piątek, 2 października 2009

CO-dzień-NIE.


Wyspalam sie wreszcie.. Wstalam o godz. 13. Oczywiscie nastawiam sobie budzik w komorce. Niektorych mogloby to smieszyc, bo dawno naturalnie sie budza. Mnie spalo sie tak dobrze, ze nie bylo mowy o tym, aby wstac. Na pewno, nie dobrowolnie!
Wstalam, poniewaz musialam.. Akurat mialam, jakis sen, gdy ten cholerny dzwiek go przerwal.. Nie wiem, jaki. Wczesniej go pamietalam, ale zdazylam zapomniec do tej pory.. Zwyczaj mam taki, ze im pozniej wstaje, tym bardziej chce mi sie spac. Choc dzis tak nie mam, bo pomoglo mi poranne wyjscie na uczelnie, czuje zmeczenie..

Poza tym chyba wiem, juz co przeszkadza mi w relaksowaniu sie, gdy pisze na tym blogu. Chyba chodzi o zaslony!! A dokladniej o ich brak. Od razu o tym pomyslalam, jak tylko wrocilam na tutejsza kwatere. Juz wtedy, gdy robilam kurs angielskiego, brakowalo mi tych zaslon.. Jestem pewna, ze wlascicielka, albo ktos z ich "familji" specjalnie ich nie zawiesil..
Nie zamierzam teraz snuc teorii spiskowej, a raczej rozwac, ze inni ją knuja wobec mnie. Wcale tak nie jest i nie dlatego, ze juz to "uknuli".. Poza tym, jakos sobie radze bez tych zaslon. Pewnie wkurzalo ich, ze wiecznie mam zasloniete okna.. Musza miec mnie za powaznie popapraną, choc czuje z ich strony sympatie. Zreszta, jesli mam racje, to z wzajemnoscią :) Wszyscy sa tutaj dla mnie baaaardzo mili, wiec nie moge powiedziec o nich zlego slowa..

Najbardziej lubie dziadka i babke. Natomiast ich corke, czyli wlasciwie moja glowna wlascicielke, troche mniej. Chyba dlatego, że ze "staruszkami" lepiej sie dogaduje, a zwlaszcza najfajniej zartuje. Wlascicielka jest bardziej powazna, ale tez sympatyczna. Wczesniej przeszlam tyle parapatow z tym mieszkaniem. Zmienialam je wiele wiele razy. Wyrzucili mnie z akademika (a wczesniej jeszcze przeprowadzali kilka razy z pokoju do pokoju), bo skapli sie, ze kradłam (nie bojmy sie tego slowa) cudze zarcie.. To jeden z moich chorobowych sekretow, ktorego bardzo sie wstydze...

Juz bym sie tak nie zachowala, ale co sie zdarzylo, przekreslic nie moge. To fakt dokonany. Moge na szczescie pamietac go do konca zycia. Moge wiedziec na pewno, ze wiecej tak nie zrobie.. Zastanawiam sie, czy wtedy nie bylam na najwiekszym dnie. Bylam?? Chyba tak... Pamietam, jak przyjechalam do Big City. Wczesniej myslalam, ze gdy tylko wyprowadze sie z domu, nagle zmieni sie wszystko. Zupelnie tak, jakby choroba miala byc przypisana nie do mnie, ale do miejsca, w ktorym wyroslam. Okazalo sie, zreszta bardzo szybko, jak strasznie sie mylilam. Od tej choroby nie da sie uciec.. Mozna natomiast jeszcze bardziej uciec, ale od siebie - w chorobe, czesto gorszą.Kursywa..

Najgorsze, ze mialam pieniadze na jedzenie, ale cos mnie skusilo, aby wziaźć "troche" cudzego. Dziewczyny (mialam 3 sasiadki, a z 1 z nich dzielilam pokoj) chyba dosyc szybko zauwazyly, co wyprawiam. Bardzo sie wPogrubienietedy zawiodlam na ludziach.. Strasznie, a najbardziej na tej osobie, z ktora mialam pecha dzielic pokoj. Moze przemawia przeze mnie wlasna zlosc, moze to moje wady i niewdziecznosc kaza mi tak myslec? Moze w gruncie rzeczy jedynie mnie brakowalo cierpliwosci, a nie jej? Moze mnie brakuje zrozumienia, a nie jej? Jesli tak, czemu ja choruje? Ponoc ed dotyczy tylko wrazliwych osob... Nadwrazliwych..
Coz, wypada szczerze stwierdzic, ze trudno byc wdziecznym komus, kto traktuje nas, jak wariata. Pewnie sama nie bede lepszym psychologiem, ale zycze powodzenia tej osobie, ktora mi powiedziala jedną recz. Mianowicie, ze boi sie mnie, bo moge wyskoczyc na nia z nożem!!!! Zabawne, jak ja pierdole! Zwlaszcza, ze najbardziej niebezpieczna stalam sie dla siebie, a nie innych ludzi.. Ona zamiast ze mna porozmawiac, zapytac, badz w inny sposob wyjać karty na stol, poszla do kierownika..

Historia jest dluga i zagmatwana.. Pamietam wiele z tego, bo emocjonalne momenty sa najtrwalej zapisane w naszej glowie! On byl dla mnie bardzo dobry, bo mimo, ze zmienil mi pokoj (a ja powturzylam swe zachowanie - znóóóóów kradlam!!!), nigdy nie chcial mnie calkowicie stamtad wyrzucic. Zawsze stawal w mojej obronie, a ja za to jeszcze bardziej go nienawidzilam, jak ich wszystkich.. Litość jest najgorsza, gorsza nawet niż nienawiść, gdyz w niej sie miesci, takze i ona.. A oprocz niej są też takie uczucia, jak wstret.. Wole by ktos mnie nienawidzil, niz litowal sie nade mna. Jak, juz kiedys powiedzialam: lituje się nad tymi, którzy litują się nade mną! Zreszta te wlasnie slowa powiedzialam Olce, mojej pierwszej sasiadce (w pierwszym mieszkaniu)..

Mialam wtedy na poczatku studiow straszne ciągi. To bylo okropne. Nie wiedzialam kompletnie, czego mam sie spodziewac po tych studiach. Bylam pewna, ze nie nadaje sie, zeby studiowac, czułam sie glupsza od wszystkich.. Dzieki temu doswiadczeniu chyba rozumiem, czemu mowi sie, ze czasem czlowiek musi upasc na dno, by sie od niego odbic. Niestety nie zgadzam sie z tym, a moze stety? Temu upadkowi mozna zapobiec. A czekac na niego, by wciagnela nas wlasna otchlan, po co? Czesto okazuje sie, ze juz nie ma z niej powrotu... Ja w chwilach swego emocjonalnego dna, rowniez bylam gotowa podjac wielkie kroki. Chcialam wrocic do domu, za wszelka cene! Myslalam nawet, ze jesli tylko pozwolą mi na to, moge sie leczyc i chce tego nawet. Nie byla to prawda, ale kolejny zaburzony mechanizm mojej zaburzonej osobowosci. On kazal mi uciekac od wszystkiego, obiecujac, ze bedzie lepiej. Zawsze tak obiecuje, stad trochce go rozpoznaje :)
Teraz, juz nie jest tak strasznie, nie boje sie studiow. Za to brzydka zawsze bede, bo to nie kwestia czucia. Madra tez srednio jestem, raczej przecietna, ale jakos daje rade. Nie narzekam na wysoki poziom tego, co nas ucza. Jestem zadowolona, choc czesto sie nudze i nie mam, co robic.. Na szczescie kazdy wieczor celebruje, zarcie wypelnia moj bezczas..

Po tych wszystkich przejsciach, na szczescie znalazlam obecną kwatere. No i moge powiedziec o sobie, mimo ponoć mlodego wieku - "kobieta po przejściach" ;-)
Zaklimatyzowalam sie w Big City, polubilam swe studia oraz ludzi, ktorych spotykam. Tutaj jest mi lepiej, niz w domu, nie zawalam o kazdej porze - jesli, juz to o wyznaczonej.. Mimo wszystko nie moglabym byc tak calkiem sama.. Dzis po wykladzie poszlam do jednego centrum handlowego z Magda, wiec gadalysmy o tym. Ona stwierdzila, ze nie potrzebuje zadnej kolezanki, bo nauczyla sie radzic sobie samodzielnie. Ja rowniez bardzo sie usamodzielnilam, chyba sie nie myle? Jednak zawsze swiadomosc, ze masz do kogo sie odezwac, jakos tak pomaga - nawet, jesli nie robisz tego zbyt czesto.. Ja to robie, wrecz bardzo rzadko, ale nie mam wielkich wymagan.. Poza tym musze miec czas na nauke, bo chce, czyli: musze + chce..
Nie wiem, ktorego jest wiecej (bo zawsze byłam leniem, ktory nic nie robil do szkoly, tylko sie pakowal), ale to bez znaczenia..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz