środa, 30 września 2009

Simple life

Nie ma potrzeby wracac do tego, co pisalam ostatnio. Dosyc duzo (nie: o "dosyc" za duzo) pojawia sie na tym blogu moich zalosnych lamętów. Kwicze, jak jakies niedobite ciele. Wczoraj nie psychicznosc mnie dobijala, ale fizyczne symptomy nałogu. Tylko o to chodzilo.. O napiecie...

Właściewie codzień jestem na nie skazana. Uczę się z tym żyć.. Nie potrafie tego jeszcze, posiadam za to umiejętność egzystencji. Czy mogę być siebie z dumna? :]

Chyba nie..

Niestety, gdy wszystko idzie nie tak, przestaje sie starac. Wpadam w wir pochlaniania wszystkiego, co spotkam na drodze. Otwieram paszcze tylko, zeby zrec, ale i to jest wysilkiem... Mam pretensje, ze tego wysilku nikt nie potrafi docenic. Roszcze sobie prawo kanonizacji.. Na szczescie, nie zapominam, ze szatan odwrocil sie od Boga, moj tez..

W wakacje potrafilam objadac sie do 3 w nocy, po czym szlam do toalety. Spoko, bo kiedys mialam jeszcze gorsze wakacje. Wtedy wiernie trwalam przy tej czynnosci do 6 rano, no bo co tam-myslalam.. Pojebane! Potem mimo, ze chcialo mi sie pic, zapalalam papierosa. Wmawiałam sobie, że to mi pomaga szybciej usnąć...

Nie potrafie zdiagnozowac potrzeb swego organizmu, nie wiem, co i kiedy on chce. Najlepiej, zeby w ogole nie chcial, bo nie potrafie spelnic jego żądań.

Te potrzeby sa dla mnie udręką. Nawet, gdy ktos mnie naprowadzi na nie, sprobuje wytlumaczyc, co powinnam, dalej nie kumam tego jezyka. Mam swoj wlasny, ale czasem stosuje dialekt kosmitow, by mowic, wciaz nie rozumiec... Moge sie zgodzic i udawac, ze chce tego, czy tego, jak mi dyktują, czy delikatniej - radza, ale nienasycona pozostaje zawsze. Udawanie z gruntu wyklucza prawde. A czasem, gdy te prawde jednak uchwyce, ona i tak jest bez znaczenia. Czemu? Zbyt trudno ja odroznic w tłumie przybieranych min, bo za bardzo przyrosla do falszu...

Nie mam sily krzyczec na ludzi w chwilach ciagow. Zreszta wtedy ich nie spotykam, gdyz nie wylaze z domu. Jesli nastapi wyjatek, bo pozwole sobie na niego, ruszam sie z trudem.
Mam gorsze trudnosci z tolerowaniem ludzkości, niz niemowle z nauka chodzenia. Ja też się uczę, nic nie przyswajam..

Czasem ludzie mnie denerwuja, a czasem sama siebie denerwuje..
Innym razem nie ma nic, procz mysli, by byc z ... jedzeniem.
Znika zdenerwowanie, a jesli juz jakies wystapi, mysle:
czemu kurwa dzien jest za krótki, jak spie nie moge sie nazrec!

Problemy cudze sa tak malostkowe. Nie wnikam zreszta w obcy swiat, bujam sie we wlasnym. Moja nadwrazliwosc oznacza jej brak w wypadku cierpienia innych.. Co mnie oni mogą obchodzić? Nie mój problem!

Nie nie, to zadne bujanie w obłokach. Bujda na resorach mnie buja. Troche, jak taki statek na pelnym morzu, chwieje się we wszystkie strony. Zajebista zabawa, zupelnie jak w wesołym miasteczku, choć czasem się nie śmieje...
I nigdy nie wiem, gdzie doplyne, ale kocham niepewnosc. Mam poczucie, ze zycie jest telenowelą, ale w telenoweli, jak w bajce, sa tylko szczesliwe zakonczenia. Czekam na wlasne. Na razie zatrzymalam sie w rodziale przygod. Zmagania glownej bohaterki, sa moim wlasnymi potknieciami. Niestety w życiu, nie pominiesz przykrych rozdziałów, musisz je przeżyć, czy tego chcesz, czy nie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział, to, co do powiedzenia miałam, skierowałabym do Magdy. Gdybym miala odwage.. Zreszta nie o to chodzi, ze jej nie mam. Chodzi o to, ze ona nie jest dla mnie nikim wyjatkowym, bym musiala sie o nia troszczyc i pisac prywatne wiadomosci.. Poza tym sama powiedziala uzywajac czasu przeszlego, ze kiedyś chciała mieć bulimie. Mysle, ze obecnie jej to nie grozi. Jest zajeta, a to nauka, a to chlopakiem, robieniem paznokci, czy pieczeniem ciast. Zawsze, gdy nie robi czegos w domu (rzadziej: dla domu), to dla siebie.. Oczywiscie, popieram jej sposob zycia, na pewno jest lepszy, niz moj. Zasluguje na bycie szczesliwa, jest wrazliwa i wartosciowa osoba..

Oczywiscie, co ludzie mowia, nie zawsze pokrywa sie z tym, co czuja. Jakze moglabym o tym zapomniec? Jasne, ze nie, ale po co panikowac. Denerwuje mnie, gdy osoby z ed dopatruja sie w kazdej szczuplej dziewczynie tych samych zaburzen, ktore one hoduja w sobie. Czysta projekcja. Zreszta czlowiek zazwyczaj spostrzega to, co chce. Dostrzegamy najszybciej te szczegoly i nazwy, ktore najczesciej przywolujemy w glowce. Mialam tak kiedys na ćw. z poznawczej, ze nazwę "cukier", ktora byla wymieniana najczesciej, nie zdolalam zapamietac wsrod innych okreslen. Za to "marchewke" wymienianą rzadziej, oczywiscie przyswoilam i zapisalam na kartce. Potem, gdy facet sprawdzal, ile zdolalismy zapamietac, okazalo sie, ze jako jedyna nie zapamietalam cukru! Powiedzialam cos polszeptem, niby do siebie, do grupy, badz do mnie: mechanizm obronny.. Hehe, tez tak mysle, ale smieje sie z tego, gdyz dalej sie bronie..

Fakty opisane wyzej pewnie nie sa przedstawione tak, jak przebiegaja naprawde. Niedokladnie, widze i czuje wiecej, niz powiedziec moge. Zaczynam byc tez przekonana, ze bulimiczny syf nie tylko zle jest ukazywany w mediach (raczej zachecaja do niego - Paradoks), ale powszechnie spoleczenstwo pozostaje, wciaz nieuswiadomione..
Zamyka sie na to, stereotypy zyskuje rangę miedzynarodowej mody, zawsze na czasie.

Z rzyganiem nie ma odstawki, ze potem, ze pozniej, jak mus, to mus..
Od rzeczy najbardziej obrzydliwych naprawde mozna sie uzaleznic, a nawet je pokochać.

Wracajac na ziemie, leze sobie w swoim lozeczku, z laptopem na kolanach. Tak jest najwygodniej. Po zajeciach poszlam z Magda na 2-godzinny spacer i tam troche pogadalysmy. Ona ma pod wzgledem odchudzania dosyc podobnie do mnie, bo cale zycie sie odchudza. W liceum ludzie sie z niej smiali i przezywali ja, bo byla naprawde gruba. Pozniej przed studiami przeszla metamorfoze. Doslownie : z brzydkiego kaczatka przemienila sie w pieknego labedzia. Kazdy zwrocilby na nia uwage, nie tylko ja ;) - choc nie za wyglad ja cenie.. Wlasciwie, niekiedy mysle, ze gdyby byla brzydsza, moze lubilabym ja bardziej?

Ciekawa jestem, czy Diablica, ktora wiedziala, ze choruje na bulimie, powiedziala jej o tym.. Nie wyczulam ukrytej aluzji w glosie M., gdy opowiadala mi o swym dawnym zyczeniu. Nie dopytywalam zbytnio, nie zglebialam po prostu tematu. Wysluchalam i powiedzialam tylko, jak ja to widze.. Moze kiedys otworze sie przed nia na te sprawy.

Na razie z osob normalnych poza moja rodzina (ktora ma do tego stosunek, jaki ma - czyli chyba nie choruję), wie rowniez Edyta. Tzn. wie tyle, ile uznałam za bezpieczne. Pozwoliłam jej myslec, ze mam to za soba. Tak jest najlepiej..

Wystarczy wiedziec samemu, przecież w chorobie też jest się samemu - wcale nie na własne życzenie. Nie zawsze... Kazdy ma prawo miec dosc dziwacznosci!!

wtorek, 29 września 2009

myśli nieuczesane


Przeżywałam ogromne katorgiiiiiii!!! Co za straszny stan!!!!!!!!!!!!!!!
Taka cene placilam za obojetnosc, ktora wczesniej przyodzialam na gebe. Zreszta na gebie ona zostala. Za to w srodku zamiast zolądka mialam wielki garnol, w którym gotował się największy syf!!! Gdyby mozna go bylo zobaczyc, z pewnoscia wszystkim, nawet mnie, odechcialoby sie zrec. Na zawsze!!
W koncu uczucia, napięcie pierdoooooloooone (najgorsze), byly tak wielkie, ze musialo je spowodowac cos rownie WIELKIEGO i BEZNADZIEJNEGO!!
Jak straszny potwor... We mnie.. Jak pasozyt, ktory nie dobijal mnie, lecz kazal sie meczyc bez nadziei na szybkie skonanie.

Nawet nie przypuszczalam, ze takie coś mogę mieć jeszcze przed sobą, gdy pisałam tu wcześniej. Najwazniejsze, ze wygrałam...
Niedlugo napad. On bedzie uwiecznieniem moich poswiecen, bo do tylu zasranych rzeczy sie zmusilam.. Lepiej nie wyliczac, siła nie jest bezcenna.
Nie kupilam fajek, choc chcialam.. Nie jeblam wszystkim, mimo ze marzylam o tym.. Zasluguje na odprezenie.

Skoro nie umiem w inny sposob, akceptuje wlasnie ten.
No i chuj, jak mawial wiadomo kto!! Własnie to, chcialam dopowiedziec :-)

Wtłoczona w codzienność.


Nic sie nie dzieje. Tzn. nic specjalnego. Obecna chwila jest, jakas taka mdła... Moze to zbyt maly powod, by ją opisywac dlatego tylko, ze jest? Wiele rzeczy jest, ale o nich sie nie mowi. Po co? Coz.. Probuje zabic swoj czas po powrocie z uczelni, bo musze doczekac wieczora - napadu zaplanowanego!! Lepiej probowac z niczego uczynic cos, niz odwiedzic lodowe. Wowczas kolejnosc wyglada odwrotnie - raczej z wszystkiego zostaje marne nic,heh

Poranek - nieznosne slonce, ktore wdziera sie przez me okno, lecz nie dociera do duszy. Dusza pozostaje schowana w srodku. Czasem tylko cos ją dotyka. To nadzieja? Dlateczego spala się tak szybko? To raczej zaplon entuzjazmu. Bardzo podobny do wczorajszego. Powiedzialabym nawet, ze ten sam... Kto wie wiecej, niz ja? Ludzie przebrani za strazaków tylko tu przeszkadzaja..

Ochota by zapalic, by nie musiec czekac na przyjemnosci. Chce miec je tu i teraz, niemal natychmiast, ale ucze sie czekac. Tzw. odroczenie gratyfikacji, zabawne, ponoc świadczy o dojrzalosci. To powiedziala osoba baaardzo dojrzala, tak, ze mam ochote nigdy nie dorosnac. Lepiej za wszelka cene uniknac bycia kims podobnym do niej. Jebana pani psycholog..

Pytam, jakiej? Jakiej dojrzalosci, skoro jest ich wiecej, niz jedna. No jakiej? Klocic sie nie zamierzam wcale.. Madrzejsi sa. Wokol w koncu sami geniusze, heellooo, witam państwa. Okrzesa mnie duma, mam wytrzeszcz oczu, bo pragne tylko was widziec..

Poki, co nie trzymam w ręku papierosa. Dostrzegam prócz braku dymku, samych geniuszy.. Poza tym rozmowy z ludzmi, ktorzy nieszczegolnie mnie interesuja.. Udaje, ze tak nie jest i dobrze mi to wychodzi. Chyba sie nabieraja, a moze ja siebie oszukalam, a nie ich? Nic nie boli, nic nie dotyka, wiec prawdy sie nie boje. Od prawdy nie uciekam. Pisze po prostu bzdury i nawet dobrze sie bawie. Niemal tak swietnie, jak wtedy, gdy mijam geniuszy..

Jest i Magda, zachowuje sie przy niej dosyc swobodnie. Na pewno bardziej, niz sie spodziewalam. Mimo wszystko nie ma czlowieka, ktorego slowa chcialabym sluchac.. Nie ma porozumienia, ktore bylo by miedzy nami. Łaczą nas zajecia, ten wspolny czas, ktory chce tylko JAKOŚ przezyć!! Nie potrafie sie przyjaznic. Jak moglabym, skoro tego nie potrzebuje? Jak zaspokajac cos czego nie ma, przeciez to najpierw musialoby zaistniec. Nie ma miejsca na te parszywa egzystencje, gdy bawisz sie w szczerosc.. Brakuje podzielnej uwagi, przepraszam. A nawet jesli ona jest podzielna, mam ją, gdzie dzielic.

Sa takie sprawy, jak zarcie, odchudzanie, wieczne dazenie, by byc lepsza, leki i skladanie sie w calosc, jak nedzny staroc - by cos ze mnie jeszcze bylo dla mnie :)

Poza tym stwierdzam, ze kazdy dzien rozni sie od drugiego tylko jednym. Nazwą! Zmagam sie z tym, by utrzymac porzadek i choc tego nie potrzebuje, wlasnie to uczynilam. Podporzadkowalam sie.. Tak, jak ogół, staram sie nie mylic czwartku ze sroda i grzecznie zaakceptowac, ze dzis jest wtorek :) Zabawne, im bardziej sie gubie, tym bardziej imponuje niektorym osobom. Ciekawe czym? Tez byscie tak chcieli. Naiwni buntownicy, daleko nie zajdziecie.. Nie w tym uporzadkowanym swiecie. Złam sobie kregoslup, tylko nie moralny, ale pamietaj o niuansach..
Recepta na stanie sie super-zjebką wyglada prosciej, niz pokrzyzowany drut.. Trzeba dorobic sie niedorobionego mozgu, swietna sprawa. Nikt by nie przypuszczal nawet, jak bardzo bardzo.

Dzis dowiedzialam sie, ze "jestem depresyjna". Magda powturzyla mi te slowa, a wypowiedziala je wczesniej ta sama Diablica - za ktorą, glupia ja, tesknilam przez moment.. Teraz bardziej, niz wszelka tesknota, wiary by liczyc tylko na siebie, dodaje mi moj brak zaufania. Brak zaufania, poparty, takze tym przypadkiem. Czemu wszystko jest takie przewidywalne? Zabawne, ze im mniej ufam ludziom, tym bardziej moge ufac sobie. A to podstawa!
Polubilam swoja samotnosc. Moze i jestem depresyjna. A moze zawsze taka bylam. Mozliwe, ze to tylko tendencja oraz jej reaktywacja. Reaktywuje w sobie obcosc, ale wobec ludzi, by byc blizej siebie. Poznaje siebie, dzieki temu. Ucze sie przebywac sama na sam z soba, jak jeszcze nigdy. Nie nudze sie przy tym, niesamowite. Naprawde doooobrze sie bawie.

Spelniam swoj plan. Moją misją pozostaje upadanie i podnoszenie sie. Moja misja to udawanie, ze krocze do przodu, gdy nawet nie wstalam. Moja misja i moja duma. Nie potrafilabym, juz bez tego. Inaczej, czyli jak? Wybieram swoja depresyjnosc :] z usmiechem na gebie, ktory nazywam rogalem, zamykam, ale nie ten dzien.
Zamykam jedynie ten wpis.. A zamykam po to, by potem moc go otworzyc, z radoscia, gdy jakos "odbebnie" jutrzejszy spacer z Magda. Obiecalam jej przeciez, ze pojdziemy razem do rynku. Moje sasiadki tez na to liczą.. Mysle, ze jesli spelnie te obietnice, nie zdradze nie tylko ich, ale nawet siebie ;)

Moze i zostalam "wtłoczona" w codziennosc, ale obecne sprawy potrafie udzwignac. Na dodatek, wcale nie jest tu zbyt ciasno. Dzis sie jeszcze nie dusze. Moze wykorzystuje swoj zapas tlenu? Tak, ale mama zapomniala przygotowac dla mnie drugie sniadanie. Tym bardziej, ze nie zrobila nawet pierwszego... Dziwne...
Poza tym, kto nie wie, niech zrozumie, ja, przeciez nie musze oddychac. Jedyna ludzka potrzeba, ktora mi pozostala, to głód. Nie tylko zywie sie zarciem, ale nim tez oddycham. Ono zastepuje mi wszystko. Jest przestrzenia i te przestrzen zabiera. Cos za cos. Wypelnienie nie znaczy spelnienie!!
Nic, wiec nie rozumiem!!! Wniosek - najadlam sie na zapas, wydawany jest na prozno. Cuda cudami, ale bez przesady!!

poniedziałek, 28 września 2009

W domu, ale poza nim.


Wrocilam do Big City, jak je nazywam ironicznie. Czuje wielka ulge. W ogole jesc mi sie nie chce. Gdyby tak bylo zawsze. To takie cudowne uczucie. Chwilo trwaj, jestes piekna - to chce powiedziec, a najchetniej wykrzyczeć!!

Wczoraj oczywiscie zaszalalam maxymalnie, a nawet bardziej. Przeszlam sama siebie. Zarlam od switu do nocy. Zdenerwowana łykalam każdy kęs, jak gąsior. Mialam mnostwo pysznosci, ale zadna nie sprawiala mi przyjemnosci. Pochłaniałam zarcie, jakby z przymusu, choc nic by sie nie stalo, gdyby ono duzej polezalo. Po prostu dopadla mnie histeria, a raczej dosyc silny napad paniki - mam go za sobą, wiec koniec watku.

Moglabym żarcie zabrac ze soba do Sacza, nie zgnineloby w cudzej paszczy, ale... Komu ja to mowie? Zreszta do tej pory nie zdazylam pochlonac 2 paczek chipsow. Cud, ze one sie uchowaly, ale to tylko przez BRAK CZASU. Ochota nigdzie nie zginela, no przeciez!

Troche zla bylam, bo przydaloby sie, zeby miec je ze soba. Tutaj moglyby troche polezec, przeciez by sie nie zepsuly. Tak na wszelki wypadek. Dawno zrozumialam, ze musze byc przygotowana na kazdą ewentualnosc. Zachowuje sie, jak stuprocentowy alkoholik, bo on tez musi sie zabezpieczać.. A raczej czlowiek uzalezniony od alkoholu, tak wole mowic.

Z tego calego zamieszania zapomnialam o tym. Zreszta chcialam jak najszybciej uciec z domu, bo wszyscy dali mi odczuc, ze tego chca. Nie pozegnalam sie z matka, ani z babka. Bratu rzucilam tylko chlodne - czesc, trzymaj sie!

Troszke mi przykro.. Niestety zasluzylam na te ozieblosc.. Tylko do diabla, czemu kiedy naprawde sie staralam, gdy bylam jeszcze cos warta (jesli cenic czlowieka tak, jak moja matka to robi : znaczysz tyle ile robisz dla tego swiata - no baa, przeciez nie dla siebie!!!!), nikt tego nie docenial? Teraz przynajmniej wiem, czemu mnie tak traktuja.

Najgorsze, co czlowieka moze w zyciu spotkac, jest zlem bez powodu, albo z powodow, ktorych my nie znamy, czy ich nie rozumiemy. Ja tak mialam, ale wszyscy i tak uwazaja, ze przesadzam. Zabawne, bo dzis mysle podobnie, w sumie.... Kiedys bylam bardziej pewna swych uczuc, dzis wszystko sie rozplywa i miesza, jak to moje zarcie, ktore spuszczam w kiblu... Tylko czasem udaje sie zachowac jego kolejnosc przy zwalaniu. Z uczuciami sprawy wyglądają jeszcze gorzej,heh..

Ten swiat i to zycie - jeden wielki cyrk, teatrzyk oraz zamieszanie. Czekam na cos, jak pasazer na dworcu, ktory mial sie udac na lotnisko, ale zapomnial o swym locie..

To niesamowite, ze wystarczy opuscic Zagnidow, a moje ciągi ustepuja. Jest tak, jak to przewidzialam. Czuje sie taka.... Ja wiem, chyba szczesliwa, jesli tak to mozna ujac.. Hahaha.. Nie no, to spokóóóój!!!

W pewien sposob on mnie uszczesliwia. To nieslychane, ze jeszcze czasem moge go spotkac i pobyc wspolnie troszkę dluzej. Na dodatek w dzien, a nie kiedy śpię!! To cos takiego, jak zobaczenie Świętego Mikołaja, bedąc doroslym i wiara, ze on napraaaawde stoi przed nami! Gdyby tak bylo zawsze, nie musialabym atakować ludzi, zachowywalabym sie w pożądku, czesciej. W koncu "zawsze" chyba raczej nikt nie jest w stanie. Prawda? Niewazne. I tak wiem, ze prawda ;)

Umowilam sie z Magdą, tą kolezanką z uczelni, ze jutro razem pojdziemy na pierwsze zajecia. Mamy ćwiczenia z jakis deficytow parcjalnych. Ciekawe, co to.. Ona tez czuje sie niepewnie, bo nie ma z nami Diablicy. Zawiodlysmy sie na niej wspolnie.. Dlatego teraz po tym wspolnym doswiadczeniu bycia olaną, mysle, ze lepiej sie zrozumiemy. Sprobuje poznac Magde, bo na razie wszystko odbywalo sie, jak trzeba, a niekoniecznie autentycznie.. Sprobuje rowniez otworzyc sie przed nią, a nie tylko na nią, bo to dobry czlowiek.. Musze sie tylko mniej bac!


Krotkie podsumowanko dzisiaj?
Ok. Ogolnie musze powiedziec (choc uogolniac sie nie powinno - ale tu chodzi o mnie ;), ze mialam dzis zalatany dzien.. Jak tylko wstalam, zerwalam sie, zeby "upchnąc" "bety" w swoim dziecinnym plecaku. Wlosy zwiazalam w kitke. Zdazylam sie tylko napic kawy, pozostawiajac swoje uczucia na dnie filizanki. Wcale nie razem z fusami, bo to byla kawa rozpuszczalna. Moje uczucia zostaly tam, gdzie byly, gdzies w domu, moze w lozku? A moze sa ze mna, lecz uspione? Niewazne.. Lekka przykrosc, ze bylam znowu niegrzeczna dziewczynka - nie doskwiera mi, już bardzo. Mozna powiedziec inaczej, wręcz mnie "smela" po piersiach, w tym sensie, ze mam tendencje do ironii - zwięęęększoną, sese :]

Poznalam moje nowe sasiadki, jak tylko dotarlam do mieszkania. Ciesze sie, bo wreszcie to sa dziewczyny!! Odnioslam pozytywne wrazenie. Jedna studiuje nawet to, co ja, choc jest o rok mlodsza. Ale to lepiej! Nie chcialabym tutaj mieszkac z kims, kto jest na tym samym, nie dosc, ze kierunku, to jeszcze roku. Potem ten ktos mógłby mnie obgadać, ze tylko siedze cale dnie w pokoju, nigdzie nie wylaze.. Okropne.

Na szczescie tego raczej unikne, bo ta psycholog (tak ją smiesznie bede nazywac,hahaha) , zwana Karolcią, ma przeciez swoich znajomych.. Z nimi bedzie sie widziec codziennie na zajeciach i pewnie po też, wiec mnie sie nie uczepi. Chyba.. Po co obgadywac kogos, z kim tak rzadko sie bywa?

Pewnie nawet nie zacznie sie zastanawiac, gdzie jestem, czy w pokoju, czy nie i co z kim oraz gdzie robie. Tak samo postapi z pewnoscia druga sasiadka, pierwszak - Kacha...

Co ja robie?? TYLKO głosno dziele sie swymi przypuszczeniami. Mozliwe, ze najbardziej z samą sobą, bo czasem tak trudno uslyszec wewntrzny glos i byc pewną, co on ma na mysli..

Wracajac do Kachy, wyglada na starsza i na dodatek troche przypomina taka jedna debilke, ktorej nie trawie. Oczyyyywiście, to tylko zbieg okolicznosci! Mozna byc do kogos podobnym, a przez to zle sie nam kojarzyc, ale co z tego? Liczy sie, ze w obyciu jest prosta i nie paży, nie gryzie, ani nie kopie. Pewnie polubie je obie, ale najpierw trzeba się nauczyc "obsługi" :)

Damy sobie, jakos rade razem. Jednak wiadomo, ze nadejda takie chwile, gdy bede nienawidzic je obie nienawiscią najwiekszą - jaką nawet Szatanowi sie nie śniło, zreszta on nie zasypia, wiec nie moglo ;)
Takie, jak ja, tak juz mają, ale to krotkotrwale. No i na pewno niespecjalne. Dobrze, ze chociaz jestem tego swiadoma, więc uzbrojenie mam zawsze pod ręką. Jak bedzie trzeba, jestem gotowa je uzyc..


sobota, 26 września 2009

No repeat !!

Wreszcie coś zrobilam pooożytecznego. A jak na mnie, to wiele.. Zobaczylam dzisiaj, ze mam, juz plan zajęć na studia i to mnie natchnęło. Wiem, ze bede musiala polegac na sobie. Nie zwale winy na matke, ani na babke, gdy coś mi nie wyjdzie.

Bede musiala odpowiadac za siebie.

Bede musiala sama radzic sobie ze swoją złością i rozczarowaniami - ale nie poprzez jedzenie.

Za bardzo by mnie to dobijało. Tam, znaczy poza domem, wszystko wychodzi mi lepiej, dzieki temu, ze sie staram. A tutaj, jakby mnie coś opętalo. Przeszlam w te wakacje podobno samą siebie.

Matka stwierdzila, ze jestem wrakiem emocjonalnym. Tak naprawde chyba nie to najbardziej ją dobijało, ale fakt, ze musiala wiele czynnosci robic za mnie. Jestem, juz pelnoletnia, a zero pozytku ze mnie. Powinnam pracowac, zarobic kase, mialam prawie 4 miesiace wolnego. Krotki przeglad tych wakacji wyglada strasznie, naprawde strasznie. Nic poza wpierdalaniem nie zrobilam. Na palcach (na szczescie u dwoch rąk - ale czyzby na pewno na szczescie??) mozna policzyc moje wyjscia z domu.. Mowi sie trudno.. Teraz sie zawzielam, zmotywowalam.. Jutro jeszcze spedze caly dzien w domu.. To bedzie ostatnia niedziela. Niepredko tu wroce, zreszta nikt mnie nawet nie chce. Wszyscy dali mi to wyraznie do zrozumienia. Nie czuje rozczarowania, bo doskonale ich rozumiem.

Nikt nawet nie wie, jak bardzo zmeczyly mnie te wolne miesiace.. Strasznie.. Nic nie odpoczelam i ciesze sie, ze to juz koniec, koniec tego opierdalania.. Z drugiej strony boje sie, jak zawsze wyzwania są dla mnie, jak dodatkowy bagaż na tych niesprawnych plecach.. Jednak dam rade, nie mam wyjscia i chce.. Chce - to chyba najwazniejsze, bo gdybym nie chciala, moglabym uznac, ze wcale nic nie musze.. A wtedy dalej bylo by tak samo, albo gorzej, bo w wypadku tkwienia w bezczasie, okazuje sie, ze czas jednak jest. Na dodatek dziala na niekorzysc, bo latek przybywa, a mądrosci ubywa,heh

Przerazają mnie troche nowe przedmioty, ale strasznie sie ciesze, ze bedziemy mieli roznych wychowawcow. Balam sie, ze z Martunią wlepią nam wiekszosc zajec, a to by oznaczalo porazke.. Ona mnie nie lubi, ale nie wiem czemu. Nie jest to zadna moja schiza, czy projekcja. Wiem, ze i ja siebie nie lubie - a i to malo powiedziane, ale stosunek innych osob do mnie potrafie, jako tako odczytac.. Pewne rzeczy nie tylko sie czuje, ale i widzi. Zwlaszcza, gdy mowisz cos do kogos, a ten ktos odwraca glowe w drugą strone i pyta innych - czy, aby tak jest rzeczywiscie.. Wtedy pojawia sie uczucie, jakby dostalo sie w pysk. Martunia, jako terapeutka (tak podkreslająca swe rzekome zdolnosci) powinna o tym chyba doskonale wiedziec. W koncu ona tak duzo duuuuzo wie...

Nadal nie wiem, czy dostane gratis te specjalnosc z zarzadzania. Dziekan obiecywal to w zeszlym roku, ale troche go, juz poznalam. Wiem, co znacza te obietnice. One sa zupelnie, jak moje - czyli nie do spelnienia.. Teraz on jest rektorem. Zabawne, bo to, juz trzecia zmiana, a ja jestem na 4 roku. Pozostaje usunac go ze stanowiska i dwukrotnie nim żąglowac. Wtedy bede mogla sie pochwalic, ze na studiach na kazdym roku mialam innego rektora. Zabawne. Taka jest wlasnie organizacja mojej szkolki cudnej,heh

Poki co, nie wiadomo z kim bede miec psychiatrie. Mam nadzieje, ze z jakąś fajną osoba, a przede wszystkim taką, ktora czegos nas nauczy.. Zreszta kwestia wykucia kilkunastu przedmiotow (rzekomo ma ich byc, az 12), to pikus.. Najgorsze, jak wypadne w czasie praktyki. Teraz jestem, juz pewna, na sto procent, nie nadaje sie do tego zupelnie.. Glupia jestem, ze wybralam te specjalizacje kliniczna. Nie przeraza mnie wlasna hipokryzja, bo i soba chce sie zajac w odpowiednim czasie. Chce byc zdrowa, ale najpierw chce skonczyc studia.. Wiem, jak to brzmi, tak mowi kazdy, kto tak naprawde chyba nie chce niczego zmienic, zwlaszcza siebie.. Trudno.. Mnie to uspokaja i jakos tak wierze w to, co planuje - przynajmniej w powyzsze, bo o reszcie szkoda gadac...

Na moj wybor wplynelo w jakims stopniu to, ze chce byc w grupie z Magdą i innymi fajnymi osobami, ktore sie tam znalazly. Boje sie byc sama na tym zarzadzaniu, a raczej z tymi, z ktorymi jakos nie mam najlepszego kontaktu.. Musialabym skazac siebie na czestsze obcowanie z nimi, a nie chce tego.. To takie niedojrzale, bo praca jak dozyje, moze trwac wiekszosc mojego zycia i tym sie powinnam kierowac - dopasowaniem do niej - a nie chwilowym zgraniem z ludzmi. Ludzmi, jakich pewnie po studiach nie spotkam wcale, to bardzo prawdopodobne.. Coz, taka jak ja ma inaczej, martwi sie o teraz, a nie o potem. Tak to wyglada..

Matka ustapila mi dzisiaj i moge spac w pokoju z kompem. Zamierzam nie spac cala noc.. Wiem, co bede robila. Nie jadla, o nie!

A jutro musze pofarbowac wlosy, bo robia mi sie odrosty. W domu odradzaja mi ich przyciemnianie, ale juz mi nie zalezy, zeby wygladac mlodo. Wystarczy, jak bede miec sylwetke dziecka, a od wlosow niech sie wszyscy odczepia,hehe

To tyleee, poki co :)

piątek, 25 września 2009

Repeat!

Pobudka o 18 w poludnie. Potem kawa, papieros i napad. Nastepnie klotnia z matka i z babka o to, ze nie chcialam isc po zakupy bez brata.. Teraz odkad on jest chory, czuje sie, jak w rezerwacie. Zupelnie tak, jakby on byl gatunkiem chronionym. Bez komentarza.

Zwyzywalam babke. Nie chcialam, ale nie moglam sie powstrzymac. Wreszcie wnerwiona poszlam do tego Lidla. Ponownie kupilam to, co wczoraj, bo ponownie musze sie uszczesliwic. Po drodze spotkalam taka jedną nauczycielke. Nie uczyla mnie, ale znam ją, bo bylysmy razem na kolonii z cyganami,heh.. Miala slicznego psa, ale gowno mnie obchodzila jego uroda. Balam sie, ze nie zdarze do Lidla, ze zamkną mi go przed nosem. W glowie obmyslalam, co wtedy zrobie i gdzie pojde. Rozmawialam ze sobą, ale jakby z kims...
To byly dlugie i nonsensowne dialogi..

Oczywiscie spotkanie tej nauczycielki, przeszkodzilo mi w tym. A ja, jak zwykle, grzecznie zakomplementowalam jej psa. Niechze ma, pokaze sie taką, jak wypada - pomyslalam.. Moje oczy byly pelne wscieklosci. Chyba nie bylo tego widac, bo nic na ten temat nikt mi nie powiedzial, ona tez nie. A tak wlasciwie ta krótka wymiana zdan, prawie ograniczona do komplementow, byla jedyną rozmową, normalną, dzisiaj - moją pewnie tylko.. I jedynym momentem, gdy potrafilam sie usmiechnąć...
Bez znaczenia, ze sztucznie. Dzis wszystko jest sztuczne.
Nawet mleko zakonserwowują tak by nie psulo sie kilka lat..

Pani Z. bardzo zajeta byla swoim psem, by wyczuc, ze moj konserwant ma zjebaną jakość.. Podziwiam siebie w takich momentach, ze w chwilach najwiekszego wkurwu, i tak zachowuje zimną krew - chociaz pozornie... Niekazdy dalby z siebie tak wiele...

A moze potrafie tak, bo poza tym nie daje z siebie nic?

czwartek, 24 września 2009

Trzeba się uszczęśliwić!

A jak? Wiadomo. Moja chwila, ale dopiero zaraz. Nadejdzie, gdy matka pojdzie spac. Wtedy czuje sie pewniej, choc i tak nie mam problemow, zeby jesc przy niej. W tym caly jest ambaras nie, zeby dwoje chcialo naraz, ale zeby samemu chciec i zeby bylo - co jeść. Oczywistosc..

Troche brzuch mnie boli, ale nie bardzo. To tak, jakbym miala, jakąś drobną niestrawnosc. Moja niestrawnosc wynika z "kobiecych dni", choc na szczescie kobieta nie jestem. Dobrze, ze pojawiają sie znikome tego ślady, jak obecnie.. Jest prawie tak, jakby ich nie było, a niedlugo moze w ogole nie bedzie. Nie mam nic przeciwko, choc z drugiej strony podobno lepiej, jak "to" się ma. Wtedy wolniej sie starzejemy,heh.. Musze byc niesamowicie prozna, zeby zwracac uwage tylko na wyglad, wlasny oczywiscie.. Tyle, ze ja nie robie tego, jak co poniektorzy, zeby czuc sie wspaniale z samą sobą. Robie to, by nie czuc sie podle, ale wlasnie tak "normalnie", bez wyrzutow sumienia, zlosci, czy innego poczucia. Zazwyczaj takiego, ktore spycha na margines.

Niedawno wrocilam z Lidla, przeszlam sie z matką na zakupy. Na szczescie wybudowali go dosyc blisko mojego domu, co nie powiem, ze nie jest mi na reke.. Zresztą nie chodzi tylko o to, ze mam, gdzie isc, gdy chce ponapadowac. Wtedy i tak zawyczaj nie jestem w stanie, a zajmuje sie "ogołacaniem" zawartosci lodówki, jesli wczesniej tego nie zrobilam.. Chodzi raczej o to, ze to, co staram sie jesc normalnie, czyli jakies tam owoce, jogurciki i inne typowo bialkowe reczy, moge tam znaleźć. Niewazne, ze to jest syf, bo za jakość zawsze wiecej sie placi. Nie przeszkadza mi zbytnio ta mysl. Poza tym staram sie oszczedzać, jak mogę, pod warunkiem, ze mam dobre dni. Jak nadchodzą zle dni, wtedy nie ma mowy o jakiejkolwiek oszczednosci.. Plusem jest to, ze nadal mam tę stówę, bo jeszcze jej nie wydalam. Az dziwne. Szkoda by mi bylo rozmieniac ją tylko po to, zeby kupic, jakies zarcie.. Musze te pieniadze przeznaczyc na cos, czego slad pozostanie nie w kiblu, ale tak namacalnie, gdzies blisko.

Chcialabym jutro w tej sprawie wybrac sie do sklepu. Moze, jakiejs ksiegarni? Ciuchow nienawidze kupowac. Poza tym do tego trzeba miec odpowiedni nastroj, a ja takowego nie mam, juz bardzo dlugo. Obiecalam tez matce, ze jak wstane, zrobie jej jakis obiad. Najpewniej przygotuje nalesniki, nie dlatego, ze tylko to umiem poza jajecznicą, heh.. Raczej dlatego, ze takie cos nie trzeba dlugo szykowac, a mnie sie nie chce spedzac zycia w garach. Wystarczy, ze codziennie musze poswiecac myslom o zarciu niemal kazda chwile. Dlatego niech nie dziwi innych, ze szykowanie obiadku uznaje za strate czasu. Moze, jak ktos jest normalny i potrafi jesc normalnie, to jest i fajne. Niestety nie dla bulimiczki. Pamietam swoja prace w pizzeri, nazywalam to pracą w samej paszczy lwa, albo tygrysa.. Podawalam ludziom pizze, lody i rozne swinstwa kaloryczne, ale sama wcale nie myslalam o tym, co by bylo, gdybym to ja je jadla. Gdy nie mozna czegos miec, wyznaje zasade, ze lepiej o tym WCALE NIE MYSLEC! Na codzien, to mi wiele ulatwia. Poza typowymi zachowaniami acting out, gdy od razu bezmyslenie uciekam w zarcie, zazwyczaj od rana do wieczora.. Planowe napady czesciowo tez sa taką ucieczką, ale wygladaja inaczej. Poza tym uczucia tez sa wtedy inne..

W tym Lidlu wiedzialam, co chce kupic i chyba tylko dlatego poszlam tam z matka. Gdybysmy mialy isc po jakies surowe papryki, ktorych raczej nie jadam (a w sumie zdrowe sa, wiec mozna ;)), pewnie nie poswiecilabym sie, ani dla niej, ani dla tych papryczek. Zalosne, ale tak wyglada prawda z mojej strony, wiec czemu o niej nie mowic? Daisy ma pod tym wzgledem troche inaczej. Musze jej napisac, ze mnie to wkurza, ale na razie nie chce jej ranic. Wiem, ze sie stara! A to, ze drazni mnie jej podejscie do zarcia, moze wynikac z tego, ze łatwiej przyczepic sie do cudzych zwyczajow, niz do wlasnych. Siebie w koncu od lat, juz mniej sie czepiam, poza tymi oczywistosciami, z ktorymi jawnie walczę. Jednak mam tez nawyki, ktore moga wkurwiac innych, ale sama spolecznosc zdrowych nie jest w stanie tego pojąć. Trzeba miec chory umysl, zeby zrozumiec tę chorobe i zeby w niej tkwic. Ja nie ogarniam tego, jak mozna jesc duzo i tyc. Nie najadlabym sie zwyczajna, pozywną porcyjką, ani fizycznie, ani psychicznie. Tylko cielsko by mi uroslo, a tego przeciez nie chce..

W mojej zielonej torbie, ukrylam dwie paczki chipsow. Dawno ich nie kupowalam, bo jakos dawniej gorzej mi sie po nich zwalalo. Ostatnio, jednak odkrylam, ze pozbywanie sie chipsow wcale nie jest trudne. Wszystko zalezy od kolejnosci produktow, ktore sie spozywa, no i od popijania wodą tez.. Mialam kiedys taki dziwny nawyk, ze zjadalam 4 kromki, a potem pilam z butli dokladnie 20 łyków. Wiem, ze tak bylo, bo liczylam,haha.. Obecnie mniej pije, a i tak ze zwalaniem nie mam zbytnich problemow. Pomijam oczywiscie "piernikowe" sprawy, bo pierniki nienadaja sie do tego. Niestety, jak nie ma sie nic innego w domu, a pojawia sie "slodka zachcianka", wtedy mozna o tym zapomniec.. Jejuu, alez ja glupoty pisze.. Dobre jest to, ze chociaz otwarta jestem na te tematy. A zle, ze zamknieta niemal zupelnie na inne. Chociaz bez przesady.. To moj blog, wiec teoretycznie mam prawo ujawniac tutaj swoje najwieksze tajemnice. Moge mowic o najgorszych, najbardziej wstydliwych oraz obrzydliwych rytualach.

A jesli kogos to brzydzi, znaczy, ze jest taką osobą, ktora i we mnie wzbudzilaby obrzydzenie. Nienawdzie nietolerancji. Ludzi trzeba sie uczyc rozumiec.. Ja czesto ich nienawidze, ale ogolnie, NIE PERSONALNIE, co tak naprawde nie trafia w nikogo.. Przynajmniej nie powinno.. Zreszta, kogo obchodzi moja nienawisc i to, co czuje? Malo kto pamieta, ze ja w ogole mogę czuc. Tak samo i ja zapominam. Ucze sie tej niepamieci caly czas :)

Moja zielona torba, ta w ktorej schowalam chipsy, jest zabawna. Ma takie zielono-czarne paski, jakby frędzle, ale to tez nie jest dokladnie powiedziane. Jest fajna, nawet mi sie podoba. Taka troche fikusna i oryginalna, bo ja nie lubie miec tego, co mają wszyscy. Wole sie odrozniac, choc raczej mi to nie wychodzi. A jesli, juz zawsze negatywnie - w sumie to tez, jakis wyroznik,heh..

Matka chce spac. Chyba moja pora sie zacznie.. Kremie czekoladowy, moj pyszny, juz nadochodze,hahaha.. A ten krem jest wart tylu mysli, bo dzis w koncu moja chwila. Juz nie predko bede mogla pozwolic sobie na takie szalenstwo. Bede go wyjadac łyzką w taki sposob, ze najpierw zaczne wygarniac bialą czekolade, a potem czarną - badz na zmiane, co najpewniejsze ;)

Popedzaja mnie, musze chyba isc od kompa. A moze to i lepiej, bo za bardzo wglebilabym sie w to, jak za chwile zamierzam sie zachowac. Nie wiem, czy potrafilabym to opisac tutaj. Pewne rzeczy trzeba po prostu przezyc, na wlasnej skorze. Bycie swiadkiem, to zazwsze tylko bycie swiadkiem. Zaden obserwator nigdy nie wniknie w swiat naszych przezyc.. Gesty mozesz zauwazyc i poklasyfikowac do szufladki schizo, ano, buli, czy paranoi.
Uczuć, juz nie!

środa, 23 września 2009

Jak poparzona.

Chodze po domu naprawde wsciekla. Nabuzowana, jak jakis garnol, gdy kipi, a nikt nie podnosi pokrywki nad nim.. Wybralam chyba, jakis wyjatkowo "nietaktowny" czas na zmiany. Z drugiej strony, one mi nigdy nie byly w czas....

Moze powinnam zrewidowac swoje postanowienia? Na bycie optymistka chyba nie mam zbyt wielkich szans. Przynajmniej nie teraz. Zreszta pocieszam sie, ze przestalam potrzebowac wewnetrznej obludy, ktora inni dokarmiają sie na sniadanko, obiad i kolacje. Optymizm, to obluda wzgledem siebie, choc.. Bardzo przyjemna i ulatwiajaca nielatwe zadania.

Wystarczy, ze olewam wiecej rzeczy, niz kiedys.. Nie ruszaja mnie slowa babki, ktora krzyczy, ze nic nie pomagam matce, ze wciaz jest tak samo. A jak ma byc? Moze niech spisze manifest swoich zyczen, albo po prostu powie o co jej chodzi. Inaczej nie dogadamy sie, nigdy.. Nie jestem Bogiem, nie bede sie domyslac. Juz dawno przestalam nawet probowac, bo pierdole takie cos. Dlaczego inni nie domysla sie, zeby zrobic cos dla mnie? Czemu ja zawsze mam sluzyc innym? Sluzcie sobie sami. Kazdy jest swoim panem i wladcą, czyli wszystkim jednoczesnie, bo tego wladce trzeba uszczesliwic - s a m o d z i e l n i e! ;-)

O godzinie 12 rano, gdy bylam w pół-śnie, uslyszalam sasiadke Panią Helę. Wparowala na górę, prawie tak niespodziewanie, jak sie zjawila. Uslyszalam tylko, ze "ich nie ma".. Miala na mysli mnie i mojego brata. Dopiero o 16, gdy łaskawie wstalam z łozka (a wcale nie chcialam, szkoda, ze potrzeba snu nie jest silniejsza, niz potrzeba zarcia), babka przywitala mnie, jak zwykle swoimi historiami. Powiedziala, ze matka dzis sie poplakala, ze ani ja, ani moj brat zupelnie nie robimy nic, by jej (i moze sobie tez?), pomóc.. Wlasnie dlatego, ze towarzyszyla jej przy tym Pani Hela i fakt, ze to ONA zamiast nas, pomogla jej w "robocie" w ogrodzie, spowodowal polowanie na nas..

A polowała na nas, bo byla zbulwersowana, ze sa takie dzieci-nie-dzieci, ktore nie zaslugują nawet na zarcie, a i tak je dostają.. ZA DARMO!! Pani Hela zaklela z nerwow, choc nigdy jej sie to nie zdarza, bo nadziwic sie temu nie mogla.. Tak wygladala mniej wiecej opowiesc mojej babki, ale wierze, ze tym razem jej nie podkolorowala, bo niby po co? Znam troche Panią Hele, wiec wyobrazam sobie, jak "wparowuje" na góre (poza tym wystarczy, ze slyszalam ;), "nadziwic sie nie moze" i wyraza dosadnie osobistą opinie.. Na jej miejscu zrobilabym tak samo. Takich, jak ja i moj brat potraktowalabym nie tylko ostrymi słowami, zimną wodą, ale i batem, bo tego chyba na nas trzeba.. Rozumiem tę sytuacje, ale nie moge tego zmienic. Nie to, ze sie nie poczuwam. Nie mam sily. Zawsze bylo zle, gdy sie staralam i teraz nie ma we mnie, ani odrobinki chęci..

Takiej chęci, ktora jest inspiracją, nie tylko do wielkich czynow, ale drobnych krokow.. By pokonac ogromne odleglosci wystarczy probowac, wybierajac do tego tempo, ktore nam najbardziej odpowiada. Mozna wiele osiagnac niekoniecznie sie spieszac, ale bedac wytrwalym w tym, by poszerzac nie tylko wlasny czas i horyzont. Oczywiscie on, horyzont, czasem sie skurczy. To nieuniknione. Zle dni miewa kazdy, ale nie kazdy miewa je caly czas..

Moglabym moze i tak, powoli powolutku, uczyc sie zmieniac, ale jestem kiepską, swą wlasną nauczycielką. Zreszta, jak mam uczyc siebie od siebie i robic to dobrze? Obok mnie nie widze wzoru.. Widze ludzi lepszych, ale niekoniecznie tak czuje. Nie zawsze. Ta wlasna duma i moze pycha, sa zlymi doradcami.. Jest ciezko po prostu, ale juz mowilam, wiem, ze lekko, zbyt lekko tez nie bedzie.

Mysle, ze moj brat dzis tez czuje podobnie, jak ja. Mial isc do sklepu, umowic sie z kumplem, ale wreszcie nie poszedl. Zachowuje sie zupelnie, jak ja, niegdys! To znaczy wtedy, gdy jeszcze cos planowalam, np. spotkanie z kims.. Mysle, ze nie poszedl, bo byl zly. Babka miala dac mu pieniadze na chleb, bo juz sie skonczyl, ale nie dala. Ja mu co prawda zostawilam kasę, ale na co inne. Powiedzialam specjalnie, ze zadnego chleba nie chce widziec - nie za te pieniadze. Mozliwe, ze to tez go rozjebalo, bo jak mial wszystkich zadowolic? W dodatku pewnie zaden kumpel nie mial dzis czasu. Tego akurat nie wiem, ale fakt, ze nikt z nim nie mogl wyjsc, nalozylby sie na to, co oglada w domu..

Nie zal mi go. Dzis żal MOGLOBY mi BYC - co nie znaczy, ze jest - ale siebie.. Czuje obojetnosc i pustkę. Moze to ta olewka, ktorej tak bardzo chcialam? Spoko. Spoko. Spoooko! A jak sie czuje pustkę i od kiedy pustka jest uczuciem? Wystarczy zapytac tych, ktorzy tez tak mieli. Wcale malo ich nie jest, bo nie kazdy sobie uswiadamia, ze to co ma w srodku jest pustką, i niczym wiecej. Teoretycznie pustka jest, jak nic, a z drugiej strony znaczy tez cos.

Moze wlasnie dlatego tak trudno sie od niej uwolnic, choc czasem wystarczy tylko zrezygnowac. Nie wiem.. Nie musze wiedziec.

wtorek, 22 września 2009

Mimo wszystko.

Reperować, czy nie rereperować?
Zastanawiam sie, co z sobą zrobic. Nie wiem, naprawde po co, czemu i tak dalej, ale szukam motywacji. Wczoraj po jebnieciu Tussiego (czemu ja zawsze musze mowic tak brzydko.. wow jest refleksja!!), zaczelam czytac, jakiegos tam psychicznego e-booka.. Psychicznego w tym sensie, ze wiele mowil o manipulacji, takze automanipulacji. Trudno mi uwierzyc w takie rzeczy, jak te, ktore tam rozwazano. Za to nie trzeba mnie przekonywac do czarnej magii, klątw, czy przeklenstw. Moja wiara w silę zła jest nieskonczona. Mysle, ze zło wydaje mi sie nawet bardziej potężne, niz ono naprawde jest.. W koncu to niemozliwe, zeby ono bylo, az tak silne, jak czuje, wtedy nie byloby miejsca dla dobra. A co z tego, ze tylko bajki dobrze sie koncza? Zycie kazdego czlowieka w pewien sposob tez, bo mozna liczyc na śmierc..

Ta ksiazka, nie pamietam tytulu (czy to wazne.. bo ja zawsze zwracam uwage na szczegoly), ale miejscami byla nawet ciekawa. Zastanawiam sie tylko, czemu tak niewiele z niej wynioslam... Mozliwe, ze z moja uwagą jest cos nie teges, ale juz lepsze to, niz wyrok pamieci na granicy przecietnej - choc i tak moja miesci sie w dolnej granicy, czy tego chce, czy nie.. A moze to wina tego calego ed? Rozjebany organizm? Moze leki?

W kazdym razie, gonitwa mysli, ktora teraz toczy sie we mnie, nie pozwala mi pisac. Nie pozwala mi myslec! A wzmianka o tej pamieci w glebi duszy splywa na mnie, jak pot na czole, albo ze mnnie. Pot do ktorego tez mam tendencje, zawsze jak sie zmaham, a wiem, ze nie kazdy tak ma :/ Jakos inni pocą sie w mniej widocznych miejscach.. Chyba wolalałabym jednak miec ten dyskomfort pod pachami..

Hahaha, co ja pierdole?

Probuje powiedziec, ze chce sie wziaźć w garsc.. Po przeczytaniu prawie calosci tej ksiazki, probuje probowac i od razu sie nie zniechac, probowac myslec pozytywnie! Wlasnie, MYSLEC POZYTYWNIE, czemu tak trudno to powiedziec? Czy to wstyd, ze ja chce? Ze nie moge? A wlasnie, ze moge, bo przynajmniej podjelam to wyzwanie.. Cholernie ciezko mi to idzie, bo pesymizmy pojawiają sie automatycznie. Przywyklam do nich i naprawde musze sie teraz niezle nabzikowac, zeby: raz - nie puscic smetnej muzy, dwa - nie zaczac prowadzic w myslach dialogu o swoim przegranym zyciu, trzy - nie wybrac ksiazki o tematyce dotyczacej tego, na czym mi zalezy (by przeczytac tam, ze nic z tego), piec - nie prowokowac zlosci na ludzi, a zwlaszcza na jedna osobe i szesc, siedem........

A tak na serio, nic z tego, nie bede sie dobijac, ale wkurwiona to, juz jestem. Chce miec jedną rzecz, a okazuje sie, ze nie bede jej miec, ze nie moge, ze to nie dla mnie. Ktos mnie, juz ubiegl. Wykiwal mnie, jak żółw zająca.. Zajal moje miejsce, bo przywlaszczyl sobie to, co mialo nalezec do mnie. Tak mialo byc, bo ja tak chcialam! Jak zwykle, chcenie stalo sie moja wlasną trumną, bo spowodowalo zlosc, ktora nie tylko urodzie szkodzi (tutaj nie mam sie, co martwic,heheh), ale i zdrowiu. Niewazne, czuje sie niesprawiedliwie potraktowana i NIE PODOBA mi sie, ze niektorzy mają niemal wszystko, a ja?? Co ja mam?

Zlosc za jakis czas minie, szybko sie uspokoje.. Żal moze pozostanie, ale zaczynam cwiczyc swą wolę, by liczyc na siebie, bardziej niz aktualnie, by byc pewniejsza siebie.. By byc wreszcie bardziej samowystarczalną, poza zarciem, piciem, snem i powietrzem, bez ktorych rzekomo nikt sie obejsc nie moze, chce stac sie silnym gruntem wlasnym.. Bez rąk, bez nóg, bo wolnosc i niezaleznosc uskrzydla. Wzniesc sie ponad wszystko, wzniesc sie ponad niespelnione zyczenia.. Uciec od rozczarowan, od tego, ze juz od dziecka smiano sie z mych wielkich marzen. Uciec od tej slabosci, skazującej na roztrzaskanie cudnych wizji, jak zabawek niechcących dzialac, wtedy gdy powinny.. Uciec od koszmarow sennych oraz zycia z potworami z tych snow, tuz po przebudzeniu..

Uciec od strachu przed nocą, ktora przyodziewa mnie codzień w swe mroczne szaty.. Uciec od pragnien niemających zadnych szans na spelnienie.. Uciec od samotnosci w tlumie, albo uciec do niej i nie byc samotną, ale byc w tlumie.. Uciec, bo uciec od wszystkiego, co nadmiernie ludzkie, nadmiernie krzywdzace, niedoskonale, brzydkie, jak starosc duszy.. Uciec od tych strasznych zmarszczek, ktorych zaden lifting, czy puder nie pokryje..Uciec od siebie, ale tej niewlasciwej, nielojanej, fałszywej dwulicowej hipokrytki.. Uciec od tej, co to chce sobie wszystko zawlaszczyc i MNIE tez, ta, co chce mnie w sobie zdusic.. Uciec wreszcie od Ciebie!!!!!!

Dam rade... Wroce do lektury, sprobuje, bo szukam wiekszego natchnienia.. Sprobuje tez wstrzymac oddech, skoro powietrze tutaj, jak kiedys mowilam, jest zatrute..

Bede zyc, choc nie bede oddychac..
Bede zyc, moze dziwnie, niekonwencjonalnie, ale bede zyla mimo wszystko...
Zrozumienie cudze, przestanie sie dla mnie liczyc, wreeeeszcie!
Wazne bedzie, ze ja zaczne rozumiec samą siebie i swoje poczynanie.
Bede rozumiec, co mnie sklania, by nadac chwilom taki wlasnie rytm.
Nie zapomne przy tym, by czasem urozmaicac je o nową melodię..
Zakumpluje sie z wyzwaniami, które narażą mnie, chociaz na (drobny) sukces.

Czas sprobowac.

I tak, jak przypadkiem wlaczylam na fim , albo raczej telenowele "Barwy szczescia" (nie, nie ogladam tego ;), tak tez uczynie.. Czasem wystarczy jeden ruch, a nie wiadomo kiedy znika bezruch.. W tym filmie, no dobra, niech bedzie telenoweli ;), podobalo mi sie, co powiedzial jeden bohater.. Oczywiscie taki tekst wylapalam, sesese..
"Mam do wyboru. Albo sie upić, albo zrobić coś ze sobą. Wybrałem to drugie".

JA też, ja też, ja też - nie krzycze, jak dziecko w przedszkolu, ale niesmialo probuje sie uczyc, nie tyle marzyc, co siegac dalej.. MIMO WSZYSTKO.

Mimo wszystko! Chcesz, to dolącz do mnie ;-) W kupie siła!!

poniedziałek, 21 września 2009

I tak nic nie jest ważne.

W sumie minęlo moje przejmowanie sie Eweliną. Nie bedzie jej ze mną, ale ma to tez swoje plusy. W koncu wkurwiala mnie czasami jej ciemnota i fakt, ze zupelnie ją nie rusza cudze cierpienie. Wiedziala, ze chcialam ze sobą skonczyc, bo bylam w takim stanie, glupia ja, ze jej o tym powiedzialam. Pamietam, jaką minę zrobila, jakby sie mnie brzydzila bardziej, niz mozna, bardziej niz ja siebie sie brzydze.. Nie spodobala mi sie ta reakcja, a takze nieuzasadnione pretensje w moją strone.. Czlowieka w takiej sytuacji, chocby nie wiem, jak bardzo smierdzial gównem i nie wiadomo w jak wielkim gównie byl - trzeba wesprzec, a nie obwiniac.. Ewelina bedzie z pewnoscia jeszcze bardziej "ZAJEBISTĄ" psycholog, niz ja, gdyby mogla nią byc, gdybym była...

Podobnie, innnym razem, gdy osmielilam sie ją skrytykowac, pokazala swe wewnetrzne OKROPNE dziecko. BARDZO BARDZO OKROPNE! Ta sytuacja miala to do siebie, a raczej chyba do mnie, ze bardzo ją zapamietalam.. Zmienila, juz NA ZAWSZE moje spojrzenie na Diablice. Pamietam, ze powiedzialam jej: Moglabys sie zastanowic, co do ludzi mowisz, bo niektorzy sa wrazliwsi niz Ty, i ich boli Twoje zachowanie.. Ta odeszla, cos tam pomruczala. Potem napisala mi bardzo chamskiego smsa, jakby z groźba, ze teraz to zobacze na co ją stac.. Powiedziala rowniez prosto w twarz, moją oczywiscie, ze wszyscy mają dosyc mojego narzekania. Znienawidzilam ją bardzo w tamtej chwili, gdyz na uczelni wlasnie ona uchodzila za kogos trudnego. Ja nauczylam sie ukrywac swoją zlosc i.... wady raczej tez. Ona tego nie potrafila.

Chamstwo skurwysynstwo, tak by to ujela jedna znajoma osoba... Moja znajoma osoba, ale nie chce ciągle pisac - JA, MÓJ, MOJE, MOJA, probuje tego uniknac. Na blogu to chyba, jednak niemozliwe ;)

Wracajac do Diablicy, doszlam do jednego wniosku. Mysle, ze gdybym byla naprawde jej przyjaciolką (gdybym sie za nią uwazala), to OZNACZALOBY cos wiecej, niż tylko chamstwo skurwysynstwo. Na szczescie nie oznacza. Amen.

Zreszta, nie podoba mi sie, ze niektorzy ludzie, niestety wiekszosc, jest tak PRZESADNIE wrazliwymi na krytyke. Tam, gdzie trzeba, jakos tej wrazliwosci nie uruchamiają w sobie.. Szkoda.. Zawsze staram sie robic to w konstruktywny sposob. Tzn. konstruktywnie kogos krytykowac, ale spotyka mnie niemal ta sama reakcja. Widze żałosną obrone za pomocą rąk i nóg, a takze ordynarnych slow - jakbym innych wżątkiem lała, albo zarazała trądem..

Mysle, ze wybralam sobie taką "kolezanke", bo po prostu mam do siebie stosunek, jaki mam, wiec ciagnie mnie do nieodpowiednich osob.. Owszem, ja tez swieta nie jestem i nie chce tak na tę Eweline najezdzac, ale wiem, ze zasluguje na kogos lepszego, niz ona.. Z drugiej strony wybredna nie jestem, a poszukiwanie idealu uwazam za dopuszczone jedynie, gdy samemu chce sie do niego - choc tyciutkę - upodobnic.. Ale przyjaciel ideal? Takie to dolujace! Przyjaciel jest od rozumienia i wspierania, a nie oślepiania swym blaskiem. I wszelkiego innego dobijania zmyslow tak, ze nie chce sie chciec - ani tych zmyslow miec :/

Z Edyta, tą ktora olalam (nie z mojej uczelni) skontaktowalam sie, bo wczoraj zadzwonila do mnie o 12 rano.. 12 to dla niektorych poludnie, dla mnie bardzo wczesny poranek, ale ok, niech bedzie to nazwane delikatnie - "rano".. Zdziwilam sie, ze wybaczyla mi tamto cholernie infantylne zachowanie. Nie byla zla. Nie byla obrazona. Nie miala do mnie nawet zadnych pretensji! Na dodatek nie chciala sluchac zadnych wyjasniec, bo stwierdzila, ze dzien jest zbyt piekny, zeby tym sie zajmowac.. Bardzo dobry z niej czlowiek. Dlatego tym razem nie odmowilam jej. Wybralysmy sie jej samochodem na przejazdzke..

Dobrze robi, ze potrafi jechac przed siebie, nie przejmujac sie iloscia spalanej benzyny. Zycie, jak w kanale, jako kanalia, jest a nie tylko bywa, duzo duzo drozsze. NIEWYPŁACALNE!! Lepiej wybierac takie przyjemnosci, ktore sa naprawde przyjemne i na które wszystkich stać..

Potem z jej chlopakiem wybralysmy sie do Kraka. Bylo, jak bylo, nie ma o czym mowic. Nie zaluje.. Wypilam troche alkoholu, ale to dopiero u Edyty w domu.. Zaraz po tym fakcie wrocilam do abstynencji..

Utwierdzila mnie w tym fakcie klotnia z matka i babka. Nie powinnam pic. Niby nie poklocilam sie z nimi bedac pijana, ale co z tego? Ta klotnia miala miejsce duzo pozniej, bo nastepnego dnia.. Niestety, kazdy dzien, kazda przyjemnosc niezasluzona, zle na mnie wplywa. Za bardzo sie rozhamowuje wtedy i wkurwiam na siebie.. Po prostu, to kolejna rzecz, ktorej nie moge splacic, a chce!!!!!!! Naprawde, sa minuty, gdy chce, choc po nich przychodza te, gdy jebie wszystko...... A potem znow, czuje powinnosc bycia lepszą i tak w kołko................

Zwyzywalam je. Do matki powiedzialam - zamknij sie Ty kurwo.. Nie moglam, juz jej sluchac. Wiem, ze zareagowalam okropnie, ale mialam powody, bo tez mnie wyzywala. Gadala, ze jestem nieudacznikiem, egoista.. Niemal codzienn to slysze, ale czara goryczy sie przelała, a raczej jej jadu. A może mojego? Moze jestem bardziej ślepa, niz mysle i nie widze, jak bardzo zly ze mnie "czlowiek"?

Nie wiem. Niech pozostanie pierwsze zalozenie, ze to jad matki wszystko spowodowal. A raczej wyzwolił, bo w wulkanie lawa tez tkwi, a ze cos potem kipi, takze w nim, to co? Zlosci tez raz jest wiecej, a raz mniej. A czlowiek ma w sobie wszystkie elementy nieokiełznanej natury. Wlasnie dlatego, psychike niektorych tak trudno "okielznac"..

Nie rozumiem siebie, bo nie rozumiem dziwactwa tego swiata.. Proste, naprostsze sprawy bywają najtrudniejszymi, bo trudniejszymi nikt sie najczesciej w ogole nie zajmuje ;)

No, ale wracajac do tej klotni z matką... W koncu ten jej jad splynal na nią, za pomoca moich slow.. Wulgaryzmow nie przytocze, bo nie chce mi sie. Przeciez nie chodzi tutaj o moj wstyd ;) Moze mogloby chodzic i on by chodzil, ale wczesniej musialby byc ;)

Matka zasluzyla, częściowo.. Po prostu za jej sprawą, za bardzo zdenerwowałam sie, by moc zalowac tego "incydentu".. USPRAWIEDLIWIENIE? Takie usprawiedliwienie, jak ten uncydent... Incydent tak normalny i na pożądku dziennym, zwlaszcza w świeta. A jednak incydent ;) A co do świąt, one bez kłotni nie byłyby świetami.. Juz sie nie moge ich wprost doczekac!! Mowi sie, ze wyjatkowy czas trzeba wyjatkowo spedzic. Dlatego klotnie powinny rowniez odbywac sie ceremonialniej przy blasku choinkowych lampek,heh

Owszem, glupia jest moja glupota, ale glupota tak ma, zwlaszcza ta podsycana.. Poza tym, mam dosc sluchania, ze bede w zyciu sama, ze tak jak ja ludzi traktuje, tak oni mnie beda traktowac.. A niech wszyscy sie ode mnie odjebia. Matka i babka nie powinny sie dziwic, ze mam negatywny stosunek do ludzi. To Wy zaszczepilyscie we mnie tę nieufnosc i wrogosc tez, bo niemowle jest bardzo ufne!

Pierdole.. Dobrze, ze juz jestem w miare spokojna.
Zajme sie tym, co trza.
I juz.
I tyle.
I chuj.

Kropka

A o świetach, nie wiem po co mowilam, jak jeszcze mam wakacje :]

sobota, 19 września 2009

Ewelina się przenosi.

Smutno mi. Dowiedzialam sie, ze moja, w sumie najlepsza, kolezanka ze studiow Ewelina (ochrzczona przeze mnie Diablicą), przenosi sie na SWPS.. Jeszcze jestem w szoku, nie moge w to uwierzyc!!!!! Mialam nadzieje, ze jej sie nie uda, ze bedzie tutaj dalej ze mna!!!! Zreszta w ogole nie bralam pod uwage takiej mozliwosci, ze ona na serio sie przeniesie. Bylam pewna, jakze zludnie, ze jej na bank nie przyjmią, bo ocen nie miala oszalamiajacych.. Jak to mozliwe? Chyba śnię!!

Z kim teraz bede mogla pokurwowac? Z kim bede mogla sie najebac? Albo obgadac tę pierdoloną kurwę, gdy nas rozwscieczy? Z kim bede zabijac nude? Z kim pojde na na fajke, wkurwiona, ze zlamalam postanowienie niepalenia? Na kogo bede mogla sie zloscic, ze mi psuje moje bulimiczne plany? Z kim bede ogladac film do rana u nieznajomego doktorka, albo w domu kogos innego jeszcze? Nigdy tego nie zapomne. Na takie szalenstwo, moglam sobie pozwolic tylko z nią, z Diablicą..

Obawiam sie, ze choc zostaly mi tylko 2 lata sudiow, to mogą byc najdluzsze dwa lata.. Boje sie tego. Bez niej bedzie inaczej.. Co z tego, ze mam inne osoby, skoro, albo sie z nimi nudze, albo mecze w inny sposob. Ewelina przynajmniej nie byla, jakas oszolamiająco piekna, ani wrazliwa, wiec odpowiadalo mi jej towarzystwo. Nie oniesmielała mnie, a zreszta, najwazniejsze bylo, ze mialysmy podobną sklonnosc do ryzyka. Z Magdą, z ktora tez jestem "dosyc blisko", jest juz inaczej. Ona jest lepsza w kazdym calu. Na dodatek, jest zbyt święta... Oczywiscie lubię ją, ale watpie, zebym mogla przezyc z nią tyle, co z Diablicą. Mam nadzieje, ze się mylę!! Teraz jestesmy troche skazane na siebie. Jak ja sie przed nią otworze? Boje sie, ze uzna mnie za zbyt nudną (choc jednoczesnie ja sie bede najbardziej nudzic), bo nie mam o czym opowiadac.. Z Ewelina nawet nie musialam szukac wspolnych tematow, one po prostu byly!

Nie mam sie z kim pogrążyć.
Wolę zostac w Zagnidowie!!!!!!!!!!!!!!

Jak zniose praktyki?
Jak zniose kurwe, gdy teraz bedzie sie mscic tylko na mnie?
Co zrobie?

Nie paliłam, ale chyba to zrobie. Znów samotnie.

A wczoraj wystawilam inna kolezanke, Edyte. Najpierw dostalam od niej 2 smsy, a potem kilkakrotnie dzwonila.. Nie rozmawialysmy ze soba, bo do telefonu nie podeszlam. To i tak niewazne. Moze bardziej przejmowalabym się tym, gdybym jej potrzebowala. Na razie wiecej czasu bede musiala spedzac poza domem, wiec strata Eweliny wydaje sie gorsza.. Zreszta ja nie potrzebuje przyjaciolki, tylko kogos przy kim moge narzekac, byc nieudolną taką, jak teraz.. Ona tego nie rozumiala w sumie, ale podzielala moj pesymizm, a to wiele zmienialo.

Kurwa, wszyscy mnie zostawiają.. Jedna Edyta (inna, niz ta, o ktorej mowilam poprzednio), wyrozumiala, dobra i empatyczna dziewczyna, rowniez sie przeniosla na inną uczelnię.. Kazdy rzyga tym Big City.. Ja tez nienawidze tego zadupia!! Czekam na dzien, gdy odbiore papier ukonczenia szkoly i splunę przed siebie. To bedzie piekny dzien. Jesli będzie..

piątek, 18 września 2009

52 post - i - trochę wspomnień!

Dzis w powodu braku laku i w ogole wyjatkowego braku konstruktywnych mysli, wysiliłam sie na wspanialy temat. Na wszystko sie wysilam. To powoli staje sie nudne. Mam wrazenie, ze nie tylko dla mnie. Poza tym doskwiera mi fakt, ze nawet tutaj przestaje (a czy zaczelam?) byc do konca szczera. Jakby boje sie czegos, albo kogos, a moze wszystkiego, co mogloby mnie ocenic, a potem skazac? Skazana i tak jestem, a moze nie? Moze, gdybym byla naprawde, latwiej moglabym zaczac "jebac wszystko". Gdy nie ma sie nic do stracenia, prościej włączyc ryzyko. Ono jest wowczas, jak taki jedyny sprawny przycisk, bo zycie w koncu to gra, nie? Tak mowią, ja nie wiem, co to jest..

Musze chyba naprawde byc bardziej szczera, bo jesli wroce po latach w to miejsce, co spotkam? Po raz kolejny zaklamanie? Znowu udawanie? Siebie nie oszukam.. Czasem moglam, ale gdy wychodzilam z tego cienia, uswiadamialam sobie, co zrobic chcialam i co nie wyszlo.. Bez sensu..

Wszystko jest takie niejasne.. Miewam rownie pojebane sny, jak "dni".. Nigdy nie przywiazywalam do nich wagi, bo po co? Najzabawniejsze, ze w ogole je pamietam. Zreszta to chyba dobrze, bo gdy sie ich nie ma (badz nie pamieta od DLUGIEGOEGOEGOEGO CZASU!), swiadczy to o tym, jak bardzo zubozalo nasze zycie, emocjonalne zycie.. Przynajmniej, niby, jakies mam, a raczej nie "niby", a "jednak", heh ;)

W radiu, wlasciwie na kompie, gra jakas durna piosenka. W dodatku polska. To Bajm "Plama na ścianie". Kiedys w Rozmowach w toku, jakas kobieta wypowiadala sie, ze chciala sie zabic, ale ta song ją powstrzymala.. Kurcze, Beata Kozidrak, ktora tam zaproszono, musiala sie poczuc naprawde "zajebiscie".. Jak ktos nie rozumie tego slowa, niech sobie wyobrazi to, co wyobrazic sie nie da, jak wyglada spelnienie.. Uratowac kogos, to wspaniale, a muzyka jest naprawde balsamem dla duszy. Zaluje, ze ja nigdy nie mialam talentu w tej dzialce, bo to najlepsze, co moze czlowieka spotkac.. Wiem za to, jak to jest poczuc dreszcz, gdy slyszysz czyjs niebianski glos. Wtedy masz wrazenie, ze Anioły naprawde maja głos! Masz mysl, ze pare drewnianych, czy drucianych pudeł zawiera w sobie magie, albo jest, jak różdźka zdolna tą magią Cie otoczyc.. Trudno o tym pisac, gdy tego sie nie czuje.. Aktualnie jestem za bardzo emocjonalnie "wylaczona", tak znowu, wiec muzyka raczej mnie nie wzrusza.. Bardziej musze sie wysilic i uzyc zawodnej pamieci, by przypomniec sobie, jak to jest.. Napisalam "zawodnej", bo jak widac, kiepsko mi to idzie..

Kurcze, tak pomyslalam, ze gdybym mogla miec taki zawod, ktory sprawialby mi przyjemnnosc i bylby dobrze platny, moglabym zapomniec o ed.. To znaczy, zapomniec pewnie nie zapomina sie, gdy sie zdrowieje naprawde. Uciekamy wtedy, gdy musimy, bo cos rosnie w sile, zamiast nas.. Mysle, ze moglabym po prostu przestac robic to, co robie.. Niestety, gdy "doroslam", zrozumialam, ze nic nie jest takie, jak powinno byc.. Niegdys tworzylam w glowie scenariusz swojego zycia, doroslego zycia, a wczesniej jeszcze bliskiej przyszlosci - czyli siebie, jako nastolatki, nic ciekawegooo ;]

Pewnie kazdy tak robil, marzyl.. Niektorym te marzenia sie spelniaja, ale dzis sklonna sadzic jestem, ze tylko nielicznym. Ci, ktorzy tych marzen nie realizuja, a nie choruja, moze godza sie z tym lepiej? Moze urzeczywistniaja to, co moga? Moze tych marzen nie traca, a to rowne jest zludzeniu, ze wciaz "wszystko sie moze zdarzyc"? Ja te zludzenia utracilam, znaczy sie marzenia.. Nie chce mi sie marzyc, bo po co? Cieszy mnie tylko to, co moge miec naprawde i to NATYCHMIAST. Nie moge czekac wiecej, bo juz tyle czekalam, ze zabito moja cierpliwosc..

Marzenia sa dla glupkow.. Szczesliwych glupkow..

Smutno mi sie zrobilo calkiem niedawno, gdy wlasnie bylam w Kraku u ciotki, z powodu stanu, w jakim ona jest.. Kobieta - siostra mojej babki, ma juz ponad 80 lat, wiec co sie dziwic? W tym wieku wszystkie organy nie dzialają tak, jak kiedys.. Ciesze sie, ze nie musze z tą ciotka przebywac wiecej, niz te godzinę, ktorą mam za sobą.. Przynajmniej tak, jak wspomnienie marzen, tak tez wspomnienie jej energicznej i zdrowej, łatwiej bedzie odtworzyc.. Bo mam, wciaz to wspomnienie! Gorzej by bylo, gdybym musiala z nia mieszkac. To by zabijalo we mnie wszystko, takze przeszlosc, tę dobra, ktorej nie mogę utracic, bo wtedy strace wszystko! Na milosc Boską, nie moge, musze cos miec.. Musze tego bronic, bo czas jest okrutny. On sie o mnie nie troszczy, jak o nikogo. On ma, gdzies, ze zmienia piekno w brzydote, ze jest okrutny, choc kiedys przyzwyczail ludzi do dawania radosci.. Trudno sie odzwyczaic od tego.. No mnie, moze jest łatwiej, bo przeciez od zawsze zyje w jakims takim poczuciu, ja wiem, straty? Tylko czego? Nie pytaj..

Gorzej mają inni.. Ta ciocia, gdy byla mlodsza, mowila, ze nigdy nie chce byc zalezna od swojej corki, a teraz? Ta corka mieszka razem z nia pod jednym dachem, bo ciocia sama nie da rady.. To smutne, bo ma nawet pieluche.. Moja babka podobno pojechala ją odwiedzic, by sie pocieszyc, gdyz ciotka, przeciwnie do niej, zawsze byla wielka optymistką! Tymczasem, babka wrocila bardzo zdolowana, wiem o tym, bo powiedziala mi o tym sasiadka Pani Hela.. Nie musiala tego mowic, bo ja poczulam chyba podobnie, jak moja babka, ze to juz czas.. Nie tylko czas, by sie pozegnac z dawną ciocią, ale takze z dawną sobą.. Ona umiera i ja tez.. Jej jest tak przykro, bo nie moze wychodzic z domu, a zawsze tak lubila "latać po domach" -to sa cioci slowa.. Ciociu, tak mi przykro. Ciesze sie, ze chociaz to, co przezylas, bylo piekne, ze bylas szczesliwa i ze nadal widzisz szczescie obok siebie.. Nie Ty jedna jestes przywiazana do lozka, bo i ja nigdzie z domu nie wychodze. Uzalam sie nad soba? Nie, spoko, to normalne juz.. Po prostu nie wiek decyduje o tym, co mozemy zrobic, ani jak wygladamy.. Ty jestes, wciaz piekna, smieja Ci sie oczy, gdy patrzysz na ludzi, na swojego wnuka.. Zazdroszcze Ci tego i chcialabym odejsc razem z Toba. Mnie jest coraz mniej, Ty MASZ sile, ktora sprawia, ze zawsze bedzie Ciebie tylko wiecej..

Dalas mi obraz kogos, z mojej rodziny, a to takie niespotykane, kogos kto potrafi sie cieszyc z zycia. Kogos, kto lubi odwiedzac znajomych. Kogos, kogo nie obchodzi,ze "wtryni sie" na obiad, jako "nieproszony" gosc. Kogos, kto potrafi zapomniec o przyziemnych problemach, cudzych wadach. Kogos, kto znosi lenistwo i niedoskonalosc obok siebie, a na pierwszy plan wysuwa to, co nie jest do konca zle.. Jak to sie stalo, ze tak bardzo roznilas sie od swojej siostry? Ciociu, ja wierze, ze to przez to, ze Wasze dziecinstwo bylo tak rozne. Ty zostalas wychowana w obcym domu, u jakiejs tam kobiety, jako jej pomoc. To byly trudne czasy, straszna bieda, okres wojny, gdy bez butow, wiecznie glodnym, chodzilo sie i paslo krowy.. Jesli sie te krowy mialo! Moja babcia zostala w domu rodzinnym, z macocha. Ta przeprosila ja za krzywdy wyrzadzone przez cale zycie, gdy umierala.. Moja babcia, chyba nie umie i nie umiala przyjac tych przeprosin, wybaczyc jej, bo twierdzi, ze nie ma czego. Moze trudno jej przyznac, ze to ją zawsze bolało i dlatego nie ma, czego wybaczyc?

Ja natomiast jestem sama z tymi wspomnieniami. Nikt nie wie, ile one dla mnie znacza, i ze czasem zatrzymuje sie, pochylam nad nimi, jak nad jedynymi śladami "ludzkosci"... TAK DOBRZE, takie cos miec!

środa, 16 września 2009

By spadły starocie.

Na samo dno. Nie skasuje ich calkowicie, bo o to chodzi, ze złe rzeczy, ktore sie przytrafily, sa i beda blisko mnie, chociaz teoretycznie mam je za sobą.. Mniej lub bardziej na pewno tak, ale w złych momentach, gdy jedna rzecz niedomaga, calosc nie moze byc sprawna. Wszystko wraca,jak bumerang. Niegdys pozostawione, zapomniane i niewazne, upomina sie o swoje miejsce i o tę pamięc oraz znaczenie.. A mnie sie dalej prosto, jak pierdoliło, tak pierdoli, ale tylko językowo, a reszta? Łatwo sie domyslic ;))

W ogole, to dzis bylam w Kraku.. Matka obudzila mnie wczesnie. Nie zloscilam się z tego powodu. Kiedys nie moglam sie wyspac do 10tej w weekend, bo twierdzila, ze "kazdy w domu pomaga" i "nikt nie spi tak dlugo w sobote, ani w niedziele". A to ciekawe, klocilabym sie, wtedy oczywiscie..

W zasadzie jest to czynnosc dokonana, bo.... klocilam sie z nią! Znaczy probowalam, ale nic to nie dalo. A dzis, zwyczajnie NIE CHCE mi sie! Zreszta, juz dawno nie czepia sie, gdy widzi, jak egzystuje. Rodziców chyba naprawde trzeba sobie wychowac! I kuźwa, chyba cos w tym jest, ze gdy matka, badz ojciec nie pozwala Ci na drobnostke, musisz zaskoczyc ją czymś wielkim. Ma Cie za zle dziecko, okropną corke, badz syna, bo chcesz wracac pozno do domu? Uzyj wyobrazni i zadzialaj, wracaj pozno i tak ZATRUJ sobie oraz innym zycie, ze beda marzyc o tym, by to byl jedyny problem.. Moja matka podejrzewam, ze tak ma. Pewnie chcialaby bardzo, zebym byla taka, jak kiedys, zebym sie "wluczyla cale dnie", zamiast gnicia w gnoju ed. Moim jedynym towarzyszem jestem ja sama dla siebie..

Czasem, gdy miala tego dosc, darla sie, zebym wyszla, gdzies z domu, spotkala sie z kims, a nie spedzala tak PODOBNO "najlepsze" lata. Smiac mi sie chcialo z tego i nadal chce.. Nigdy nie moglam jej dogodzic.. Jak wychodzilam do ludzi bylo źle, a jak przestalam tez jest źle. Mam dosc szukania tego pierdolonego "zlotego środka", bo nie umiem poprzestawac na malych ilosciach. Nie umiem byc nie zachlanna. Nie potrafie tez byc rozsadna i dzielic sobie czas tak, by go starczalo i na przyjemnosci i na obowiazki. Zawsze musi byc, albo JEDNO, albo DRUGIE!!

No wybaczcie wszyscy, nigdy tego nie umialam. Nie ma w tym niczyjej winy. Juz wiem, ze po prostu taka jestem. To sie nazywa ta cala sklonnosc do nalogow, tak sie ona przedstawia... Masz trudnosci w wyznaczaniu granic w drobnostkach, wiec na pewno pogubisz sie w wielkich rzeczach! Poczekaj tylko spokojnie na nie, trudnosci same sie pojawia, nieproszone, bo kto glupi prosilby sie o nie?

Wracajac do tego, co chcialam powiedziec, bo znow odbieglam ;), nie bylam zla na matke, ze obudzila mnie wczesnie. W zasadzie po otworzeniu oczu, juz nawet mialam wizje tego, czym moglabym sie zajac. Nie nudzilam sie, nie skomlałam, ze swieci slonce, co znaczy, ze zaczelo sie cos, nazywane przez ludzi "dniem". Nie mam deprechy. Mam za to pieprzone ed i nawet rano, baaa o kazdej porze dnia, ono przypomina mi o swojej obecnosci. Niby to tylko objawy problemu glebszego, ale kto by sie nad tym zastanawial, prawda? Zwlaszcza, ze jak ma sie ochote na napad, tylko ta ochota sie licza. Ona zreszta jest czyms wiecej, niz zwykla ochota.. Moze w mozgu sie cos przestawia pod wplywem tej choroby, tak jak narkomani maja, albo nawet palacze? Od palenia odstraszylo mnie kiedys to, jak mowili, bodaj w telewizji, ze palenie uruchamia osrodki przyjemnosci. Potem, Twoj mozg chce tego więcej i kojarzy palenie z przyjemnoscia, wiec tam jej szukasz. Dlatego tak trudno sie z tego rezygnuje, bo masz wrazenie, ze chcesz rzucic cos, co jest W ZASADZIE dla Ciebie DOBRE! A raczej dobre dla Twoich emocji, bo rozum ogarnia cala prawde znacznie szerzej.. To takie LOGICZNE (wiedzialam o tym wczesniej nawet), ale czasem uslyszenie czegos z ust INNYCH, niz wlasne, zaskakuje. Mozliwe, ze wlasnie z tego powodu nie chce slyszec, ze mam problem i nie znosze ludzi, ktorzy mnie w tym utwierdzaja..

A dzis bylam w Kraku, czyli zamiast porannego napadu, zebralam sie, ogarnelam i pojechalam z matką, babką (jakas nowosc,hehe), z bratem, a takze z wujkiem, wlasnie tam, jego autem. Dosyc szybko zajechalismy. Jednak nie ma to, jak szybki samochod, a nie gnicie, jak dobite sledzie w jakims busie, albo autobusie, choc do tego akurat przywyklam. Moje cialo i ja nauczylismy sie znosic niewygody, ale gdy mam do wyboru komfort, nigdy nim nie pogardze.. Wlasnie dlatego tak sie staram, nie chce by niczego mi brakowalo w przyszlosci, ani mojej rodzinie. Niby teraz nie brakuje, z kasa nie jest tragicznie, ale w innych sprawach jestesmy biedni... Na szczescie, pewnie nie wiem, jak to jest byc bogatym wlasnie w nich, wiec ta bieda nie moze mnie bolec.. Tak, jak zeby tesknic za czyms, trzeba wpierw to poznac, bo inaczej nie ma powodu do tesknoty.. Proste ;)

A po co bylam w Kraku z nimi wszystkimi? Babka pojechala odwiedzic swoja siostre, moj wujek mial, jakies zalatwienia, matka chciala pokazac bratu ten osrodek, w ktorym ma sie leczyc, a ja? Ja bylam towarzyszem. Kazdy takiego chcialby miec, hahaha.... No, wiec musialam jechac ;) Nie no, oprocz "przejechania się", chcialam jeszcze wpasc do Empiku, ale nikomu sie nie kwapilo, by spelnic tę moją zachciankę, wiec skapitulowalam. Znaczy sie: zrezygnowalam bez tupania nózką, jak na grzeczną dziewczynkę przystalo.. Nic sie nie stalo, tamto akurat nie bolalo mnie i nie boli :] Zreszta we wtorek, ten przyszly, moj brat ma znowu tam jechac, ale tym razem nie po to, by sobie popatrzec, ale zaczac terapie. Po powrocie do domu, znowu marudzil.. Matka strasznie sie wkurwila.. Darla na nas ryja.. A przy doktorku byla taka mila!! Wkurwiajace to jest, bo po co odgrywac przed kimkolwiek taką sztuke? Wiadomo, ze nie mamy ze soba dobrego kontaktu, skoro w rodzinie jest, az dwoch psychicznych. Niepotrzebne bylo tez, to darcie pozniejsze, bo z chorymi tak to, juz jest.. A jak? No na pewno nie lekko, ale ja jestem tez walnieta, wiec akurat lepiej to ogarniam, niz my mummy kochana.. Poza tym, ona jako matka ma prawo sie wsciekac.. I mnie to tez drazni, taka olewka, bo wiele jestem w stanie pojac, ale cierpliwoscią nie grzesze.. Bede przekonywac mojego brata, jak moge, ale zobaczymy, czy to cos da..

Troche mi glupio z tego powodu, ze bylam moze, jakas niemila dla doktorka, ale w sumie watpie, zeby to spostrzegl. Kazdy, a juz zwlaszcza psychiatra, ma mase pacjentow i to przypadkow tak ciezkich, ze jest sie kim przejmowac, a nie pierdolami.. Humorki trzeba w tym zawodzie umiec znosic, a od tego by sobie z nimi nie radzic sa, juz pacjenci.. Zatem nie wiklam sie w tamto, co bylo.. Nastepnym razem sprobuje byc milsza, ale nie moja wina, ze nienawidze od jakiegos czasu wszystkich psychiatrow.. Nienawidze zwlaszcza tych, ktorzy probuja mnie zmieniac, choc rozumiem, ze taka jaka teraz jestem, jestem nie do wytrzymania!!

Nevermind..

Nie wiem, co bede zaraz robic.. W glowie przewija sie ta sama mysl, ktora zaswitala w niej rano, wiec dlatego szybko koncze.. Jednak naprawde nie wiem, czy pojde jesc, a jesli tak, to co i ile bede jesc.. Nie wiem.. Wiem natomiast, ze powaznie zastanawiam sie nad tym, czy nie sprobowac jeden dzien byc optymistka.. Podobno "optymizmu mozna sie nauczyc"! Ciekawe, jak bardzo musi to byc trudne.. Łatwo sprawdzic. Wszyscy pesymisci na pewno moga ;) Zwlaszcza oni, choć realistom tez nikt drogi nie zamyka.. ;)

P.S Owe "starocie" są po prostu starymi wpisami, zamieszczonymi na tym blogu. Nie chce ich wspominac, tak jak tych dni, ktore w nich zamknelam.

wtorek, 15 września 2009

Wkurwiona!!

Nie powinnam byc, ale jestem.. Z tego jebanego kursu mam jebane 2,5. Kurwa mac!! Jeszcze nie mialam takiej zlej oceny.. No ja pierdole!!! Zapaliłam, jebłam tussi, ale i tak jest chujowo. Mialam takie dobre oceny 5 i 6, a tu takie gówno wszystko zepsuło. Wiadomo klamałam siebie i wszystkich, gdy mowilam, ze chce to tylko zdac.. Owszem chcialam, ale nie na taką ocene.. Jak to teraz wyglada? Okropnie.. Nienawidze trójcyn marnych, a co dopiero dopów.. A wszystko przez te jebane obecnosci, za ktore nie mialam punktow. Moja wina, ze chorowalam? Przeciez dalam babce usprawiedliwienie, wiec mogla łaskawie wziąźć je pod uwage! Ale, gdziezby. Dla mnie nie mozna byc za dobrą, jasneeeeee.. Trudno, w nowym semestrze postaram sie miec znowu same najlepsze oceny, juz bez takich wpadek.. Mimo wszystko chce mi sie ryczec, choc chyba nawet nie jestem w stanie z tej wscieklosci.. Wiem, wiem... Beznadziejnie sie zachowuje, ale zalezalo mi na tym. Nic nie mam w zyciu, dlaczego nie moge miec chociaz tego? Przeciez mnie zalezy bardziej, niz innym i wiem, ze bardziej sie staram!! Oni chleją, a ja jestem abstynentka w ciagu roku.. Na chuj to wszystko. Niby oceny szczescia nie dadza, skoro mi ze sobą nie jest dobrze. Nie raz czulam sie jeszcze gorzej, gdy na koniec dostalam szóstke. Mialam, jakby takie przekonanie, ze to wszystko i tak idzie na nic, bo jestem przegrana.. Tylko CO Z TEGO?? Nie chce takich ocen, wtedy CZUJE SIE JESZCZE GOOOOOORZEJ.. Powtarzam sie, kurwa, ale naprawde jestem wsciekla.. Dziekuje kurwa za wszystko, sobie i wszystkim.. Mam tego dosyc. Ja sie nerwowo wykoncze. Nawet nie chce mi sie tego dnia opisywac, bo o czym tu pisac? Dalej wegetuje.. Magda, moja kolezanka ze studiow, odpisala na mojego maila.. Obiecywalam jej, ze bede pisac czesciej, ale to wielki wysilek odgrywac przed nią szczesliwa. Przy niej czuje sie jeszcze gorsza, choc teraz w zasadzie chyba przy kazdym tak sie czuje.. Dzis, jak szlam do rynku po masc na te moje strupy i przy okazji Tussi (przeciez nie codzien bywam w aptece, trzeba bylo skorzystac), mialam ochote zapasc sie pod Ziemie. Jedyne, co mnie tu trzyma, to grawitacja.. Boje sie tego wszystkiego, co przyniesie nowy dzien. Tak cholernie sie boje, ale nikt tego nie rozumie. Nie mam z kim o tym pogadac. Zdrowi ludzie maja tego dosyc.. Tak powiedziala Ewelina, inna moja kolezanka, tez ze studiow. Troche jej nie wierze, bo wiem, ze potrafi byc bardzo chamska, gdy jest zla. Niby ją lubie, ale wrazliwoscią to ona nie grzeszy. Gdy jej powiedzialam, ze zastanowilaby sie, co do ludzi gada, bo sa wrazliwsi od niej, obrazila sie.. Myslalam, ze juz nigdy sie do mnie nie odezwie. Bylam wsciekla i cholernie dumna, ale niedlugo.. Potem sie ponizylam i zadzwonilam do niej pierwsza, choc chwile wczesniej zaklinalam sie na Niebo, ze nigdy tego nie uczynie.. Zachowuje sie, jak nieporadne dziecko, wole mowic ciele, ktore musi miec kogos kolo siebie, kto go poprowadzi. Gdy takiej osoby nie ma, zaraz panikuje. Naprawde jestem cholernie bezradna.. Nie umiem podejmowac decyzji, jesli ktos mi nie doradzi, nie powie, czy robie dobrze, czy zle.. Niestety nikt nie chce mi doradzac, sama popelniam swoje bledy i nie mam na kogo zwalic, gdy cos mi nie wyjdzie.. Ilez mozna obwiniac niewinna matke? Nie chcialam jej zawiesc, nie chcialam nikogo zawiesc, a tym bardziej siebie. Przepraszam. Staralam sie. Nie umialam byc taka, jak chcialam, a tak niewiele chcialam. Wszystko mnie przerasta. Boje sie mijac ludzi. MAM WRAZENIE, ZE WSZYSCY SIE ZE MNIE ŚMIEJĄ, ze szydzą, bo jestem tak paskudna..

Czasem, gdy mijam ładne dziewczyny chce mi sie ryczec, bo ja tkwie w tym cielsku, jak w wiezieniu. Nie chodzi tu o wage, ale o wszystko. Naprawde o wszystko. Gdybym mogla zrobic sobie operacje plastyczna, mialabym co zmienic, ale o tym moge pomarzyc.. Niby kazdy sie zestarzeje, niby wyglad to zawsze drugorzedna sprawa, ale ludzie tylko na to patrza. To nie moja projekcja. Ja zawsze poswiecalam tyle samo uwagi chudym i pieknym, jak i grubym i brzydkim. Siegalam ponadto, co na powierzchni, jesli tylko wyczuwalam, ze ktos tam gleboko skrywa najwieksze piekno.. Co z tego, jesli i ja takowe mam.. Mozliwe, ze mam, ale nikt tego nie dostrzeze. Zawsze musze sie starac, by jakos wygladac, jak ten czlowiek, nim pokaze sie publicznie.. Trzeba sie uczesac przed wyjsciem z domu, posmarowac gebe kremem i zakryc fluidem szarosc, ktora dopadla nawet moja skóre.. Przebija sie przez nią kazda zyla i wszystko, co mnie spotyka. Jestem taka bezbarwna, jak ta moja skora.. Jezuuuu!! A wszystko dzis naprawde przez te jebana ocene. Musze o tym zapomniec, nie ma, co ruminowac, bo chuja to da.. Dlaczego musze taka byc? Dlaczego wlasnie ja przyszlam taka na ten swiat?? Czemu nie INNA? Niewazne, jak bardzo INNA, bo kazda innosc bylaby lepsza!! Wokol nie brakuje dziewczyn tak brzydkich, jak ja, ale zadowolonych z siebie. Ja tak nie umiem i nie chce nawet, NIE CHCE!!! Nie chce sie oszukiwac, wkladac w swoja glowe zludzenie piekna, ktorego nigdy nie mialam.. Jeszcze, jako dziecko bylo niezle.. Jak moglam tak cholernie zbrzydnac? Jak moglam stac sie tym, kim wlasnie jestem?? Rzekomo, juz w dziecinstwie mialam predyspozycje do zalaman.. No tak, wcale mnie to nie dziwi. Zawsze bylam nadwrazliwa. Zawsze.. Tyle, ze wczesniej jeszcze posiadalam dobry stosunek do ludzi, znaczy sie zyczliwy. Jednak wszyscy mnie zawiedli. W podstawowce tez nie bylo super. Moze teraz patrze na przeszlosc przez pryzmat tego, jak czuje sie teraz. Mozliwe, bo wtedy bylam szczesliwa. Albo bywalam, ale to nie jest bez znaczenia... Teraz nie bywam, a moze nie potrafie sie cieszyc, choc szczescie jest tak blisko? To rzecz subiektywna, tak bardzo.. Gdy zapomnialam o sobie chcialam, chociaz zrobic cos dobrego dla innych, by po sobie pozostawic cos.. Nie dla wszystkich, nie dla zlych, ktorzy na to nie zasluguja. Oni i tak radza sobie beze mnie dostatecznie dobrze. Oni mnie nie potrzebuja, bo sa silniejsi, niz ja. Widac ja ich potrzebuje, choc tego nie czuje. Moze nie chce sie do tego przyznac, nie wiem.. Wiem tylko, ze potrzebuje troche wiecej slonca, wiecej pozytywow, ktore moglabym poczuc! Tak trudno o to.. Ciagle mowie TRUDNO, pamietajac, ze przegrywa ten, kto pozwoli sobie na bezsilnosc.. Nie moge sobie na nia pozwalac, ale pozwalam.. Tu w domu, w Zagnidowie, jest tak chujowo.. Matka ma do mnie pretensje, do ktorych na dodatek ma pelne prawo. Lepiej bylo, gdy jako dziecko, wyrzywala sie na mnie bezzasadnie.. Kiedys wyrzucila mnie z domu, bo zgubilam kurtke. Bylam wtedy u kolezanki kolo blokow na lawce. Pamietam ten czas, choc tamto zdarzenie mialo miejsce dawno dawno temu, bo w podstawowce. Sa jednak historie, ktorych sie nie zapomina, zwlaszcza, gdy my jestesmy ich glownymi bohaterami.. Te kurtke mozliwe, ze zgubilam na lawce, a potem ktos ją znalazl i wzial sobie, bo byla ładna i nowa.. Nie zrobilam tego specjalnie, wiadomo. Matka, gdy sie dowiedziala, ze wrocilam bez kurtkli, wpadla w szal.. Powiedziala, ze mam wypierdalac z domu.. Moze nie klela, ale to nie istotne, sam fakt, ze nie chciala mnie wiecej widziec byl NAJBARDZIEJ wymowny. Byloby jej bardzo przykro, gdyby to teraz przeczytala.. Od tamtego momentu tak strasznie sie zmienila. Przeszla przeobrazenie.. Zreszta wczesniej tez nie byla zla matka, choc wtedy postapila bardzo zle. Mysle, ze kazdy rodzic popelnia bledy, bo w te role bledy sa niejako wpisane.. Sama nie bylabym lepsza matka. Zreszta tego nigdy nie sprawdze, jaka bym byla, bo nie chce miec dzieci. Wcale ich nie lubie. Denerwuja mnie. No chyba, ze jakiegos bachora poznam indywidualnie, wtedy moge go nawet polubic, ale to INDYWIDUALNA sprawa.. Dzieci, jako populacje, po prostu nie trawie.. Natomiast ogolnie ludzi, jako ludzi, juz nie.. Wiele osob z ed tak ma, wiec powinno mnie zrozumiec, choc to nie jest zwiazane z ta choroba, chyba. Sama jestem dzieckiem, wiec zazdroszcze tym zasranym gowniarzom, bo ja jestem doroslą niedoroslą..

Ale o tej niedoroslej dowiaduja sie nieliczni, gdy licza na mnie, a ja ich zawodze.. Nie moge sie odnaleźć nigdzie. Nie mam sily, zeby isc do pracy.. Wiem, ze bede tam myslec tylko o zarciu i marzyc o tej chwili, gdy wroce do domu. Chyba tak bedzie wygladac moja przyszlosc. To okropne. Wlasnie dlatego zrezygnowalam ze specjalizacji klinicznej. Daisy ma racje, bylabym bardzo nieautentyczna. Zreszta powod tego nie łaczy sie z tą autentycznoscią. Mnie, juz jebie prawda i klamstwo, bo oba sa cholernie relatywne.. Niemal kady nosi w sobie klamstwo i nie ma ludzi bez winy!! Powod tego jest bardziej egoistyczny!! Za baaaaardzo zal mi ludzi chorych!! Chorych psychicznie, ktorzy cierpią, a ja nie moge zrobic nic, aby im pomoc.. Czy to wynika z tego, ze widze w nich siebie? Nie wiem na ile tak, a na ile nie, ale po prostu mam dosc cudzego i wlasnego cierpienia.. Potrzebuje jednak kontaktu ze swiatem zdrowym, z normalnymi osobami, ktore kochaja sie smiac z glupot.. Lepsza bedzie zatem ta specjalizacji w zarzadzaniu, chociaz cholernie nudna. Przynajmniej sto razy lepiej platna, a na kase w dzisiejszych czasach tez trzeba liczyc.. Szkoda kurwa, zawsze musze rezygnowac z tego, co mnie bardziej interesuje.. Szkoda, ale bez szkod nigdy nie da sie obejsc. To, juz prawidlowosc, ale tym razem nie bede zalowala.. Przynajmniej, jak dobrze pojdzie, nie bede klepac biedy. Bede miec kase na wszystko i moze za wlasna forse zrobie sobie w przyszlosci, jakas plastic hirurgię,heh... Kto wie, kto wie!! Najgorsze, ze tak, czy siak te praktyke w zarzadzaniu bede miec za darmo, jako druga specjalizacje za dobra srednia.. A moze najlepsze?? Ta kurwa, zajebista z ta ostatnia ocena, z pewnoscią!!! Sęk w tym, ze druga specjalizacje musze wybrac obowiazkowo, a u mnie nie ma zbyt wielkiego wyboru. Dzieci nie znosze, wiec wychowawcza od poczatku odpada. Dla mnie to zadna specjalizacja. Zamiast ja robic, juz lepiej chyba isc na pedagogike. Trzeba byc frajerem, zeby takie cos wybrac.. Pozostaje wlasciwie wylacznie ta kliniczna.. Dobrze, ze po niej mozna pracowac wszedzie, choc i tak postawilam OSTATECZNIE na te w zarzadzaniu.. Tę drugą traktuje, jakby jej nie bylo, bo jej wybor to nie wybór, robie to z przymusu..

Moze znajde, jakas robote w firmie, bo tam podobno potrzebuja psychologow, czyli z dala od psychicznych.. Chuj wie, jak to bedzie wygladac. Wazne, ze teraz wiem, ze skoro tak to sobie wyobrazam, moge dalej chorowac. Moge byc pierdolnieta, bo nie mam ambicji, by leczyc chorych, bedac bardziej chora.. Tak, teraz moge byc jebnieta.. Jak dobrze, kamien z serca. Moge reszte zycia przezygac,heheheh.. A sprawdzac testy i liczyc wyniki kazdy głąb potrafi, wiec i ja musze dac sobie rade. Psychologiem nie bede sie nazywac, tak jak czesto nie mam czelnosci, by nazywac siebie czlowiekiem.. Wlasnie w tej chwili nie mam! Ogolnie, nie powiem, ze czuje sie gorsza od tych pseudo profesorkow-terapeutow, bo nie tytul, nie dyplom i nie zadne pismo ma znaczenie.. Psychologiem jest kazdy, kto umie zrozumiec, kto chce wysluchac. Prywatnie, tak jak i Wy, moge nim byc, gdy tylko znajde troche sily, by dojrzec dalsza perspektywe. Sily, by wyjsc ponad to, czym jestem, albo nie jestem, by wyjsc PONAD SIEBIE. To jest konieczne, aby sie szczerze na kogos otworzyc, wiadomo.. Nie powinnam o tym wszystkim zbyt duzo teraz myslec, bo to pobudza moje glodne mysli. Z nimi nie mam szans, one mnie wchloną, pożra i nie strawią. Dalej bede gnic w Zagnidowie i dalej bede wkurwiona.. Co sie stalo, ze w ogole mialam czelnosc myslec o przyszlosci? To przez ten lek.. Glupia idiotko, tak z nim nie wygrasz! Tak bardzo chcialas sie z nim spotkac? W tym spotkaniu, tylko Ty i on, nie masz szans. Nie masz sie, gdzie ukryc, a gdzies powinnas. Zaraz poczujesz, to mocniej, zaraz bedziesz targac wlosy z glowy. I nikt Ci nie pomoze, bo dzis znowu jestes sama.. Matka w pracy. Bogdan wedruje ze swoimi urojeniami po ulicach, spotykajac wymarzone "szklane domy". Natomiast babka, jak to babka, oglada telewizor, albo i sciany, bo i to i tamto jest tak samo pasjonujące...

Ty ogladasz lęk.. Wycofaj sie szybko!!

Taką, jaka pozwalam pokazac sie tutaj, taką, jak czuje, znaja mnie nieliczni.. Czytasz tego posta i wiedz, wiesz o mnie wiecej, niz rodzona matka.. A nawet, jesli tymi slowami obrazam ją, te slowa i tak trafia w proznie.. W próżnie, i nigdzie indziej. Do niej na pewno nie dotra. Jednak tego nie chce.. Cierpialabym za nią. Mozliwe, ze ją nie doceniam. Mozliwe, ze siebie przeceniam. Mozliwe, ze mysle, ze mam wieksze zdolnosci aktorskie, niz mam naprawde. Z drugiej strony ona nigdy nie dala mi odczuc, ze zna mnie lepiej, niz jedynie spostrzega.. Przykro troche, ale nie bardzo. Bardziej przykra jest ta przyziemna ocena. Ocena, ktora bedzie miec najmniejsze znaczenie, gdy mnie, juz nie bedzie.. Czasem, jak trafialam w telewizji na zyciorys Marlin Monroe, albo Ksieznej Diany, pocieszalam sie, ze mialam podobne zycie do nich.. Takie wyjatkowe osoby, a tez psychicznie niedostosowane.

Tyle, ze o nich slyszal kazdy, a o mnie nikt..
Zabawne, pewnie to je jeszcze bardziej dobijało. Pewnie bylo tym, co najbardziej krzywdzilo. Tak zwana samotnosc w tlumie, ktorą ja widze inaczej.. Chyba tak, juz jest.

Czy tutaj, czy nie tutaj, z wianuszkiem fanów, czy na wianuszkach, ale krakowskich i samotnie, nieszczescie dalej to samo!

poniedziałek, 14 września 2009

Gnicie w Zagnidowie..

Bo w Zagnidowie tylko gnić można. Tak, wiec nie odbiegam tak bardzo od innych, przynajmniej w tym,heheheheh

Ciekawe, czy bede mogla spokojnie tego posta napisac. Zaraz moja matka przyjdzie do tego pokoju. Nie cierpie robic cos, gdy ktos kreci się obok mnie.. To mnie strasznie rozprasza i wkurwia. Teraz akurat wkurwiac sie nie musze, bo panowac nad soba tez, juz nie musze. Bardziej zjebac tego dnia chyba sie nie da. Na cale szczescie niedlugo zacznie sie nowy. Naiwnie jest czekac na jutro ciagle od 10 lat, gdy ono nie nadchodzi. A ja, wciaz czekam i wciaz sie łudzę. Wiem, ze JUTRO dam z siebie wiecej, niz dzis. Dzis nie dalam nic, zupelnie nic. Zreszta od dawna nie staram sie nawet panowac nad tymi napadami, nie mówiąc o całej reszcie. A wystarczy tak niewiele, szkoda, ze dla mnie to i tak zbyt wiele.. Nawet na to mnie kurwa nie stac..

Matka drze sie na mnie, ze daje mojemu bratu zly przyklad.. Wiem, powinnam byc dla niego wzorem, lepszym niz jestem.. On wiele moich glupich przyzwyczajen, juz przejal. Tak, np. czasem kladzie sie spac w dzien. Nic nie robi.. Od kogo to wszystko sie zaczelo? Ode mnie, ale ja sobie tej choroby nie wybralam.. Nie wiem, kiedy to sie stalo, ze tak zupelnie przestalo mi zalezec na wszystkim.. Nawet ludzie z bulimia czasem staraja sie zrobic, co moga, by uniknac pewnych uczuc. A jesli nie uczuc, jak poczucie winy, chociazby przytycia.. A ja? Rzygam, zre te paskudne slodkie rzeczy, ktore trawia sie w jamie ustnej.. Dzisiejsza gorzka czekolada babki byla tak ohydna, ze nawet mnie, rasowej bulimiczce, ona nie smakowala.. Ale niewazne, czy zarcie ma smak. Sęk w tym, by sie nażrec byle czym i móc wyrzygac..

Ktos sie moze dziwic, ze nie zastanawiam sie nad tym, co robie.. Pytam, kiedy?? Normalnie robie wszystko, by nie myslec, a walka z myslami nie jest prosta.. Gdy dam za wygrana, wedruje zamiast po swiecie, to od kuchni do kibla.. Tak to sie przedstawia.. Boje sie, ze nie bede umiala zyc bez tak czestych napadow, uczyc sie na egzaminy, jesli odstawie tussi. Teraz tez to palenie mnie dobija, bo odkad wrocilam do domu truje sie szajsem mojego brata. To jest, jakis swinski kupny tyton. Po jego zapaleniu napad mam murowany, bo czuje ten dym nie tylko w plucach, ale rowniez w zolądku.. A moj żolądek nie moze nic czuc.. Tutaj w domu, w Zagnidowie, tak niewiele trzeba, by sie zlamac.. Zreszta, jak zlamać złamaną osobe? Mozna ją chyba tylko dobic.. Czyzbym miala nowa pasje? Nie to prostu moje wakacje, dlatego wolalam, juz ten jebany kurs. Stresowalam sie, ale warto bylo. Mam go za soba.. A tak, spedzilabym te 3 tygodnie w domu i dalej pisala o niczym. Bo gdy sie nie ma nic, tylko tym mozna sie pochwalic.. Super, prawda??

Matka chciala mnie dzis zabrac do Kosciola, bo rzekomo, jakies święto mamy.. Hahah, ja mam święta codziennie!! Sasiadka, taka Pani Hela, bardzo mila osoba, rowniez probowala mnie wyciagnac. Wykrecilam sie tlustymi wlosami, ktore akurat i tak sa tluste. Na gebie mam pelno strupow, to slady po moim masochizmie.. Nie moglam sie powstrzymac.. Czasem przed rzygnieciem, patrze w lustro, robie jakby wszystko, by odciagnac te niemila chwile na potem.. Pamietajac oczywiscie, ze kiedys i tak to nastapi, jak zasluzona kara.. Nie na Ziemi, nie za życia, to po śmierci..

Jak, juz pisalam, zamiast zwiedzac swiat, zwiedzam lodówe, ktora powoli wraz z moim przyjazdem coraz bardziej pustoszeje i pustoszeje!!! Niedlugo matka zacznie sie naprawde wkurwiac, bo jeszcze niedawno miala ochote na troche sera zoltego. Zeby go sprobowac, musialaby chyba zrobic to jeszcze w sklepie. Niestety w tych zawodach, zawsze JA jestem zwyciezca.. Nie dodajac, ze ser oczywiscie wpierdolilam.. A moglam troche go zostawic dla innych, ale moja bulimia nie pomyslala.. Ona nie jest taka dobra, zeby sie innymi przejmowac. Ją to po prostu jebie, bo musi nakarmic swoj glod nienasycony.. Moje zjebane cialo, to jej pojebane narzedzie.. Spokojnie, ono i cala reszta tez jest zla, wiec nie zrzucam winy na ed!! Nie, kurwa!!

Gdyby ktos tak zamknal mnie przez pomylke na kilka dni w Biedronie, nie chodzilabym pewnie spac.. Tylko zarlabym i zarla.. I nic nie mogloby mi smakowac!! Mam tak czasem, gdy za duzo rzeczy dobrych jest w domu, ze nie moge sie zdecydowac na, co na serio mam ochote.. Gdy jem jablko, mysle o tej kanapce, ktora jest pozniejsza w kolejnosci.. A, gdy jem kanapke, nagle mnie suszy i chcialabym spowrotem tamto jablko. Niestety, jego juz nie ma.. Albo cos innego jeszcze, na co musze poczekac.. Chyba cos w tym jest, ze najlepiej "smakuje" to, czego nie mozna miec - ja tak cale zycie mam, wiec wybieram byle co :]

Brat mi przeszkodzil, bo byl tu w pokoju. Chcial sprawdzic gg.. Wydarlam sie na niego, ze omal szyby nie poszły.. I po co ja to robie? Ciezko ludziom ze mna zyc! Ale oni nie wiedza, jak mnie jest ze soba ciezko..

Coz, ide zajarac.. Dam mu tego kompa mimo, ze calusi Boży dzien siedzi na nim i slucha, jakiejs durnej nazistowskiej muzyki.. Na szczescie w srode ma jechac zobaczyc nowe miejsce, gdzie moze odbedzie te pierdolona terapie.. Juz to widze!! Nie moja wina, ze mam taka wiare.. W ciemnosciach trudno cos dostrzec, a zwlaszcza nadzieje..

Mimo wszystko czekam na JUTRO, jak juz mowilam, bo tyle mi pozostalo.. Tak sie ciesze, ze mam to OSTATNIE zludzenie, na ktore zawsze moge czekac..No dobra, moze nie zawsze, bo czasem nie mam sily sie łudzic, ale.... Aktualnie NIC LEPSZEGO mi nie pozostalo. Nie powiem: łudzić się nie mam sił, choc jesli ten stan duzej potrwa, bedzie i tak.. Z pewnoscia!

Stawiam na te ostatnia deske ratunkową, co z tego, że dziurawą? Moze sie nie utopie? Powietrze, ktorym oddycham dawno jest zatrute. Czyli bez roznicy, jak to dalej bedzie wygladac..... Ale sprobuje!! Sprobuje traktowac siebie i innych troche lepiej..

Naprawde! Postaram sie, nie pisemnie, ale czynnie..

niedziela, 13 września 2009

Spowrotem w Zagnidowie.

Taka nazwe, jak w tytule, nadalam miescinie, z ktorej pochodze ;)
Juz do niej wrocilam. Jestem po egzamach, wszystkich czesciach!!!!! Znam tez wyniki, choc ocen koncowych na razie nam nie podano. Jestem w szoku! To naprawde, jakas prawidlowosc w moim zyciu. GDY sie łudzę, ta nadzieja zawsze jest złudna!! I wystarczy chociazby jej cień, a za kare za tę swoją zachłannosc, musze sie rozczarowac.

Jednak, gdy nie licze na nic, zyje w przekonaniu, ze to, czy tamto, juz dawno jest przegraną sprawą, spotykaja mnie niespodzianki.. Teraz autentycznie boje sie nadziei!! Boje sie ja miec, bo wiem, co ona znaczy. To zla wrozba, ktora sprawi, ze wszystko obroci sie przeciwko mnie.. Zalamanie i przekonanie o tym, ze nie wyszlo, rowniez nie jest miłe! Zwlaszcza, ze to jest takie najnajnajnajprawdziwsze zalamanie, Bóg sam jeden wie, jakie, bo Jego serca nie oszukasz!

Swojego tez nie, choc mysle, ze to predzej da sie osiagnac.. Wystarczy troszke sie postarac ;) W kazdym razie, po napisaniu tamtego eseju, bylam zalamana. Wlasnie on byl powodem tego, ze nie mialam ochoty myslec, o trudnej wowczas, terazniejszosci. Mialam ochote ryczec, tylko ryczec i nic wiecej!!! Nie pamietam, czy ryczalam. Pewnie tak, bo ostatnio czesto prowokuje swoj ryk, zupelnie swiadomie.. ;)

Pamietam, ze gdy przyszlam na ostatnia ustna częsc, nawet nie mialam sily, zeby sie starac. Nie chcialo mi sie myslec, udawac, wysilac, otwierac geby, ani nawet oddychac. Mialam ochote wrocic, jak najszybciej tam skad przyszlam, by dluzej tej farsy nie musiec ciagnac. Na dodatek pol godziny przed ustnym egzamem, mielismy jeszcze w planie, jakies cwiczenia.. A te musialy sie odbyc, bo gdziezby nie, choc dzien po nocy tez musi byc, a jakos go nie bylo! Babka kazdemu z nas zadawala pytania, a gdy przyszla mojej kolej, zrobilam z siebie niekumatą kretynke. Jak zwykle, heh ;>

Na rzeczy, ktore znalam odpowiedz, udzielalam ciagle zlej. Ciagle jednej i tej samej, mimo, ze ona (nauczycielka) poprawiala mnie i kazala uwazac na przeszle czasy. Pewnie wiedziala, ze umiem to najlepiej z grupy po wczesniejszych testach, ale coz z tego? Inni tego nie wiedzieli, a to tez mialo dla mnie, jakies znaczenie..

Cale moje zachowanie, ta postawa, jaką ją okreslic?
To chyba przyklad tego, jak bardzo wszystko staje mi sie obojetne, gdy jedna rzecz nawali. Wtedy, juz nie ma znaczenia, co jest tą jedna rzecza, wazne, ze moje plany zostaly druzgocąco pokrzyzowane i juz nic tego nie zmieni!! Gdy wreszcie przeszedl czas, aby sprobowac swoich sil na ustniaku, nawet specjalnie sie nie denerwowalam - procz tego o czym marzylam wczesniej, zajeta bylam wlasnym zmeczeniem... To znaczy denerwowalam sie, ale tak inaczej. Chcialam zrobic cos, by wszyscy znikli, albo bym ja mogla zniknac i byc sama. Powtarzam sie, eh, pisalam, juz o tym! Do Diabla!! Po prostu wiedzialam doskonale, jaka wizje szykuje mi dzisiejszy dzien. Juz wyobrazalam sobie swoj powrot na kwaterke, zlosc, ryk i nie wiadomo, co jednoczesnie.. Pewnie sprzatanie pokoju, bo w koncu ten lekki, jak na mnie syf, trzeba by w koncu ogarnac,heh.

Wiem, ze jak odpowiadalam, nawet nie robilam tego z przemysleniem, a powinnam. Tylko ktos, kto włada angolem perfekt, moze sobie pozwolic na swobodny potok slow.. Czyzby bylam, az tak pewna siebie? Hahaha! Niewazne! Wazne, ze sie udalo.. :DDD Jupi!! Słabo sie ciesze? No ludzie! To bylo ze dwa dni temu!! Gdybym moja radosc opisala zaraz po, pewnie stalaby sie bardziej widoczna. Na pewno. Jednak za duzo slodyczy na raz, nie zdrowo, nawet dla patrzacych, podobnie jest z biernym paleniem! ;>>

Moze zadzialala moja stategia zrobienia z siebie biednej dziewczynki, ktorej wszyscy zaluja??? Pierwsze pytanie, wlasciwie nie pytanie (to tak w ramach formalnosci ;)), ktore dostalam, ale wstepik dotyczyl tego, abym opowiedziala cos o sobie.. Nie za bardzo mi sie chcialo.. Wkurwilam sie zatem, gdy uslyszalam o co mnie prosza, choc kazdy inny cieszylby sie na moim miejscu. W koncu mialby swietna okazje do walenia zajebistej sciemy - co w konsekwencji raczej zawsze wychodzi na korzysc :] No, ale co ja mialam wtedy, w tamtym zajebiscie pokurwionym momencie powiedziec? Ze mam ochote sie wyrzygac, nazrec, albo, ze pierdole wszystkich i wszystko? A moze wnikajac glebiej, ze moje zycie jest popierdole i nic mnie nie interesuje? Nie bylam, przeciez u analityka, by moc sobie pozwolic na taką szczerosc, a klamac nie potrafilam.. To znaczy, tak czulam na poczatku ;)

Dobre bylo to, zeby powiedziec, ze moj ojciec zmarl na raka, jak bylam mala.. Gdy ten pomysl wpadl mi do glowy, ona szybko go przechwycila,hehe.. Od razu to ruszylo te dwie babki, ktore mnie pytaly. Tak mysle :] - inaczej nie moglabym zdac!! Nie po takich bledach, jakie zrobilam, nie celowo, ale jednak, przytrafily mi sie one, jak dzis ten dzien i nie tylko on! Nie moglabym, serio!!! Nie mowie tak, bo jestem zakompleksiona szara mysza!! Nie, to one sa frajerkami, bo wierza w moje smutne oczy!!! A raczej, bo uwierzyly!!! Heheheheh, juz sie nie spotkamy, ale jeszcze nie jednego czlowieka przyjdzie mi oszukac, na pewno ]:->>

W sumie nie bylo w samym raku, az tak wiele klamstwa, bo czym sie rozni tętniak od raka? Ten pierwszy jest o tyle lepszy, ze umiejscowiony w glowie, gdy pęknie, zaleje cale Twoje zycie - i masz spokoj.. Ogolnie, klamalam swoimi gestami niewerbalnymi, wiedzac po co to robie.. A co do powyzszego, taką smierc moglabym miec, choc lepiej o tym nie mowic. Jest duza szansa, ze i ja odziedzicze po tatusku sklonnosc do tego typu "schorzen", choc schorzenie, to bardziej cukrzyca - a to, juz powazniejsza sprawa.. Ma sie zle geny i juz.. Teraz w to wierze. Kiedys moze jeszcze myslalam, ze czlowiek nigdy nie jest skazany, ze nic go nie skresla. Dalej to uznaje, ale nie wzgledem siebie. Przepraszam, nie potrafie!
Sama swoje zycie skresilam, nie wiem tylko, gdzie i kiedy, ale to wystarczy, by nigdy nie byc szczesliwa. Byle jak, tez sie da ;)

Ogolnie po uslyszeniu tych wynikow, gdy babka wezwala cala grupe do jednej sali (troche na to musielismy poczekac), bylam bardzo szczesliwa.. Tak bardzo, ze chcialo mi sie plakac ze szczescia!! Oczywiscie szybko to minelo, bo juz dzis mozna wyczuc w moim poscie cos wiecej, niz tylko "lekko nutkę dekadencji" doprawioną oczywiscie "ironią" i popieprzoną pieprzyscie, ale nie pieprzem... Czyms, co trudno nazwac, ale nie nazwa, lecz obecnosc sie liczy.

Radosc tak krotko trwa, ale chyba wlasnie dlatego tak sie nazywa. Jest wspaniala i gdyby mozna ją lykac garsciami, jak Tussi, robilabym to.. Tussi teoretycznie tez nie mozna, ale chuj mnie to obchodzi.. Pytam więc, jak zdobyc nielegalnie radosc? Kto mi ją zapisze na recepte? Mam isc do Monopolowego po przyzwolenie na to???? Eeeeeeee!!!

Za duzo fatygi, a koszty nastepnego dnia sa niebagatelnie wielkie.. Ja dziekuje!! Zreszta nadal doceniam to, ze mi sie udalo.. Z pomoca Boga.. Targowalam sie z Toba Panie.. Znam to powiedzenie: Jak trwoga to do Boga..

Natomiast, gdy bieda, nikt o Tobie nie pamieta.. Nie, Panie, ja pamietam.. Kocham Cie i dziekuje!! Jeden chlopak tylko od nas z grupy nie zdal. To moglam byc ja.. Ty, jednak wiedziales, ze gdybym to byla wlasnie JA, nie poradzilabym sobie z tym.. Ten Łukasz sam okreslil siebie, jako lovelasa, wiec ogolnie tak, jak on jest pewnym siebie pewniakiem, tak pewne jest to, ze da sobie rade. Ja natomiast wlosy rwalabym z glowy garsciami, jesli nie zdalabym tego.. Dziekuje, ze pozwoliles mi nie musiec przezywac tej nienawisci, nawet jesli szykujesz mi kolejna.. Dziekuje Panie Boże :)

Przynajmniej, juz niebawem, gdy zacznie sie nowy rok akademicki, nie bede musiala wstawac na 8 rano - a wszystko przez ten zasrany angol.. Co prawda mam miec drugi jezyk, ale to niewazne. Ten mi najbardziej ciazyl. Jak bylam mala, matka zapisywala mnie na sile na rozne korki, wlasnie z niego. Stad moze moja niechec, jakas trudnosc, albo nawet wstret? Nie no, ogolnie boje sie trudnych wyzwan, a to bylo wyzwanie, ktoremu, jakos sprostalam. Nie jedno jeszcze przede mna, ale wazne tez, co za mna :) W koncu jestem taka cholerna sentymentalistka - ciekawe, czy takie slowo w ogole istnieje,heh

Pozostaje jeszcze druga część umowy, cos co Tobie, Panie Boże moj NAJUKOCHANSZY, obiecalam wczesniej. Czy wywiaze sie z tego? Czy moze znow okaze sie zdrajca? Czy warto byc Judaszem dla Ciebie, czy moze jednak poniesc troche wyrzeczen na swoim barku, bys Ty ich nie niosl? Dla kogos, kto kocha tak mocno i jest zawsze, wiem, ze warto uczynic nie wszystko, ale wiecej jeszcze! Na razie po prostu postaram sie byc lepszym czlowiekiem, niz jestem mimo, ze czasem czuje, ze to niemozliwe.. Czy tak kusi szatan? Czy ten mysli sa jedynie jego glosem?

Z wieloma sprawami przyjdzie mi sie jeszcze mierzyc, a z wieloma mierze sie teraz... Cały calusi czas...