sobota, 16 stycznia 2010

W krainie dziwolągów.

Sasiadki wlasnie smaza frytki. Kolejny raz. Zauwazylam, ze Kaska bardzo czesto przyrzadza je sobie, a mimo tego i tak jest super szczupla. Gdybym jadla normalnie tyle, co ona z Karolina, strasznie bym sie roztyla.. Zreszta teraz teoretycznie jestem szczuplejsza od niej, a wlasciwie od nich. Mowie - teoretycznie, bo to ich zdanie.

Nie pytam, co z tego, skoro place za wszystko wysoką cene.. Poza tym teoria ma sie nijak do praktyki, co widać.. Zastanawiam sie tylko, czy moglabym wazyc tyle, co Kaska i zwyczajnie zrec te frytki. Tu, juz chyba nie chodzi tylko o wage, ale o sampoczucie. Bedac w jej ciele, czulabym sie pewnie swietnie, ale i tak frytek nie chcialabym "skosztowac".. Nienawidze uczucia ciezkosci w zoladku. Sa na szczescie jeszcze rzeczy, ktore moge zjesc bez wyrzutow sumienia. Nie robie tego na codzien, ale wyjatkowo, gdy swietuje. Przeciez zbyt ciezko sie powstrzymac i nawet mała niewinna przyjemnosc, moze mnie słono kosztowac.. Nie warto ryzykowac. Na ryzyko mozna sobie pozwolic, gdy zysk jest chociaz rowny stracie. A tutaj? Przyjemnosc jedzenia nawet odrobinke nie kompensuje tych uczuc pozniej..

One, czyli sasiadki beda za chwile jesc te frytki i ogladac "Zmierzch". Sa strasznie leniwe, bo chcialy mnie poslac po alkohol. Mialysmy dzisiaj wypic wspolnie, co nieco. Stwierdzilam jednak (zgodnie z tym, co przypuszczalam wczesniej), ze lepiej bedzie, gdy odmowie. Wymysliłam spiewke, ze jestem troche chora. Nie wiem, czy w to uwierzyly, czy nie. Nie interesuje mnie to zbytnio, zreszta same po ten alko tez nie poszly. Co za leniwece. Podobno im zalezalo, aby umylic sobie tez wieczor! Mnie, gdy na czyms bardzo zalezy, mocno sie staram, by to zdobyc... Nie tylko ja jestem dziwna....

Dobrze, ze nie bede nic pila. Raz, ze alkohol zabija komorki mozgowe, ktorych i tak posiadam bardzo malo. Dwa, ze tyje sie od tego, a ja na brak tkanki tluszczowej nie narzekam. Jest mi cieplo, choc zime mamy dosyc ostra, bo ona mnie grzeje. A po trzecie, co? Cholerny dół na drugi dzien? Moze nie w tym tkwi problem. Problemem najwiekszym jest zawsze, ze trzeba wracac. A powroty do swiata dziwolagow nigdy nie sa przyjemne. Zwlaszcza, gdy na chwile znalazlo sie z nimi porozumienie i nie chcialo sie czuc, jak kiedys.. Jak kiedys tesknić.. Tymczasem czuc, jak zawsze - musze. Czuć z groteskowymi odcieniami roznicy. Jak przy piciu kawy "z lekką nutką dekadencji", albo "bez lekkiej nutki"..

Bawcie sie dobrze dziewczyny, beze mnie..
Nie tesknie. Jesli za czyms mialabym tesknic, pewnie za przyjemnym stanem bycia najebaną. Nie ciesze sie, ze nie jestem pijaczką, ani alkoholiczką. Dopoki zyje mam czas, zeby sie uzaleznic. Natomiast nie posiadam tego czasu dla Was i nie tylko..




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz