czwartek, 13 maja 2010

Nie ma czasu na smutek.

Nie ma czasu na nic. Nie ma czasu, zeby miec czas. Mowie oczywiscie o chwilach tylko dla siebie. To dobrze, ze jest, jak jest, bo lepiej byc nie moze. Gdybym miala swój czas, wykorzystalabym go pewnie destrukcyjnie. Jak zawsze, bo to moja specjalizacja.

Na cholere mi inne, zwlaszcza z psychologii, heh. Chyba powinni otworzyc, jakis kierunek dla nieudacznikow, pograzonych w melancholii. Ten kierunek powinien uwzgledniac niechec do ludzi oraz prace nad sobą. Prace wyłącznie destrukcyjną, skoro destrukcyjny jest mój czas. Nic by ze sobą nie kolidowalo. Zwlaszcza efekty końcowe oszołomiłyby samych prowadzących. Tylko jacy oni musielby byc, zeby mnie czegos nauczyc? Fajnie, ze sie powtarzam, co widze, ale z czym na razie nic nie robie.

A dlaczego jest tak, ze ludzi mam w dupie, a zwierzatka nie? Nie wiem. Zal mi psów i co najwyzej ludzi starszych. Dzieciom chocby dziala sie najwieksza krzywda, jakos nie współczuje. Traktuje je, jakby ludzmi, czy istotami wyzszymi, wcale nie byly. Wstretne bachorzyska. Jednak na chuj o nich pisze?

W ogole na chuj wklejam dzisiejszy wpis, skoro napisalam go z predkoscią swiatla. On przypomina moje mysli, prowadzące do automatycznych reakcji. Za nie najczesciej musze przepraszac. Ich sie najbardziej wstydze i potem zaluje. Reszta jest mi obojetna. Kiedy indziej, najczęściej od święta, grzeszę przyzwoitością. W koncu nierealne, by codziennie funkcjonować tak samo..
Ten wpis wskazuje na skrajną glupote. Pewnie, gdy kiedys go przeczytam, umre z nudow. Gdy niedawno otworzylam notke z przed kilku miesiecy, przysypialam. Wreszcie zamknelam tamto okienko. Czym? Zbawczym krzyzykiem. Dzis stawiam krzyż(yk) nad sobą. Kółka nigdzie nie umieszczam. Zbyt przypomina ono aureolę, a ta nie pasuje do tutejszego wystroju.

To nie znaczy, ze czuję sie podłamana. Przeciez skrajnie depresyjną osobą nie jestem. Po prostu wkurwia mnie swiat. Na nikogo konkretnego zlosic sie nie potrafie. Moje wszystko jest gównianym niczym. Rzucam je w próżnie. Chyba dlatego wszelkie odreagowanie nie pomaga. W próżni nic sie nie dzieje, ani nie zmienia.. Ratunek nie dociera. S.O.S zmienia się najwyzej w sos, podany na moim talerzu.

Moze przesadzam? Moze postepuje, jak zawsze, albo zbyt czesto, czyli pochopnie? Trudno byc czegokolwiek pewną. Trudno sklonic sie ku jakims racjonalnym wyjasnieniom, bedąc mną. Predzej, czy pozniej kazdy racjonalny sąd podwaze. A nawet, jesli odnajde rownie nieracjonalny, jak to zycie, dlugo go nie utrzymam. Wszystko zmieniam, co mam, albo wyrzucam, wiec ulotnosc jest chyba naczelnym przeslaniem.

Prawdziwego sensu pewnie nie ma. On nie istnieje. Mowi sie, ze skoro nie jest materialny, nikt go nie dotknąl. Dlatego trzeba sobie ulozyc w głowce i nie spogladać na zewnetrzny chaos. Trzeba miec cos, co ostudzi emocje, które własnie z zewnątrz pochodzą. Ja na razie pocieszam sie myciem głowy w lodowatej wodzie. Niestety jedyne w czym mi ona pomaga, to łagodzenie bólu głowy. Nic wiecej ostudzić sie nie da, heh

Pierdolone 14 egzaminow. Nie wiem za co sie zabrac. Powinnam sie cieszyc. Nie umiem, juz rozmawiac z ludzmi. Jesli nie czuje napiecia, wytwarzam oczekiwanie, ze niedlugo ono nadejdzie. Jeszcze nigdy sie nie pomylilam. Nie ma dnia, zeby napiecie zrobilo sobie wolne. Nigdy mnie nie oszczedza. Nic dziwnego, gdy zle mi sluchac kogokolwiek, skoro z tym oczekiwaniem trudno wytrzymac. Od lat nie pamietam, co znaczy usiasc na ławce, czy gdziekolwiek, bez niepokoju. Niepokoj jest oczekiwaniem napiecia, a napiecie jest koszmarem.

Zatem uciekam do swoich czynnosci. Nie naucze sie, juz zyc. Nie ide do szpitala w wakacje, choc matka nadal tak mysli. Nikt mi nie pomoze. Zawsze bylam inna, a innosci sie nie leczy lecz ją akceptuje.Ja akceptuje chwilę obecną. Wkurwienie minie, jak mowilam, bo wszystko mija. Pocieszajace? Pewnie tak, choc najbardziej pocieszajace jest samo pisanie. Dobrze, ze moge w ten sposob ulzyc sobie, zatruwając miejsce, a potem je opuszczając. Ostatnio wyżywalam sie piszac prace o przemocy. Koniecznie bylo korzystanie z jakis ksiazek. Nie korzystalam, ale nikt sie o tym nie dowie ode mnie. Szczerze powiedziawszy latwiej mi bylo wymyslac. Pisalam od siebie, same bzdury. Szukanie materialow w ksiazkach, jest czyms czego nie cierpie. Zbyt duzo cierpliwosci potrzeba, by je otworzyc. Wczesniej trzeba wiedziec do czego zajrzec, a zeby wiedziec, trzeba szukac. Podobno umiem wymyslac, wiec wymyslałam. Glupot szukac nie potrzebuje, poniewaz same do mnie przychodzą.

Az sie boje kolejnej wymyslonej rzeczy. W końcu nigdy nie wiadomo, co za chwile w głowie sie zaroi. Byle nie robactwo!

5 komentarzy:

  1. 14 egzaminów? Ja mam kilka i uważam się za poszkodowanego przez życie. Chyba muszę zmienić stosunek do mojej nadchodzącej sesji. :)

    Domyślam się, że byłoby banałem napisanie, iż lepiej iść do szpitala i spróbować się wyleczyć (cokolwiek by to nie było). Twierdzę, że to byłby nic nieznaczący banał, bo, raz, ja nie mam pojęcia, o co chodzi (a rzucanie banałami jest w takich momentach najłatwiejsze), a dwa - oboje zdajemy sobie sprawę, że takie zdanie i tak nikogo by nie przekonało. Dlatego nie napiszę tego banału. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, to dobrze, ze nie napisales takiego banału. Jednak w dziwny sposob mnie rozsmieszyles tym banalem, ktorego nie bylo ;)

    Teraz mozesz sie pocieszyc, ze inni maja gorzej, choc zawsze dalo sie takich znaleźć. Tylko czasem nie chcialo sie ich szukac :)

    Przynajmniej wiesz kogo konkretnego "zycie bardziej poszkodowało". Przypadek sam sie zglosil i tez przez przypadek. Jednak ja tez sie pomyliłam. Nie mam 14 egzaminow, a jedynie 11. Nawet nie wiesz, jak mi przykro z tego powodu.. Straszne..

    Wobec zaistnialej sytuacji moge powiedziec: to prawdziwy zamach na moje zycie, wciaz sie smiejąc :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 11 to i tak dużo więcej niż ja mam. No nic, pojadę zatem kolejnym banałem - będę trzymał kciuki, bo chyba Ci się przyda. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno sie przyda, ale Tobie pewnie tez. Licze na drobny łud szczescia, poparty "drobnym" wysiłkiej, jesli sie uda. A za Ciebie tez trzymam kciuki :)

    Tak w ogole w poprzednim semestrze mialam tylko 3 egzamy, wiec stad ta niesprawiedliwosc.

    Przynajmniej coś "sie dzieje", albo bedzie działo.

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda - mnie też przydadzą się kciuki. :)

    A czy mógłbym dostać Twój adres e-mail? Albo czy mógłbym liczyć, że coś napiszesz na mój adres, który tam gdzieś na blogu można znaleźć? :)

    OdpowiedzUsuń