wtorek, 9 kwietnia 2013

Murzynka.

Spotkałam murzynkę. Była bardzo grubą kobietą z włosami ściętymi na męsko. Wyglądały one trochę, jak końcówki nierozplątanych warkoczyków lub dredów. Taka typowa murzynka. Wpuściłam ja za furtkę i zaproponowałam, żeby usiadła ze mną na ganku przed domem. Na dworze było ciepło, przyjemnie cieplo. Az chcialo nacieszyć się oczy tak pieknie blyszczącym, przejrzystym jak ocean niebem. Zresztą sloncem też... Zaczelysmy rozmawiac. Nie pamietam dokladnie, kto pierwszy zainicjowal tę rozmowę. Wiem jednak, że dowiedzialam się, ze murzynka jest podrozniczką. Powiedziała, ze podrozuje po calym swiecie sladami Ojca Świętego Jana Pawła II.

Ta informacja bardzo mnie zaciekawila. Chcialam dowiedziec się wiecej. Spytalam ją, jak wygląda ta jej podroz, co wtedy je oraz gdzie spi. Ten komunikat zawieral nie wprost pytanie rowniez o srodki finansowe, w koncu taka wyprawa wydawała się sporo kosztować. Pomyslalam, ze malo kogo stać na nią. A juz szczegolnie nie murzynkę z krainy ubóstwa, z Afryki, gdzie pelno glodujących dzieci z brzuchami wydętymi prawie jak moj po napadzie. Choc wprawila mnie w zdumienie, to sama odpowiedziala calkowicie spokojnie i z pełnym opanowaniem, ze spi byle gdzie i je też byle co...

Zdumialam sie jeszcze bardziej: jak to?? Wyjasnila, ze czasem kladzie sie w lesie przy konarach drzew, a czasem wchodzi zupełnie w gląb lasu, gdzie nie przeszkadza jej ciemnosc nocy. Zrywa jablka z drzew, ktore rosną w sadach mijanych po drodze oraz gruszki. Zywi sie rowniez innymi owocami oraz wszystkim, co choćby częściowo zdaje się być jadalne... W najciekawszym momencie opowiesci murzynki na ganek wyszla moja mama. Spojrzala na nas, lekko się usmiechając, jakby cos tym usmiechem chciala mi zasugerowac.

To byl sympatyczny usmiech, ale wyczulam w nim swietnie znaną drwinę, szyderstwo, a nawet rozbawienie. Zamknęłam drzwi ganku, ktore wczesniej byly uchylone. Nie chcialam, zeby matka slyszala, co zaraz powiem i spostrzegła, jak placze.

Rozplakalam sie na wspomnienie, ze kiedys tez widzialam Ojca Swiętego. To bylo na ostatniej pielgrzymce do Polski naszego Pielgrzyma. Podziwialam Jego niezwykle smuklą, juz chyba wowczas swiętą postać - dosłownie na wyciągnięcie ręki... Czułam, że to cud. A na pewno wielkie szczescie przepchać się przez tlum tych okropnie wrzeszczących ludzi akurat w to miejsce. Przecież On wcale nie musiał tam być... Ani akurat wtedy... Jednak był...

Oczywiscie to byl tylko sen lecz mam wrazenie, jakby czarna postac grubej murzynki symbolizowala wszystkie moje lęki. Jakby byla przemieszczeniem tego, czego najbardziej sie boje. Takim moim totalnym zaprzeczeniem. Nie powinnam sie rozdrabniac, ale dzielac siebie na postac dobrą i zlą, gdzie zlo oznaczałoby realizacje pragnien - tym zlem bylaby murzynka.

Niestety w rzeczywistości ja nie jestem dobra, dobra jest właśnie murzynka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz