niedziela, 6 grudnia 2009

Santa Clown

Nie napisze nic nadzwyczajnego...
Niby nikt nie oczekuje tego ode mnie..
Ja od siebie tez nie, choc chcialabym, by wszystko czego dotkne
"przemienialo się w złoto"... Wtedy nie moglabym jesc, ani pic. Nie moglabym robic nic. Najcudniej by bylo, gdyby jeden mój dotyk
mnie tez zamienil w złoto. Moze wtedy stalabym sie cos warta...

Na Mikołaja jestem, juz za stara, ale to piekne, wciaz w niego wierzyc. Rano, gdy wstalam (okolo 15 ledwo sie zwlekłam z lozka), poszlam oczywiscie do Biedronki. Nie wiedzialam jeszcze, co kupie. Zastanawialam sie, czy zrobic sobie, jakis prezent z okazji 6 grudnia. Ostatecznie siegnelam po te produkty, co zwykle. Prezentem dla mnie mialy byc drobne zmiany. Zamiast najtanszego chleba tostowego, wzielam chleb graham. Zamiast margaryny za złotówke (tej ohydnej, bo nie rozpuszcza sie w gębie, jak masło), wybralam tę lepszą. Oprocz tego wybralam jeszcze inne rzeczy w stylu kefir oraz jablka, ale nie chce mi sie o tym pisac.

Gdy ogladalam sliczne bombki, zaczepil mnie ten koles, jeden z pracownikow, co zwykle. Wczesniej strasznie mnie wkurwial, bo jego żarty, jakos do mnie nie trafialy. Na szczescie od pewnego czasu dostrzegam poprawe. Jednak da sie z nim zamienic kilka zdan tak na powaznie.. W dodatku kiedys uprzedzil mnie, zebym kupila wiecej jablek, bo na nastepny dzien mialy podrożec. Rzeczywiscie podrożały.. Stwierdzil, ze mowi mi to, bo mnie lubi. Jakie to dziwne, pomyslalam wowczas. Lubi, ale za co? Haha.


Przychodze tam, a to, ze zwykle jestem miła jest chyba normalne. Nie czuje sie od niego, ani od nikogo lepsza, wiec nie moglabym zadzierac nosa.. W kazdym razie, odpowiedzialam mu wtedy z grzecznosci, ze tez go lubie. Tak naprawde chyba nie klamalam. Lubie ludzi, ktorzy sa dla mnie mili, ktorzy czasem porozmawiaja ze mna, a nie traktują mnie, jak manekina. Albo kogos, kto niekoniecznie jest im potrzebny do wysluchania opowiesci, albo udawania, ze ich slucha.. Czasem paradoksalnie nawet na tym ostatnim nie zalezy im..

Nie znosze traktowania innych, jak kogos, kto nie istnieje. Niezaleznie od tego, co by nie zrobil, on sie nie urodzil, ale codziennie umiera. W tej smierci tak samotny niezmiennie jest. A po niej nikt go nie opłakuje, bo o tej stracie nie wie... Owszem czasem tez sie tak zachowuje wobec innych. Jednak postepuje tak bardzo rzadko, gdy siegam dna. Dawno zrozumialam, jak wielkim przeciwienstwem ideału pozostaje.. Kiedys Brocek (fajny koleś z dawnych wykładów i cwiczeń) opowiadal nam o regułach atrakcyjności interpersonalnej. Mówił miedzy innymi o regule lubienia ludzi, ktorzy nas lubią z pewnymi wyjątkami. Oczywiscie doskonale wiem, co mial na mysli.. Trudno zignorować te wyjątki, skoro zazwyczaj wlasnie mnie one dotyczą..


W kazdym razie wracajac do miejsca, w ktorym codziennie bywam, czyli Biedrony. Zrobilam zakupy, spogladajac glodnymi oczami na całe multum zabawKursywaek. Glodna bylam nie tyle prawdziwego zarcia, ale tej zarlocznej potrzeby radosci dziecka. Te radosc wiele dzieciakow dzis otrzyma od swoich rodzicow. Zazdroszcze szesciarzom, choc moj czas, tamten czas chyba jedyny tak niepowtarzalny, juz uplynal.. Koles z Biedrony zapytal mnie, gdy ogladalam zabawki, czy wybieram cos dla swego dziecka.


Rozsmieszyl mnie mocno, jednak udalo mi sie zachowac powagę. Sama jestem dzieckiem nadal. Zreszta wydaje mi sie i na pewno slusznie, ze przeciez tak wygladam! Jakim cudem mogl pomyslec, ze JA moglabym miec wlasne dzieci? Nie zawsze dzieci chcą rodzić dzieci.. A ja powiem tak: Nigdy!! Odpowiedzialam mu, ze wole wychowywac psa. Tlumaczyl mi, ze pies nie potrzyma mnie za reke i rozne inne pierdoly. Nie bede ich przytac. Wcale nie dlatego, ze to, co mowil bylo calkiem bez sensu. Owszem, sens pewnie mialo, ale tego sensu nie podzielam z nim.. Mam wlasny, nieco inny.. Szanuje, jednak sens obcych ludzi i ludzi nie obcych.


A teraz mam ochote zaspiewac na cały głos:

Jak sie masz? Jak Ci mija życie?
Taki piekny czas..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz