niedziela, 1 listopada 2009

Dzieje się...

Wieczorem pogotowie zabralo moja sasiadke, dziewczynę murzyna. Wczesniej przyszla do mnie do pokoju, proszac o jakies tabletki na bol glowy. Wiedziala dobrze, ze mam cala apteczke. Nie musiala sie upewniac, bo wszelkie prochy są dla mnie, jak ubranie bez ktorego sie nie ruszam. Wpuscilam ją do pokoju, gdy zapukala, a po wysluchaniu, siegnalam do skrytej szulady, gdzie wszystko trzymam... W zasadzie nie musze tu nic kryc, ale po co mam sie z tym obnosic? Powodow nie widze zadnych. Zachowuje dla siebie swoje sekrety i leki tez sama biore, ale Ibuprom moglam spokojnie jej dac. Usmiechala sie, jak zwykle. Zawsze zachowywala sie wobec mnie bardzo przyjaznie. Wczesniej )poprzedniego wieczora), co mnie cholernie zdolowalo, zaproponowala mi nawet wypad na impreze z jej znajomymi. Odmowilam.

Gdy sie widzialysmy pozniej, to nie wygladala na taką, ktorej cos dolega. Nie zastanawialam sie zreszta nad tym, czy dobrze jej ze swym bólem, czy nie. Kto w ogole nad tym mysli? Bywam podejrzliwa, ale bez przesady. Czesto po prostu nie chce mi sie myslec...
Gdy boli głowa swiat tylko chuczy. Ma sie wrazenie, jakby coś nam mózg w głowie przewracalo. Gdy boli serce, poczucie ze ktos je wyrywa mogloby byc przyjemne. Gdyby nie przeszkadzalo, ze wyrwac go nie moze. Dla mnie tak wlasnie wyglada ten ból. Tak go czuje. Trudno mi ze swym bólem wspolczuc ludziom, ktorzy doznają mniejszych dolegliwosci, a panikują bez powodow. Nie znosze tego. Drazni mnie to, choc oni moze woleliby, by pochylic sie nad nimi. Coz, pochylac to ja sie moge, ale na błogoslawienstwo w Kosciele, do ktorego od dawna nie chodze..

Ewa stwierdzila, ze najlepiej bedzie, gdy dam jej cale opakowanie tego Ibupromu. Nie wydalo mi sie dziwne, ze chce wziąźć tego wiecej. Wcale nie dlatego, ze ja tez lubuje sie w skrajnosciach. Po prostu uznalam, ze moze chce sie zabezpieczyc.. Dziwne, przeprojektowalam na nią wlasne rytualy.. Gdy wyszla, powrocilam do tego, czym zajmowalam sie wczesniej. Nie potrafilam sie na tym skoncentrowac. Cos mnie draznilo. Rozpraszaly mnie tez wlasne mysli, ktore jak zywe obrazy, stawaly przede mną. Widzialam ludzi ze szkoly. Widzilam wykladowcow. Widzialam tez rozne dziwne sytuacje. Sytuacje, ktore zdarzyly sie naprawde i sytuacje, ktore zdarzyc, by sie mogly. Moze nawet chcialam tego? Moze, wciaz chce?

Za jakis czas wyszlam ze swego lokum, z glupim usmiechem na gebie. Nie mialam pojecia, ze Ewe zabralo pogotowie. Druga sasiadka, Kacha, spytala mnie z glupa, czy wiem o tym, a ja jeszcze bardziej z glupa odrzeklam, ze nie.. A jak moglam nic nie wiedziec? Jak moglam nie slyszec? Kasce ciezko bylo ukryc swe zdziwienie i lekkie zniesmaczenie takze.. Dowiedzialam sie, co sie stalo.. Ewa wypila pol flaszki wódy, a do tego lyknela spora dawke roznych leków, równiez tych, ktore miala ode mnie. Kaska znalazła ją w kiblu, leżącą na podlodze, calą zalaną łzami i nie mogaca zlapac tchu.. Widzialam, jak opowiadala o tym z przejeciem. Trudno sie dziwic..

Doszlysmy, jednak do wspolnego wniosku, ale nie mial to byc osąd, ze Ewa cala sytuacje (mniej lub bardziej dokladnie) rozplanowala.. Nikt nie jest taki naiwny, by zabijac sie w sposob, ktory nie mial ZADNYCH szans powodzenia. Tym bardziej taki ktos, jak Ewa, inteligentna przeciez dziewczyna, swietna z matematyki..
Wczesniej miala klopoty z Iwem, murzynem, nie mogli sie dogadac. To wszystko tlumaczylo jakby.. Spostrzeglam zreszta odkad mieszkają ze sobą, że uklada im sie gorzej, niz wczesniej.. Wiem, jak to jest, gdy ludzie nie powinni byc zbyt blisko. Wtedy stają się jeszcze bardziej obcy sobie, jakby wlasne cialo ograniczalo drugiemu przestrzen, albo jakby powietrze stało sie "wydzielone". Jakby mialo go zabraknac, nie starczyc dla wszystkich. Stad walka stalaby sie konieczna, gdyz kazdy musialby walczyc o przetrwanie.. Dziwne, ale tak bywa..

Zatem nie dziwilo mnie, ze w ich przypadku, zdolalam dostrzec te nieszczesną walke.. Nadal podziwialam Ewe, ze potrafiła isc na taki uklad. Zamieszkac z kims, kto traktuje ją, jak totalną kretynke, udajac ślepą oraz głuchą.. Jednak Ewa podobno wiedziala o wszystkim, o tych jego zdradach, innych panienkach i nie tylko, a sama chciala czegos wiecej. Chciala pewnosci. Szukala zaufania, opierajac sie na zludzeniach..
Poprzedniej nocy cos sie musialo stac, bo Iw nie otwieral jej drzwi, gdy wrocila z imprezy z kolezanką. Byla piąta nad ranem, a ja obudzilam sie, zeby napic sie czegos. Spojrzalam na komorke, stad mialam swiadomosc czasu.. Nawet nie one mnie obudzily, choc slyszalam ich rozmowe (nawet troche podsluchiwalam ;)), ale wlasnie samo pragnienie..

Na szczecie karetka przyjechala szybko. Tyle dobrze. A dzis Ewa jest u rodzicow. Iw podobno sie nie przejąl. Kaska spakowala jej rzeczy, bo poprosila o to przez telefon. Mowila, ze on, jakby nigdy nic, spal sobie smacznie, choc wiedzial, co sie stalo... Mozliwe, ze tak naprawde ruszylo go to w jakis sposob (nie wierze, ze nie), ale potrafil to ukryc.. Poza tym, jak komus bardzo chce sie spac, chocby sie paliło, predzej sie spali, ale nie wstanie.. Ja sama tak wiele rzeczy ukrywam. Musze pamietac, ze łatwiej osadzic, trudniej zrozumiec.. Poza tym tez sen, to moja świetość, kocham spać..

Ewy tez nie osadzam, ale uwazam, ze glupio zrobila. Czy chciala wzbudzic w nim wyrzuty sumienia? Mam wrazenie, ze ona i tak ma duzo wiecej powodow, by zyc, niz ja.. Pewnie jestem totalną egoistka, zapatrzona w siebie egocentryczką, ktora nie potrafi nikomu wspolczuc.. Egoistką, ktora chcialaby, by inni przezywali, mysleli, widzieli i slyszeli, to co ona przezywa, mysli, widzi oraz slyszy.. Chcialaby, by znali po prostu te same problemy..

Nie zachowuje sie sprawiedliwie, ale nie mam poczucia winy. Mam tylko swiadomosc tego, z ktora nic nie zrobie.. Żal mi tylko jednego. Mianowicie, chcialabym pokazac niektorym osobom, jak Ewa, czy Kacha (ktora jest dla mnie dobra), ze na mnie tez mozna liczyc.

Chcialabym pokazac, jaka jestem i ze mnie obchodza, ze lubie rozmawiac, ze wcale nie sprawia mi przyjemnosci bycie warowniczym swej egzystencji. Niestety boje sie, ze jesli choc troche zmienie plan dnia, pozwole sobie na odskocznie, nagle wszystko runie.. A potem nie bede miala, gdzie wrocic.. Wlasciwie tkwie w ruinie, czy mozna tkwic w wiekszej? Czego sie, wiec boje?

Co z tego, ze moze czasem zdarzy mi sie, jakas mala zmiana, skoro raz na miesiac, czy na dwa, to bardzo malo? Praktycznie one nic nie znaczą...

Te zmiany jeszcze bardziej mnie dobijają, bo pragne ich, ale nie moge.. Wole nie wiedziec, jak bardzo pragne i jak bardzo nie moge.. Nie chce sie wystawiac na pewne sytuacje.

Sytuacje, ktore staną się próbą mojej sily, bo.... jestem bezsilna.

Tkwie na etapie poszukiwania tej sily. Mam nadzieje, ze nie bede jej szukac przez cale zycie, a na łonie smierci stwierdze, ze mialam ją przy sobie.

A raczej w sobie:
nieużytą,
niewykorzystaną,
a co najgorsze w ogole nietknietą..

Mam tez nadzieje, ze Ewa bedzie szczesliwa. Oby jej sie wszystko ulozylo. Juz nie jest moją sasiadka, ale zycze jej wszystkiego, co najlepsze.. Niech nie da sie pokonac problemom, ale sama je pokona..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz