czwartek, 5 listopada 2009

co?


Nie zaliczylam "badania". Nic dziwnego. Szczerze powiedziawszy, nie bylam w stanie myslec. Jesli, juz o czyms myslalam, to jedynie o tym, ze wczesniej wroce do domu. Ucieszylam sie z tego i nawet nie przejelam tym, ze zawalilam. Poza tym to bylo tylko zaliczenie. Moze zadnych powazniejszych ocen, Marta z tego nie zrobi. Choc wyjatkowo niestaly z tej kobiety czlowiek. Nie ma, co jednak wybiegac naprzod. Zwlaszcza, ze rzekomo czeka mnie jeszcze dlugi dystans...
Mam do siebie wylacznie lekki zal. Umialam wszystko. Uczylam sie. Co prawda nie jakos szczegolnie duzo, ale na pewno wiecej, niz "inni". Spieprzylam, przez swoja bezmyslnosc. Zaczelam mierzyc czas w tescie slownym. Marta pytala mnie o powtarzanie cyfr. Najpierw zamotalam sie i trzy razy zaczynalam to samo pytanie. Ciagle prosilam, czy moge zaczac jeszcze raz. Parodia. Pomyslalam, ze juz i tak zawalilam, bo ktoremu psychologowi pozwala sie zaczynam kilkakrotnie badanie? Niby ja nim nie jestem i nie bede, ale mimo wszystko, spierdolilam sprawe.
W tamtym momencie, nie zalezalo mi, czy wypadne dobrze, czy zle. Czesto tak miewam, np. w pytaniach testowych, gdy nie wiedzac jednego pytania, nagle przestaje sie starac.
Czulam sie tam, choc trwalo to kilka minut, jak najwiekszy debil. W rzeczy samej wiele sie nie pomylilam. Kurwa. Nie dosc, ze testy chujowo mi wychodza, gdy je interpretuje. To jeszcze w praktyce wypadam beznadziejnie. Na szczescie, moze po studiach nic mnie nie spotka. Moze wejde do domu i nigdy stamtad nie wyjde. Rozwazam BARDZO powaznie te mozliwosc, dlatego mniej sie boje przyszlosci. Mniej tez mysle o powazniejszych zmianach. Po co sie zmieniac, jesli mnie, juz w ogole nie bedzie? Po co planowac swe zycie, jesli go zabraknie? Po co zaczynac cos, co trzeba niedlugo skonczyc? Po co rozwijac cos, ktore niedlugo trzeba zwinac..
Tak, jak zwijam sie czasami w kulke, zwine sie stad.. Uciekne po prostu. Na razie zwijam swoje uczucia. Kurcze je w srodku. Gorzej, gdy mozg tez "urasta" do rozmiarow ziarenka piasku. Wtedy, takze inni poznaja, kim jestem i co naprawde znacze. Co z tego, ze ich oszukalam, ze wcale nie mysla o mnie, jako kims glupim. Myla sie.. Pan M. mial racje, trzeba szukac takiej pracy, ktora pasuje do naszych umiejetnosci. Pomyslalam dzis, ze Marta, gdy mnie pytala (a pewne wczesniej) doszla do wniosku, ze beznadziejny ze mnie uczen. Tzn. moze nie konkretyzowala tego na wszystkie dziedziny, pewnie, az tak krytyczna nie jest, jak ja. Za to musiala pomyslec, ze spotkaja mnie w zawodzie psychologa, OGROMNE trudnosci. Coraz wiecej o tym mysle. Latwo w ten sposob kogos skrzywdzic. Smutne, ale tak czesto nieswiadomie popelnialam zlo wzgledem innych. Nie chcialam. Nie wiem, kiedy zla sie stalam... Czasem tak bardzo chcialabym wszystkich za to przeprosic i blagac o wybaczenie..
Ogolnie zamiast wrocic do domu tak, jak myslalam, spedzilam sporo czasu z dziewczynami. Pomyslalam, ze fajnie, jak zostane i troche porozmawiamy. Potem, gdy w koncu dotarlam do domostwa, rowniez sie zasiedzialam. Tym razem nie mialam daleko do swego pokoju, bo jedynie kilka metrow. U sasiadki z psychologii oprocz mnie przesiadywala rowniez jej kolezanka z roku. Odnioslam bardzo pozytywne wrazenie na jej temat.. Im dalej ludzie ode mnie sa, tym wiecej nas zbliza. Im blizej mnie staja, tym bardziej sie oddalaja.. Nie podchodzcie za blisko.. Gdy podchodzicie, musze sie odsunac. Pamietajcie o dystansie. Boje sie i dusze. Mam tak malo powietrza w swej przestrzeni. Nie moge sie nim podzielic z nikim. Stad tak pilnuje, by nikt mi tej przestrzeni nie zabral.. Przepraszam.

Przy okazji dowiedzialam sie od tej kolezanki (sasiadki, a teraz tez mojej) pewnej ciekawej rzeczy. Btw., nie pamietam jej imienia. Nawet nie sluchalam, gdy sie przedstawiala - ale wiele osob tak ma. Ta ciekawostka, az dziw, ze do tabloidow jeszcze nie dotarla, dotyczyla kablary Olki. Tej samej Olki, z ktora pechowo mieszkalam w akademiku. Szkoda gadac. W glowie mi sie nie miesci, ze obluda tak latwo jej przychodzi. Ja tez zla jestem, bardziej, niz ona. Jednak nie czerpie przyjemnosci z uwieszania sie na innych. Robie to w desperacji, ale wiecej z tego wyrzutow sumienia, niz ulgi..

Wlasnie niedawno dziewczyny znow mi przerwaly. Prosily o kserowke z zeszlego roku z cwiczen u Kingi. Szczerze powiedziawszy, gdybym sie postarala, znalazlabym ją. Prawdopodobnie schowana lezy, gdzies w szafie, najpewniej na samym dnie. Znajduje sie wsrod sterty papierow, ktore planowalam kiedys ulozyc. Nie zrobilam tego do tej pory, bo bylo, juz za pozno. Przynajmniej tak to ocenilam, jak zreszta szanse na swe "nowe narodzenie" i cala reszte... Zbyt wiele sie tego uzbieralo. Pogubilam sie w tych smieciach, choc one mialy mi sluzyc.
To mialy byc moje notatki, jak drogowskazy, pomagajace w "studiowaniu". Nie wiem, czemu je trzymam. Do dzis gromadze smieci, a lepiej gdybym wszystkie spalila. Przynajmniej mialabym z tego troche pozytku. A tak otrzymalam w pakiecie, ale ograniczone miejsce w szafie. Ledwo upchnelam ciuchy, ktore musialam tez tam, jakos pomiescic.. Z wierzchu wszystko wyglada bardzo ladnie, ale ja dalej nie wiem, gdzie co mam..

Wiele takich rzeczy powinnam wyrzucic, skoro mi nie sluza. Co z tego, ze inni tez je trzymaja. Moze oni tego uzywaja, jednak jakos? Mnie najwyrazniej szkoda kasy, bo troche na to zasrane ksero, musialam wydac. Poza tym łudze sie, ze kiedys jeszcze NA PEWNO do tego zajrze.. Jak widac, moglam zrobic dobry uczynek i odnaleźc te kserowke. Moglam ja pozyczyc tej milej dziewczynie, jesli nie dac, ale gdziezby.. Chyba jestem chytra, bo tak sie zachowuje.. Zupelnie, jak pies ogrodnika, ktory sam nie wezmie, ale nikomu nie da.

Kolejna podstawa, by zloscic sie na siebie.. Jednak unikam zlosci, trwajacej zbyt dlugo. Nie radze sobie z nia, gdy przebywam w tym stanie zbyt dlugi czas. Nie poznaje wtedy czesto siebie. Nie wiem, jakim cudem, ale potrafie byc, jak dziecko. Raz zachowuje sie tak, jak najbardziej bezbronna istota na swiecie. Tylko po to, by za drugim razem wykrzesac z siebie najwiekszy jad. Ten jad to moja potezna bron, zdolna zniszczyc caly swiat.
Szkoda tylko, a moze wlasnie dobrze, ze to moj swiat.. Moje zycie, przypominające coraz straszniejszą ruine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz