środa, 16 września 2009

By spadły starocie.

Na samo dno. Nie skasuje ich calkowicie, bo o to chodzi, ze złe rzeczy, ktore sie przytrafily, sa i beda blisko mnie, chociaz teoretycznie mam je za sobą.. Mniej lub bardziej na pewno tak, ale w złych momentach, gdy jedna rzecz niedomaga, calosc nie moze byc sprawna. Wszystko wraca,jak bumerang. Niegdys pozostawione, zapomniane i niewazne, upomina sie o swoje miejsce i o tę pamięc oraz znaczenie.. A mnie sie dalej prosto, jak pierdoliło, tak pierdoli, ale tylko językowo, a reszta? Łatwo sie domyslic ;))

W ogole, to dzis bylam w Kraku.. Matka obudzila mnie wczesnie. Nie zloscilam się z tego powodu. Kiedys nie moglam sie wyspac do 10tej w weekend, bo twierdzila, ze "kazdy w domu pomaga" i "nikt nie spi tak dlugo w sobote, ani w niedziele". A to ciekawe, klocilabym sie, wtedy oczywiscie..

W zasadzie jest to czynnosc dokonana, bo.... klocilam sie z nią! Znaczy probowalam, ale nic to nie dalo. A dzis, zwyczajnie NIE CHCE mi sie! Zreszta, juz dawno nie czepia sie, gdy widzi, jak egzystuje. Rodziców chyba naprawde trzeba sobie wychowac! I kuźwa, chyba cos w tym jest, ze gdy matka, badz ojciec nie pozwala Ci na drobnostke, musisz zaskoczyc ją czymś wielkim. Ma Cie za zle dziecko, okropną corke, badz syna, bo chcesz wracac pozno do domu? Uzyj wyobrazni i zadzialaj, wracaj pozno i tak ZATRUJ sobie oraz innym zycie, ze beda marzyc o tym, by to byl jedyny problem.. Moja matka podejrzewam, ze tak ma. Pewnie chcialaby bardzo, zebym byla taka, jak kiedys, zebym sie "wluczyla cale dnie", zamiast gnicia w gnoju ed. Moim jedynym towarzyszem jestem ja sama dla siebie..

Czasem, gdy miala tego dosc, darla sie, zebym wyszla, gdzies z domu, spotkala sie z kims, a nie spedzala tak PODOBNO "najlepsze" lata. Smiac mi sie chcialo z tego i nadal chce.. Nigdy nie moglam jej dogodzic.. Jak wychodzilam do ludzi bylo źle, a jak przestalam tez jest źle. Mam dosc szukania tego pierdolonego "zlotego środka", bo nie umiem poprzestawac na malych ilosciach. Nie umiem byc nie zachlanna. Nie potrafie tez byc rozsadna i dzielic sobie czas tak, by go starczalo i na przyjemnosci i na obowiazki. Zawsze musi byc, albo JEDNO, albo DRUGIE!!

No wybaczcie wszyscy, nigdy tego nie umialam. Nie ma w tym niczyjej winy. Juz wiem, ze po prostu taka jestem. To sie nazywa ta cala sklonnosc do nalogow, tak sie ona przedstawia... Masz trudnosci w wyznaczaniu granic w drobnostkach, wiec na pewno pogubisz sie w wielkich rzeczach! Poczekaj tylko spokojnie na nie, trudnosci same sie pojawia, nieproszone, bo kto glupi prosilby sie o nie?

Wracajac do tego, co chcialam powiedziec, bo znow odbieglam ;), nie bylam zla na matke, ze obudzila mnie wczesnie. W zasadzie po otworzeniu oczu, juz nawet mialam wizje tego, czym moglabym sie zajac. Nie nudzilam sie, nie skomlałam, ze swieci slonce, co znaczy, ze zaczelo sie cos, nazywane przez ludzi "dniem". Nie mam deprechy. Mam za to pieprzone ed i nawet rano, baaa o kazdej porze dnia, ono przypomina mi o swojej obecnosci. Niby to tylko objawy problemu glebszego, ale kto by sie nad tym zastanawial, prawda? Zwlaszcza, ze jak ma sie ochote na napad, tylko ta ochota sie licza. Ona zreszta jest czyms wiecej, niz zwykla ochota.. Moze w mozgu sie cos przestawia pod wplywem tej choroby, tak jak narkomani maja, albo nawet palacze? Od palenia odstraszylo mnie kiedys to, jak mowili, bodaj w telewizji, ze palenie uruchamia osrodki przyjemnosci. Potem, Twoj mozg chce tego więcej i kojarzy palenie z przyjemnoscia, wiec tam jej szukasz. Dlatego tak trudno sie z tego rezygnuje, bo masz wrazenie, ze chcesz rzucic cos, co jest W ZASADZIE dla Ciebie DOBRE! A raczej dobre dla Twoich emocji, bo rozum ogarnia cala prawde znacznie szerzej.. To takie LOGICZNE (wiedzialam o tym wczesniej nawet), ale czasem uslyszenie czegos z ust INNYCH, niz wlasne, zaskakuje. Mozliwe, ze wlasnie z tego powodu nie chce slyszec, ze mam problem i nie znosze ludzi, ktorzy mnie w tym utwierdzaja..

A dzis bylam w Kraku, czyli zamiast porannego napadu, zebralam sie, ogarnelam i pojechalam z matką, babką (jakas nowosc,hehe), z bratem, a takze z wujkiem, wlasnie tam, jego autem. Dosyc szybko zajechalismy. Jednak nie ma to, jak szybki samochod, a nie gnicie, jak dobite sledzie w jakims busie, albo autobusie, choc do tego akurat przywyklam. Moje cialo i ja nauczylismy sie znosic niewygody, ale gdy mam do wyboru komfort, nigdy nim nie pogardze.. Wlasnie dlatego tak sie staram, nie chce by niczego mi brakowalo w przyszlosci, ani mojej rodzinie. Niby teraz nie brakuje, z kasa nie jest tragicznie, ale w innych sprawach jestesmy biedni... Na szczescie, pewnie nie wiem, jak to jest byc bogatym wlasnie w nich, wiec ta bieda nie moze mnie bolec.. Tak, jak zeby tesknic za czyms, trzeba wpierw to poznac, bo inaczej nie ma powodu do tesknoty.. Proste ;)

A po co bylam w Kraku z nimi wszystkimi? Babka pojechala odwiedzic swoja siostre, moj wujek mial, jakies zalatwienia, matka chciala pokazac bratu ten osrodek, w ktorym ma sie leczyc, a ja? Ja bylam towarzyszem. Kazdy takiego chcialby miec, hahaha.... No, wiec musialam jechac ;) Nie no, oprocz "przejechania się", chcialam jeszcze wpasc do Empiku, ale nikomu sie nie kwapilo, by spelnic tę moją zachciankę, wiec skapitulowalam. Znaczy sie: zrezygnowalam bez tupania nózką, jak na grzeczną dziewczynkę przystalo.. Nic sie nie stalo, tamto akurat nie bolalo mnie i nie boli :] Zreszta we wtorek, ten przyszly, moj brat ma znowu tam jechac, ale tym razem nie po to, by sobie popatrzec, ale zaczac terapie. Po powrocie do domu, znowu marudzil.. Matka strasznie sie wkurwila.. Darla na nas ryja.. A przy doktorku byla taka mila!! Wkurwiajace to jest, bo po co odgrywac przed kimkolwiek taką sztuke? Wiadomo, ze nie mamy ze soba dobrego kontaktu, skoro w rodzinie jest, az dwoch psychicznych. Niepotrzebne bylo tez, to darcie pozniejsze, bo z chorymi tak to, juz jest.. A jak? No na pewno nie lekko, ale ja jestem tez walnieta, wiec akurat lepiej to ogarniam, niz my mummy kochana.. Poza tym, ona jako matka ma prawo sie wsciekac.. I mnie to tez drazni, taka olewka, bo wiele jestem w stanie pojac, ale cierpliwoscią nie grzesze.. Bede przekonywac mojego brata, jak moge, ale zobaczymy, czy to cos da..

Troche mi glupio z tego powodu, ze bylam moze, jakas niemila dla doktorka, ale w sumie watpie, zeby to spostrzegl. Kazdy, a juz zwlaszcza psychiatra, ma mase pacjentow i to przypadkow tak ciezkich, ze jest sie kim przejmowac, a nie pierdolami.. Humorki trzeba w tym zawodzie umiec znosic, a od tego by sobie z nimi nie radzic sa, juz pacjenci.. Zatem nie wiklam sie w tamto, co bylo.. Nastepnym razem sprobuje byc milsza, ale nie moja wina, ze nienawidze od jakiegos czasu wszystkich psychiatrow.. Nienawidze zwlaszcza tych, ktorzy probuja mnie zmieniac, choc rozumiem, ze taka jaka teraz jestem, jestem nie do wytrzymania!!

Nevermind..

Nie wiem, co bede zaraz robic.. W glowie przewija sie ta sama mysl, ktora zaswitala w niej rano, wiec dlatego szybko koncze.. Jednak naprawde nie wiem, czy pojde jesc, a jesli tak, to co i ile bede jesc.. Nie wiem.. Wiem natomiast, ze powaznie zastanawiam sie nad tym, czy nie sprobowac jeden dzien byc optymistka.. Podobno "optymizmu mozna sie nauczyc"! Ciekawe, jak bardzo musi to byc trudne.. Łatwo sprawdzic. Wszyscy pesymisci na pewno moga ;) Zwlaszcza oni, choć realistom tez nikt drogi nie zamyka.. ;)

P.S Owe "starocie" są po prostu starymi wpisami, zamieszczonymi na tym blogu. Nie chce ich wspominac, tak jak tych dni, ktore w nich zamknelam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz