środa, 30 czerwca 2010

Grypapapapapa

Nie pojechalam dzis na praktyki. Choruje, ale nie, jak zawsze psychicznie. Przyplątala sie do mnie, jakas grypa. Za nic w swiecie nie moge sie jej pozbyc, a za darmo tez nikt nie chce. Myslalam, ze wystarczy, jak dawniej polezec dluzej w lozku i samo minie. Jednak od 5 rano biezacego dnia, gdy czulam, ze umieram, stracilam ostatnią nadzieje. Ta nadzieja nie tyle trzymala mnie przy zyciu, co przy chorobie, wiec moze i lepiej? O dziwo jestem bardzo aktywna, moze (w zamian) dostalam prawdziwej gorączki?Wstalam wczesniej. Posprzatalam w pokoju. Zaplacilam za szkole i poszlam po zakupy. Bylam nawet w aptece. Wkurzylam sie z tego powodu. Aptekarka sprzedala mi zupelnie inną rzecz, niz prosilam. Potrzebowalam, jakiegos leku na kaszel mokry, a tymczasem dostalam syrop na kaszel suchy. Ciekawe, czy ten bedzie w stanie zabic wirusa, właśnie uderzajacego w moje skrzela? Albo oskrzela.... Nie wiem, co mam. Czuje się, jak ryba w nieswoim srodowisku. Chce pływać, ale w zlewie sie nie zmieszcze. Wanny brakuje, a wodę w muszli klozetowej nie biorę pod uwagę wcale. A moze powinnam? Nie, takie przygody zostawię sobie dopiero na wieczór... Zdecydowanie..

Jednak te specyfiki antywirusowe, to w gruncie rzeczy jedno i to samo. Tak sądze... Na pewno szybko sie wylecze. Juz sam fakt, ze trzymam w pólce, jakiś lek - może uzdrawiać. A co, jeśli nie moze? Niewazne.. Zdarzylam go wyprobowac. Prawdziwe szaleństwo. Moj biedny uklad odpornosciowy wcześniej zdający sie nie istnieć, jednak istnieje. Jest nadal - choć szczatkowy. Musze Ci pomoc, bo oboje sie wykonczymy.

Mimo wszystko choroba ma swoje plusy. Lubie chorowac, gdy ona spelnia trzy konkretne warunki. Po pierwsze, nic mnie nie boli (przynajmniej nie zbyt mocno). Po drugie, nie musze się wtedy zajmować sprawami wazniejszymi, niz konanie w łozku. Wreszcie i po trzecie, taki stan nie trwa zbyt dlugo. Inaczej zaczyna męczyć i staję się nudny.
Po tym syropie, ktorego az dwukrotnie skosztowałam (smaczny nie był), jakos lepiej się czuje. Nie wiem tylko, czy to rzeczywista zasluga jego dziwnego skladu, czy moze kolejnej kawy. Ponoc w czasie grypowej niedyspozycji lekarze zalecają, aby dużo pić - oczywiscie herbaty, najlepiej z cytryną. Ja zamiast herbaty wygrzewam swoj zolądek kawą.

Prawdopodobnie i ona potrafi calkiem niezle zadzialac. Nie tylko na opoźniony refleks niewyspanego organizmu. Takze na gardło atakowane przez obych, moze okazac sie skuteczna. To brzmi, jak reklama, ale nią nie jest. Kawo jestes moim panaceum, ale nie na wszystko.
O 5 rano nic nie bylo mi w stanie pomóc - nawet kawa. Wiercilam sie z boku na bok, co wprawialo mnie w jeszcze wieksze zdenerwowanie. Gdyby w pokoju wisiały zaslony, ochronilabym sie przed koszmarnym swiatlem slonecznym. Niestety odkad wlasciciele, gdzieś je schowali brak mi odwagi, by zawiesic własne. Zatem cierpie na światłowstręt, najgorszy wlasnie o 5 rano.

Co do apteki, jak zwykle poszlam tam z nadzieją znalezienia czegoś dla siebie. Gardlo otrzymalo syrop na kaszel suchy, ale reszta, choc tez chciala - musiala obejść się ze smakiem. Tussi mi nie sprzedano. Zanim sie ubralam wpadlam na pomysl, aby kupic lek dla diabetykow. Tak tez zrobilam. Poinstruowalam aptekarke, czego ma dla mnie szukac, slowami: Proszę coś dla diabetykow na kaszel mokry, rozpoczynający się katar i całą wirusową komponentnę. Dziwne, ale babka nie spojrzala na mnie, jak na nienormalną. Teraz mysle, ze zrobila bląd, bo jednak powinna.... Wybaczam Ci kobieto sprzedanie towaru, ktorego kupić nie chciałam. Przynajmniej bylaś miła... To się liczy!

Teraz, juz zawsze bede wybierac lekarstwa dla diabetyków, bo one nie mają cukru. Za to nafaszerowane są innymi swinstwami bardziej szkodliwymi, niz sam cukier. Ale co z tego?

Na koniec musze powiedziec o czyms jeszcze. Wczoraj otrzymalam wyniki ostatniego egzaminu. Dawno przygotowalam sie na ból poprawki przez co wszystko, poza gardłem, mniej mnie bolało. Facet (od tego przedmiotu) tak, jak sie umowilismy wpisal tylko oceny pozytywne - czyli minimum potrzebne do zdania. Jeszcze wczesniej, niz wczoraj, a nawet przedwczoraj (w gre moze wchodzić tez przed-przedwczoraj, ale nie gwarantuję) mialam sen. W tym snie oblałam wspomniany przedmiot. Spogladalam na ocene niedostateczną w swoim arkuszu ocen. Gdy sie obudzilam czulam lęk. Dla mnie wszystko działo się naprawde. Wciaz po otworzeniu oczu i jeszcze długo potem pewna nie byłam, czy aby dalej nie śnię... A spory to byl lęk zwazywszy, ze w rzeczywistosci on nie wystepowal - wcale. Ogolnie - spore dopadło mnie zamieszanie... Opowiedzialam o wszystkim kolezance na praktykach. Gdy się spotkalysmy i gdy doszlam do siebie, chciałam porozmawiać o czymkolwiek. Temat wybrałam przypadkowo.

Ledwo zaczelam snuć swą opowiesc, a ta nagle sie zerwala. Zrobila to zupelnie, jak sportowiec w biegu na czas, albo pies cale zycie trzymany na łańcuchu. Wreszcie, jakbym składała jej oświadczyny zupełnie wyskoczyła z miejsca, gdzie siedziała. Nie moglam nawet dokończyć tego, co mówiłam. Przez chwilę poczulam, ze za chwilę naprawde wezmiemy ze sobą ślub. Jednak wszystko szybko sie wyjasnilo... Rzekomo Magdę spotkał dokładnie taki sam sen. Juz wiadomo. Nie ozenie się z Magdą, ani nawet nie wyjdę za nią za maz, heh. Inna z dziewczyn sluchając naszej rozmowy, wtracila cos o czym dawno slyszalam: sny odczytuje sie odwrotnie. Niestety kazda regula ma tez i wyjątek. Czytajac komunikat o ocenach (niedawno wpisanych), doswiadczalam tego wyjatku bardzo mocno......

Niespodziewanie dzis rano jeszcze raz weszlam w arkusz ocen. Chcialam nacieszyc niewyspane oczy - widokiem zaliczonych przedmiotow. I prosze, co spostrzeglam? Wsrod nich widniala, takze dopiero, co aktualizowana ocena z Rorschacha. Chyba jednak sny naprawdę odczytuje sie na odwrot. Zwlaszcza, ze Magda nie tylko sen ze mną podzieliła, ale i prawdziwe zakonczenie. Obie zdałysmy, wiec radość jest podwójna.
Na szczescie, jak malo, co w moim zyciu dobrze sie konczy - tak reszta czasem sie udaje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz