czwartek, 3 czerwca 2010

Sesja, ale nie jedzeniowa.


Jesli mialabym zyc dluzej w takim zastraszajacym tempie, jak ostatnio, zostalyby mi dwa wyjscia. Pierwsze i chyba najlepsze, przywyknąc do tego. Drugie mniej pozytywne, ale skierowane na problem, zejść z tego swiata, wczesniej wariując. Dostrzegam jeszcze inne wyjscia, ale nie traktuje je jako drzwi, ktore umiałabym otworzyć. Sa to wybór wlasnego mniej pospiesznego tempa, albo olanie wszystkiego..

W ciagu jednego dnia zrobilam tak duzo, jak rzadko kiedy. Napisalam trzy egzaminy i interpretacje dla G. Przeszlam wtedy samą siebie, nawet jesli dla innych to zaledwie pestka. Najsmieszniejsze, ze jestem osobą, nie czyniącą niczego bez odpowiedniego nastawienia się. Nastawienia psychicznego oczywiscie, bo bez niego tak, jak bez nastawienia zlamanej nogi, nie pojde do przodu.. Zycie w zwariowanym spoleczesnie i moja watpliwosc, czy bardziej zwariowac mozna, to błahostki. Weszlam w kolizję z tym, co chcialam, a do czego mnie zmuszono, ale dalam rade. Dwa z tych egzaminow byly praktycznie czyms, na co zdecydowalam sie w ostatniej chwili. To znaczy bez psychicznego nastawienia, bez zwarcia sie w gotowosci i bez zbytniego stresu. Lepiej byc nie moglo. Widac czasem plan okazuje sie bardziej zbyteczny, niz pozyteczny. Oczywiscie mam na mysli sytuacje, gdy on zawsze wyklucza margines nieprzewidywalnosci.

Jednak bez planowania mozna nie tylko zaoszczedzic zmartwien i czasu, ale tez umyslowego wysilku. Niestety moje zamiary są raczej niematerialne, ale to nie znaczy, ze sie nie liczą. Nie zapisuje na kartce, ani w zadnym notesie, co w danym dniu zamierzam. NIE MOGLABYM tak! Jednak w jakis sposob zawsze wstaje rano z poczuciem, czy swiadomoscią tego, co dzis ma pierwszeństwo.. Takiego czesciowo nieswiadomego planowania ciezko sie pozbyc. Jednak mysle, ze moze ono ma w sobie cos dobrego. Moze jest tym czyms, co inni nazywają sensem, bo nie mozna umierac, gdy w zyciu nie wszystko sie dokonczylo?
Najlepiej by bylo traktowac zycie, jak pusty pokój. Wtedy nic nie trzeba ukladac, bo w nim niczego nie ma. Nie trzeba sprzatac smieci, scierac kurzu z mebli, ani ukladac rzeczy w komodzie. Goscie tez mniej przeszkadzają, bo nie brudzą. Tylko, czy wtedy dojdzie sie do czegos? Pusty pokoj ma tak wiele miejsca, ale co, gdy nie zmiescimy tam własnej satysfakcji? Nie trzeba sprzatac, a co trzeba? Moze nic? Czasem najbardziej przestronne miejsca sa najciasniejszymi.. Z nich, jak najszybciej uciekamy, by sie nie udusic. Rowniez najbardziej mili ludzie okazuja się najmniej życzliwymi. Gdy tylko odkleimy ich sztuczny usmiech, przekonujemy się kim są.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz