niedziela, 25 lipca 2010

Idę żyć.

Daisy, juz odjechala, bo praca i inne obowiazki wzywają. Oczywiscie wczoraj szybciej sie pogodzilysmy, niz trwala klotnia. Zreszta, to nawet nie byla klotnia. Dopadlo mnie zwykłe wkurwienie, ale nie potrafie sie dlugo gniewac na kogos. Przeprosilam ją, bo trzeba umiec przepraszac ludzi za blędy. Ja wlasnie bląd popelnilam, reagujac zbyt nerwowo i zwyczajnie chamsko. Wiedzialam wtedy o tym, jednak nie chcialam się powstrzymać. Powinnam, ale tych powinności jest zbyt wiele.

Tak samo mowie bratu, aby nie wstydzil sie plakac, nawet przy ludziach, bo to zaden wstyd. Nikt nie bedzie zyl za Ciebie, wiec po co udawać, by nie razić obcych oczu? Czyjeś oczy, czyjaś sprawa. Pozory sa wygodne na chwile, ale nigdy na dluzej. Nie warto się dla nikogo poświecać, a tym bardziej z czegoś rezygnować.Wczoraj mialysmy z D., az trzy napady. Nigdy nie zgodzilabym sie na podobną sytuacje, ale nie wyszlam jeszcze ze swoich ciągow. Zatem nikt nie musial mnie przekonywac do zarcia, sama go potrzebowalam bardziej, niz powietrza. W takie dni, gdy tylko jem, nie wychodze z domu, ani nie chce sie z nikim spotkac. Najbardziej przeszkadza mi dyskomfort, gdy trzeba kogos splawic. Gdybym mogla sama ustalac na ile sie spotkam i kiedy, bylo by wygodniej. Jednak zawsze slysze te wkurzające "nie chodzmy jeszcze do domu", "czemu chcesz tak szybko isc", "zostanmy jeszcze", albo "co bedziesz robila w domu". Przykro mi, ale ja mam co robić. Nie nudze sie ze sobą, moze czasami, ale mniej niz z wami. Na szczescie z Daisy jest inaczej. Moglaby zostac moją zoną, albo zwyczajnie ze mną zamieszkac. Tylko, ze potem dopadłaby nas rutyna, jak to zwykle bywa, gdy ludzie sa na siebie skazani. To jest okropne, wiec moze lepiej, ze juz pojechala?Oczywiscie chcialabym, zeby zostala na dluzej, ale skoro to niemozliwe, wmowie sobie, ze tak jest lepiej. Nawet nie musze sie do tego tak bardzo przekonywac, bo jestem z tym w miarę pogodzona. Przywyklam, ze co dobre musi krotko trwac, a jesli tyle nie trwa jest zle. Chyba nie mam tak wielkiego dola, jak moj brat. W trojke zachowalismy sie, jak bohaterowie filmu "Marzyciele" tylko troche pozadniej. Ja stalam i patrzylam, bo mną nikt nie powinien się krepować, a tym bardziej przyjaciele. Nic mnie nie gorszy. Kazdy niech robi, co chce i jest ok, dopoki ja tego robic nie musze. Jednak wiecej nie moge napisac. Nie chce pewnych rzeczy ujawniac. Wiele skrywam nawet przed sobą i niech tak pozostanie.Tak, wiec wszyscy wrocilismy do codziennosci, jak powiedziala Daisy. Powodzenia przyjaciolko! Oby ta codziennosc ukazala nam przychylne oblicze, takie o ktorym chyba zapomnialysmy. Nigdy nie wiadomo, czy wrog nie umialby być przyjacielem. Nie zapomne chwili, w ktorej odwiedzily nas Dorota i Edyta. Nie zapomne, jak sie smialysmy z napenionymi do rozpuku zolądkami. Nie wiem, co mnie napadlo, ale strasznie rozbawila mnie tamta sytuacja. Wlasnie chcialam isc sie wyrzygac, a Ty jeszcze jadlaś, zeby sie dopelnić, gdy zadzwonil telefon. Jakbym wiedziala, ze one czekaja na nas tuz przy furtce, nie podnioslaby sluchawki. Jednak chyba warto bylo dla tej chwili dzieciecego smiechu, prawda? Smieszne tez bylo, ze musialam ubrac, jakas starą koszule w krate, by ukryc swoj brzuch. Nie chcialam, aby zobaczyly, ze w ciagu jednego dnia on tak bardzo urósł. To z pewnością wydaloby sie im strasznie dziwne, a na pewno podejrzane. Tylko my wiedzialysmy o co chodzi... Czasem sie mowi, ze "jesli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniadze". My mamy inaczej, a odpowiedz prawidlowa brzmi: nie przyjmuję gosci z pełnym żolądkiem!!Podoba mi się, ze jestem dzisiaj taka blada na gębie. Przynajmniej wreszcie znikly cholerne rumieńce, których nienawidze. Chciałabym zawsze mieć bardzo bialą twarz. Nie wiem czemu, ale lubie wyglądać niezdrowo. Noszę wtedy w sobie cos ze śmierci. Choć tak naprawde każdy ją posiada w najdrobniejszej komorce, gdzie w krwiobiegu miesza się z zyciem, większość widzi ją dopiero w szpitalach i cmentarzach. A ja im dalej jestem od zycia, tym mniej się go boję.

Zycie, to rzeczywiście smiertelna choroba tylko niektórzy chorują dłużej, a inni szybciej się „kończą”. Coz, idę żyć, tym razem bez Daisy.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz