środa, 30 września 2009

Simple life

Nie ma potrzeby wracac do tego, co pisalam ostatnio. Dosyc duzo (nie: o "dosyc" za duzo) pojawia sie na tym blogu moich zalosnych lamętów. Kwicze, jak jakies niedobite ciele. Wczoraj nie psychicznosc mnie dobijala, ale fizyczne symptomy nałogu. Tylko o to chodzilo.. O napiecie...

Właściewie codzień jestem na nie skazana. Uczę się z tym żyć.. Nie potrafie tego jeszcze, posiadam za to umiejętność egzystencji. Czy mogę być siebie z dumna? :]

Chyba nie..

Niestety, gdy wszystko idzie nie tak, przestaje sie starac. Wpadam w wir pochlaniania wszystkiego, co spotkam na drodze. Otwieram paszcze tylko, zeby zrec, ale i to jest wysilkiem... Mam pretensje, ze tego wysilku nikt nie potrafi docenic. Roszcze sobie prawo kanonizacji.. Na szczescie, nie zapominam, ze szatan odwrocil sie od Boga, moj tez..

W wakacje potrafilam objadac sie do 3 w nocy, po czym szlam do toalety. Spoko, bo kiedys mialam jeszcze gorsze wakacje. Wtedy wiernie trwalam przy tej czynnosci do 6 rano, no bo co tam-myslalam.. Pojebane! Potem mimo, ze chcialo mi sie pic, zapalalam papierosa. Wmawiałam sobie, że to mi pomaga szybciej usnąć...

Nie potrafie zdiagnozowac potrzeb swego organizmu, nie wiem, co i kiedy on chce. Najlepiej, zeby w ogole nie chcial, bo nie potrafie spelnic jego żądań.

Te potrzeby sa dla mnie udręką. Nawet, gdy ktos mnie naprowadzi na nie, sprobuje wytlumaczyc, co powinnam, dalej nie kumam tego jezyka. Mam swoj wlasny, ale czasem stosuje dialekt kosmitow, by mowic, wciaz nie rozumiec... Moge sie zgodzic i udawac, ze chce tego, czy tego, jak mi dyktują, czy delikatniej - radza, ale nienasycona pozostaje zawsze. Udawanie z gruntu wyklucza prawde. A czasem, gdy te prawde jednak uchwyce, ona i tak jest bez znaczenia. Czemu? Zbyt trudno ja odroznic w tłumie przybieranych min, bo za bardzo przyrosla do falszu...

Nie mam sily krzyczec na ludzi w chwilach ciagow. Zreszta wtedy ich nie spotykam, gdyz nie wylaze z domu. Jesli nastapi wyjatek, bo pozwole sobie na niego, ruszam sie z trudem.
Mam gorsze trudnosci z tolerowaniem ludzkości, niz niemowle z nauka chodzenia. Ja też się uczę, nic nie przyswajam..

Czasem ludzie mnie denerwuja, a czasem sama siebie denerwuje..
Innym razem nie ma nic, procz mysli, by byc z ... jedzeniem.
Znika zdenerwowanie, a jesli juz jakies wystapi, mysle:
czemu kurwa dzien jest za krótki, jak spie nie moge sie nazrec!

Problemy cudze sa tak malostkowe. Nie wnikam zreszta w obcy swiat, bujam sie we wlasnym. Moja nadwrazliwosc oznacza jej brak w wypadku cierpienia innych.. Co mnie oni mogą obchodzić? Nie mój problem!

Nie nie, to zadne bujanie w obłokach. Bujda na resorach mnie buja. Troche, jak taki statek na pelnym morzu, chwieje się we wszystkie strony. Zajebista zabawa, zupelnie jak w wesołym miasteczku, choć czasem się nie śmieje...
I nigdy nie wiem, gdzie doplyne, ale kocham niepewnosc. Mam poczucie, ze zycie jest telenowelą, ale w telenoweli, jak w bajce, sa tylko szczesliwe zakonczenia. Czekam na wlasne. Na razie zatrzymalam sie w rodziale przygod. Zmagania glownej bohaterki, sa moim wlasnymi potknieciami. Niestety w życiu, nie pominiesz przykrych rozdziałów, musisz je przeżyć, czy tego chcesz, czy nie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział, to, co do powiedzenia miałam, skierowałabym do Magdy. Gdybym miala odwage.. Zreszta nie o to chodzi, ze jej nie mam. Chodzi o to, ze ona nie jest dla mnie nikim wyjatkowym, bym musiala sie o nia troszczyc i pisac prywatne wiadomosci.. Poza tym sama powiedziala uzywajac czasu przeszlego, ze kiedyś chciała mieć bulimie. Mysle, ze obecnie jej to nie grozi. Jest zajeta, a to nauka, a to chlopakiem, robieniem paznokci, czy pieczeniem ciast. Zawsze, gdy nie robi czegos w domu (rzadziej: dla domu), to dla siebie.. Oczywiscie, popieram jej sposob zycia, na pewno jest lepszy, niz moj. Zasluguje na bycie szczesliwa, jest wrazliwa i wartosciowa osoba..

Oczywiscie, co ludzie mowia, nie zawsze pokrywa sie z tym, co czuja. Jakze moglabym o tym zapomniec? Jasne, ze nie, ale po co panikowac. Denerwuje mnie, gdy osoby z ed dopatruja sie w kazdej szczuplej dziewczynie tych samych zaburzen, ktore one hoduja w sobie. Czysta projekcja. Zreszta czlowiek zazwyczaj spostrzega to, co chce. Dostrzegamy najszybciej te szczegoly i nazwy, ktore najczesciej przywolujemy w glowce. Mialam tak kiedys na ćw. z poznawczej, ze nazwę "cukier", ktora byla wymieniana najczesciej, nie zdolalam zapamietac wsrod innych okreslen. Za to "marchewke" wymienianą rzadziej, oczywiscie przyswoilam i zapisalam na kartce. Potem, gdy facet sprawdzal, ile zdolalismy zapamietac, okazalo sie, ze jako jedyna nie zapamietalam cukru! Powiedzialam cos polszeptem, niby do siebie, do grupy, badz do mnie: mechanizm obronny.. Hehe, tez tak mysle, ale smieje sie z tego, gdyz dalej sie bronie..

Fakty opisane wyzej pewnie nie sa przedstawione tak, jak przebiegaja naprawde. Niedokladnie, widze i czuje wiecej, niz powiedziec moge. Zaczynam byc tez przekonana, ze bulimiczny syf nie tylko zle jest ukazywany w mediach (raczej zachecaja do niego - Paradoks), ale powszechnie spoleczenstwo pozostaje, wciaz nieuswiadomione..
Zamyka sie na to, stereotypy zyskuje rangę miedzynarodowej mody, zawsze na czasie.

Z rzyganiem nie ma odstawki, ze potem, ze pozniej, jak mus, to mus..
Od rzeczy najbardziej obrzydliwych naprawde mozna sie uzaleznic, a nawet je pokochać.

Wracajac na ziemie, leze sobie w swoim lozeczku, z laptopem na kolanach. Tak jest najwygodniej. Po zajeciach poszlam z Magda na 2-godzinny spacer i tam troche pogadalysmy. Ona ma pod wzgledem odchudzania dosyc podobnie do mnie, bo cale zycie sie odchudza. W liceum ludzie sie z niej smiali i przezywali ja, bo byla naprawde gruba. Pozniej przed studiami przeszla metamorfoze. Doslownie : z brzydkiego kaczatka przemienila sie w pieknego labedzia. Kazdy zwrocilby na nia uwage, nie tylko ja ;) - choc nie za wyglad ja cenie.. Wlasciwie, niekiedy mysle, ze gdyby byla brzydsza, moze lubilabym ja bardziej?

Ciekawa jestem, czy Diablica, ktora wiedziala, ze choruje na bulimie, powiedziala jej o tym.. Nie wyczulam ukrytej aluzji w glosie M., gdy opowiadala mi o swym dawnym zyczeniu. Nie dopytywalam zbytnio, nie zglebialam po prostu tematu. Wysluchalam i powiedzialam tylko, jak ja to widze.. Moze kiedys otworze sie przed nia na te sprawy.

Na razie z osob normalnych poza moja rodzina (ktora ma do tego stosunek, jaki ma - czyli chyba nie choruję), wie rowniez Edyta. Tzn. wie tyle, ile uznałam za bezpieczne. Pozwoliłam jej myslec, ze mam to za soba. Tak jest najlepiej..

Wystarczy wiedziec samemu, przecież w chorobie też jest się samemu - wcale nie na własne życzenie. Nie zawsze... Kazdy ma prawo miec dosc dziwacznosci!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz