czwartek, 7 października 2010

Tendencja spadkowa.

Nie moge sie przestawic na nowy system. Chodze spac o 4 nad ranem, a wstaje o 9. Nawet nie czuje zmeczenia. W szkole nieraz siedze od 10 do 20. W ogole nikogo nie slucham. Zastanawialam sie kiedys, czy to przez chorobe. Normalni ludzie tez sie nudza, tez zasypiają, albo wyobrazaja sobie, ze sa, gdzie indziej. Daisy kiedys mnie o to pytala...

Pytala, czy dluzszy kontakt z "kazdym kims" jest dla męczacy. Wlasną męke opisala w tak fantastyczny, a zarazem prosty sposob, ze juz nic nie musialam dodawac, ani dociekać. Wtedy zrozumialam, ze to choroba, my chcialybysmy, albo byc same, albo z zarciem. Trzeba przywyknac. Mnie to nie boli.. Niestety za to, co inne wykancza.

Gdy przychodzi obojetnosc, wydaje mi sie, ze nic gorszego, juz nie moze mnie spotkac. Potem pojawia sie z nienacka tendencja wzrostowa, a wraz z nią rosnie trucizna, ktora jest we mnie. Wtedy spowrotem daze do poprzedniego stanu. Jednak on nie zawsze jest mi "po drodze", albo ja jemu... Pragne tez smutku, byle cokolwiek czuc lecz gdy on "przychodzi" (widac zawsze znajdzie sie na drodze, jak dzis) uznaje, ze źle wybralam. Zupelnie, jak w kartach. Czlowiek chcialby wyciagnac najwyzsza. Niby to zawsze, albo prawie zawsze jest As, ale czasem okazuje sie, ze potrzeba bylo nizszej, by wygrac.

Po prostu sama nie wiem, czego chce. To prawda, ze Polacy sa okropnym, smetnym narodem i lubią sie chwalic wlasnym nieszczesciem. Ja tego nie robie, jedynie tutaj... Jednak nadal nie wiem czemu, ale im wiecej zla mnie spotyka, tym bardziej czuje sie wyjatkowa. Moze chce sobie zasluzyc na Niebo? Nie, o nim rzadko mysle, chociaz mysl o innym swiecie pomaga mi przetrwac wszystko. Bo tutaj wszystko jest zupelnie niczym, tak jak trwa tak tez sie skonczy. Chwala Bogu! No wlasnie, chwala! Ja tez znikne, a wraz z tym znikną: obojetnosc, tendencje wzrostowe i spadkowe.. To znaczy, ze bedzie dobrze, gdy zabraknie tego. Licze na wiecej, na cos innego, czego nie zaznam tutaj.

A czemu znow tutaj pisze, choc zrobilam to calkiem niedawno? Nawet nie dlatego, ze noc jest dluga... Po prostu postanowilam, ze ogranicze swe wpisy na blogu, jak sie uda to do 1 na miesiac. Jednoczesnie zakladam, ze moze "zajsc", jakas wieksza potrzeba, w koncu "wypadki chodzą po ludziach", a nie odwrotnie. Tak, wiec trzy wpisy niech beda ostateczną granicą, ktorej nie przekrocze...

Musze przyznac, ze zmienilam promotora. Chcialam pocieszyc starego (bo bylo mi go zal) slowami, ze dla niego, to nawet lepiej, poniewaz "mniej sie narobi". On widac mial inne zdanie, bo odpowiedzial, ze "zawsze, jaks rana w sercu pozostaje". Trudno, jak ja bym chciala pozwolac sobie na tego typu rany, juz dawna pokrylabym sie jednym wielkim i nie gojącym sie strupem. Rozczarowala mnie jego postawa. Nie robil nic, a bardzo duzo mowil. Szkoda, ze sa ludzie, ktorzy potrafią ciekawie mowic, ale mowia nie na temat, albo slowa nie pokrywaja sie z czynem.

Obecnie mam wspaniala promotorke, taka okazja zdarza sie chyba raz na milion. Nie przeceniam jej, bo to bardzo madra, a na dodatek inteligentna kobieta. Te dwie cechy rozumiem odmiennie, nie chce ich jednak wyjasniac. Gdy w koncu udalo mi sie przesniesc, poczulam ze to chyba jest to moje szczescie w zyciu. Nadal uwazam, ze choc rozne nieszczescia "trafiam" (loteria?), w tym i na chorobe, duzo go mam. Bog w gruncie rzeczy dobrze obchodzi sie ze mna, bo Jego obchodze... Staram sie dziekowac Mu za zle rzeczy, zeby nie bylo wylacznie, ze "jak trwoga, to do Boga". Moze pokora jest czyms, co On najchetniej nagradza?

Jako, ze moja promotor ma na imie Stanislawa - z szacunku do niej nie bede nazywac jej Stasią lecz Panią Slawą. Tak uznalam doslownie chwilke wczesniej. Razem zmienilysmy temat i bede teraz pisac o empatii, a nie o pracoholizmie. Na pracoholizm bardzo nalegalam, gdy jeszcze mialam pracowac z Panem M, czego on nie rozumial. Coz, czlowiek zawsze stara sie wybierac cos, co go interesuje, a co moze go interesowac bardziej, jesli nie cos, czego sam wewnetrznie "dotknal". Zaburzenia odzywiania tez bylyby dla mnie swietnym tematem, bo sporo, juz o tym wiem. Niestety, w szkole wszyscy lacznie z wykladowacami sporo o mnie wiedza, wiec powyszego nawet nie chcialam brac pod uwage. Pracoholizm zostal moja tajemnicą (to akurat ukrylam), o ktorej nikt do konca nie wie i ktorej szeroko nie spisze. Co tam, spisze ja zycie... Ludzie mysla, ze jestem zdolna, myla sie - jedynie ambitna. Przykre, najbardziej dla mnie, ale znow z pokora odslaniam swa kolejna wade...Dzis obudzila mnie Olka telefonem. Jutro musze wytlumaczyc kilku osobom Technike Rorschacha. U nas jest duzo innych osob, ktore rozumieja ją lepiej, ale Olka stwierdzila, ze z innymi ludzmi nie dogada sie tak, jak ze mna. To bylo mile, bo przeciez przyjaznila sie tez z Renia i wlasnie ją mogla o pomoc poprosic. Moze Renia nie miala czasu? W kazdym razie lubie czuc sie lubianą, ale to tez niebezpieczne. Wyszystkiemu, co przyjemne towarzyszy zaloba na mysl o czyms - o czym myslec nie chce.

Smiac mi sie chce, jak wyobrazam sobie jutrzejsze "uzeranie sie" z nimi. Juz widze Baske patrzaca na mnie przerazonymi oczami, jak sarenka sploszona widokiem mysliwego. O Olce nie wspomne, na pewno "wyszczeli" masę pytan, na ktore chyba nie bede mogla odpowiedziec. Wtedy, to ja poczuje sie, jak sarenka i rowniez tak na nia spojrze... Zas Grzesiek na pewno usnie na stole, mrugajac swymi dlugasnymi rzesami, z ktorych slynie na roku, jesli nie w calej szkole. Bedzie smiesznie, jak powiem "no kurwa nie moge z Wami", a na pewno powiem, smiejac sie przy tym, wiec moze nie uciekna. Dam z siebie wszystko, ale to dla mnie nowosc.

Niedawno uleglam mechanizmwi obronnemu nazywanemu w psychologii - acting out. Polega on na tym, ze czlowiek, aby nie uswiadomic sobie swych uczuc, natychmiast podejmuje jakis czyn, aby rozladowac nieswiadomy kierujacy nim impuls. Zazwyczaj sam impuls nie musi byc zly, ale zle jest, ze czlowiek o nim nie wie.. Nie wie, co nim kieruje. Robi cos, albo czegos sie podejmuje, a to bywa dla niego szkodliwe.. Ja sobie rowniez zaszkodzilam, poniewaz poszlam - po papierosy. Nie pale... Niestety Pani Slawa tak mnie wystraszyla wymaganiami, ktore oglosila, ze od kilku dni nie potrafialam sie pozbierac.. Potrzebowalam trujacego dymu, wiecej trucizny!! Wiecej!!!!

Naprawde, juz nic mi nie pomaga.. Ani leki, ani ed. Fajki pewnie tez gowno dadza... Palic wiem, ze przestane, jak ostatnio w wakacje, gdy przed niczym nie musialam uciekac.. Teraz uciekam przed soba. Mam nadzieje, ze czytajac ksiazki o empatii (co bedzie do mojej pracy konieczne) dowiem sie nie tego, jak swoja w sobie pielegnowac lecz zniszczyc. To moje ostatnie zyczenie.Jutro znow czeka mnie ciezka praca, caly dzien pracy. A wszystko po to, by choc na chwile poczuc do siebie szacunek. Na chwile poczuc sie dobrze. Do tego empatii nie potrzebuje! Kocham moment, gdy zasypiam i chce zasypiac spokojnie. Jesli nie z usmiechem, to bez poczucia, ze znow z soba przegralam. Walczyc nie potrafie przestac, wiec dalej walczę.....

Zakochalam sie w mojej promotor. Cudowna Pani Slawa, to moja motywacja... Wspominalam, juz o tym? Nie jestem lesbijka, ale w takich kobietach potrafie sie zakochac, albo inaczej - zachwycic, bo wiem, ze sama jestem do dupy. Bardzo mocno doceniam piekno duszy, niezatrute jadem takim, jak moj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz