje razem 12 kromek chleba (z dodatkami, może byc masło) - mak w puszcze - lody (litrowe o smaku jakiś tam orzechów!) - 1 krem czekoladowy (drugi pasowałoby zostawić na jutro, choć jak szaleć, to........) - a także może te dwie wspomniane już chałwy Taki jest mniej więcej plan. Jak na moje możliwości skromny dość! Musze się jednak liczyć z tym, że każdy plan może się zmienić. Oznaczałoby to dla mnie zjedzenie wszystkich słodkości naraz. Zjedzenie w jednym napadowym rzucie! Szansa jest pół na pół ;-) A poza ciekawostkami jedzeniowymi wymienię kilka śmierteeeelnie nudnych faktów: Byłam dzisiaj w Krakowie. Skonczylam kurs pedagogiczny, ktory byl mi potrzebny do pracy. --> Napisalam egzamin, a wlasciwie przepisalam odpowiedzi na pytania, ktore podala nauczycielka. --> Po egzaminie poszlam na kawe z Justyną i Renatą, z ktorą od studiów magisterkich podzielam te samą ścieżke kształcenia. Sciezke, ktora jak na razie zaprowadzila nas do nikąd, czytaj: do czarnej dupy ;-) --> Po powrocie do domu szybko zrobilam napad. Mimo ogolnego zmeczenia po wymiotach ubralam sie ponownie, zeby pojsc do Lidla. Mama dala mi na zakupy 100 zl. Swiadomosc, ze bede mogla zakupic, co nieco dla siebie wystarczająco mnie do tych zakupow zmotywowala. --> Po powrocie odpisalam na wiadomosc Edycie i weszlam... Gdzie? No tutaj tutaj! Teraz planuje wykapac się. Obowiazkowo posmarowac kremem przeciwko rozstępom - nowa obsesja i zarazem jeden z ważniejszych punktów tego wieczoru... A jutro jade odebrac zaswiadczenie ukonczenia kursu i planuję (znow ten cholerny plan!), choc pare godzin spedzic beztrosko. Te pare godzin to namiastka normalnosci, ktorej bardzo mi brakuje. Doceniam ją niekiedy. Przypomina promyk słońca w czasie nocy polarnej. No dobra wówczas to niemozliwe, ale nie przesadzam...Tym bardziej, że ktoś powiedzial, że "oświecenia można doznać tylko patrząc w ciemność". Oby się nie mylił i oby każdy mały promyk był tego zwiastunem...

środa, 13 marca 2013

Papa.

Niedbała i mega szybko napisana wiadomosc do Ani chyba najlepiej oddaje, jak sie dzisiaj czuje: Wybrali nowego Papieza i jakos tak mi smutno. Nawet troche plakac mi sie zachcialo. Zawsze tak jest, gdy cos sie konczy. Mozna wtedy stwierdzic, ze cos nowego sie zaczyna, ale ja koncentruje sie na tym, ze cos sie konczy... Jeszcze jak Jan Pawel II zyl i przyjezdzal do nas na pielgrzymki, to jako dziecko strasznie go zalowalam. Bylo mi przykro, gdy nas odwiedzial, przezywalam jego wizyty chyba bardziej, niz On. Zastanawiałam sie, co czuje opuszczając swoją "ukochaną Ojczyznę"... Nie zebym gloryfikowala jakos tę nasza Polske. Po prostu wiedzialam, jaki On ma stosunek do swojej Ojczyzny. Juz jak byl staruszkiem martwilam sie, ze kiedys umrze, zamiast cieszyc sie ze zyje. Gdy wybrali Benedykta wspominalam Jana Pawla II i tamten czas za jego "kadencji", gdy bylam mlodsza... Teraz z tym Papiezem bede robic to samo. Jak zaczyna sie cos nowego przypomina mi sie, ze cos stracilam. Ze jestem starsza, ze pewien czas mam za soba... Nie mam za soba tak, jak inni tylko "starego" Papieza, ale swoje zycie. Gdy wybrali Benedykta mialam 18 lat. Teraz mam prawie 26 lat... Nic sie od tamtego czasu nie zmienilo. A zabawne, bo podczas poprzedniego wyboru czulam dokladnie to samo.. Tesknilam za czasem, gdy mialam 13 lat.. Wtedy 18, to bylo duzo... Nie wiem, czy mnie rozumiesz Aniu. Po prostu chcialam sie wygadac. To nienormalne, ale zawsze taka bylam. Nikomu tylko o tym nie mowilam. A Ty jak sie czujesz? Pytanie nie na miejscu? Mam nadzieje, ze nie!

wtorek, 12 marca 2013

List do mnie.

Co Ty odpierdalasz? Piecze Cie w zoladku, glowa boli, serce dudni. I na co Ci to wszystko? Jak mozna byc, az tak pojebaną? Odkladasz na bok odpowiedzi na egzamin. Niech leza sobie na podlodze kolo łóżka, nie uciekną przecież. Nie drukujesz pozostalych materialow tlumaczac, ze i tak nie moga sie przydac. Jestes pewna, ze podejdziesz do sprawy na luzie, a potem znow bedzie, tak jak sobie zyczysz. Ile razy ta pewnosc siebie, juz Cie zgubila? Ile razy jeszcze zgubi? Wydaje Ci sie, ze to nie jest wazne, a Ty masz wyjatkowo zly czas, ktory ma swój kres. To tak, jakby powiedziec: mam kurwa zly dzien, zwolnijcie mnie na tydzien, dwa z zycia...To ma Cię usprawiedliwić, ha! Co zrobisz potem, jesli nic nie bedzie szło po Twojej mysli dluzej, niz zamierzasz? Mowie do Ciebie i mowie, a Ty dalej nic. Odkladasz bulimiczny detoks w swietlaną przyszlosc, jakby chwilowo zarcie mialo Cie uszczesliwic. Opanuj sie, wroc kurwa na Ziemie! Zarcie rujnuje wszystko. Zarcie jest Twoim centrum wszechswiata. Wytatuuj sobie na czole to slowo: ŻARCIE. I tak jestes jednym wielkim tłoczącym się po ulicach żarciem!!! Sadze, ze nie chcesz tak dluzej, wiec przestań!!!!! Opanuj się!!!!! Pisze to do Ciebie i jestem delikatna. Uwazam na slowa, ale nastepnym razem dostaniesz ode mnie wpierdól. Pamietaj, na mój szacunek musisz sobie zapracować. Nie uzalaj sie nad sobą, stac Cie na wiecej. Gdybym w to nie wierzyla nie pisalabym teraz do Ciebie. Wez sie w garsc, bo za jakis czas sprawdze, jak Ci idzie, odezwe się znowu. Nie rozczaruj mnie, juz wystarczy!