wtorek, 8 grudnia 2009

Świątecznie.......

..........................ale na dworze!!!

A ja? Musze sie naładować, ale energią oczywiscie. I to nie taką w pozywieniu. Moze ona byc z powietrza, czy z czegokolwiek, byle nie ważyła więcej, niż 1 gram. I byle mozna ją bylo zdobyc w łatwy sposob, a takze, jak najszybciej. Wiem, ze duzo wymagam, ale pilnie tego potrzebuje!!

Nie mam konta na Allegro, a tam podobno rozne dziwoty sprzedają. Musze widac skorzystac z internetowej apteki. Poznalam, co prawda kilka doktorow z BC, ale nie smiem zadnego o nic prosic. Najlepszy byl moj lekarz rodzinny z Zagnidowa, taki utulny tatuś, co z nikim sie nie spieral. Zawsze sluchal pacjenta i chetnie pisal usprawiedliwienia. Szkoda, ze zmienil przychodnie.. Choc dwa, czy jedno opakowanie Tussi i tak niewiele zmienia..

Pewnie poczulabym sie lepiej, gdybym sobie zrobila po prostu wolne. Potrzebuje tego, jak kazdy. Nie jestem maszyną, przeciez pamietam o tym.. Zreszta nawet maszyny kiedys w koncu robią wysiadke. Nie ma idealnych maszyn, bo nie stworzono idealnych części do ich budowy. Szkoda, zawsze brakuje tego, czego akurat najbardziej potrzebuje. Przywyklam, wiec zero rozczarowania.. Poza tym opisane wyzej rozwiazanie, tym rozwiązaniem, jednak sie nie stanie. Raz, ze nie wiem, co to znaczy wolny dzien. Dwa, nawet gdybym znalazła takową instrukcję, nie potrafilabym jej zastosować. I wreszcie trzy, wolne dni bardziej mnie męczą, niz te zalatane, czy zarobione... Nawet spokojnie się nudzić nie potrafię..

Jednak obecnie, co innego mnie martwi.. Znowu doznam tej swojej zajebistej sprzecznosci. Tej smiesznej, a wlasciwie gorzej - idiotycznej, przeczuwam ją.. Matka chce, abym przyjechala do domu. Fakt, dawno mnie tam nie bylo. Cos czuje, ze chce zobaczyc, jak sie miewam. Znaczy, czy schudlam. Ja pierdole. Nie musi sie o to martwic. Tamten wspanialy etap, gdy dazylam do czegos, pozostal w tyle. Czasem sie za nim oglądne, tak jak teraz, ale nic wiecej.. Troche mi przeszlo. Tzn. chce byc chuda nadal, jednak to nie jest priorytet, jak kiedys. Moze latwiej mi mowic, skoro mam swoje rzyganie. Dalej robie swoje, a tlumacze sie uzaleznieniem, a nie odchudzaniem. Moj brat smieje sie: Przytyla i dalej wiedzie żywot. Po tej uwadze najczesciej smieje sie z nim.. Dzieki bracie za poczucie humoru i dystans. Ty chociaz nie rozpaczasz, albo swietnie udajesz.. Przynajmniej Tobie moge wszystko powiedziec i wiem, ze nie poskarzysz sie nikomu. Zreszta skarzyc na taka starą dupe, az nie przystoi.

Niedlugo stukną mi, az 23 lata, a w glowie tak niepoukladane..
Moze nadzieją jest pozostanie w tej izolacji, co teraz.. Bo boje sie swiąt, boje obcowania z ludzmi. Nie dlatego, ze ich rozczaruje. To jakby dalszy etap, o ktorym nie mysle.. Boje sie pierwszego etapu, a nie tych dalszych. Gdy dojdzie do tych dalszych, zwykle jestem tak dobita, jak ciele, ktorego nie ma, co podnosic.. A ciele nie myśli lecz wylącznie kona..

Natomiast ten zasadniczy etap, o ktorym mysle polega na wscieklosci. Tej, co opanować sie nie da, a przynajmniej nie ludzką siłą.. Tak łatwo wejsc mi w droge, a potem gówno wychodzi. Zreszta nawet gówno nie powstaje z niczego. Jednak dla mnie wszystko staje sie niczym, chocby gówna nie przypominało. Tkwie w tym domu i zasysam powietrze, ale nie oddycham. Katastrofa. Tak mi sie wtedy nic nie chce..
Niby teraz tez nie jest super, ale przynajmniej "musze" jeszcze dziala! Dzieki Bogu i Wszystkim Swietym. W ogole, dzieki temu i czemu, a nawet sobie! Jesli jest w tym "musze", jakas moja wlasna zasluga: dziekuje..

Wracajac do tego, co chcialam tutaj przemyslec. Wyglada na to, ze tylko tutaj to robie, bo normalnie nie mam kiedy sie zatrzymac. Moze czasem rozmawiam ze sobą po drodze. Wyobrazam sobie sluchaczy, albo sluchacza, ktorym przewaznie sama jestem. Jednak ile to trwa? Moze z piec minut, czyli tyle ile mam do szkoly, a wiec niewiele.. Tutaj sie zatrzymuje, czynie z tego miejsca taki postój. .

Moje miejsce refleksji. Najczesciej jest wylaniem żalów. Tej zawartosci, ktora przypomina ścieki, ale mnie nie odstrasza. Wlasnego syfu sie nie boje, ale cudzy o tej samej zawartosci, moze moglyby mnie przerazic.. Choc sama nie wiem, tak malo moze mnie zaskoczyc.. A syf, to syf. Prawie zawsze wyglada jednakowo, albo ma w sobie cos wspolnego.. Kto sie mojego syfu nie wystraszyl, pewnie ma wrazenie, jakby poza swoj nie wylaził..

Nie chce jednak snuc refleksji na temat syfu. Musze podsysic cień złudy, ze dorosla samotnosc uwolni mnie od ciasnoty. Moze w ten sposob rozszerze przestrzen i tak dzis ciasną.. Choc nie ma dla niej miejsca dla nikogo, sama tez ledwo sie mieszczę.. Nawet dla rodziny brakuje, bo w sumie pozostajemy sobie obcy.. Niby łaczą nas więzi rodzinne, wspolne geny. A takze rodzinne historie, ale tak niewiele wiecej nas zbliza.. Tymczasem zblizenie pozostawia coś wiecej, niz oczywiste więzi, dane z urodzenia. Wspólne pokolenia widac naprawde nie znaczą: wspolne dzieje..

Jak my sie dogadamy w te święta z familią? Kolejny raz pasuje pomóc cos, a nie wieźć zywota darmozjada. Matka nie oczekuje ode mnie wiele. Ucieszylaby sie na pewno, gdybym pobiła mikserem mase na placek. Gdy chce poodkurzać, zwykle kreci nosem, bo zazwyczaj sie spozniam. W domu, juz jest odkurzone. Za to nie zrobionych pozostaje mase innych rzeczy, a ktos to zrobic musi.. Tak mi sie nie chce nawet najprostszych rzeczy chcieć.. Juz teraz, choc do swiąt pozostalo z 10 dni, przelatują przez moj mózg (gnieciony przez czaszke), takie mysli.. Obym nawet bez chcenia zdołała cos z siebie wykrzesać, cokolwiek... Nawet iskierkę, nie płomień..

W dodatku niedlugo po powrocie do szkoly, trzeba oddac prace. Pierdole, jak sie wkurwie, sciemnie cos.. Moze nawet, juz dzisiaj, zaczne tak kombinowac, zeby ja wczesniej napisac....

Wybiegająca w przyszłość, nie dama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz