sobota, 20 kwietnia 2013

Sobota robota.

Sobota!



Można powiedzieć, że lubię soboty...
Żałuję tylko niemiłosiernie, że matka ma dziś dzień wolny od pracy. A nigdy nie wiem, kiedy do tej pracy pójdzie i na którą właściwie godzinę. Od kiedy dokonano w zakładzie pracy matki kilku drobnych zmian - uczyniono wszystko jeszcze bardziej rotacyjnym, niż wcześniej. A wcześniej rotacja nie była zbyt wielka, choć była, a i to mnie wtedy bolało...

Ten fakt powinien wskrzesić duch zrozumienia dla cierpienia, jakie odczuwam w związku z nadwyżką zmian...

Dziękuję jej pomysłodawcom, byliście genialni! Tylko proszę nie bądźcie tacy więcej...

Z wątpliwościami, czy dziś mother pracuje - nigdy nie gryzę się zbyt długo. Wystarczy ledwo otworzyć oczy i delikatnie wytrzeszczyć uszy, by usłyszeć dobiegające z dołu domu komentarze. Z reguły są to komentarze na mój (osobisty) temat. Nie sądzę, bym była, aż tak barwną osobą, która na te komentarze zasługuje szczególnie, albo bardziej szczególnie, niż inne osoby. Nie sądzę. Jednak właśnie mojej osoby one dotyczą.



Leżałam tego poranka dość długo w łóżku, budząc się i zasypiając na przemian. W trakcie jednej z takich pobudek dobiegł mych uszu wymawiany przez matkę głos czyjegoś imienia: Małgośka....
Nagle zrozumiałam, że spędzę z matką kolejną barwną sobotę.

To są prawdziwe barwy szczęścia, a nie te bzdury, jakie pokazują ludziom w telewizji...

Cóż, wszelkie wątpliwości odeszły zanim przyszły.

Jedyne, czego nadal dokonać nie potrafię - to ogarnąć kilku myśli, właściwie dylematów... Zamiatam je łopatką w najbliższy kąt ich inicjatora, kąt mojej matki. W końcu od niej wszystko się zaczęło. Niech sobie radzi z nimi! Niech sprząta. Nic jej nie pasuje. Wszystko jest źle. Nigdy nie jest dobrze. Nic dziwnego, przy takim nastawieniu łatwiej jest uczynić trawę niebieską, a niebo zielone, niż spojrzeć łaskawie na teraźniejszość.

-Narzeka, że uczę się za dużo - nazywając mnie żałosnym naukowcem.
-Narzeka, gdy w ogóle się nie uczę - stosując mocne określenie leń i jeszcze mocniejsze pasożyt.

-Rozpacza, gdy nie wychodzę z domu - mówiąc, że jestem odludkiem.
-Płacze, gdy z domu wychodzę - twierdząc, że urodziła włókę.

Jak widać wyraźnie dzisiejszej sobocie przyświeca poszukiwanie złotego środka. Należy ona do robota - mojej matki.
Pozdrawiam Cię Mamo serdecznie ;-)



Wbrew wszystkiemu wierzę, że kolejna sobota będzie moja i tylko moja! W końcu, jakaś równowaga sprawiedliwości musi zostać w tym domu zachowana. A na pewno powinna!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz