środa, 23 września 2009

Jak poparzona.

Chodze po domu naprawde wsciekla. Nabuzowana, jak jakis garnol, gdy kipi, a nikt nie podnosi pokrywki nad nim.. Wybralam chyba, jakis wyjatkowo "nietaktowny" czas na zmiany. Z drugiej strony, one mi nigdy nie byly w czas....

Moze powinnam zrewidowac swoje postanowienia? Na bycie optymistka chyba nie mam zbyt wielkich szans. Przynajmniej nie teraz. Zreszta pocieszam sie, ze przestalam potrzebowac wewnetrznej obludy, ktora inni dokarmiają sie na sniadanko, obiad i kolacje. Optymizm, to obluda wzgledem siebie, choc.. Bardzo przyjemna i ulatwiajaca nielatwe zadania.

Wystarczy, ze olewam wiecej rzeczy, niz kiedys.. Nie ruszaja mnie slowa babki, ktora krzyczy, ze nic nie pomagam matce, ze wciaz jest tak samo. A jak ma byc? Moze niech spisze manifest swoich zyczen, albo po prostu powie o co jej chodzi. Inaczej nie dogadamy sie, nigdy.. Nie jestem Bogiem, nie bede sie domyslac. Juz dawno przestalam nawet probowac, bo pierdole takie cos. Dlaczego inni nie domysla sie, zeby zrobic cos dla mnie? Czemu ja zawsze mam sluzyc innym? Sluzcie sobie sami. Kazdy jest swoim panem i wladcą, czyli wszystkim jednoczesnie, bo tego wladce trzeba uszczesliwic - s a m o d z i e l n i e! ;-)

O godzinie 12 rano, gdy bylam w pół-śnie, uslyszalam sasiadke Panią Helę. Wparowala na górę, prawie tak niespodziewanie, jak sie zjawila. Uslyszalam tylko, ze "ich nie ma".. Miala na mysli mnie i mojego brata. Dopiero o 16, gdy łaskawie wstalam z łozka (a wcale nie chcialam, szkoda, ze potrzeba snu nie jest silniejsza, niz potrzeba zarcia), babka przywitala mnie, jak zwykle swoimi historiami. Powiedziala, ze matka dzis sie poplakala, ze ani ja, ani moj brat zupelnie nie robimy nic, by jej (i moze sobie tez?), pomóc.. Wlasnie dlatego, ze towarzyszyla jej przy tym Pani Hela i fakt, ze to ONA zamiast nas, pomogla jej w "robocie" w ogrodzie, spowodowal polowanie na nas..

A polowała na nas, bo byla zbulwersowana, ze sa takie dzieci-nie-dzieci, ktore nie zaslugują nawet na zarcie, a i tak je dostają.. ZA DARMO!! Pani Hela zaklela z nerwow, choc nigdy jej sie to nie zdarza, bo nadziwic sie temu nie mogla.. Tak wygladala mniej wiecej opowiesc mojej babki, ale wierze, ze tym razem jej nie podkolorowala, bo niby po co? Znam troche Panią Hele, wiec wyobrazam sobie, jak "wparowuje" na góre (poza tym wystarczy, ze slyszalam ;), "nadziwic sie nie moze" i wyraza dosadnie osobistą opinie.. Na jej miejscu zrobilabym tak samo. Takich, jak ja i moj brat potraktowalabym nie tylko ostrymi słowami, zimną wodą, ale i batem, bo tego chyba na nas trzeba.. Rozumiem tę sytuacje, ale nie moge tego zmienic. Nie to, ze sie nie poczuwam. Nie mam sily. Zawsze bylo zle, gdy sie staralam i teraz nie ma we mnie, ani odrobinki chęci..

Takiej chęci, ktora jest inspiracją, nie tylko do wielkich czynow, ale drobnych krokow.. By pokonac ogromne odleglosci wystarczy probowac, wybierajac do tego tempo, ktore nam najbardziej odpowiada. Mozna wiele osiagnac niekoniecznie sie spieszac, ale bedac wytrwalym w tym, by poszerzac nie tylko wlasny czas i horyzont. Oczywiscie on, horyzont, czasem sie skurczy. To nieuniknione. Zle dni miewa kazdy, ale nie kazdy miewa je caly czas..

Moglabym moze i tak, powoli powolutku, uczyc sie zmieniac, ale jestem kiepską, swą wlasną nauczycielką. Zreszta, jak mam uczyc siebie od siebie i robic to dobrze? Obok mnie nie widze wzoru.. Widze ludzi lepszych, ale niekoniecznie tak czuje. Nie zawsze. Ta wlasna duma i moze pycha, sa zlymi doradcami.. Jest ciezko po prostu, ale juz mowilam, wiem, ze lekko, zbyt lekko tez nie bedzie.

Mysle, ze moj brat dzis tez czuje podobnie, jak ja. Mial isc do sklepu, umowic sie z kumplem, ale wreszcie nie poszedl. Zachowuje sie zupelnie, jak ja, niegdys! To znaczy wtedy, gdy jeszcze cos planowalam, np. spotkanie z kims.. Mysle, ze nie poszedl, bo byl zly. Babka miala dac mu pieniadze na chleb, bo juz sie skonczyl, ale nie dala. Ja mu co prawda zostawilam kasę, ale na co inne. Powiedzialam specjalnie, ze zadnego chleba nie chce widziec - nie za te pieniadze. Mozliwe, ze to tez go rozjebalo, bo jak mial wszystkich zadowolic? W dodatku pewnie zaden kumpel nie mial dzis czasu. Tego akurat nie wiem, ale fakt, ze nikt z nim nie mogl wyjsc, nalozylby sie na to, co oglada w domu..

Nie zal mi go. Dzis żal MOGLOBY mi BYC - co nie znaczy, ze jest - ale siebie.. Czuje obojetnosc i pustkę. Moze to ta olewka, ktorej tak bardzo chcialam? Spoko. Spoko. Spoooko! A jak sie czuje pustkę i od kiedy pustka jest uczuciem? Wystarczy zapytac tych, ktorzy tez tak mieli. Wcale malo ich nie jest, bo nie kazdy sobie uswiadamia, ze to co ma w srodku jest pustką, i niczym wiecej. Teoretycznie pustka jest, jak nic, a z drugiej strony znaczy tez cos.

Moze wlasnie dlatego tak trudno sie od niej uwolnic, choc czasem wystarczy tylko zrezygnowac. Nie wiem.. Nie musze wiedziec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz