sobota, 9 stycznia 2010

Zielone rękawiczki.

Zgubilam dzisiaj kolejną rzecz. Najczesciej gubię parasolki i jakies drobiazgi. Portfel z kasa tez zdarzylo mi sie zostawic u Marty w szkole, ale odzyskalam go.. To bylo w tamtym roku, a dzis zgubilam zielone rekawiczki... Na dodatek bylam na tyle leniwa i postanowilam nie wracac po nie do Biedronki. Prawdopodobnie leza tam jeszcze na stoisku kolo jablek.. Zapytam kogos z pracownikow, ale jutro, czy ich nie widzial. Wiem, ze wtedy moze byc, juz za pozno, ale mowi sie trudno. Czasem takie glupoty wyprowadzaly mnie maksymalnie z rownowagi, a raczej z pseudo-rownowagi, ktora codziennie mozolnie buduje. Dzisiaj nawet nie mam specjalnych wyrzutow sumienia z racji tej sytuacji. Nie mam tez wyrzutow sumienia innych..

A dokladniej wyrzutow z powodu ich braku. To tez sie czasem zdarza, choc nie jest proste w spostrzezeniu. W koncu sytuacja, gdy mam sobie cos do zarzucenia, zawsze jest nieprzyjemna. Tak samo nieprzyjemna nie zaleznie od jej powodu.. Czy zloszcze sie na siebie, bo cos zgubilam. Czy dlatego, ze nie zloszcze sie dostatecznie mocno, czuje sie po prostu winna.. Winna tylko w roznych kolorach. To tak, jakby tecza miala kolor czerni, a przez tę czerń przekradał sie ledwo widzialny pasek koloru czegos jeszcze.. A dzis mniej mam tych win, mniej jestem ich swiadoma, albo mniej o tym mysle.. To chyba przez to, ze ostatnio zbyt czesto tego oszolomienia wscieklosci doznawalam. W koncu rezerw tych uczuc troche sie wyczerpal, albo po prostu ja sie wyczerpalam.
Jednak mimo wyczerpania, stac mnie dzis bylo na dwa dobre uczynki. To tak niewiele i w zasadzie sie nie liczy, ale bedac w Biedronie zrobilam zakupy nie tylko dla siebie, ale i dla sasiadek. Karolina kolejny raz, a wlasciwie dopiero drugi, nie pojechala do domu na weekend. Juz wczesniej stwierdzilam, ze nie lubie, gdy zostaje, choc do niej w gruncie rzeczy nic nie mam. Jest sympatyczna, jednak halasuje..
K. stwierdzila, ze sesja sie zbliza, a ona w domu nie moze sie uczyc.. Dziwne, na jej miejscu, majac tylko godzine drogi od domu, na pewno bym pojechala. W koncu dzien jest dlugi, a ona chyba nie narzeka tak, jak ja na wieczny brak czasu.. W tym braku czasu czlowiek najczesciej zyc nie zdaza, nawet jesli robi inne rzeczy.. Tego stanu lepiej nie rozumiec, ani na sobie, ani empatycznie czujac wobec innych..
Teraz w mieszkaniu panuje spokoj. Kaska robi cos na kompie. A tej z kolei jest naprawde dobrze, bo u nich na uczelni panuja lepsze zasady. Nie ma tyle nauki, co ja z Karoliną, wiec siedzi sobie na kompie i pewnie sie nudzi.. Ja sie tez czesto nudze, nawet gdy mam co robic, wiec wiem, jakie to cholernie nieprzyjemne..
Dzis mam ostatnie 10 fajek, ktore pewnie wyjaram w ciagu kilku nastepnych godzin. Jedną z nich zostawie sobie na chwile po napadzie. Od czasu, gdy kupuje papierosy, zawsze tak robie. A wyglada to mniej wiecej tak, albo nie... Rozmysliłam sie... Uzyje lepiej czasu przyszłego, w koncu zalecają nam myslenie przyszlosciowe. Poza tym i tak wiem, co bedzie, kolejny raz postapie tak samo wedlug znanego scenariusza. Co ciekawe, wlasciwie nie uczylam sie tej roli, ale wiem, co kiedy i jak powinnam zrobic...
Gdy sie, juz wyrzygam, łyknę witaminki i napije herbaty, pojde potem wreszcie spac. A przed snem nie ma to, jak dobry papieros.. Glupia czynnosc, a mnie tak wiele mechanicznie robionych rzeczy, jednak ją sprawia. Szkoda, ze one trwają zbyt krótko. W koncu tak, jak kazdy napad kiedys sie konczy i trzeba zmykac do kibla, tak kazdy papieros sie wypala..
A razem z tym papierosem, niekiedy wypala sie cos wiecej i wiecej..

Człowiek jest, jak ten papieros, bo jego zycie wyglada, jak czynnosc palenia. Bóg pali papierosa, a gdy przestanie palic, zostanie z nas tylko popiół.....

Chyba wlasnie dlatego, roznie wyglada tempo zyciowego wypalenia. Roznie, choc kazdy kiedys umiera, bo taki, juz los zwykłego papierosa.. Niektorych niespodziewanie truje cudzy dym.. To tez jest ból..

Dobrze, ze w zyciu sa jednak wieksze straty, niz zielone rekawiczki..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz