sobota, 10 kwietnia 2010

[*]

Jestem w szoku. Naprawde nie wiem, w jakim ja swiecie zyje. Gdybym nie uslyszala rozmowy Kaski ze Stasiem o jakims tam samolocie, ktory zachaczyl o drzewa, pewnie nie dowiedzialabym sie o dzisiejszej tragedii. Albo dowiedzialabym sie duzo pozniej. To ostatnie jest wersją najbardziej mozliwą, bo o tym, co sie stalo tak duzo sie przeciez mowi. I bedzie sie jeszcze długo mowic, bo media zawsze węszą sensację. Chyba trzeba by byc gluchym i slepym, by nie trafić na najnowszą informację. Nie wystarczy po prostu nie miec telewizora, ani komputera. To nie ochroni nikogo, bo zawsze znajdą się "życzliwi", ktorzy chetnie podzielą się najnowszą plotką. Oni oglądają telewizję, albo słuchają radia, a o czymś (czasem) trzeba pomowic ze znajomymi.

Zwlaszcza, gdy nic nas nie łączy, musi sie znaleźć temat wspólny. Niewazne, skad on bedzie pożyczony. Wkurwiam sie strasznie, bo nie ma słow, ktore nam wolno wypowiadac, za wyjątkiem tych najrostszych, ale one rażą swym banałem. Ta wolnosc slowa nalezy sie dzis tylko rodzinom tych ludzi. Tylko oni maja prawo, by to komentowac, choc przezywac nam wszystkim wolno. Jednak to nigdy nie bedzie taki straszny ból, jak ten, z ktorym oni muszą sobie radzic. Wiem, jakie to okropne, gdy umiera ktos bliski. Samemu chcialoby sie wtedy umrzec, ale to nie takie proste. Brakuje sił, by pomóc szczesciu i po prostu sie zabic. Mnie tej siły brakuje codziennie, choc duzo prosciej byloby nie-zyc. Niestety pomiedzy zyciem, a smiercią miesci się jeszcze samobojstwo, ktore jest najtrudniejsze.

Najpierw myslałam, ze w tym samolocie zginely, jakies "zwykłe, polskie rodziny". Nie powiem, zebym sie ucieszyla, ale przykrosc szczegolna tez mnie nie ogarnela. W zasadzie wkurwialam sie tylko, ze przez ten wypadek, zamkna mi jutro Biedronkę. Martwilam sie, ze musze z tego powodu zrobic zakupy na zapas i nie wiadomo, co z tego wyniknie. Gdy niezdecydowanie probowalam ogarnac wzrokiem te wszystkie kolorowe polki, caly czas walczyłam z sennoscią. Sporadycznie rzucalam okiem na ludzi, tak jak na te półki, bo traktowalam ich (niezmiennie) przedmiotowo. Mechaniczne maniekiny, okryte skórą i włosami, na dodatek odziane w eleganckie ubranie, tak ich widzialam. Troche nawet mnie to bawilo..

Gdy wreszcie naladowalam swoj koszyk (zdecydowanie) bardziej bezmyslnie, niz zwykle, ustawilam sie w kolejce. Oczywiscie kolejce do kasy, bo jakiez by innej? Tylko tam "ją widziano" - moze kiedys ktos tak powie o mnie, gdy mnie nie bedzie bardziej, niz dzis.

Kolejka tego dnia byla dluzsza, niz zazwyczaj w sobotnie "popołudnie". Nie zdziwilam sie, bo od zawsze, gdy najbardziej sie spiesze, czas mnie uczy pokory. Robi to zlosliwie, a ja walcze, by sie nie obrazic na samą siebie.

Najdluzej musze czekac, najtrudniej znosze kazdy krok wlasny i ludzi, bo marze, by wreszcie usiąść. Tak wyglada moja lekcja pokory, ale zaledwie jedna z liczniejszych lekcji, ktorych nie dostrzegam. Dalej kiepsko sie ucze.

Gdy za wszystko zaplacilam, zdazylam rozsypac jablka na podloge i je pozbierac, w koncu skierowalam sie do stalego miejsca. Tak, jak własnie istnieją miejsca, w ktorych codzien bywam. Latwo je zliczyc, gdyz jest ich nie wiele. Tak, także kupuję wybrane produkty, ale o tym, juz byla mowa. Mowy nie bylo o stalym cyklu zakupów, ktory tez sie dzieli na niezmienne etapy. Gdy ten cykl dobiega ku koncowi jade z koszykiem do czegos, co wyglada jak metalowy stol, by tam przepakowac zakupy. Moj plecak, ktory jest bardzo pojemny, cudownie mi sluzy w takiej podrozy, jedynej podrozy w swiecie ogromnym i niebezpiecznym. Swiecie zawezonym do dziury w scianie dla małej myszy, gdy chce się ukryć. W obydwu światach zawsze znajdzie sie miejsce dla tego plecaka. A najpewniej dla jego zawartosci magicznej, jak podobno sa kobiece torebki lecz nie tylko one!

Wtedy zobaczylam Renie, albo raczej ona mnie zobaczyla. Stwierdzila, ze mamy do siebie intuicję. Rozbawilam ją tekstem, ze specjalnie dla niej spalam do 16, by wlasnie teraz móc ją zobaczyc. Nie wiem, co w tym bylo takiego smiesznego, ale tez sie smialam. Przy okazji spotkałysmy Jacka od nas z roku, ktory szykowal sie na "grilla". Jego "grilla" trzeba wziaźć w cudzyslow, bo w koncu robią go nie dla kiełbasy, ale dla picia. Prosciej by bylo, jednak obejsc sie bez tej kielbasy i nazwać to chlańskiem, ale nie moja sprawa...

Juz mi sie nie chce dalej pisac, wiec szybko sie streszcze i powiem, co bylo dalej. Niewazne, ze Jacek wygladal, jak ćpun, bo mial takie dziwne, spuszczony w dol oczy. Jego powieki wygladaly, jakby strasznie ciezko bylo mu je podniesc, ale co tam, jak mowilam. Co tam! Niewazne, ze spytalam go o to i co mi odpowiedzial, a raczej, jak zmienil temat.

Ważniejsze, ze po drodze zatrzymalysmy sie z Renią, by chwile jeszcze pogadac. Skorzystalam z okazji, by troche sie podtruc. W zasadzie tylko dlatego pozwolilam sobie na dluzszą przechadzke, bo moj plecak byl zbyt ciezki, by go beztrosko dźwigać...

Wtedy w koncu usłyszałam, kto zginął w tym samolocie. Gdy dowiedzialam sie, ze byl tam Prezydent i Prezydentowa, poczulam sie, jak kopnięta prądem. Zawsze wychodzilam z zalozenia, ze boli najbardziej, to co jest naoczne. Anonimowe rodziny nie moglam tak traktowac, bo nic o nich nie wiedzialam, poza tą smiercią, ale codziennie ktos ginie. A tamtych dwoje znalam, chocby z telewizji. Slyszalam, jak mowili oraz co mowili i niewazne, czy sami to wymyslili, czy ktos za nich. Oni byli i są dla mnie wlasnie tacy - naoczni.

Potrafie zobaczyć teraz ich sylwetki i twarze, a tego najbardziej żal.. Żal ludzi, ktorych sie doswiadczylo. Niewazna staje sie powierzchownosc i brak wlasnego wyboru, czy wpływu na częstosc ich oglądania (w telewizji). Najgorsze, ze tego wyboru, juz nie bedzie, tak jak nie bedzie ich. Najgrosze, że stopniowo sie zapomni..

Co gorsza, niedlugo zaczne sie cieszyc, gdy swoj stosunek do swiata zakryję dupą.. Tak zwykle bywa z wielkimi uczuciami, z wiekim smutkiem i wielką radodoscią oczywiscie tez. Zbyt długo trwać one nie mogą, albo to ja nie potrafię z nimi, aż tyle wytrzymać..

2 komentarze:

  1. Ja o tragedii dowiedziałam się prawie natychmiast z tvn24- to pierwsza stacja, którą oglądam zaraz po włączeniu telewizji. Szok i niedowierzanie. Wielu z nich nie popierałam, części nawet nie znałam. Teraz, dopiero po ich śmierci zrozumiałam, że każdy z nich był patriotą i kochał nasz kraj. Mieli różne wizję tego, jak Polska ma wyglądać, często ich za to zdanie krytykowałam, mimo tego że wiedziałam o świecie dużo mniej. Mam wyrzuty sumienia, bo do tej pory nie potrafiłam ich docenić. Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą - powiedział ksiądz Twardowski. Tak często mamy okazję przekonać się o trafności tego stwierdzenia, a i tak nie udaje nam się pamiętać o nim dłużej niż przez kilka tygodni po tragedii. Każda utrata ludzi ważnych dla naszego kraju potrafi zjednoczyć Polskę tak, jak nie dokonało jeszcze tego żadne nasze zwycięstwo. Teraz czuję pełne zrozumienie względem każdego z rodaków, bo wiem że przeżywamy to samo. Często brakuje mi tej jedności między nami.

    Na Twojego bloga trafiłam przypadkiem szukając blogów związanych z zaburzeniami odżywiania i ćpaniem. Większość z nich wygląda prawie identycznie- opis menu z poszczególnego dnia, wyliczenie kalorii i gadka typu ,,znów się obżarłam, jestem beznadziejna". Mnie zależało na czymś bardziej osobistym. Czymś, z czym mogę się po części utożsamić.

    To, co napisałaś o dumie i przepraszaniu zmusiło mnie do większej refleksji. Przeprosić i wytłumaczyć - chciałabym to zrobić, ale duma to chyba nie jest istota mojego problemu. Po prostu nie wiem, czy chce się z nią dalej przyjaźnić. Nie wiem, na jakim etapie naszej zażyłości się zatrzymać. Mam trudny charakter, nie potrafię wybaczać. Obawiam się, że właśnie przez niego coś jej kiedyś wypomnę, a to nie byłoby fair.

    Wcześniej pisałam innego bloga www.mrd.blog.onet.pl, dopiero od niedawna przeniosłam się na blogspota, a uznałam za niepotrzebne przenoszenie poprzednio napisanych tutaj.

    Dziękuje bardzo za komentarz, ja także pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje za to, ze ponownie sie odezwalas. Nie lubie słowa "komentarz", bo źle mi się ono kojarzy. Zawsze, jak je słysze wyborazam sobie, ze ktoś nas ocenia. W samej ocenie pewnie nie ma nic zlego, zwlaszcza jesli jest konstruktywna. Jednak zazwyczaj najwiecej oceniaja nas ci, ktorzy sami sobie nie mają nic do zarzucenia. Nie musze mowic, jak bardzo sie myla, bo zapewne to wiesz..

    Bardzo podobalo mi sie, co napisalas o tej tragedii. Na mysli zwlaszcza mam Twoje przemyslenia na temat tego, ze to byli tak naprawde dobrzy ludzie. Rzeczywiscie, zmienic Polske nie jest tak prosto. Naprawianie starych bledow moze trwac dziesiatki lat, a nawet stulecia, bo sa przepisy, ktore wszelkie zmiany utrudniają. Niestety nie mozna ich tak ominąc, choc wielu by pewnie chcialo..

    Chyba wyrazilas najlepiej to, czego ja wczesniej nie nazwalam. Tez tak myslałam i nadal myśle, ale wciaz nie moglam/ nie moge znaleźć czasu na pewne rzeczy. Za to, wciaz znajduje u siebie wiele mysli, ktore powinny byc slowami wypowiedzianymi. Tak samo widze wiele czynow, ktore sa tylko marzeniami, a wystarczy tak niewiele. Widac zbyt mało wnioskow wyciagnelam z tego wydarzenia lecz w moim wypadku sukcesem jest, ze sie w ogole nad nim zatrzymalam. Glupio to brzmi, ale musze byc uczciwa wobec siebie i przyznac, jak jest.

    Zazwyczaj nawet na to nie znajduje wolnej chwili, a dlugosc tych wpisow na blogu jest chyba zmylką, ze cierpię na nadmiar czasu wolnego. Dla mnie kazdy dzien jest, jak walka o przetrwanie, bo gdy wali sie jedna rzecz, dla mnie ona niszczy wszystko. I choc nadal zyje, to w takim niepoukladanym swiecie czuje sie bardzo zle. Wlasnie dlatego chce wtedy jeszcze mocniej po prostu przestac istniec. Na codzien skupiam caly swoj wysilek, aby do tego nie dopuscic, aby zachowac porządek w swoim pesudo swiecie, czy pesudo zyciu. Tamto ostatnie wydarzenie wytracilo mnie, tak jak i Ciebie z rownowagi. Jednak chwila refleksji jest zaledwie chwilą w tej otchłani czasu, ktorą mamy przed sobą.

    Ciesze sie, ze akurat nad moim blogiem dluzej sie zatrymalas, bo nie ma w nim nic szczegolnego. Najwyrazniej i w Tobie tak i we mnie jest potrzebna, aby przystanac nad czyms innym, niz tylko kalorie. Wystarczy, ze pewnymi rzeczami tak mocno sie zyje, ze nie starcza sily na inne, wazniejsze sprawy. Po co, wiec o tym truc, takze tutaj? Ja akurat mam tego dosyc, choc zakladam, ze moga nadejsc chwile, gdy znow w ten sposob sie ogranicze.

    Nie wiem, jak wyglada Twoja relacja z tą Paulina, ale skoro tak wlasnie czujesz, najwyrazniejsz masz powody. Ty sama znasz rozwiazanie i nikt inny nie powie Ci, co powinnas zrobic. Nie ma sensu, abym zbyt wiele o tym pisala, bo pewnie nie potrzebujesz tego. Jesli zdecydujesz sie zakonczyc te znajomosc, zakladam, ze bedziesz miala powody.

    Ja akurat rozumiem, ze czasem jedna rzecz jest w stanie zniszczyc wszystko. Zreszta mozliwe, ze w Twoim wypadku pewnie bylo wiecej takich rzeczy, cz powodow wlasnie. Tylko, ze czasem ten jeden powod jest, jak ostatnia kropla, ktora powoduje, ze "czara goryczy sie przelała".

    Wybacz, ze pisze tak duzo o sobie. Zawsze mam wrazenie, ze duzo za duzo, ale nasunela mi sie pewna mysl. Albo raczej wspomnienie. Mnie, juz tyle razy rozne osoby wystawily, ze stwierdzilam: w dupie mam, po co sie starac o innych, dlaczego wlasnie ja? niech inni tez sie postarają, bo ja tego wiecej nie zrobie..

    Na Twojego wczesniejszego bloga tez zajrze :)
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń