poniedziałek, 15 lutego 2010

2 semestr = etap bliżej nieokreślony.

Zajebiscie. Wlasnie wrocilam do BC, a tu masz! Co sie okazalo? Otóż nie ma jutro zajec, wiec po kiego diabla tak sie spieszylam? Moglam siedziec jeszcze w domu. Nadgorliwosc nigdy nie byla dobra. Jesli czemus sluzy, to pewnie tylko wrzodom. Musze zaczac robic, jak kiedys, gdy w szkole zjawialam sie od swieta. Boje sie tylko, by nie odbiło sie to na ocenach. Kiedys Księżulek uwzglednil wszystkie moje nieobecnosci, a bylo ich wiecej, niz obecnosci. Wystarczylo, jak policzyl, ze raz sie zjawilam na jego wykladzie. Dzieki temu zostala oczywista reszta, wiec mogl zaoszczedzic czas i niepotrzebny wysilek. Pamietam, ogarnela mnie wtedy ogromniasta wscieklosc. Mysl o pierdole, ktora zawazyla na rzeczy waznej, gotowala mnie w srodku. Wystarczylo przeciez "tylko" chodzic troszke czesciej. Coz, jakby kazdy chcial robic wszystko, jak nalezy, byloby wspaniale. Zreszta chciec nie jest trudno, ale jak uczynic cos wiecej? Jak sprawic, by samo chcenie kierowalo czlowieka tam, gdzie zaplanowal? Moze i niektorzy trzymaja sie scisle wyznaczonego planu. Tak sa tacy, ale nawet, jesli oni unikną pewnych wahań, wciaz pozostaje ryzyko tego planu. W koncu wlasne plany niekiedy najbardziej zawodzą.. Wiem cos o tym..

No nic.. Powiedzmy, ze sprobuje sie zrelaksowac, jakkolwiek to brzmi. Zajme sie czyms pozytecznym, bo tylko to ma moc. Niestety nie mam na mysli mocy spelniania zyczen lecz moc lagodzenia wyrzutow sumienia. Czynie tak zawsze, aby oszukac siebie. A gdy, juz uda mi sie to zrobic wtedy wierze, ze potrafie byc sprytna. Sztuką jest wykiwac nie drugiego czlowieka, ale wlasne slabosci. Ciekawe, czy komus naprawde sie to udalo? Doszlam do wniosku, ze ja tego nie potrafie, ale zabawa w zdolną naprawde ma cos z zabawy. Nie daje tyle radosci, co czarodziejki, chowanego, sklep, czy wiedzmy, ale one tez utracily swa moc. Przynajmniej poczucie swietnego zagospodarowania czasem, jakby przemienia ten czas obecny. Tak niewiele trzeba, zeby uwierzyc w obecnosc rzeczy, ktorych nigdy nie ma, a na dodatek nigdy nie bylo! Paradoks. Gdy mysle o ludzkim mózgu nie wyobrazam sobie zadnych neuronow, czy innych wlokien. Wyobrazam sobie sieci zlozone wlasnie z paradoksów. Te sieci sa tak poplatane, jak wszystko, co pisze.

Cholera, chcialabym sie pozbyc niektorych rzeczy... Tak np. gonitwa mysli, o ktorej nie wiedzialam, a ktora chyba naprawde mnie dotyczy.. Gdybym w nia nie wierzyla, nie musialabym gdybac o zyciu bez niej. A tak mam powod do gdybania. Czy to znaczy, ze lubie gdybac? Jesli zgodze sie z tym, to znaczy, ze uzaleznilam sie od narzekania. Chyba nie mogę.. Jednak cos jest na rzeczy w tym wszystkim.

Na dodatek Martunia powiedziala do mnie (przy odbiorze pracy zaliczeniowej) cos, co potraktowalam jak pieczatke. Przypieczetowala wyrok, ale zapomniala, ze to nie sredniowiecze. Dzis nikt, juz takich wyroków nie wydaje, wiec pieczatkę lepiej przybic sobie na czole. Wtedy bedzie wygladac oryginalnie, jak tatuaz chociaz.. Martunia miewa wrazenie, jakbym z trudem chciala powiedziec cos wiecej.. Ciekawe, co? Moze mi pomoze,heh.. Nie miala nic zlego na mysli, dlatego tak, jak osad (czy opinie) wydala latwo, tak samo znaczenia duzego w nim nie pomiescila..
Nie potrafie ocenic czlowieka po przeczytaniu jego wypocin, ani tym bardziej siebie po wlasnych. Jak rozpoznac metlik w glowie po zlepku kilku zdań? Albo, jak ocenic po tym czyjs charakter? Istnieje w ogole taka mozliwosc? Nad ryzykiem bledu nawet nie mysle. Jest oczywiste i wielkie, wiec trudno go nie dostrzec. To tak, jakby mrówka nie spostrzegla slonia. Pewnie sie zdarza, gdy patrzy przed siebie, a nie do gory. Nogi slonia muszą wygladac, jak jakies góry, gdy jest sie mrówką.. Ale co tam!
Pomijam tez fakt, jak latwo niektorym przychodzi kłamstwo. Zwlaszcza, gdy piszą. Wtedy jest czas do namyslu, choc tacy w gadce pewnie niewiele gorzej kręcą... Trening czyni mistrza, a klamstwo trenuje oszusta.. No, ale przeciez nie wszyscy oszukują.. A nawet jesli, ich wybitne klamstwo sygnalizuje tylko wybitny problem.. Tak powinno byc, ale czy jest, cholera wie...
Podobnie cholera wie, skad sie wzial moj metlik w glowie! Czas przestac uznawac go za problemowy. Czas powrocic do swojej zabawy. Udawac niewidzialną różdżkę, znaczy uwierzyc, a potem zobaczyc swiat taki, jaki chcę. Chociaz na chwilkę. Jak dobrze, ze to potrafię, usunac mętlik, ktory wczesniej stworzylam..

Zanim, jednak pojde sobie stad, chcialabym jeszcze cos napisac. Niestety, co widac, mam masę mysli i nie wiem, co z nimi zrobic. Kiedys, az tyle tych mysli nie bylo. A nawet, jesli ich ilosc pozostala taka sama, na pewno byly mniej chaotyczne. Jak zwykle jakosc ma znaczenie, a co zrobic, gdy jest kiepska? Wymienic? Tylko, kto ją przyjmie? Jaki głupek?
Wtedy, gdy zrozumialam, ze nie stac mnie na to, zalozylam tego bloga. Inny glupek na pewno by sie znalazl, bo o uczuciach mozna nie mowic. W ciekawych zdarzeniach mozna nie uczestnic. Na swoje zycie mozna wreszcie patrzec cudzymi oczami.
Moj blog jest, jak czlowiek. Upersonifikowalam go i nadalam sprawczą moc. Moc uczynniania we mnie tego wszystkiego, co od dawna zastane. To musi wystarczyc, a dlatego ze musi, na pewno wystarczy! W pędzie brakuje czasu, zeby pomyslec, a co do tego zrozumiec drobną, pozornie pustą mysl... Zapomina sie, ze zadna mysl nie jest pusta, bo tam skad pochodzi pustka nie istnieje.
Przynajmniej tutaj potrafie sie zatrzymac i wiem, naprawde wiem, bedzie dobrze... Pisze o beznadziei, ale z nią zawsze kontrastuje, jakis pozytyw. Inaczej nadzieja nie bylaby tak widoczna. Jak brzydka przyjaciolka, wypada duzo lepiej w towarzystwie brzydszej od siebie :)

To rozczarowuje, ale nadziei i beznadziei nie ujęto na tym zdjeciu. One zdjęc nie lubią, choc jakby sie postarac, moze udaloby sie tutaj cos dojrzec? Cos z nich, albo cos ich, czemu nie? Wlasnie dlatego wazne jest wyobrażenie... I chyba tylko dlatego..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz