poniedziałek, 21 grudnia 2009

No to mamy, co mamy.

Jestem, już w domu. Swiąteczna atmosfera, jak i cala reszta, po prostu mnie rozwala. Uwielbiam to slowo, tak jak i swięta. Ono jest jedynym z kolejnych, aczkolwiek niewielu ;) ktore swietnie (nie swiętnie!)oddają mój stan..

Wszystko tutaj jest takie dziwne. Musze sie przyzwyczajac do twarzy ludzkich, widzianych codziennie. Niby w Big City, podczas weekendu rowniez widuję ludzką gebe w postaci slicznej buzki Kaski. Nie mam, co do tego nic przeciwko. Tutaj wszystko sie zmienia. Swiadomosc, ze ktos jest w jakis sposob przy mnie cały czas, naprawde mnie męczy. Wolałabym pobyc sama. Niestety brakuje tu nawet pokoju, w którym dałoby sie spokojnie zaszyc. Babka "wjebała" sie do roomu, ktory rzekomo dawno temu nazywal sie "mój".Tzn. ja bylam na tyle bezczelna nazywając go tak. A moj brat nie mial nic przeciwko, dzieląc pokoj z matką.. Wielu ludzi mysli, ze nasz dom jest bardzo duzy, jednak duzy jest chyba tylko korytarz, kuchnia oraz dwie cud-łazienki :]

Nie obrazam sie, ale wkurwiam doslownie na babkę, bo pokrzyzowala moje plany. Przeciez ja żyje nocą!! A tu sie nie da, bo bez kompa, nawet noc blednie ;) Własnie dlatego, próbuję spokojnie wmowic sobie, ze przeciez jej bolący kregosłup (a zwlaszcza obawy), najlepiej tolerują spanie na twardej desce. Nie probuje przetlumaczyc sobie, ze rownie dobrze moglaby polozyc sie na podlodze. Skoro ma swoje lata i tyle sie w zyciu napracowala, zasluzyla chociaz na wlasne łózko. Poza tym to zbyt oczywiste dla mnie, choc nie dla niej. Starsi ludzie bywają cholernie uparci. Ciekawe, skad im sie sila na to bierze, a zwlaszcza zdrowie??

Ja swoją babke bardzo kocham. Choc jestem tak nieznosna i choc z taką okropną drwiną wyrazam sie o niej, potrzebuje jej... Przykre, ale jak do tej pory, zachowuje sie,jak szatan i pokazuje cos zupelnie odwrotnego. Jednak tylko ja wiem, co w srodku ukrywam, a co słowa przemycają i co tylko niektorzy moze dostrzegą..

Na dodatek nawet ulzyc sobie, pisząc tutaj nie moge, bo dziwnie sie pisze na tej klawiaturze. Przyzwyczaiłam sie do mojej kochanej laptopowej, ktorą zostawilam w BC wraz z calym "sprzetem". Za duzo dzwigania, a ja przeciez taka biedna i slaba jestem,hehe...

Kochana Natala, kolezanka, odwiozla mnie na autobus, wiec nie musialam marznac na tej wstretnej zawierusze antarktydowej.. Trudno powiedziec, ze zrobilam cos w zamian dla niej, bo to nie tak. Po prostu dalam jej skserowac wszystkie notatki z deficytow, bo chcialam.. Sa momenty, gdy nie kpie z ludzi, ani z swiat..

Potem przez kolejne kilka godzin gniłam w autobusie. Probowałam, jakos poskromic wlasne mysli o zarciu, tym czekającym na mnie w domu, ale opornie mi to szlo. Niestety, im bardziej prganelam sie nazrec, tym wiecej o tym myslalam. A myslec przestac nie moglam.. Czy nie chcialam? Czasem, gdy probujemy czegos uniknac, pojawia sie efekt bumerangu. Myslec, czy nie myslec, zawsze to samo nas spotyka..

Zlosciłam sie strasznie, bo sikac mi sie chcialo prawie cala podroz. Co prawda troche usnelam, ale gdyby nie potrzeba kibelka, pewnie spalabym wiecej.. Probowalam w Kraku odnaleźć darmowy kibel w Galerii, bo odlozylam reszte kasy na Tussi. Zabraklo mi cierpliwosci, a takze szczescia do ludzi: nie-turystów. Takich, ktorzy wytlumaczyliby mi wczesniej, gdzie nalezy isc, gdy cierpliwosci jeszcze zupelnie nie stracilam.. W koncu spasowalam, poszlam do kibla platnego, u takiej nie milej blondyny, ktora zawsze tam siedzi. Nawet nie powiedzialam "prosze" podając jej dwa złote, ani "dziekuje" wychodząc, bo za bardzo bylam rozwscieczona..

Mimo wszystko potem czekajac na przyjazd busa, rozmawialam z jakąś staruszką. Smiala sie, ze "wszystkie młode chodza bez czapek" i ze "robi sie jej zimno, gdy na NAS patrzy". Nie chcialo mi sie tlumaczyc, ze wscieklosc powoduje wzrost temperatury, ani, ze pozostaje wierna swemu ukochanemu kapturkowi. Co ciekawe, poczulam sie chyba przez chwile, jak dobry czlowiek. A to czemu? Temu, ze bylam jedyną "młoda", ktora z nia porozmawiala.. :]

W busie miala mi zająć miejsce, ale niestety sie nie udalo. Tulilam do siebie siatkę z WISC oraz z aniolkiem, ktorego kupilam w Biedronie. Z pleców nie zdejmowalam plecaka parodycznej wielkosci. Uwazalam tez na torbę. Tę, ktora calą drogę miala tendencje do zsuwania sie z mego ramienia, na łeb jakiejś pani.. Zwlaszcza wtedy, gdy przejezdzalismy po "kocich dołach", skakała po jej włosach, jak kot po płocie ;).. Ludzi mogl dziwic ten widok: idiotki, ktora nie postawila swoich toreb na ziemi lecz wolała je trzymac przy sobie. Jednak mnie nie zastanawiolo prawie nic. Zresztą kazdy musiał być zajety sobą. Pewnie większosc osób modliła się w duchu, jak ja, by jak najszybciej zwolniono wolne miejsce..

Gdy dotarlam do domu, powedrowalam do lodowy.. Tzn. pewna nie jestem, ale to tak oczywiste, ze na pamiec liczyc nie musze. Wystarczy zdać sie na intuicje, albo na silę swych "popedów". Jak je zwią, tak zwią, choc ta nazwa jest naprawde pojebana...

Pierwszy dzien w Zagnidowie, spalam prawie do 19 wieczor.. Nastepnego wstalam troche wczesniej, gdyz o 16, a dzis, juz w ogole odnioslam wielkie zwyciestwo. Przebudzilam sie o godzinie 13 cos, tuz przed tym, zanim matka wyszla do pracy na 14.. Teraz nadal tam siedzi, poniewaz ma dyzur do 22... Natomiast babka "urzęduje" na telewizorze - JESZCZE, a B. slucha muzyki w kuchni, czyli robi to, co B. lubia najbardziej..

Co do mnie, odzyskuje chyba formę. Jeblam Tussi, a wczesniej umylam wlosy, gdyz wygladalam okropnie.. Patrzac na siebie w lustrze, choc nie pierwszy raz, wspomnialam obietnice, ktora kiedys sobie zlozylam.. Jesli tylko wyzdrowieje, czyli bede chciec czegokolwiek -> zrobie sobie operacje plastyczną. Bede szczesliwa i bede zyc dla siebie..

Bede czuc sie piekna dla siebie, bo szczescie jest wlasne. Jest sie szczesliwym dla siebie i w sobie sie to czuje.. Chce tylko najpierw popracowac nad tym pieknem wewnetrznym, bo boje sie starosci. Boje sie tego, ze gdy skóra mi sie pomarszczy, jeszcze bardziej siebie znienawidze.. Nie moge kierowac sie takimi plytkimi kategoriami, skoro wobec innych ich nie odnosze..

Czemu wobec siebie najtrudniej byc dobrą? Wokol tylu egoistow.. Niech oni mi doradza, co zrobic, by siebie obdarzyc taką PRAWDZIWĄ miloscią!!!!

Dobra, nie chce rozpaczac, ani ciagnac tego tematu. Mam go dosyć! A jak czesto moja babka zaczyna zdanie: "myslałby kto..."- dokonczę: ze to jedno mam w głowie! Skoro, juz niedlugo dla wiekszości ludzi zaczną sie swięta, a może juz sie zaczely, zmienie temat. Powiem tyle: choinki u mnie jeszcze nie ubrano..

Chwilowo wzrost odpowiednich neuroprzekaznikow w mózgu, podejrzewam dopaminki, powoduje, ze AZ CHCE JĄ UBRAC.. Choc nie dzis, bo szkoda czasu, jednak pozytywne zamiary, wciąż zachowuję ;-) Zas cosik więcej, czyli zacne czynności, rozkładam na inne sprawy.

I życzę zamiarów, jak i spraw dobrych, ale pocznynionych, wszystkim ludziom, zwłaszcza tym, którzy uwazają siebie za złych.. Podobno nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej, więc moze my tez samego zła w sobie nie zawieramy? Tam musi być cos wiecej, choc znacznie prosciej jest mi to odnosic do Was, do wszystkich innych, byle nie do siebie..

Aaaaaaaa chuj z tym ;>>
Czasem wydaje mi sie, ze trzeba byc szalonym, by w moim przypadku miec jeszcze, choc ciut nadziei. Jak miło czasem pozwolic sobie na szaleńczy taniec :] A jaki po tym musi byc kac, heh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz