piątek, 25 czerwca 2010

Pociągowa trauma

Przede mną jeszcze wieczorny napad. Ostatnio bylam tak zajeta, ze nawet nie mialam na niego czasu. Jadlam byle, co i zdecydowanie za szybko, by moc sie nacieszyc "swą chwilą". Nie musialabym jesc, poniewaz psychicznie nie czulam głodu. Jednak ciało upominalo sie o dzienną "dawkę narkotyku". A zwlaszcza zolądek przyzwyczajony do zwalania, namocniej protestowal. Przywyklam do tego, przez co uczyniłam swą chorobę mniej uciazliwą. Całe szczescie! Juz od lat w ogole nie mam dola, gdy odwiedzam kibel (byle nie za często), bo niby po co? Wczoraj, przedwczoraj, ani nawet rok temu nie spotkało mnie coś nazywane wpadką, albo porazką. Ta ostatnia najbardziej boli, a pomyslec, ze wynika tylko z interpretacji poznawczej. Smieszne i smutne.. Gdyby dalo sie tak dowolnie manipulowac swymi interpretacjami, jak niektorzy potrafią. Wtedy w prosty sposób swiat nabrałby kolorów, których teraz mu brakuje. Pozbyłby sie tez problemów, jakie niepotrzebnie tutaj zamieszkują. Moja codziennosc jest inna, niz wiekszosci chorych osob, zwlaszcza z krótkim stazem. Denerwuje mnie, gdy sie zmienia na gorsze. Na szczescie ostatnio, jakos unikam niespodzianek. Jedyne, co mnie mocno zaskoczylo, potraktowalam jako bezbolesną lekcję. A wszystko mialo związek z tym, ze od okolo dwóch lat jezdze autobusem bez podbitej legitmacji. Do tej pory nigdy nikomu to nie przeszkadzalo. Miejsce na pieczątki zasłoniłam dowodem. Te dokumenty schowalam do czegos, co nie wiem, jak sie nazywa. Wiem tylko, ze jest czyms specjalnie dla nich przeznaczonym. Schowek kojarzy sie raczej z szafką w komodzie, ale mozna powiedziec: to schowek. Zresztą kazdy posiada zupełnie rozne skojarzenia.. Pewnie nikt tego braku nie spostrzegl wlasnie, dzieki delikatnej kamuflacji - znów nazwa własna. Dzis niespodziewanie okazało sie, ze te cholerne formalnosci sa wazniejsze, niz myslalam. Od dokladnie trzech dni dojezdzalam na praktyki pociągiem. Kaska, z ktorą zabieralam sie samochodem wraz z dziewczynami, podobno sie rozchorowala. Zbytnio jej nie wierzylam, chociaz nie z powodu swej charakterystycznej nieufnosci. Nawet, jesli by tak bylo, wtedy nieufnosc nalezaloby zarzucic pozostalym kolezankom. Pocieszające... Nawet bardzo.Przez pierwsze dni w pociagu nikt nie skontrolował mojej legitmacji. Pewnie dlatego, ze konduktor okazal sie znajomym Magdy, nie musialysmy sie fatygować. Trudno powiedziec, by to było szczescie, skoro ostatniego dnia los okazal sie przewrotny. Niby - szczescie, znow krotko trwało. Tak to własnie z losem bywa, jak mogłam zapomnieć? Do przedzialu przyszedl ktos zupelnie obcy. Wczesniej wszystkie wiedzialysmy o tym, bo zostalysmy uprzedzone poprzedniego dnia. Cieszylam sie, ale niedlugo. Jakiś czas moglysmy skupic sie na widokach, a nie na niechcianym gadaniu znajomego konduktora. Widoki piekne nie byly, ale brzydota rowniez przykuwa uwagę. Czasem nawet lepiej na nią popatrzec, gdy harmonia w koncu się nudzi.. Jakies połamane drzewa, a nawet dom, ktory stał sie ruiną. To wszystko oglądalysmy przez wiekszosc podrozy z dziwnym, jak dla mnie, zaciekawieniem. W pociągu cały krajobraz wyglądał zupełnie inaczej, niz gdy podrozowalam autobusem. Wyobrazilam sobie, ze trzesący sie przedzial jest łonem matki, w ktorym spoczywam bezpiecznie.Nigdy nie wpadlabym na cos rownie niedorzecznego. Gdybym kiedys nie uslyszala, ze takie cos relaksuje, nie wiedzialabym o istnieniu pamieci z okresu płodowego. Zreszta duzo rzeczy bym nie wiedziala, ale niewazne... Nadal więcej nie wiem, niż wiem i tak musi pozostać na zawsze.Nowy konduktor zazyczyl sobie od nas wszystkich legitmacje. Poczatkowo myslalam, ze chce zobaczyc tylko dwie, a my bylysmy trzy. Jednak szybko sie rozczarowalam widzac, jak cierpliwie czeka rowniez na moją. Nic dziwnego, ze sie nie spieszyl, skoro pociag byl niemalze calkowicie pusty. Nie mial wiele pracy, a tę ktora o dziwo otrzymał - pewnie chcial wykonac dość dobrze, jeśli nie lepiej. Pomyslałam: Co za upierdliwe facet, dwie mu kurcze nie wystarczą? Niech sobie w koncu stąd pojdzie!! Nie spieszylam sie, wiadomo dlaczego. Improwizowałam problem z wydostaniem legitmacji spod dowodu. Liczac, ze w koncu da mi spokoj i zaraz odejdzie, zwyczajnie sie przeliczyłam. Nadeszedl moment, gdy spostrzegl, co jest nie tak. Kilka razy popatrzył pod swiatło, czy data podbicia się zgadza.. No, jak się miala zgadzać! Dobrze Panie widzisz - dalej rozmyslałam tylko trochę wsciekla. Nastepnie zwrócił mi legitmacje i usiadl na siedzeniach obok. Mial przy sobie, jakis dziwny, jakby mini komputerek. To bylo cos niezbednego do pracy i naliczania mandatow takim, glupkom, jak ja.Jak uslyszalam: 150 złotych, wszystko mi opadlo, co opaść mogło. Spytalam, czy jest mozliwosc nie przyjecia tego, albo odmowy podobnie, jak przy mandacie. Odpowiedzial: Tak, ale nie ma Pani szans, bo Pani legitmacja jest nie podbita, juz od dwoch lat. To troche przesady. Jakby bylo pol roku moglybym darowac, ale dwa lata? Jest Pani swietnym kąskiem dla kolei zupelnie podanym na talerzu, zwlaszcza, ze kolej upada. Nie wiem czemu, ale nawet w tamtym momcie wcale sie nie załamałam, choć powinnam. Bylam dziwnie spokojna. Nie przerazil mnie nawet ogromny strach w oczach Anii, ani jeszcze bardziej przerazona mimika jej twarzy. Ona chyba bała się bardziej, niz ja. Nie moglam strachu czuc, najpierw musialam sie zamrozic, doznac szoku i kompletnego otumanienia. Wtedy wlasnie ten stan przechodzilam i z niego, juz nie wyszłam. Nie wiem, jakim cudem, ale konduktor ulitowal sie nade mną. Moze pomyslał, ze mój przypadek jest zbyt żałosny, by znęcać się nad nim? Gdyby tego nie uczynil - od poczatku ten wpis wygladalby zupelnie inaczej... A moze widzial, ze wcale sie nie spieszylam z zaplatą? Kazdy glupi uznalby: coś tu nie gra. Niby do czego mialam sie spieszyc? Na loterii jeszcze nie wygralam, choc rzeczywiscie planuje, ale dopiero w przyszlosci. Ostatecznie doplacilam jedynie symboliczne 8 zł za wczesniejsze zgloszenie swego braku. Oczywiscie tylko pozorne. To zostalo miedzy nami, a teraz, juz pozostanie wyłacznie na tym blogu i w mej pamięci lecz nie na długo... Co prawda podzielilam sie "nowinką" z mamą i bratem, ale oni również zapomną.. Ja takze powinnam, bo inaczej nie zniknie moja pociągowa trauma. Zle by bylo, gdyby tak się stalo, bo zawsze bardzo lubilam pociagi... Nie chcialabym tego zmienic....Najgorsze, co mnie spotkalo odbylo sie dopiero po wyjsciu z pociagu. Z nerwow zapalilam fajke, choc nie chcialam ruszac tego gówna. Dziewczyny poszly sprawdzic odjazdy, zeby pozniej miec jasną sytuację powrotną. Ja natomiast stalam na dworze. Wolałabym napisac: na polu, ale niektorzy sie czepiają, gdy to słyszą. Niech im będzie! Coz, czulam sie okropnie, bo ten pociag caly czas stal w miejscu i nigdzie nie ruszał. To byl jego ostatni docelowy postoj. Z tego powodu w ogole nie liczylam, ze zaraz przestanie męczyc moje biedne oczy. Jednoczesnie nie staralam sie przywyknac do widoku odrapanego dworca. Zaczęłam objawiać straszne zniecierpliwienie, poniewaz dziewczyny dlugo nie wracaly. Gdy tak czekalam, z pociagu znow wyszedl ten sam Konduktor i zaczal cos do mnie krzyczec. Na chwile serce stanelo mi w gardle. Nie wiedzialam, co znow jest nie tak. Pomyslalam, ze moze zmienił zdanie, albo chce mi tym razem wlepic mandat za papierosa!!! Nagle wrocily dziewczyny, wiec spytalam ich, co on mowi. Dopiero one uslyszaly: Zostawily Panie parasol. Pech chcial, ze to byl mój parasol. Ja pierdole... Musialam spowrotem tam pojsc. Dobrze wiedzialam, ze ktorys z nich trzyma ten parasol przy sobie, bo skoro go znalazł - to i wziął...Jednak wolalam wejsc do przedzialu. Liczyłam, że jakiś cudem, jednak tam go odnajdę, gdzie pozostał. Rozpoczęłam poszukiwania.. Niestety efektu one nie przyniosły. Na dodatek wszyscy idioci, ktorzy tam czekali - krzykneli, zebym wrocila: bo tam, juz go nie ma. Oczywiscie, dzieki za fatygę - złoscilam się w myślach. Nie chce, juz pisac, co bylo dalej. Powiem tylko tyle... Jeden debil nie chcial mi zwrocic tego parasola. Wyrwalam mu go z ręki i uciekłam. Na szczescie nie trzymal go mocno. Szczerze powiedziawszy nawet, gdybym ten parasol stracila, nic by sie nie stalo... Przez chwile zastanawialam sie, czy odejsc bez niego. Jednak moja ręka spontanicznie sięgneła po swoje, jeszcze zanim pomysłam. Dobrze zrobiła.. Od tej pory nienawidze konduktorow!!! Zeby tego bylo mało dziewczyny widzialy calą sytuacje i strasznie sie smialy. Podobno z daleka wszystko wygladalo, jak komedia. Taaa, ciekawe jaka? Na pewno beznadziejna i nieśmieszna dla mnie!!A odnośnie praktyk - ucieklysmy z przedszkola i wrocilysmy na terapie zajeciową. To zbyt skomplikowane i za dlugie, by o tym teraz napisac... Obecnie drugi tydzień dobiegl konca, ale wcale sie nie ciesze. Czekam na hospicjum. Chcialabym w ogole nie miec tych wakacji i pracować. Praca jest dla mnie ratunkiem. Chyba kiedys zostane pracoholiczką. Tendencje wyrazne, juz posiadam. Na razie tylko brakuje pracy, ale spokojnie, Biedronka zawsze będzie czekać na mnie. Dziękuję i zbankrutować wam nie pozwolę...
To zadziwiające, ale nawet alkoholik, ktory nie ma pieniedzy, jakos zawsze wykombinuje alkohol. Mysle, ze brak pieniedzy nie skazuje na brak tego, czego sie naprawde potrzebuje. Nie boje się, chociaz powinnam. Zycia dla jedzenia - niektorzy nie nazywają zyciem. Juz o tym slyszalam. Kazdy przezywa własne, jak potrafi. Mimo, ze moglby lepiej, ale nikt go tego nie nauczyl...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz