czwartek, 25 lutego 2010

Zmieniłam plany!

Chyba naprawde w zyciu nic sie nie da zaplanowac. Nawet częstosc pisania na glupim blogu, tez ciezko okreslic. Zreszta niewazne. Na pewno nie bede tutaj zagladac tak czesto, jak wczesniej. Z jedną roznicą, nie planuje kiedy i ile razy to zrobie. Poza tym chyba nie musze sie, juz bardziej usprawiedliwac. Ani przed sobą, ani przed nikim. To byl okropny tydzien, a co gorsza jeszcze sie nie skonczyl. Mialam ochote kląć. Zabic nikogo nie bylabym w stanie. Nie dlatego, ze nie chcialam, ale moje siły pochłoneła ziemia. Okropne.
A dzis ledwo widzialam na oczy. To tez z braku sil, bo zeby cos zobaczyc, trzeba wytezyc wzrok. Swojego wzroku nie wytezalam, ale wytezalam siebie. Teraz pozostalam z poczuciem, ze nie ma mnie, ale jest jedno wielkie gówno. Denerwowala mnie mysl, ze inni przeszli tyle, co ja, a bylo im zdecydowanie latwiej. Oni nie doswiadczyli tej transformacji z czlowieka, ktory ledwo zyje, w gówno. To niesprawiedliwie, ale chyba naprawde mam zjebany organizm. Nie potrafie sie na niczym skupic. Z trudem sluchalam opowiesci ludzi na debilnych przerwach. Staly sie one dla mnie, jakby okienkiem nie na nich, ale na wlasny grób. Wyobrazalam sobie, jak w nim spoczywam i czulam, jakby wszystko nieznosnie oddalało mnie od tego.

Z drugiej strony mialam wrazenie, ze resztki kogos zywego, jednak we mnie pozostaly, a tego nie wolno pochowac. Musialam wobec tego, jakos wszystko sobie wytlumaczyc, czyli pogodzic sprzecznosci. Z tego wytlumaczenia powstalo poczucie, ze umieram, ale inni musza na mnie patrzec i ja na nich tez. Bardzo kiepskie i przykre przedstawienie, heh..

Przypuszczam, ze ktos, kto umiera chce chyba tylko swiętego spokoju.. Skoro mnie go zabraklo, nie potrafilam pogodzic sie z tym, co mnie oddala. Oczywiscie oddala od wlasnej smierci. Z tym wszystkim, co sprawia, ze z czlowieka przemieniam sie w gówno. Takie gówno trupie, ktore jednak cos tam czuje, a nie tylko przez innych jest wyczuwane. Nie potrafie pojąć, jak w tym zasranym harmonogramie, ktos moze jeszcze znaleźc silę, by byc sobą. Jak moze zniesc brak swiętego spokoju? Jest bardziej zywy, niz ja, bo tylko martwy tak bardzo go potrzebuje - zbudowalam kolejne nielogiczne wytlumaczenie. Mnie nie wystarczaly momenty powrotu do domu, aby sie zregenerowac. Potrzebowalam raczej zupelnie nowej rekonstrukcji, ale nikt nie mogl mi jej zagwarantowac. Tym bardziej ja nie potrafilam dokonac czegos, by zbudowac siebie na nowo. Niewykonalne! Poza tym po drodze do domu czulam sie, jak zywy trup. Trup idący ulicą, ktory o dziwo jeszcze sie nie rozpadl, ale pewnie zaraz to zrobi. Zas czas rozpadu dluzyl sie niemilosiernie. Czekalam, az w koncu sie ropadne, ale nic sie nie dzialo. Myslalam, ze zwariuje. Mialam ochote ryczec z powodu bólu głowy. Juz nie trupiego bólu, ale gównianego owszem.

W koncu zrezygnowalam z drugiej specjalizacji. To znaczy jeszcze tego nie zrobilam, ale zamierzam jutro dopełnic wszelkich "formalnosci". Od razu mi lepiej, jakbym pozbyla sie, jakiegos niepotrzebnego ciężaru. Oczywiscie troche zaluje przy tym, ale jednoczesnie mam satysfakcje. Jak pojde do sekretarki, takiej bardzo fajnej (nie raz mi pomogla), oswiadcze z arogancją (i dumą), co postanowilam. Winie za swą decyzje tylko szkolę, bo postawila mnie wobec sytuacji koniecznej. Gdyby program studiow zaplanowali wczesniej, nie musialoby tak byc. A jednak, w tamtym polroczu zamiast robic wiecej, zupelnie sie opierdzielalismy. Co mnie obchodzi, ze nie odbylismy wszystkich obowiązkowych kursow tylko dlatego, ze im brakowalo wykladowcow. Nawet JA mogłam wykladac, heh.. Tez mam cos do powiedzenia. Na jedno by wyszlo.. W koncu to nie moj problem, ze traca strudentow, ale organizacji, wiec trzeba bylo sie postarac.
A skoro sie nie postarali i tak nam przedmiotow dowalili, nie jeden mogl sie zapasc pod ziemię. Normalna reakacje. Nienormalne, ze tylko ja sie zapadlam, inni poprzestali na ciągłym narzekaniu. Na szczescie, jeszcze nie calkowicie mnie wgniotło, bo jak mowilam, jestem trupem chodzacym ulicą. Byc moze "nie kopnę kalendarza", ale niektorych ludzi dookola i na tym zdołam się zatrzymać..
Chociaz, jakby sie tak zastanowic.. Siekiera to tez jest, jakies rozwiązanie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz