niedziela, 7 kwietnia 2013

Mały świat.

Troche jestem w tym momencie zaspana, poniewaz niedawno wstalam. Mamy godzinę 20:42 i za wiele niestety, już nie zrobię. A od trzech dni nie robię nic, co wynika z braku czasu. Wlasciwie to powiedzenie, ze nie robie nic jest moze nieadekwatnym powiedzeniem. Robie nie te rzeczy, ktore robic bym chciala.

Tytulowy "mały świat" ma zwiazek z tym, ze w krótkim czasie natrafilam na kilka zbiegów okoliczności. Dzis uswiadomilam sobie istnienie kolejnego z nich. Zaczne po kolei:

Pierwszy zbieg okolicznosci.
Moja pierwsza terapia i terapeutka, ktora ze mnie zrezygnowala. Chodzilam do niej dwa miesiace. Po uplywie pięciu miesięcy od kiedy pierwszy raz ujrzalam ją na oczy, zrozumialam ze to wcale nie byl pierwszy raz. Nie myslalam o niej specjalnie. Skupialam sie na czyms innym, az samowolnie przyszla mi do glowy mysl, ze przecież się znamy!
Ona mnie uczyla na studiach, jak moglam wczesniej nie rozpoznac jej twarzy, nie skojarzyc nazwiska? No jak, pytam się - jak?? Ok tych nazwisk bylo wiele i nie sposob je wszystkie na trwałe przyswoić. Co się jednak stalo z moją pamięcią do twarzy? Zawsze byla nienaruszona... Gdzie ta pamięć wtedy była? Na wakacjach?

Drugi zbieg okolicznosci.

W czasie, gdy chodzilam na kurs pedagogiczny dosc czesto sie spoznialam. Czesto rowniez w ogole na niego nie docierałam,. Gdyz sposob prowadzenia kursu nie zachęcal do wysokiej frekwencji. Poza tym niemal wszyscy uczestnicy "szli" tą samą drogą do celu, co ja. Mozna więc powiedziec, ze niekiedy "wymienialiśmy się" nieobecnością i nie potrzebowaliśmy do tego kontraktu, albo scenariusza...
Kryzysy zwiazane z niewyspaniem zawsze dawaly o sobie znac, zawsze wierciły mi głowę i w głowie. Jednak pierwszy raz w zyciu właśnie na tym kursie zamknęłam oczy i usnelam na krześle, bardzo niewygodnym krześle. Pierwszy raz pozwoliłam sobie na coś takiego. Mialam gdzies, ze kobieta, ktora wlasnie wyklada nie sprawia, ani ciut wrazenia "latjowej". Nie obchodzilo mnie tez, ze siedze tuz kolo jej lewego ramienia, slyszac smiech i czujac na sobie (wcale nie ukradkowe) spojrzenia osob z kursu. Martwilam sie tylko tym, by nie spaść z tego krzesła. W koncu tu mogło chodzic o moje zdrowie i zycie...
Co potem? Okazalo sie, ze kierowniczką nastepnego kursu, jaki wybralam jest ta sama kobieta, u ktorej na zajeciach tak bezczelnie drzemalam! Zatem to od niej zalezec bedzie moje "być, albo nie być" na kursie. Nagle, jakże slodko i rozkosznie się zrobiło!

Trzeci zbieg okolicznosci.

To sytuacja, jak dla mnie najbardziej przypadkowa i podobnie, jak wyzej związana z kursem, na ktory obecnie chodzę. Innym, niz ten wcześniejszy kurs... Na pierwsze zajecia organizacyjne bylam na czas. Baa, mozna powiedziec ze tego czasu sporo mialam - na czekanie! Po prostu, gdy ma mnie spotkać coś nowego dbam o to by się nie spoznić. Dbam, az za bardzo. Wchodze w drugi nurt rzeki, doslownie, mimo że nie da się oszacować, gdzie jest pierwszy.
Podczas siedzenia w holu poczekalni doszla do mnie kolejna osoba, ktora tez "za bardzo" zadbala o to, by dotrzec na czas... To byla Renata, kobieta wyglądająca na sześcdziesiąt lat z krótkimi rudawo-brazowymi włosami.
Patrzac na jej twarz odnioslam wrazenie, ze Renata mogla byc duzo mlodsza. Twarz jej nie wydawala się zdradzać oznak wielkiego zmęczenia życiem, czy tez uprzedniej ciężkiej pracy. Trudno tez stwierdzic na jakiej podstawie doszlam do takiego oto wniosku. Chyba intuicyjnie bardzo.
Ostatecznie w tamtym momencie, po dokładnej obserwacji Renatki, oceniłam ją na pięćdziesiąt lat. Zaś za calosciowy wygląd, ze szczególnym uwzględnieniem zmarszczek wokół oczu i bruzd nosowo-gardłowych, obarczylam kwestię genetyczną... Czemu tak to mnie zajęło? Nie wiem, taka już jestem... Niektórym to przeszkadza, a inni to we mnie kochają.
Z Renata rozmowa od początku byla taka, jak z kims kogo nie tylko bardzo dobrze się zna, ale kogo chce się poznawac nieustannie. Wydawala sie intrygującą, a co najważniejsze myslącą osobą. Zabrzmi to nie najlepiej, ale dosc rzadko takie spotykam. W dodatku zwracala uwage na to, co do niej mowilam. Dzięki temu nie prowadzilam monologu, Renata tez nie. My naprawdę rozmawialysmy.
Pozniej usiadlysmy razem w lawce. Chodzilysmy tez czasem na wspolnego papierosa. Momentami nieco sie krepowalam na mysl o tym, ze Renia moglaby byc moją matką. Jednak w czasie rozmowy dbałam o to, chyba skutecznie, by nikt tych lęków nie spostrzegl.
A dzis podczas powrotu do domu po zajęciach zaczelam zastanawiać się, kogo Renata tak bardzo mi przypomina, czyj obraz przywołuje. W koncu bez zawahania uznałam, ze byl to wewnetrzny obraz nikogo innego, jak mojej matki. Wow, kto by pomyślał, bo ja na pewno nie! Przynajmniej nie do tego czasu...
Renia jest do niej podobna z wyglądu, choc moja mama wygląda zdecydowanie na 15 lat mlodziej. To po pierwsze. A po drugie, ma coś takiego w sobie, w swoim charakterze, czy sposobie bycia, co przybliza ją bardzo do "dobrego obiektu", tej dobrej matki, ktora karmi...

Zasypiałam w autobusie zmeczoną dokladną analizą związku swojego "dobrego obiektu" ze sposobem bycia Renaty. Jednak zasnac - nie zasnelam. W koncu nastąpil "Efekt Aha"... Zrozumialam, ze glowa moja (nie)swiadomie pracowala nad tym, bym odzyskała wspomnienie spotkania z Renatą na Hellingerze. Juz wtedy Renata przypominala mi bardzo moją matkę. Spotkanie miało miejsce, co najzabawniejsze daleko od domu zarowno dla mnie, jak i dla Renaty. Podwojny szok! Otoz, spotkalysmy się w miejscowosci nieopodal Bielska Białej - dokładnie tak to było, teraz pamiętam... Ja tam jechalam kilka godzin, Renata tez... Nie mogę tylko przypomnieć sobie dokladnego przebiegu Hellingera i tego, czy Renata tez sie ustawiala. Przypuszczam, że nie... Zresztą to najmniej istotne.

Teraz, już tylko zastanawiam się, czy podzielić się z Renatą swym oświeceniem. Oświecić ją? A moze ona ma lepsza pamięc, niz ja - jedynie nie demonstruje tego? Moze po prostu nie chce mnie zawstydzic? W koncu na Hellingerze opowiedzialam dość szczegółowo o chorobie. A to jest temat krępujący, o ktorym niełatwo jest mówić.. Calkiem mozliwe, ze Renata uswiadamia sobie, ze tak wlasnie jest. Wówczas nie pozostałoby mi nic innego, jak dodać: Brawo, masz rację!

Mozliwe tez, ze w ogole o tym nie myśli...
Ja także powinnam przestać iiiiiii........ Zrobię, tak jak powinnam: przestaję.

To koniec na dziś :)
W mały świat wyruszę jutro znowu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz