sobota, 20 marca 2010

Widziałam wiosnę.

Piękną pogode mamy dzisiaj w BC. W koncu wylaczylam ogrzewanie w pokoju, bo bylo tutaj zbyt goraco. Jak tylko wstalam zabralam sie za odkurzanie i mycie podłóg. Widzialby kto, znalazla sie porządnicka - smialam sie z siebie. Pewnie nawet nie trzeba, by szukać upartego, chcąc jakis brud wypaczeć. Dawniej nie odsuwalam łozka, nie chcialo mi sie, az tak wysilac. A to byl bląd, poniewaz najwieksza mogiła kurzu, gromadzila sie wlasnie tam. Wiedzialam o tym, ale liczylo sie wylacznie zachowanie pewnych pozorów. A pozory, jak to i psy Azory, potrafia bardzo człowieka omamić. Jakie to proste, by stworzyc takie mylne wrazenie - tak myslę nad tym głośno, własnie teraz. W tamtym czasie wystarczylo jedynie zadbać, aby kazda ksiazka miala swoje miejsce. Koniecznie miejsce stałe, jedna na drugiej. Tak samo kazdy ciuch musial spoczywac w szafie. Nie gromadzilam ich nawet na krzesle, czy na łozku (ok, przyznaję czasami.. bardzo czasami!). Pokurczone, czy polozone na "kurzą łapę", takie niektorzy później noszą ubrania.

Nie mam sily pisac. To znaczy, gdyby nie wlasny pospiech, na pewno sile bym znalazla. Czasem wystarczy tylko usiąść, usiąść spokojnie, by wydobyc z siebie wiecej zycia.. W pośpiechu nie da się żyć, mozna tylko sie spieszyć, zamieniając zycie w sobie na pospiech. Pospiech dominuje nad wszystkim i wnetrzem i swiatem wokół. Widac lubi zajmowac dosłownie wszystko, albo inaczej nie potrafi. Dostalam dzis maila od Daisy, ktora wyjechala na jakis wyjazd z kolezankami z kursu angola. Pojechala chyba, gdzies tam do Anglii, ale gdzie dokladnie, juz nie pamietam. Niedawno wróciła i udała się do "wiejskiej biblio", by do mnie maila "szrajbnąć".. Użyłam jej słów, inaczej nie mogłam,heh..

A wczesniej przyslali mi maila z forum iwbp, ktorego zreszta rozeslali do wszystkich uzytkownikow. Jesli do 31 marca nic tam nie napisze, zapewne skasują moje konto. Administratorka chciala ostrzec osoby nieaktywne, by zmusic je do zabrania glosu. Pewnie forum obumiera, bo zwykle tak bywa z tego typu miejscami. Sa one skazane na smierc, predzej czy pozniej. Ludzie sie zmieniaja i takich miejsc już nie potrzebują, a wtedy mozna je usunąć bez strat, pogrzebu oraz żałoby.. No chyba, ze beda słuzyc przyszlym, az sie nasuwa, by napisac - pokoleniom, ale to chyba zbyt ambitnie brzmi.

Jak dlugo nieaktywnych uzytkownikow rzecz cała sie tyczy, rowniez nie pamietam. Wydaje mi sie, ze 3 miesiace, albo nawet 6, a pod ten termin, juz podpadam. To znaczy kwalifikuje sie do bycia usunietą. A jakos jednioczesnie nie czuje potrzeby, zeby temu zapobiec. Tyle rzeczy zrobić wypada, innych niż forum... Moge przez to stracic kontakt z niektorymi fajnymi osobami, wiec na pewno szkoda. Jednak sądze, ze jak ktos ma byc naszym przyjacielem, to zawsze nim bedzie. Co prawda o przyjaciol trzeba tez dbac, ale widac wolę uniknąć wysiłku, niz utrzymać cudzą sympatię. Dobrzy znajomi i tych, ktorych zaufaniem obdarzylam na zawsze, w tym Daisy, to i tak bardzo wiele.

Pisalam pierdoly, chyba, zeby pisac. Nie powinnam tak robic, ale gubie sie w tym powinnam, musze, albo chce.

Najdziwniejsze jest, ze czekałam na ten dzień. Przez chwile czulam sie naprawde wolna. Nieco smutne, ze bodzcami wyzwalajKursywaącymi te pozytywne uczucia, staly sie używki. Uzywki, po ktore znow tego dnia siegne, a wlasciwie juz sięgnełam. Zamierzam dalej (trochę) palic, wspomagac sie Tussi i przepisywac notatki z psychologii klinicznej. Tamto ostatnie przejełam, w zasadzie od Magdy, poniewaz ona zawsze wszystkie wyklady przepisuje. Rzekomo nie potrafi sie uczyc, gdy ma cos brzydko napisane. Ja wczesniej wychodzilam z zalozenia, ze nie zeszyty sa wazne, skoro ich i tak nikt nie ocenia. Uwazalam, ze najwazniejsze, by w glowie, jak najwiecej wiedzy zachowac. Oczywiscie wiedzy wartej poswiecenia swego miejsca w mózgu (juz i tak mocno ograniczonego). A przepisywanie zeszytow w pewnym sensie z powyzszym celem kolidowalo. Jak moglam jednoczesnie zadbac o piekne zeszyty i wyuczyc sie wszystkiego? Przeciez nie jestem osobą, ktora potrafi wszystko czynic doskonale, choc bardzo chce.
Pozostawie w swoim pokoju otwarte okno. Sprobuje pooddychac tym swiezym powietrzem. Naprawde pooddychac.... Musi sie udac, bo wiosne, przeciez dzis spotkalam. Choc przez chwile dane mi bylo poczuc ją tak blisko, zupełnie jak dawniej!! Mialam wówczas poczucie, jakbym umarła, ale szczęśliwie. Brzmi to moze strasznie, albo pesymistycznie, ale smierc pozbawia strachu zycia. Wlasnie dlatego odzyskalam na chwile upragnione poczucie bezpieczenstwa. Czulam sie, jak przy ogladaniu z Bogiem wlasnego zycia. Calego zycia, kadr po kadru... Zupełnie, jakby On pokazywal mi moje najwieksze błędy i wskazywal skarby, na ktore pozostalam ślepa.. Nagle moglam zobaczyc piekno w kazdej drobnej rzeczy. Piękno, ktorego nie dostrzeglam, gdy żylam.
Niezwykłe uczucie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz