sobota, 17 października 2009

Zdarz-yło/a/się (jutro)

Siedze na dupie w łozku. Typowa pozycja. Zawsze tak robie, jak chce cos napisac. Spalam do godziny 13. Ledwo wstalam. Popedzilam do Biedrony. Zakrywalam po drodze twarz przed mrozem, choc nie bylo bardzo zimno. Oczy mialam tak szeroko otwarte, ze wszystkie postacie staly sie rozmazane. Czulam sie, jak cpun, ktory ma swoj narkotyk. Nie bylam jednak na glodzie. Po prostu chcialam, jak najszybciej wrocic do siebie. Z drugiej strony tak, jak wczoraj jedyne, co mogloby sprawic mi dzis (prawdziwa) przyjemnosc - to najebanie sie. Gdyby Daisy to zobaczyla, pewnie zrobilo by sie jej bardzo smutno - juz tak kiedys miala.. A dla mnie to takie zwyczajne, zwlaszcza, ze pomaga na chwile... Poza tym nie mam rodzica alkoholika, wiec moze tak bardzo sie nie boje - byc taką samą alkoholiczką... Zreszta czasem czlowiek tak bardzo sie czegos boi, krazy wokol gówna, uwazajac, by w nie nie wdepnac. A tu masz, nagle nie wiadomo kiedy okazuje sie, ze dawno stoi w innym, o wiele wiekszym i bardziej syfiacym gównie..
Nie mowie, ze ja tak mam.. Mowie tylko tyle, ze tak bardzo chcialam zachowac ostroznosc, bo zawsze czulam sie inna. Czulam, ze cos mi grozi w tym swiecie, zwlaszcza w doroslym zyciu. Wpojono mi, ze sama sobie nie dam rady, a ja tak bardzo chcialam pokazac, ze to nie prawda. I na tym chyba polegal problem, pokazujac cos innym, robiac cos dla nich, zawsze zapomina sie o sobie.. A czas kazdego jest obliczony, mozna sie naprawde przeliczyc liczac na innych. W koncu najprosciej wymagac czegos od kogos, stawiac żądania, nawet ukryte.. Moze nie trzeba bylo martwic sie o to, kto mnie przed tym wszystkim osloni. Jak to zrobie, gdzie sie schowam, albo co bedzie moim kapturem ochronnym. Po co sie balam, przeciez zgodzilam sie, by przyjac kazda etykietke. Nawet nie walczylam.. Wszystko okazalo sie takie proste. JAK ZAWSZE, jedyny problem tkwil ze mną..

Innym przystosowanie przyszlo prosciej, a mieli o wiele gorzej, niz ja.. Teraz moge mowic o sobie naprawde - niewdziecznica.. Mam tez z czego byc dumna.. Cos zrobilam, by byc kims.. Jakas jestem i jesli nadal nie wiem, jaka - znam reguly niewdziecznicy... Pamietam, co trzeba robic, jak sie zachowywac, jak mowic i jak czuc, aby na to miano zasluzyc.. Wyglada na to, ze przylgnelam do niej i ona do mnie... A mowi sie, ze czlowiek zawsze moze wybrac to, jaki jest, czy dobry czy zly.... Nie umiem sie pogodzic z tym, by nosic w sobie oba pierwiastki jednoczesnie - nie cierpie chemii i nie cierpie niesprawdzonych eksperymentow.. To, co znane, daje bezpieczenstwo.

Wczoraj stwierdzilam, ze pojade jednak do domu.. Powiedzilam sasiadce, zeby mnie obudzila o 9, jak bedzie szla na dworzec. Mialysmy jechac razem, tzn. ona do siebie, a ja do siebie.. Tak samo uprzedzilam matke, ktorej ta opcja najbardziej pasowala, bo w przyszlym tygodniu robią u nas okna... Na pietrze ma nie byc w ogole okien, wiec wszyscy musza sie, jakos pomiescic na parterze - a łozek zbyt wiele nie jest... Naprawde myslalam, ze dotre do tego Zagnidowa.. Mialam dobre intencje, nie chcialam oszukiwac. Zreszta nawet teraz fakt, ze nie zrobilam, co zrobic mialam, nie uwazam za klamstwo. To kolejna blahostka w moim zyciu..

Kasce powiedzialam zaspana, ze sie nie wyrobie, wiec niech idzie sama na ten dworzec (bo pukala do mnie rano).. Ja natomiast dalej spalam. Obudzil mnie dopiero o 13 telefon od brata. Jego kolega - Skuter, zachowal sie chamsko, bo najpierw umowil sie z nim na ten koncert, a potem go wystawil. Moj brat przekonywal mnie, bym z nim pojechala na miejsce.. Nawet chcialam, ale przez chwile.. Teraz, gdy juz znalazl sobie inne towarzystwo, znow chce - bo nie moge... Jasne, mozna sie bylo domyslic, ze wlasnie tak bedzie!! Szkoda, najebabym sie tam z nimi. Choc z drugiej strony, nie moge gadac, jak jakas pojebana malolata, ktora kreci tylko chlanie i Bóg wie, co jeszcze... Dawno z tego wyroslam.. Potrzebuje jedynie czasem, tak dla odmiany zobaczyc, co znaczy lepszy stan swiadomosci.. Ale mowi sie trudno - nie dzis!

Mozliwe, ze do domu pojade za tydzien. Powiedzialam, juz matce, ze jednak zostaje w Big City. Nie bardzo sie ucieszyla.. Wyczulam w jej glosie, ze jakby sie dalo sciagnelaby mnie spowrotem do siebie.. Nie uleglam.. Mam schowany w kieszeni jamochlon. Nikt tego nie widzi. Posiadam glebokie kieszenie. Matka widac tez urodzila sie z tym jamochlonem. Gdy jestem potrzebna wessalaby mnie spowrotem tylko po to, by znow wyssac, wypluc.. Przeciez wiadomo, ze chce zebym pojawila sie w domku, wziela kase i juz predko tam nie wracala.. Co zle, lepiej miec wczesniej z glowy - to prawda.. Wlasnie dlatego wolalabym, zeby moj brat wpadl tu do mie z kasa, a nie zbeym ja musiala sie, gdziekolwiek ruszac..

Jak zwykle impulsywna i spontaniczna..
Coz, takie podobno sa "bulimiczki".......

Fajowo, ze tak o "nas" pisza.. Wkurwia mnie, ze ktos moze mowic za mnie, zwlaszcza jaka jestem. Niby nie powinnam osobiscie tego traktowac, ale co zrobie.. Zawsze bylam cholernie sugestywna - a zwlaszcza odkad mi sie nie uklada. Dlatego w tę impulsywnosc uwierzylam... Uwierzyłam bardziej, bo tak napisano. Mniejsze znaczenie mialo to, co o tym mysle naprawde..
W koncu, jak sie upszec, wszystko mozna do siebie dopasowac..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz