sobota, 5 września 2009

Ochłonełam już,heh


Ja pierdole. Jeszcze nie przesledzilam tego bloga. Chodzi mi o takie czytanie go, wpis po wpisie. Prawde powiedziawszy w ogole tego nie robie, bo po co? Za malo czasu uplynelo. Po latach, jesli one uplyna, dopiero bedzie sie to "fajnie" czytac"... Jednak, juz teraz nie moge sie oprzec wrazeniu, ze kazdego kolejnego dnia doznaje przeciwstawnych uczuc. Jesli dzis jest sroda i czuje sie zajebiscie, znaczy, ze w czwartek bede myslec o rzuceniu sie pod pociag.. No, ja pierdole!

Mimo wszystko, ja tylko wiem, bo te wpisy nie oddaja tu tego, jak jest w rzeczywistosci. W rzeczywistosci jest tak, ze jesli jakies drobne zdarzenie poprawi moj nastroj, ekstaza szybko mija. Zreszta z ekstaza chyba tak wlasnie jest, nie moze trwac dlugo. Natomiast zlosc moze sie utrzymywac duuuuuuuzo dluuuuuuuuuuzej. W PEWNYM momencie chyba sie do niej przyzwyczajam, wiec jakby ona ustaje. Tzn. jest nadal we mnie, ale juz tak nie pali goryczą, a ja nie pluje wstretnym jadem. Oczywiscie czasem mam na to ochote ;)

Pozniej odczuwam, ze przepelnia mnie pustka, bo wszystko staje sie mdle... Tak, jak nazrec musze sie maxymalnie, ze az rzygi podchodzą mi do gardla - tak czuc tez musze MAXYMALNIE. Inaczej nie czuje..

Nastawilam budzik rano na pierwsza. Jakbym komus tak powiedziala, ze "chcialam wstac o pierwszej", pewnie pomyslalby, ze w nocy, heh. Tymczasem oczywiscie chodzilo o poludnie. Wstalam, jednak o 14 i to z trudem, bo "olałam" ten alarm. A wlasciwie wylaczylam go i poszlam dalej spac.. Gdyby nie to, ze musze sie troche pouczyc na ten angol, moglabym spac do wieczora, tak jak w wakacje, gdy bylam w domu.. Niestety, nie moge! Odkad zaczely sie moje problemy ze snem, nie mam najmniejszego problemu, zeby w nocy zwyczajnie funkcjonowac. Wcale nikt nie musi mnie o to prosic, wystarczy, ze sama dam sobie takie pozwolenie. Natomiast, zeby klasc sie do lozka o 2 w nocy, musze sie cholernie starac..

Chyba tak, juz bedzie zawsze, wszystko uleglo odwroceniu.. Swiat staje do gory nogami! Tylko zaraz, gdzie on ma nogi? A pomylka! Swiat staje do gory nogami na glowie! Ja tez tak czasem staje...

TAK, jak kiedys czulam, ze zle jest tylko moje cialo, bo brzydkie. Dzis, choc nie od dzis, czuje, ze cala jestem zla.. Czuje, ze mam podly charakter, nie jestem dosc przebojowa, ani interesujaca. Oczywiscie wszystko zalezy od dnia, ale to nie zmienia faktu, ze kiedys takich dni nie znalam.. Milo, jak cholera, ze one o mnie pamietaja.. Chociaz one, kurwa..

Sciagam fajna muzyke, glownie w wersji instrumental :) Gdy bede sie uczyc, puszcze sobie, jakies fajne kawałki. To pojebane, ale ucze sie angielskich slowek, po stojącu. Wlasciwie to łaze po pokoju, bo to mniej meczy od stania.. Dzieki temu rozladowuje tez, jakies takie wewnetrzne napiecie, ktore przekazuje mi obraz siebie przyrastajacej tluszczem. Zreszta, ja jestem cholerykiem i na miejscu usiedziec nie moge, wiec wybralam dobra alternatywe :] Nie dziwie sie, ze sasiadke troche to wkurwia. NA SZCZESCIE, nie ma jej teraz, bo pojechala do domu.. Przez to, ze mam ucho troche przytkane, nie wlozylam stoperow. Tak, wiec jej nieobecnosc, uspokaja moja glowe, bo do uszu nic nie dochodzi. Gdyby dochodzilo, one moglyby niepotrzebnie zaalarmowac moj pojebany mozg, a tak moge byc spokojna :]

Z matka jeszcze nie gadalam, na razie nie dzwonila. Ja tez nie dzwonilam, bo nie mam nic na karcie. Oszczedzam kase. JAK DOBRZE pojdzie, odloze cale 100 zeta,hehe... Kupie za to, aaaa jeszcze nie wiem, co.. Moze, jakis krem na ryj, tussi pewnie tez, choc mam 50 opakowan zapasu ukrytych w pewnym kuferku ;) Zobaczy sie jeszcze. Nie robie planow, bo przeciez nigdy ich nie spelniam, a one tez, jakos do mnie nie ciągną..

Wkurwilo mnie wczoraj jedno, jesli juz chodzi o matke.. Konkretnie, ze tak sie martwi moim bratem. Rozumiem, on jest chory. Pewnie bardziej, niz ja, bo te urojenia.... Kurwa...... Mysle, choc mozliwe, ze blednie, ze one sa bardziej niekontrolowane, niz to, co ja ze soba robie.. Wiadomo, to jej syn, a moj brat, wiec kocha go i martwi sie, co dalej bedzie.. Tego jej nie zabraniam, a wrecz przeciwnie. Mam tylko DOSYC tego, ze ona o sobie zapomina. Chce zyc naszym zyciem. Nie wiem jak, skoro my tego zycia nie mamy.. Moj brat powoli tez gasnie, jak ta swieczka. Moja jest, juz tylko, jak pękniety, jebniety kolo kosza, znicz.. Znicz, ktory czasem od świeta ktos podnosi i przynosi na grob.. Doslownie! Na grób, czyli tam, gdzie jego miejsce..

Moja matka powinna zajac sie soba. Martwic wolno sie jej, ale niech sie to na przezywaniu nie konczy.. W ten sposob nie tylko nie pomaga sobie, ale wszystkim wszystko utrudnia. Nie dosc, ze ja mam wtedy wyrzuty sumienia, bo nie jestem dosc dobra, bo nie pomagam jej, bo nie mam lepszych ocen, bo nie jestem ładna, bo nie spelniam jej oczekiwan, bo nie dokladam sie z forsa i wreszcie, bo i ja NIE JESTEM zdrowa - to jeszcze otchłan powieksza swoje rozmiary. Slabosc rosnie w sile, choc to tak dziwnie brzmi.. Wowczas z tej otchlani duzo trudniej jest sie wydostac!

Coz, jestem teraz poza domem, mam co robic.. A czego nie mam? Wiele nie mam... Na pewno, nie mam czasu, zeby o tym myslec i sie przejmowac. Tutaj jedynie na chwile, moglam poswiecic sie refleksji na ten temat.. Mam swoje zdanie, ale co z tego.. Babka niedawno wyrazila swoje pretensje, ze mowie matce, ze mi zle. Jej zal byl, jak pakiet darmowych minut w simplusie, az sie chcialo wiecej tego dostac! Musze, wiec udawac zajebiscie szczesliwa, bo matka podobno "uschla na szkape", bo tak sie Bogdanem przejmuje. Nie wolno mi dokladac jej wiecej problemow.. Ok, moze lepiej niech w ogole ze mna nie rozmawiaja, bo po co? Tak bardzo chca slyszec same klamstwa? Tak bardzo chca rozmawiac z dziewczyna, ktora nie istnieje? Chca ogladac kolejna moja role? Chca sprawdzic, czy dobrze wypadam w tym kiepskim scenariuszu?

Problem jest jeden.. Po co sie urodzilam.. Nie mialabym nic przeciwko by byc tam z Tobą Boże, daleko i patrzec sobie z góry na ten kołowy mechanizm zycia ludzi.. Nic..



A na tym zdjeciu jest dziewczyna taka, jaką ja powinnam byc wedlug mojej rodzinki. Wiecznie smiejaca, bo co z tego, ze jej pies umarl? Co z tego, ze wlasnie sie porzygala? Co z tego, ze dlawi ją kolejny dzien? No nic :] Keep smile!! Na szczescie na zdjeciu mozna zatrzymac chwile. Dlatego moze dokleje sobie, jakas papierowa gebe, by nie pokazywac wlasnej :] Moze wytne ja z gazety? Kurcze, tylko ja mam wielki łeb, wiec pewnie lepszy bylby, jakis bilboard...

2 komentarze:

  1. Hej nie masz lekko, ale nie martw się ja mam podobne uczucia:* trzeba przetrwać najgorsze cwile a potem będzie luźniej.... Zna ten ból...musisz być wiecznie uśmiechnięta, wiecznie zadowolona, bo tak powinno być i nikogo nie obchodzi co czujesz....rozumiem to aż nazbyt dobrze...;/
    ana-moja-jedyna-milosc.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje Kochana za komentarz. Strasznie sie zdenerwowalam, bo przed chwila napisalam odpowiedz skierowana do Ciebie - ale sie skasowala. Ten dupiasty net, jak zwykle nawala w nieodpowienich chwilach. Zreszta zadna chwila odpowiednia nie jest, a on ma cacy chodzic i juz - tak, jak my same zawsze bysmy chcialy byc cacy ;) Oczywiscie odwiedze Twojego bloga! Ciesze sie, ze to TY akurat wyrazilas tutaj swoje zdanie, niewazne, jakie by ono nie bylo. Obie nie mamy lekko, ale ja sie nad soba zbytnio nie lituje. Po prostu nie dostrzeglam tej litosci w swiecie - nie nauczylam sie jej za mlodu, a na starosc chyba za pozno :P Trzymaj sie i buziaczki :* Oby ten koment w koncu doszedl, bo mnie szlag trafi!

    OdpowiedzUsuń