środa, 5 stycznia 2011

Nie utonęłam.


Ostatnio sie pomylilam. Nie pamietam, juz nawet gdzie to bylo, ale wpisalam, ze mamy 2006 rok. Mysle, ze nie na nim sie zatrzymalam, ale jeszcze wczesniej. Duzo wczesniej. Ogolnie nie lubie uogolniac. Jednak wszystko kiepsko mi idzie. W praktyce wyglada to tak, ze niewiele sie zmienilo.

A w Sylwestra zrobilam napad w obcym mieszkaniu. Gdy wszyscy poszli specjalnie zostalam. Raz, ze nie chcialo mi sie ruszac tylka na pole, gdzie mróz utrudniał oddychanie, a co do tego poruszanie się. Dwa, nudzilam sie. Strasznie sie nudzilam. Zreszta problem dotyczyl tego, ze wcale nudno nie bylo! Wrecz przeciwnie...

Nie wiem, co mnie znudzilo. Chyba wszystko. Rozmowy o niczym...

Zarcie z cudzej lodowki tez nie smakowalo. Zreszta nie o to, przeciez chodzilo. Wszystko musialam robic w pospiechu... Wczesniej tez nie umialam sie zatrzymac...

Jest źle, gdy mi kazą, albo sama sie do tego zobowiaze, jak na tym spotkaniu.

Wkroczylam w nowy rok, jakas taka zmeczona.

Magisterka, juz sie nie przejmuje. To blahostka. Drugi rozdzial napisalam bardzo szybko. Prawdą jest, ze najtrudniej zaczac i strach ma wielkie oczy.

Martwie sie tylko, bo poglebia sie we mnie, jakas taka przepasc. Coraz bardziej jestem zmeczona. Z roku na rok jest coraz gorzej. Narobilam kilka glupot, o ktorych nawet nie chce tutaj pisac. Moge sie przyznac do nich przed sobą, ale nie przed innymi ludzmi. Nie chce. Mam dosc ryzyka bycia osadzona.

Dobrze, ze jutro jest wolny dzien. Jak widac nie utonelam. Bede nurkowac w koldrze do poznego poludnia. Potem wstane i nie wiem co.. Dzien za dniem mija, a ja wciaz mam wrazenie, ze malo, co moze mnie jeszcze zaskoczyc.

Czasem tak zaluje tego swoje nalogu. Gdyby nie on potrafilabym sie jeszcze cieszyc. Ale teraz, juz za pozno...

U mojego brata na sylwestra byla Ann. Nie widzialysmy sie, ale mam nadzieje, ze niedlugo w koncu sie spotkamy. Przynajmniej z nia mozna pogadac o tym wszystkim, ona mnie rozumie i ja ją chyba tez.

Poki, co odliczam miesiace (wciaz nie dni) do konca tego roku. Roku szkolnego na razie, bo nie spieszno mi do nastepnego sylwestra. To by bylo smieszne.

Szkoda, ze dopadl mnie kryzys zwiazany z pisaniem. To kolejne zaklamanie. Musze sie przelamac i tyle. Czasem warto zaryzykowac. Zmusic sie do czegos. Nie czekac, az prawda przyjdzie, ale samemu po prostu ja powiedziec.. Nie ukrywać, bo ona i tak dalej jest.

Niebezpieczna i nienaruszona. Powoduje, ze coraz bardziej zamykam sie w skorupie.

Wiem jedno... Kiedyś na pewno się zmienie. A moze zostane, jaka jestem, przestane tylko walczyć. Nie bede musiala... Nie bede musiala dopatrywac się zagrozenia w sytuacjach, gdzie go nie ma, jak przedwczoraj, wczoraj, albo nawet dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz