poniedziałek, 30 listopada 2009

(Od)cień

Mam wolny poniedziałek i wtorek. Gdybym wczesniej wiedziala, ze Marta odwoła zajecia, pewnie pojechalabym do domu. Sprawdzily sie jej przypuszczenia, ale najczesciej one sa na chybił-trafił.. Gdy pytalam ją o zaległe zaliczenie, wspominala o własnej niedyspozycji. Oszczegała, choc to chyba niewlasciwie slowo (wobec czlowieka o maskowatej twarzy, ktory nigdy sie nie denerwuje), ze moze konieczne okazą się wolne dni.. Przynajmniej wiem, ze naprawde źle sie czula, a nie zbywała mnie jedynie.. Mimo wszystko nie szukałam wtedy drugiego dna... Wierzylam we wszystko, co słyszałam, a słabiej widziałam.. Tym bardziej wiedząc, jak wielu ludzi choruje ostatnio na grypę, trudno sie temu dziwić.. Nawet Magda narzekala cos ostatnio na samopoczucie, gdy sie widzialysmy. Zdziwiona troche byla, bo szczepila sie na grype. Matka zmusila ją do tego.. Zauwazylam, co zreszta sama Magda podkresla, ze jej matka lubi ją "ustawiać". Zupełnie, jak moja niegdys.. Beznadziejne jest traktowanie swych dzieci na obraz i podobienstwo, jakiegos mebla..W tym aspekcie obydwie rozumiemy sie..

Wolałabym jednak, aby Magda mówila wiecej, nie chodzi nawet, juz co konkretnie.. A nie bym tylko ja ciągnęla rozmowe.. Zwlaszcza przy cierpieniu na brak czegokolwiek do powiedzenia! Niczym, jakies lane kluski, przy przygotowaniu ktorych, zabraklo mąki, albo wody - tak to wygląda.. Oczywiscie nie powiem, ze źle mnie traktuje, bo musialabym zrozumiec, gdyby nie chciala na mnie patrzec! A ona nie dosc, ze patrzy na mnie, rozmawia na tyle na ile ją stać, to jeszcze zajmuje mi miejsce koło siebie. Ostatnio bardziej sie też stara, naprawde. Częsciej pyta, co u mnie i czy jade do domu na weekend.. Gdybym tylko umiala byc bardziej szczera, bo roszczeniowej natury chyba sie nie wyzbede nigdy.. Wiem za to, ze spróbuje docenic dobro wokół mnie. Chociaz tyle - spróbuje. Nie poparze sie, a co najwyzej nie zasmakuje sie w tym.. Wtedy powróce do starego smaczku zycia. Wielkiej roznicy nie odczuję. Moje uczucia i tak "barwią" ten swiat na jeden kolor...

A najróżniejsze smaki w pomieszczeniu o tym samym (od)cieniu, upodabniają się do siebie.. Cień je przenika, tak jak czasem obezwładnia ludzkie dusze..

Skoro wywnioskowac z tego, co pisze da sie jedynie, ze mam wolne dni, powstaje pytanie.. Pytanie: Co z nimi (z)robie? Oczywiscie to pytanie budzi się wystraszone, ale w mojej glowie. Dalej sie nie przemieszcza. Nie wychodzi poza granice tej ograniczonej łepetyny. Kogo w koncu naprawde interesowałoby, co pocznę, jesli w ogole pocznę? Myslisz: nie poczniesz nic, bo na więcej Cie nie stać!! A wlasnie, że pocznę kolejne bzdurki...

Do tej pory bylam z Kaską w aptece. Czasem czuje, ze tak "wspaniale" (az dziwnie to brzmi) nam się rozmawia, zupelnie jak kiedys z kims.. Nie pamietam dokladnie kiedy to bylo i z kim, gdy ta rozmowa sie udawala... Zreszta pewnie teraz tez, jak zwykle przesadzam. Przesadzam, bo mowie tylko o swoim punkcie widzenia. Kaska, przypuszczam, moze miec mieszane uczucia. Pewnie mnie lubi, ale jakos bardziej, niz troche, pewnie nie potrafi. To i tak wiele, choc glupia jest jedna rzecz, na ktorej czasem sie łapie. Niedkiedy, gdy ona rozmawia z moją drugą sasiadka, jestem zazdrosna.. Czasem zazdrosc mierze tylko w strone Karoliny. Innym razem złoszcze sie na Kaske, bo "zabiera" mi Karoline. Jakie to glupie, skoro ostatnio prawie wcale ze soba nie gadamy.. Z Kaską troche wiecej zagadujemy do siebie, ale na marnej zasadzie. Na zasadzie: jak wiesz, to się ciesz..

Po prostu wkurza mnie, ze w tym mieszkaniu mieszka ktos, kto pozostawia po sobie znaki.. Znaki tego, ze mieszka.. Wczesniej moimi współlokatorami byly straszne dupki... Wtedy przynajmniej nie czulam o nic zazdrosci, bo niby o co? Jesli, juz wsciekalam sie o cos, to o prowadzenie debilnych rozmow. Te rozmowy slyszalam zza ściany i dotyczyly one, albo gówna, albo firmy.. Oczywiscie pod 'gówno' podłączylam kazdy temat, ktory nie dotyczyl firmy... Nie mialam najmiejszej ochoty, by sie do nich dolaczyc.. Czasem wpadal do mnie Kamil, ale siebie wzajemnie traktowalismy akurat, jako dobrych kumpli. Zdarzylo sie nam nachlać wspolnie. Robilismy to kilkakrotnie razem z Diablicą, ktora potem zostawala u niego na noc.. Dzieliła nas sciana wlasnych pokoi i ta, ktora tylko ja widzialam.. Niech nikt nie pyta czemu, bo oczywiste,ze ja ją wytworzylam.. To byla sciana, której sile nie-przebicia, nie dorównal najtwardszy nawer mur.. Moja ściana i moja twierdza.. Tkwiła w tym, jakas wspaniałosc, jak to zresztą zwykle bywa, gdy mowa o sile.. Mnie akurat od dziecka ona bardzo imponowała..

Czulam wowczas, ze decyduje, kiedy i z kim chce porozmawiac.. Po prostu wychylałam się zza tej twierdzy, by poźniej znow ukryc się głebiej.. A teraz, choc niby postepuje, wciaz uciązliwie i wciaz tak samo, bywam zazdrosna.. Nie powinnam, bo nie zmienie siebie.. Tzn. nie przestane zachowywac sie kKursywaompulsywnie. Denerwuje mnie to, bo uczuc kompulsywnych wcale nie potrzebuje!!!! Kompulsywnie chce osiagać wyłącznie cele!!!!!
Uczucia w tych celach sie nie mieszczą, a na pewno nie zazdrość...
One nigdy nie znajda tam miejsca, wiec na miłosc Boską, niech nie bedą, w ogole nie bedą.. Skoro wszystko, co u mnie jest, staje sie kompulsywne, im tez to grozi!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz