niedziela, 28 lutego 2010

Pogotowie lekowe.

Chyba zwariuje. Dawno nie bylam tak napięta wewnetrzenie, jakbym czekała na najwieksze zło. Niestety na to nigdy nie mozna sie przygotowac, dlatego spokojne oczekiwanie jest nierealne. Przypomina to stan wewnętrzny przedszkolaka przed gabinetem dentystycznym. Jego panika moze zostac osadzona w brzuchu, ktory boli, albo w dloniach, ktore sie trzesą. Ja tez balam sie dentysty, ale to bylo zanim poznalam ból psychiczny. Dzieki niemu nauczylam sie znosic fizyczny ból i zdolalam nawet polubic dentystów. Zawsze, gdy siedze na fotelu dentystycznym (co i tak czesto sie nie zdarza,heh), powtarzam w myslach, jakąś glupia formułkę. Czesto jest to cos w stylu: Masz, co chciałaś. Masz co, chciałaś. Masz, co chciałaś... Skoro twierdze, ze nauczylam sie znosic fizyczny ból, nie moge postepowac w sposob z tym sprzeczny. Chyba, jednak nie zrezygnuje z tej drugiej specjalizacji. Bedzie ciezko, ale musze wytrwac. Nie mam wyboru. To znaczy mam wybor, ale jaki on jest? Taki, ze kiedys moge pluć sobie w brodę? Taki, ze znow bede niezadowolona, ze tak mało z siebie daję? Znow zamiast wykrzesać z siebie odrobinę wiecej, spalę sie przy ognisku, ktore i tak gasnie. Przecież coraz bardziej gasne, gdy cos mi nie wychodzi. Dlatego na jedno wyjdzie, czy bede sie spalać w szkole, nie mogąc juz wytrzymac tego wszystkiego dookola, zamiast spalać sie w zlosci, ze mnie tam nie ma.Doradzilam sie oczywiscie matki, ale o tym, juz mowilam wczesniej. Nie bede sie powtarzac, bo z jej rad i tak niczego dobrego nie zatrzymałam dla siebie. Inaczej było w przypadku Daisy. Ona stwierdzila, ze to musi byc moja decyzja, ale napisala chyba wszystko, co chcialam uslyszec. Skoro obie mamy taką sama sytuacje, a Daisy tak dobrze sobie z wszystkim radzi, nie wolno mi byc gorszą. Nie porownuje sie do niej lecz nie chce pozostawać tak bardzo w tyle za nią. Jestesmy przeciez przyjaciolkami, wiec wypada, zebysmy szły przez zycie w tym samym tempie. Nie moge pozostać na zawsze kaleką, ktorą ona musi za sobą ciągnąc. Juz wystarczy, jak w ostatnie wakacje zobaczyla moje dno. Przerazila sie wtedy bardzo. Gdy tamto wspominam czuje, jakbym ogladala, jakies brzydkie obrazy, ktore tez sa sztuką. Zawsze, jak tylko sie pojawiają, spoglądam na nie (znów) wylączona, ale wazne, ze jednak patrze. Patrze tak, jakby to bylo cos obcego, nie mojego, ale kosmicznego, bo nie z tego swiata. Patrze na cos, czego nie rozumiem, dlatego to do mnie nie dociera. Tak samo nie dociera do innych ludzi. Tutaj wlasnie ich rozumiem, znajdując w tym moze jedyną nić porozumienia, hehNajlepiej, jak bede traktowac to, co mnie czeka, jak cos bardzo odległego. Moze nawet takie cos, czego nigdy nie doczekam. Zamiast myslec o kolejnym tygodniu, co nakreca mnie na lęk przed najblizszym miesiacem, albo i rokiem, myslec nie bede wcale. A jesli juz, wazna stanie sie chwila obecna, ktorą uwierze, ze dam rade przetrwac. Pisze o tym w czasie przyszlym, co pokazuje, ze niestety ten cholerny czas i tak zawsze bedzie obecny. Zapomne o tym, co wiem i czego nie wiem. Pomieszam w jednym kotle wszystkie niepewnosci. Moze powstanie z tego cos, co dam rade strawic. Moze wlasnie w tym znajde silę. Zapomne tez o tym, ze ten kto swej sily szuka, wczesniej czuje bezsilność. To wszystko, przeciez mozna łatwo skreslic. Jak chce, potrafie!!
A widok z góry jest bezpieczniejszy. Na swiat, przeciez mozna patrzec wlasnie z tej perspektywy.... Są tacy....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz