czwartek, 24 września 2009

Trzeba się uszczęśliwić!

A jak? Wiadomo. Moja chwila, ale dopiero zaraz. Nadejdzie, gdy matka pojdzie spac. Wtedy czuje sie pewniej, choc i tak nie mam problemow, zeby jesc przy niej. W tym caly jest ambaras nie, zeby dwoje chcialo naraz, ale zeby samemu chciec i zeby bylo - co jeść. Oczywistosc..

Troche brzuch mnie boli, ale nie bardzo. To tak, jakbym miala, jakąś drobną niestrawnosc. Moja niestrawnosc wynika z "kobiecych dni", choc na szczescie kobieta nie jestem. Dobrze, ze pojawiają sie znikome tego ślady, jak obecnie.. Jest prawie tak, jakby ich nie było, a niedlugo moze w ogole nie bedzie. Nie mam nic przeciwko, choc z drugiej strony podobno lepiej, jak "to" się ma. Wtedy wolniej sie starzejemy,heh.. Musze byc niesamowicie prozna, zeby zwracac uwage tylko na wyglad, wlasny oczywiscie.. Tyle, ze ja nie robie tego, jak co poniektorzy, zeby czuc sie wspaniale z samą sobą. Robie to, by nie czuc sie podle, ale wlasnie tak "normalnie", bez wyrzutow sumienia, zlosci, czy innego poczucia. Zazwyczaj takiego, ktore spycha na margines.

Niedawno wrocilam z Lidla, przeszlam sie z matką na zakupy. Na szczescie wybudowali go dosyc blisko mojego domu, co nie powiem, ze nie jest mi na reke.. Zresztą nie chodzi tylko o to, ze mam, gdzie isc, gdy chce ponapadowac. Wtedy i tak zawyczaj nie jestem w stanie, a zajmuje sie "ogołacaniem" zawartosci lodówki, jesli wczesniej tego nie zrobilam.. Chodzi raczej o to, ze to, co staram sie jesc normalnie, czyli jakies tam owoce, jogurciki i inne typowo bialkowe reczy, moge tam znaleźć. Niewazne, ze to jest syf, bo za jakość zawsze wiecej sie placi. Nie przeszkadza mi zbytnio ta mysl. Poza tym staram sie oszczedzać, jak mogę, pod warunkiem, ze mam dobre dni. Jak nadchodzą zle dni, wtedy nie ma mowy o jakiejkolwiek oszczednosci.. Plusem jest to, ze nadal mam tę stówę, bo jeszcze jej nie wydalam. Az dziwne. Szkoda by mi bylo rozmieniac ją tylko po to, zeby kupic, jakies zarcie.. Musze te pieniadze przeznaczyc na cos, czego slad pozostanie nie w kiblu, ale tak namacalnie, gdzies blisko.

Chcialabym jutro w tej sprawie wybrac sie do sklepu. Moze, jakiejs ksiegarni? Ciuchow nienawidze kupowac. Poza tym do tego trzeba miec odpowiedni nastroj, a ja takowego nie mam, juz bardzo dlugo. Obiecalam tez matce, ze jak wstane, zrobie jej jakis obiad. Najpewniej przygotuje nalesniki, nie dlatego, ze tylko to umiem poza jajecznicą, heh.. Raczej dlatego, ze takie cos nie trzeba dlugo szykowac, a mnie sie nie chce spedzac zycia w garach. Wystarczy, ze codziennie musze poswiecac myslom o zarciu niemal kazda chwile. Dlatego niech nie dziwi innych, ze szykowanie obiadku uznaje za strate czasu. Moze, jak ktos jest normalny i potrafi jesc normalnie, to jest i fajne. Niestety nie dla bulimiczki. Pamietam swoja prace w pizzeri, nazywalam to pracą w samej paszczy lwa, albo tygrysa.. Podawalam ludziom pizze, lody i rozne swinstwa kaloryczne, ale sama wcale nie myslalam o tym, co by bylo, gdybym to ja je jadla. Gdy nie mozna czegos miec, wyznaje zasade, ze lepiej o tym WCALE NIE MYSLEC! Na codzien, to mi wiele ulatwia. Poza typowymi zachowaniami acting out, gdy od razu bezmyslenie uciekam w zarcie, zazwyczaj od rana do wieczora.. Planowe napady czesciowo tez sa taką ucieczką, ale wygladaja inaczej. Poza tym uczucia tez sa wtedy inne..

W tym Lidlu wiedzialam, co chce kupic i chyba tylko dlatego poszlam tam z matka. Gdybysmy mialy isc po jakies surowe papryki, ktorych raczej nie jadam (a w sumie zdrowe sa, wiec mozna ;)), pewnie nie poswiecilabym sie, ani dla niej, ani dla tych papryczek. Zalosne, ale tak wyglada prawda z mojej strony, wiec czemu o niej nie mowic? Daisy ma pod tym wzgledem troche inaczej. Musze jej napisac, ze mnie to wkurza, ale na razie nie chce jej ranic. Wiem, ze sie stara! A to, ze drazni mnie jej podejscie do zarcia, moze wynikac z tego, ze łatwiej przyczepic sie do cudzych zwyczajow, niz do wlasnych. Siebie w koncu od lat, juz mniej sie czepiam, poza tymi oczywistosciami, z ktorymi jawnie walczę. Jednak mam tez nawyki, ktore moga wkurwiac innych, ale sama spolecznosc zdrowych nie jest w stanie tego pojąć. Trzeba miec chory umysl, zeby zrozumiec tę chorobe i zeby w niej tkwic. Ja nie ogarniam tego, jak mozna jesc duzo i tyc. Nie najadlabym sie zwyczajna, pozywną porcyjką, ani fizycznie, ani psychicznie. Tylko cielsko by mi uroslo, a tego przeciez nie chce..

W mojej zielonej torbie, ukrylam dwie paczki chipsow. Dawno ich nie kupowalam, bo jakos dawniej gorzej mi sie po nich zwalalo. Ostatnio, jednak odkrylam, ze pozbywanie sie chipsow wcale nie jest trudne. Wszystko zalezy od kolejnosci produktow, ktore sie spozywa, no i od popijania wodą tez.. Mialam kiedys taki dziwny nawyk, ze zjadalam 4 kromki, a potem pilam z butli dokladnie 20 łyków. Wiem, ze tak bylo, bo liczylam,haha.. Obecnie mniej pije, a i tak ze zwalaniem nie mam zbytnich problemow. Pomijam oczywiscie "piernikowe" sprawy, bo pierniki nienadaja sie do tego. Niestety, jak nie ma sie nic innego w domu, a pojawia sie "slodka zachcianka", wtedy mozna o tym zapomniec.. Jejuu, alez ja glupoty pisze.. Dobre jest to, ze chociaz otwarta jestem na te tematy. A zle, ze zamknieta niemal zupelnie na inne. Chociaz bez przesady.. To moj blog, wiec teoretycznie mam prawo ujawniac tutaj swoje najwieksze tajemnice. Moge mowic o najgorszych, najbardziej wstydliwych oraz obrzydliwych rytualach.

A jesli kogos to brzydzi, znaczy, ze jest taką osobą, ktora i we mnie wzbudzilaby obrzydzenie. Nienawdzie nietolerancji. Ludzi trzeba sie uczyc rozumiec.. Ja czesto ich nienawidze, ale ogolnie, NIE PERSONALNIE, co tak naprawde nie trafia w nikogo.. Przynajmniej nie powinno.. Zreszta, kogo obchodzi moja nienawisc i to, co czuje? Malo kto pamieta, ze ja w ogole mogę czuc. Tak samo i ja zapominam. Ucze sie tej niepamieci caly czas :)

Moja zielona torba, ta w ktorej schowalam chipsy, jest zabawna. Ma takie zielono-czarne paski, jakby frędzle, ale to tez nie jest dokladnie powiedziane. Jest fajna, nawet mi sie podoba. Taka troche fikusna i oryginalna, bo ja nie lubie miec tego, co mają wszyscy. Wole sie odrozniac, choc raczej mi to nie wychodzi. A jesli, juz zawsze negatywnie - w sumie to tez, jakis wyroznik,heh..

Matka chce spac. Chyba moja pora sie zacznie.. Kremie czekoladowy, moj pyszny, juz nadochodze,hahaha.. A ten krem jest wart tylu mysli, bo dzis w koncu moja chwila. Juz nie predko bede mogla pozwolic sobie na takie szalenstwo. Bede go wyjadac łyzką w taki sposob, ze najpierw zaczne wygarniac bialą czekolade, a potem czarną - badz na zmiane, co najpewniejsze ;)

Popedzaja mnie, musze chyba isc od kompa. A moze to i lepiej, bo za bardzo wglebilabym sie w to, jak za chwile zamierzam sie zachowac. Nie wiem, czy potrafilabym to opisac tutaj. Pewne rzeczy trzeba po prostu przezyc, na wlasnej skorze. Bycie swiadkiem, to zazwsze tylko bycie swiadkiem. Zaden obserwator nigdy nie wniknie w swiat naszych przezyc.. Gesty mozesz zauwazyc i poklasyfikowac do szufladki schizo, ano, buli, czy paranoi.
Uczuć, juz nie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz