wtorek, 17 listopada 2009

Niebo.

Jestem tak totalnie wypompowana, ze z trudem pisze. Wczesniej bylo gorzej, bo weekend spedzilam w domu. Wlasciwie lepiej powiedziec, ze ten weekend przespalam w domu. Z nikim prawie w ogole nie rozmawialam. Przyjechalam tam chyba tylko po to, zeby sie nazrec i zabrac kase. Zreszta nie ma w tym nic dziwnego. Nawet, jak bylam zdrowa i moze chcialam rozmawiac, nikt nie mial na to czasu. Matka zajmowala sie swoja robota, bo "w domu zawsze jest cos do roboty". To sa jej slowa, brzmiace niemal, jak idea zyciowa. Brat, gdzies wylazil, najczesciej uciekal do kolegow. Pies grzal sie pod kocem, jadl, albo spal (zupelnie, jak ja teraz,hehe), a babka? Ona tez zawsze znalazła coś dla siebie, by przezyc, jakos dany dzień. Jak czula sie lepiej, pomagala wiecej matce. Teraz tez gotuje obiad, jesli plecy nie bolą ją za bardzo. Podobno to wielka wyręka dla matki. Gdybym potrafila, gdybym choc troche czlowieka z siebie wykrzesala, zrozumialabym to lepiej. Tak przypuszczam.. Niestety, wciaz nie rozumiem. Nie wystarczająco!

Babka czasem tez oglada telewizor. Az dziw, ze sie nauczyla. To wieeeeelce pozyteczna rzecz. Chyba najbardziej pozyteczna, jaką robi dla calego domu - ODPOCZYWA! Chwala Bogu, a raczej ciotce (niestety lezącej obecnie w hospicjum), bo ona pierwsza pokazala jej swiat telenowel. W babki przypadku powinnam chyba powiedziec: familijny swiat, poniewaz woli Familiadki, niz seriale. Zawsze to cos...

A jesli rozmawia, to najczesciej z Panią Helą. No wlasnie, Pani Hela rowniez przyjechala na weekend do Zagnidowa. Odwiedzila nasze domostwo i chciala nawet pogadac ze mną! Co za zaszczyt, ze jeszcze znajdzie sie ktos tak glupi,heh.. Jednak, jak zwykle nie wykazalam zbytniego zainteresowania. Z pewnoscią to odczula. Przeciez od razu widac, kiedy ktos chce z nami posiedziec, a kiedy nie. Dziwie sie jej. W koncu tyle razy traktowalam ją nie zbyt entuzjastycznie. A ona mimo to, wciaz mnie woła na rozmowe, gdy tylko sie widzimy!!

W tym drugim przypadku, gdy osobe trzeba zawsze prosic do siebie, mozna sie wkurwic... Ja, co prawda usiadlam z nimi, ale wczesniej wysłano do mnie "specjalne zaproszenie".. Owe specjalne zaproszenie, brzmialo, jak komunikat ustny Pani Heli i owszem, to byl taki komunikat. Na dodatek udawalam zainteresowanie lecz bezskutecznie. Wiercilam sie na stolku. Ciagle, gdzies obracalam glowe, a tak sie nie robi. Coz, od dawna nie potrafie sluchac, by slyszec. W glowie mi sie nie miesci, ze kiedys to potrafilam.. Ja chyba snie.... Mam omamy pamieciowe, albo nie wiadomo, co jeszcze.... Naprawde, jesli taka zdolnosc istnieje (nawet w to watpie calkowicie), jak czuje sie z nią dana osoba? Jej Pan, albo Pani.. Czy ta zdolność nie meczy?? Jesli nie, czy nie nalezy uznac tego za prawdziwy cud? Ten najprawdziwszy cud, ktorego z imienia, ani nazwiska nie wymienili w Biblii? Jesli mam racje, dochodze do jednego, definitywnego wniosku. Powinni za niego prosto posylac do Nieba. Bez czekania w kolejce! I basta!!

Zabawne, ale zrozumialam, ze jedzenie, gdy nie rządzilo jeszcze moim zyciem, rzadzilo nim cos innego. Zawsze cos rzadzilo.. Nie chce mi sie teraz myslec, co. Moze, jakbym pomyslala doszlabym do tego, ale nie wazne.. Wazniejsze, ze nigdy, jakos szczegolnie nie interesowalam sie innymi. Zawsze chcialam udoskonalac siebie. Skupialam sie na tym, co moje. Pielegnowalam w sobie (nad)wrazliwosc, ale wylacznie na wlasny ból.. Teraz postepuje tak samo, interesuje sie swoim swiatem. Boli mnie wylącznie wlasny ból.. Czasem umieram z nudow w tym swiecie. Tak malo w nim miejsce na ciekawe rzeczy. Jednak najgorsze, ze nigdy nie wykazalam inicjatywy, nie postaralam sie poznac, nawet najblizszych ludzi.. Mozliwe, owszem, ze patrze na przeszlosc przez pryzmat tego, co jest tylko teraz. A nie przez pryzmat prawdziwych przezyc, ktore kiedys doswiadczylam. Mozliwe..

Jest zatem nadzieja, ze potrafilam poznawac ludzi, cenic ich zalety i znosic wady, lepiej, niz dzis.. Istnieje wreszcie nadzieja, ze bede umiala podzielic te wine.. Powoli zaczynam widziec w sobie winę za ten brak obecnosci... Jednak ona nie jest przypisana tylko do mnie.. Jak widac, inni tez nie mieli dla mnie czasu, a szczegolnie matka.. Zreszta ona chyba nie umie ze mna rozmawiac. Co nie znaczy, ze nigdy nie chciala tego zrobic...

Szkoda tylko, ze wciaz nie potrafie rozdzielic tę wine sprawiedliwie. Moze w ogole niepotrzebnie sie nią zajmuje? W koncu sprawiedliwosc, to podobno działka Boga.. No nie wiem, zreszta na Ziemi kazdy rządzi sie sam, najczesciej.. A moze sprawiedliwosc powstaje zawsze, gdy sami postepujemy, jak czujemy: uczciwie?

Nie wiem.. Wiem wylacznie, jak bardzo pusta czuje się w srodku. Pusta nie znaczy zla. Nie znaczy tez dobra. Po prostu pusta. Nie mam swego miejsca na Ziemi. W kazdej nowej miejscowosci, buduje ten sam obraz, a podobno podroze sa ciekawe. Moze rzeczywiscie ucza czegos, jednak nie mnie! Negatywny obraz swiata nie moze byc pozytywny. Pesymizm, nuda i cala mizerna otoczka, zawsze stanowi jego główne tlo... Zreszta o jakim tle ja mówie? W szarosci trudno cos wyodrebnic. Wszystko wyglada mdło, bo ma to samo małe znaczenie.. A Niebo? Niebo zawsze pozostaje tak samo niebieskie. Choc tyle... I tak rzadko w nie patrze. Nie jestem marzycielką. Przynajmniej nie dostrzegam tych chmur, ktore pewnie czesto spowijają sie nad nim... Przynajmniej....

Mam dzis wylacznie dziwne wrazenie: kompletnie nic nie kumam. Siebie nie kumam bardziej, niz zwykle... Przydaloby sie wyjątkowo popatrzec w Niebo. Jednak wyjasnien zadnych tam nie znajde. Poza tym po co mi wyjatki, skoro one tez mają szary odcień? Nie wiem nawet, co chce wyjasnic. Nic nie rozumiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz