poniedziałek, 1 lutego 2010

Po Martuni.

Niestety pora jest wczesna......
Nie rozumiem ludzi, ktorzy wczesnie wstają, bo nie chca marnowac dnia. Dawniej moze tez tak mialam, nie chcialam tracic czasu na sen. Zreszta mowi sie czasem: spac bedziemy po smierci, ale ja wlasnie wtedy zamierzam pożyc. Nie rozczaruje sie tylko trzeba na ten czysciec zapracowac. Kurcze, a dzis przebudzilam sie wczesnie, bo czesciowo musialam. Gdy cos musze, pozostaje druga polowa, albo część zwykle tozsama z pierwszą. Nie wiem, co ona znaczy, ale popycha mnie, by zrobic, co musze pod plaszczykiem pseudo-wyboru. Chocbym chciala dluzej pospac musialabym chyba lyknac, jakies tabsy nasenne, by odzyskac spokoj. Nic innego nie pomogloby, wiem na pewno. Zreszta nawet wobec ich dzialania pozostaje, juz teraz sceptyczna...

Mialam dzis ustny egzam u Martuni. Po cholere sie przejmowalam. Dopoki tkwilam w domu, wszystko bylo ok. W pewien sposob bardzo odpowiadal mi moj tymczasowy rytm. Chodzilam spac o 7 rano, czasem troche pozniej. Wstawalam o 15, zeby sie nazrec i wyrzygac. Potem bralam Tussi. Gdy ono zaczynalo dzialac, to smieszne, ale odzyskiwalam siebie. Nagle wszystkiego mi sie chcialo. Nie bylam zmeczona. Wlasnie wtedy moglabym spotkac sie z ludzmi. Moglabym wysprzatac caly dom. Wiele rzeczy, bym mogla.. Naprawde nie pamietam, jak to jest usiasc normalnie i nie martwic sie niczym. Nie pamietam tez, co znaczy pałać szczerym zapalem do czegos, jesli tym czyms nie jest zarcie. Teoretycznie zarcie tez nie wbudza we mnie zapału, ale wystarczy, ze zrezygnowalabym dla niego z wszystkiego,heh.

Gdybym w domu nic nie robila i nie brala Tussi, na pewno bym zarla. To nie ulega watpliwosci. Mam w zyciu dwa wybory: albo zrec, albo jebnac Tussi i sie uczyc. Dopiero w objeciach nocy i Tussi, spedzam troche czasu na kompie. Tak jest codziennie, a nawet jesli nie codziennie, inne dni nie pozostawiają po sobie sladu. Szybko o nich zapominam. Predzej, czy pozniej zaczynam nauke, gdyz wypada. Boje sie, ze cos zawale. Pierdolony strach doprowadza mnie do obsesji, ale czynnosci ją łagodzą. Przynajmniej wtedy obsesja jest mniej okrutna dla mnie.. Teraz chcialbym wrocic do domu, bo tutaj musze wstawac, jak czlowiek o normalnych porach. Bardzo mnie to meczy a nauka juz rzygam. Nienawidze dnia. Kojarzy mi sie wylacznie z czekaniem na napadową pore, do ktorej zostalo jeszcze mase czasu. A ja nie chce tego wiedziec, nie chce byc swiadoma. Niech mnie ktos tej swiadomosci pozbawi.. Wiem, ze nie mam wyboru, a takie cos zawsze najgorzej sie znosi. Nawet, gdybym wyobrazila sobie, jak rezygnuje z napadu, nie zrobie tego. Wyobraznia nie ma dla mnie zadnego znaczenia. Wartosc ma tylko rzeczywistosc. Poza nia wszystko pozostaje bez znaczenia. Tak samo ta pora, o ktorej pisze nie jest wyrokiem. Jest tylko moim nalogowym zachowaniem, ale czym sie rozni jedno od drugiego?

Nawet w domu, gdy Tussi przestawalo dzialac, czulam, co zwykle. A czemu? Jesli cos jest zwykle, wiadomo, ze nie ma, co liczyc na wyjatek. Przynajmniej sama, juz sie na niego nie nabieram. A to zwykle zbliza sie, jak sennosc stopniowo wzrasta, bo wlasnie o niej mowa. Do tego dochodzi dziwny bol glowy, ale nie migrenowy. Co prawda, migreny nie doswiadczylam, wiec brak mi punktu odniesienia, ale mam jego wyobrazenie.. Po Tussi, sadze, ze krew naplywa spowrotem w niektore rejony mozgu. Dzialanie podobne, jak narkotyku, a to przeciez tylko "nieszkodliwy" specyfik. W dodatku do niedawna sprzedawany bez recepty,heh. Za kazdym razem, gdy myslałam o mechanizmie jego dzialania, widzialam przed sobą tę krew. To nie pomagalo, bo brzydze sie jej, ale na szczescie mniej, niz kiedys. Nie wypada, az tak histeryzowac. Teraz tesknie za domem, bo tam potrafilam wytrwac bardzo dlugo. Mam na mysli udreke z kuciem, bo coraz trudniej mi ono przychodzi. Chyba sie wypalam. Napad, ktory zawsze jest uwiecznieniem tego wysilku, wszystko komplikuje, gdy jest zbyt daleko... Chcialabym go wczesniej, a musze sie kontrolowac. To nie jest latwe, ale trenuje silną wole, choc dawno w nia nie wierze.. Po wszystkim, gdy cykl sie zamyka, mozna na szczescie znow isc spac. Te chwile, jakby nieistnienia, po ktorych znow musze wstac, przypominają mi o prawdziwym zyciu.

Niewazne. Po cholere to napisalam. Jakos dziwnie czuje, jakbym przesadzila. Jednak podobno, gdy ktos probuje sie tym tlumaczyc, zwykle stosuje taktyke obronną. Byc moze jestem w zaulku bez wyjscia i zeby wyjsc na prostą, trzeba by sie wrocic na sam poczatek. Byc moze.. Jednak w dupie mam wszelki wysilek. Niech mnie cos oswieci. Niech zmiana sama sie stanie, bym nie musiala nic zmieniac, a i tak sie zmienila. Na lepsze!

Co do egzaminu, nie jestem zadowolona. Wszystko przez te pojebane cwiczenia. Mam na koniec +4. Sasiadki stwierdzily, ze mam przerost ambicji. Nie wiem o co im chodzilo, bo jest wiele mozliwych interpretacji. Raz, ze zbyt wiele od siebie wymagam. Dwa, ze jestem glupia i chcialabym, by jedna cyferka zmienila mnie w mądrą.. Dalej nie bede wymieniac, bo po co?

Zreszta chodzi o to, ze ocena sama w sobie jest dobra, ale jak zwykle zostalam niesprawiedliwie potraktowana. Nie jest to wylacznie moje odczucie, ale fakt. Nie musze go udowadniac, wdajac sie w szczegoly, bo nie widze potrzeby :) Poza tym, co bylo, to bylo. Przede mną kolejne wyzwania. Ja pierdole. I kolejne wybory: zrec, albo jebnac Tussi i sie uczyc. Nie tak latwo dodac kolejne mozliwosci, chociaz nie.. Dodac je jest bardzo latwo, ale jak sobie z nimi poradzic? Co z nimi zrobic? Nie umiem sie obslugiwac swoim zyciem..
Jesli naprawde istnieje cos takiego, jak osobowosc, moja jest pojebana. Zreszta na bycie osobowoscią chyba tez trzeba sobie zasluzyc. Tak myslałam wczesniej, zanim nie zaczelam psychologicznej przepierki swego mózgu... Najbardziej prawdopodobna opcja kim, albo czym jestem: pojebaniem, albo pojebańcem. W sumie wesoło :] Mam tylko nadzieje, ze jutro spotkam, jakis kolejnych pojebow. Kontakty miedzy pojebami sa tak samo wazne, jak kontakty miedzyludzkie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz