sobota, 16 marca 2013

WWWchłonięta ilość...

Od czasu ostatniego wpisu mój nastroj nieco sie ustabilizował. Pisalam w stanie silnego pobudzenia emocjonalnego. Aktualnie jestem dużo bardziej spokojna. Coz, takie jazdy to u mnie chleb powszedni! Zastanawiam się obecnie nad jedną kwestią. Otóż, często żałowałam, że nigdy na tym blogu nie zapisywałam ilości jedzenia, jaką pochłonęłam w ciągu dnia. Praktycznie i teoretycznie żaden byłby z tego użytek. Jednak byłoby to dla mnie o tyle ciekawe, że utrwaliłabym te fakty, które bardzo łatwo wyrzucam z pamięci. Później w dowolnej chwili mogłabym do nich wrócić, prawie tak jak oglądając film z cyklu "oparte na faktach". Nie miałoby to podejrzewam żadnego wpływu na zmniejszenie liczby napadów, które zwykle uskuteczniam. Nie biorę udziału w żadnych konkurencjach typu, kto ma jak najwięcej dni czystych, kto najwięcej ćwiczy, czy tez stosuje największy jedzeniowy rygor. Nie bawię się w to z kilku przyczyn. Raz z lenistwa, a dwa nie chcę utrwalać pewnych chorobowych nawyków. Stąd chodzi wylącznie o zaspokojenie własnej, jakiejś tam wewnetrznej potrzeby - tak to nazwijmy. Skupię się tylko na ilości pożywienia spożywanego w trakcie napadu. Poza napadami zwykle pije kawę. A nawet jeśli coś jem boję się, że pisząc o tym obudzę potwora zwanego wyrzutami sumienia i rywalizacją. Lubię rywalizować lecz ze względu na wyrzuty sumienia, że znowu nie byłam najlepsza obawiam się wszelkich konkurencji. Poza tym stwierdzilam juz: po co mi to, skoro mam inny cel. Napad pierwszy ciężko opisac. Nie jadłam dość swiadomie, ani w ilościach, które dość łatwo zmierzyć. Napad drugi dopiero przede mną! Kupiłam dwa kremy czekoladowe, 2 chałwy, lody, a także moj ukochany mak w puszcze. Nie wiem, czy te kremy zjem od razu. Jestem troszkę niewyspana. A w takim stanie nawet niewielka ilość jedzenia powoduje, ze mam ochotę pójść spać. Poza tym planuję następujący przebieg drugiego napadu: - 5 jabłek - 6 podwójnych kanapek, co daje razem 12 kromek chleba (z dodatkami, może byc masło) - mak w puszcze - lody (litrowe o smaku jakiś tam orzechów!) - 1 krem czekoladowy (drugi pasowałoby zostawić na jutro, choć jak szaleć, to........) - a także może te dwie wspomniane już chałwy Taki jest mniej więcej plan. Jak na moje możliwości skromny dość! Musze się jednak liczyć z tym, że każdy plan może się zmienić. Oznaczałoby to dla mnie zjedzenie wszystkich słodkości naraz. Zjedzenie w jednym napadowym rzucie! Szansa jest pół na pół ;-) A poza ciekawostkami jedzeniowymi wymienię kilka śmierteeeelnie nudnych faktów: Byłam dzisiaj w Krakowie. Skonczylam kurs pedagogiczny, ktory byl mi potrzebny do pracy. --> Napisalam egzamin, a wlasciwie przepisalam odpowiedzi na pytania, ktore podala nauczycielka. --> Po egzaminie poszlam na kawe z Justyną i Renatą, z ktorą od studiów magisterkich podzielam te samą ścieżke kształcenia. Sciezke, ktora jak na razie zaprowadzila nas do nikąd, czytaj: do czarnej dupy ;-) --> Po powrocie do domu szybko zrobilam napad. Mimo ogolnego zmeczenia po wymiotach ubralam sie ponownie, zeby pojsc do Lidla. Mama dala mi na zakupy 100 zl. Swiadomosc, ze bede mogla zakupic, co nieco dla siebie wystarczająco mnie do tych zakupow zmotywowala. --> Po powrocie odpisalam na wiadomosc Edycie i weszlam... Gdzie? No tutaj tutaj! Teraz planuje wykapac się. Obowiazkowo posmarowac kremem przeciwko rozstępom - nowa obsesja i zarazem jeden z ważniejszych punktów tego wieczoru... A jutro jade odebrac zaswiadczenie ukonczenia kursu i planuję (znow ten cholerny plan!), choc pare godzin spedzic beztrosko. Te pare godzin to namiastka normalnosci, ktorej bardzo mi brakuje. Doceniam ją niekiedy. Przypomina promyk słońca w czasie nocy polarnej. No dobra wówczas to niemozliwe, ale nie przesadzam...Tym bardziej, że ktoś powiedzial, że "oświecenia można doznać tylko patrząc w ciemność". Oby się nie mylił i oby każdy mały promyk był tego zwiastunem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz