środa, 24 marca 2010

Na wiosnę nadal popatrzeć mogę.

Niestety tylko popatrzec, bo ta Pani (nie wiem, czemu utozsamilam ją z kobietą) ze mną nie rozmawia, co uniemozliwia bliższy kontakt. Mimo wszystko w jakis sposob czuję...... Czuję, ze wyschnięte gałezie drzew przeistaczają się w prawdziwe drzewa z pieknymi, zielonymi liścmi. Tak własnie wyglada wiosna, albo jej urok, wobec ktorego nie mozna przejść obojętnie... Nawet z daleka, przyjemnie na nia popatrzeć..

Najgorsze, ze jestem troche senna. Coz, spalam tylko 5 godzin. Jednak nie zamierzam po prostu pojsc spac na godzine, czy chocby 15 minut popoludniu. I w pierwszym i w drugim wypadku, groziloby to zbyt wielkimi konsekwencjami, a nie przyjemną drzemką. Natomiast samo bycie zmęczoną zawsze mozna, jakos zagluszyc. Pewnie, jak wroce z cwiczen, ktore mam za niedlugo, wezme "coś" na pobudzenie. Poki, co trzeba bedzie sie zbierac spowrotem do szkoly. Smieje sie, bo te cwiczenia odbędą się z "glupią babą", tak ją nazwala moja kolezanka z rosyjskiego. Ta głupia baba, to ta sama osoba, o ktorej jeszcze inna dziewczyna powiedziala, ze jest strasznie brzydka. Dziwne, ze tez takie cos przyszlo jej do głowy. Kogo, jak kogo, ale Marte bym o to nie podejrzewala. W kazdym razie przyznac musze, ze rzeczywiscie niezbyt przyjemnie czulam sie patrzac na nią. Jednak mysle, ze ona jest zwykla kobietą.. Kazdy jak bedzie mial tyle lat, co ona (na oko 45, niby nie tak duzo...), przestanie sie prezentowac, jak młodzik. Zresztą młodzik tez nie jest powiedziane, ze musi byc piekny. Tutaj ma na mysli wiadomo kogo i nic dodawac nie musze...

Gdy się spiesze czasu brakuje, a gdy sie nudze mam go za duzo. Normalne? Z pewnoscią, ale protestuje i nie godze sie z tym. Na darmo ten moj protest, bo tylko energie trace, a tymczasem sa inne rzeczy, do ktorych ona sie przyda..

Ostatnio 2 dni przepisywalam wyklady z psychiatrii. W jeden dzien takie niewinne pisanko, zajelo mi jedynie 4 godziny, a w drugim, juz nie chce pamietac. Chyba przestane tak robic. To dobre dla Magdy, a mnie jednak jebie, czy bede miec piekne, czy brzydkie zeszyty. Oczywiscie, jestem zadowolona z siebie, gdy patrze na swoj cudny zeszyt z psychiatrii. Okladke tylko ma brzydką, ale wyłącznie przez brak interesujących do zakupienia (w ulubionej, bo jedynej hurtownii). Chyba naprawde sie nudzilam, poniewaz nawet pokolorowalam wszystkie wyklady! Na dodatek, jak je przepisywałam, pokusiłam się o uzycie kolorowych dlugopisow. Wazniejsze rzeczy zaznaczałam na czerwono, badz na zielono. Bardzo sie przy tym nameczylam, bo czerwony dlugopis akurat sie wypisywal. Wlasnie z tego powodu uzywalam podwojnej siły nacisku, zeby wykreślić wyrazne i czytelne litery. Jednak warto bylo. Ciekawe, czy komus ten zeszyt pozycze, hehe...

A wczoraj mielismKursyway kontynuacje "przepraszam", "proszę" i "dziękuje" na cwiczenia u Martunii. Nie poszlam do Oluni, poza tym ona akurat wtedy kłocila sie z Anką. Ona tylko tyle potrafi - pomyślałam, a w zasadzie nadal myślę właśnie tak. W środku coś mnie gotowało. Czy to był gniew? Cholera wie, skoro moje uczucia sa takie niewyrazne. Czasem trudno odroznic wscieklosc od obrzydzenia, albo smutek od radosci, choc to są dwie calkiem rozne emocje. Własnie - różne, ale nie odrębne.. Nie wiem, co mnie wtedy sklonilo, by powiedziec jedną rzecz. Grunt, ze ją powiedzialam. Dzis nie załuje, choc potem mialam wyrzuty sumienia. Te ostatnie akurat doskonale u siebie diagnozuje zawsze.

Martunia zaczela nam wyjasniac, ze te trzy slowa sa magiczne, bo mają znaczenie terapeutyczne. Oczywiscie w gruncie rzeczy w dupie mialam, czy one cos znaczą, czy nie. Spytalam z premedytacją, udając (jak zwykle) autentyczne zainteresowanie: Czy jeśli powiem komuś - przepraszam, że nie rozumiem Twojej zlosliwosci i dziękuje, ze dzieki Twojemu chamskiemu zachowaniu, moglam sie poczuc lepsza - czy to bedzie mialo wartosc terapeutyczną?
Wszyscy wiedzieli, ze to sie tyczy Olki. Śmiali sie, bo podobno smiesznie te slowa zabrzmialy. Na szczescie wiem, ze nie zrobili tego złośliwie... Niektorzy nawet wyrazili wobec mnie swoje uznanie,heh.. Zabawne, jakbym nie wiem, czego dokonała. A powiedzialam tylko, co powiedziec chcialam, a konsekwencji swych pytań przyjełam..

Olusia bezczelna wlasnie w tamtym momencie spojrzala na mnie. Jak gdyby nigdy nic, przypomniala sobie o mnie i stwierdzila: Własnie, Goska, razem jeszcze nie byłysmy.
Ode mnie usłyszała: Nie mamy sie za, co przepraszac i lepiej nie...
Ciekawe, czy zrozumiała?

A Martunia zadnych wyjasnien, ani komentarzy terapeutycznych (zresztą nie oczekiwalam takowych ;)) w zasadzie nie udzieliła.. Podobno, jak mamy tak kogokolwiek przepraszac, lepiej tego zaniechać. Zgadzam sie, bo nie przeprosić Olkę chcialam, ale zadać ból. Taki, by poczula sie, jak ja przez nią. Chyba za mało tego w zyciu miala.

Fajnie czasem byc zlosliwym.. Tylko czasem, by mściwym do szpiku kości się nie stać. Jad, ktory dostanie sie do krwi czlowieka, zatruwa caly organizm... Tego nie chcialabym doswiadczyc, choc czasem chyba, jednak doswiadczam..
(Mścicielka)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz