piątek, 26 kwietnia 2013

Książka.

Dosłownie przed chwilą miałam bardzo dziwny sen...

Śniło mi się, że szukałam czegoś w internecie. Przez przypadek znalazłam recenzję książki, która początkowo w ogóle mnie nie zainteresowała. Nie miałam zamiaru czytać o tym, jak jakiś krytyk ocenia, jakąś tam książkę. W końcu książek i krytyków jest wiele, mało co ich odróżnia. Zmieniłam całkowicie zdanie, gdy przypadkowo spostrzegłam słowo "anoreksja". Są słowa, które wyróżniają się wśród innych słów i które zatrzymują naszą uwagę na dłużej... To było właśnie takie słowo. Przeczytałam całą recenzję.

Książka rzekomo opowiadała o trudnych losach pewnej dziewczyny. Miała być poruszająca, nieco sentymentalna, ale dająca do myślenia i jednocześnie zabawna, żeby czytelnik przypadkiem nad nią nie usnął. Dziewczyna zachorowała na jakąś trudną do zrozumienia i zagadkową chorobę. Nie była to choroba genetyczna, choć paradoksalnie autoimmunologiczna. Taka choroba, gdzie organizm wykorzystuje przeciwko sobie te siły obronne, jakich miał używać, by siebie chronić. Organizm staje się po prostu swoim wrogiem. Mimo choroby, a może właśnie z jej powodu - bohaterka brała udział w różnych niecodziennych zdarzeniach. Takich zdarzeniach, których prawdopodobieństwo wystąpienia jest bardzo nikłe tym bardziej, gdy dotyczą one jednej i tej samej osoby... To miał być rzekomo ten typ zdarzeń stanowiący idealny materiał na książkę, o czym recenzent próbował czytelników przekonać. Sama, wciąż oczekiwałam czegoś więcej.

Dziwny tryb życia i odżywiania spowodował, że dziewczyna jadła tylko 6 budyni dziennie. W recenzji zawarto wzmiankę na temat kaloryczności jednej porcji budyniu. Czytelnik mógł się dowiedzieć, że nie przekracza ona 60 kalorii... Tak było we śnie...

W rzeczywistości pewnie wygląda to trochę inaczej, nie będę jednak sprawdzać.

Wszyscy łącznie z tą dziewczyną myśleli, że ona choruje na całkiem inną chorobę, niż anoreksja, chorobę-zabójcę autoimmunologiczną. Podobnie recenzja została napisana w taki sposób, że sama w to uwierzyłam. Zabawne! Nawet te budynie i mania odchudzania nie wyprowadziły mnie z błędu. Tak też jest z tą chorobą i samymi chorującymi w prawdziwym życiu. Łatwo się maskują, oszukują otoczenie bardzo skutecznie i długo nikt nic nie podejrzewa...



Wszystko stało się bardziej przejrzyste dopiero pod koniec recenzji. Recenzent chyba specjalnie długo trzymał mnie w napięciu, bo najważniejsze informacje pozostawił na sam koniec. Udało mu się jednocześnie tak zbudować początek opowieści, że chciało się pójść krok dalej do przodu i zobaczyć, co tam się zdarzyło...
Nie wiem czemu, ale nie miałam mu tego za złe. Polubiłam szczerze tego gościa...

Cóż, okazało się, że dziewczyna chorowała na anoreksję mając 15 lat. Aktualnie będąc dużo starsza przy niecodziennym funkcjonowaniu można było podejrzewać, że tamten epizod nie jest tylko epizodem. To mogło być coś więcej.



Wreszcie nabrałam ochoty, żeby tę książkę przeczytać. Zainteresowała mnie ona bardzo. Chciałam odnaleźć w niej coś pokrzepiającego... Potrzebowałam też pilnie zrozumienia. Pilnie! Zrozumienia siebie samej na podstawie podobieństwa do tej dziewczyny, bo wyłącznie taki typ zrozumienia mam teraz na myśli. Chciałam zobaczyć, że książka skończy się szczęśliwie, że zakończenie będzie dokładnie takie, jakie chciałabym, aby było, mimo że to zdarza się tylko w bajkach. A najbardziej chciałam zobaczyć, że bohaterka jest szczęśliwa mimo choroby, tak żebym mogła uwierzyć, że jedno z drugim czasem współistnieje.

Jednak, już we śnie pojawiła się ta myśl, która nigdy nawet na chwilę mnie nie opuszcza: Nie masz teraz czasu.

Nie masz czasu na czytanie tej książki. Są inne ważniejsze sprawy - nawet we śnie nie wolno mi śnic o tym o czym śnić najbardziej bym chciała.

Wciąż włącza się, jakiś cenzor. Głos który mówi mi, co mogę, a co mi niewolno.............
Zapomnij o tym, zapomnij o tamtym - nieustannie słyszę jedno i to samo, stara nudna śpiewka.

Widać sny mają o wiele więcej wspólnego z rzeczywistością, niż sądziłam. Nie doceniałam ich. Może dopiero, gdy zmienimy prawdziwe życie wtedy zmienią się też nasze sny. Może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz