poniedziałek, 11 stycznia 2010

Moja nauka na błędach.

Znów zgubilam zielone rekawiczki, hahah

Oto przyklad tego, jak Gośka wspaniale uczy sie na wlasnych bledach. Raz zrobie cos zle, a potem obiecuje sobie, ze bede uwazniejsza i drugi raz postapie inaczej.

A wszystko moge zwalic nie tylko na klopoty z uwaga i swoj swiat, ale ogolne zalatanie. Spotkalam rano Renie, wiec zamienilysmy kilka slow. Poszlysmy razem do psychometrii, zeby skserowac kilka testow. Caly czas gnebila mnie mysl, ze mam jeszcze cholerne zajecia z niedostosowania. Chcialam tez wydrukowac wszystkie wczesniejsze analizy (na zaliczenie dwóch przedmiotów). Oczywiscie planowalam zrobic wszystko jednoczesnie, a nie tak, jak normalny czlowiek - spokojniej i po kolei.

Tak, wiec myslami bylam na konwersatorium, językiem werbalnym z Renią, a rękami z drukarką. Obmacywalam ją z nadzieją, ze w koncu zadziala, ale nie udalo sie. Mialam chyba zle podejscie nie tylko do niej, ale do tego dnia. Kazde zadanie, ktorego sie tknelam, albo nie skonczylam, albo spartaczylam. Wynik byl, wiec zawsze taki sam - nie zrobilam nic..

Materialy, ktore musze oddac na zaliczenie, jutro ponownie sprobuje wydrukowac. Nie chce isc do Pana Mariana, bo u niego wszystko kosztuje drozej. Natomiast drukowanie z kompa szkolnego, doliczy mi od razu pieniadze do oplaty za szkole.

Rekawiczek pewnie, juz nie znajde, choc mowią, ze "do trzech razy sztuka".. A to byl dopiero drugi raz. Na wszelkie wypadek zapytam jutro u jednego goscia, ktory zawsze trzyma rzeczy odnalezione :)

Jestem sfrustrowana i jeszcze bardziej sie spiesze, zamiat na chwile przystanac. Pewnie wkrotce nabawie sie, jakiejs choroby psychosomatycznej, choc podobno bulimia tez sie do nich zalicza. Teraz mysle, jednak o jakis wrzodach, bo astma chyba mi nie grozi. Z drugiej strony calą ostatnia noc myslalam o fajkach, a one chyba jej sprzyjają.

W koncu musialam je kupic.. Zreszta wcale nie bronilam sie przed tym, wiec nawet nie to, ze musialam. Umowmy sie, chcialam! Po prostu pierdole. Jest sesja, a ja nie potrafie byc, jak inni. Nie potrafie tak, jak wiekszosc ludzi, olac sprawe, choc na dobre, by mi to wyszlo. Nie mowie zreszta o calkowitym zaniechaniu nauki, ale o zadbaniu przede wszystkim o siebie. W przeciwnym razie, szkole skoncze, ale siebie tez wykoncze..

I tak chyba bedzie, jak zreszta stwierdzila moja mama. Mimo wszystko przynajmiej cos sobie udowodnie, ze ukonczylam studia,haha

Zla dzis jestem tez z innego powodu. Jak o cos ludziom chodzi, podobno zawsze tym czyms sa pieniadze. W moim wypadku jest zazwyczaj troche inaczej, ale teraz nie jestem wyjatkiem.. Pozyczylam kase Reni i Kasce. Kaska mi ich nie oddala i choc to tylko 80 groszy, zloszcze sie na siebie - nie na nią.. Przesadzam z wydawaniem pieniedzy, a jak mi zabraknie, co zrobie? Znow bede musiala jechac do domu? Matka dala mi kilka stowek, a ja dziennie wydaje 20 zlotych. To, juz istna przesada. Wstydzilabym sie, gdyby musiala ją prosic o wiecej... A wszystko przeznaczam na zarcie, ktore i tak wyrzygam oraz na fajki. Kasa doslownie idzie z dymem, albo trafia do sciekow. Fajnie, nie?
Dobrze, ze chociaz Renia jutro odda mi te marne 3,80. Zawsze moge je przeznaczyc na srodki niezbedne do zycia... Zarcie jest tym czyms, tak niezbednym i to jest wkurwiajace. Nie moge pokazac innym, gdy cos mnie wkurwi, ze nie potrzebuje ich łaski.. A zjesc obiad jest w pewnym sensie łaską. Zwlaszcza, gdy matka drze sie, ze wszystko wyzeram... Gdyby nie ta bulimia, odlozylabym talerz, ale nie robie tego.. Nie odmawiam.. Przegrywajac z jedzeniem, jakby przegrywam z ludzmi. Nawet tymi, ktorzy jesc mi nie kaza, ale widzą, jak jem...

Zreszta przegrywam tez z soba, a wlasciwie zwlaszcza z sobą. Nie cierpie byc od czegos zalezna. Wtedy czuje sie ograniczona... Skoro nie da sie pokonac tych nedznych slabosci raz na zawsze, trzeba choc troche je poskromic. Coz, zaczne jesc byle gowno. Wazne, zeby sie nazrec, skoro "jestem uzalezniona od wymiotow".

Jak widac chcialabym wszystkiego.. Chcialabym zaoszczedzic mnóstwo kasy, bo jestem sknerą.. Chcialabym tego dokonac nie pracujac, ale zeby kasa zjawiala sie sama w mojej kieszeni.. Tak, zebym mogla kupowac, co chce i zeby tych pieniedzy nie ubywalo. Najlepiej, zeby w sklepach wszystko mogli dac za darmochę..

Chcialabym, by zarcie nic nie kosztowalo i tak, zeby jedzac, jednoczesnie nie zjesc. Wlasnie takim wyjsciem jest bulimia, ale tylko z pozoru.. Tak naprawde wyjscia nie ma.. Podobno moje myslenie jest logiczne, tylko poparte na blednych przeslankach.. Chyba, jakos tak to bylo..
Nie wiem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz