wtorek, 25 sierpnia 2009

Kursuje: Kurs wstanie - spanie.

A miedzy "wstanie", a "spanie" wyroznic mozna jeszcze: zakuwanie i zapierdalanie.

Zdalam sobie dzis sprawe, gdy szlam do Biedrony, ze chyba wiem, czemu nie moge wyzdrowiec. Chce widziec siebie w lepszym swietle, a choroba pomaga mi w spelnieniu uciazliwych wymagan. Gdy ich nie spelniam, czegos sie boje. Chyba porazki i w ogole przyszlosci. Zawsze sie lękałam tej ostatniej. Nawet wtedy, gdy bylam dzieckiem. To dziwne, bo dzieci raczej nie myslą o przyszlosci, ale zajmują sie beztroską zabawą. A jesli juz, zazwyczaj chca dorosnąc, by byc tacy duzi i mądrzy, jak mamusia, albo tatuś. Nie ma w tym ukrytego znaczenia, ze uciekam przed egzystowaniem na obraz i podobienstwo matki. Owszem, nie chcialabym zyc tylko pracą, wiecznie siedziec w domu i dac sobą manipulowac. Tyle, ze ja sie dokladam do tego, ze ona tak zyje. Duzo w tym mojej winy. Daisy miala racje twierdzac, ze jestem pasozytem. Mimo wszystko zla na matke zawsze bylam, ze nie zbuntowala sie. Niby to dzieci sie buntuja, a zwlaszcza nastolatki,a nie ich rodzice. Tyle, ze istnieje tez dobry bunt, ktorego dziecko moze nie umiec rozpoznac. To tak, jak z zoną alkoholika. Zawsze mnie zadziwialo, czemu takie kobiety meczą sie z "pijakami". Alkoholizm to nie pijanstwo, gdy to zrozumialam, przestalo mnie zaskakiwac dobrowolne unieszczesliwianie siebie. Ludzie tak maja. Czasem sytuacja nam nie odpowiada, ale bardzo trudno ja zmienic. Poza tym lepsze zlo, ktore znamy, niz obca prawda, bo w drodze do niej trzeba pokonac przepasc - lęk przed nowoscią, czasem przed sukcesem..

Na ten angol chodze oczywiscie, bo tyle moge zrobic, miec maxymalną liczbe obecnosci. Gdyby za to puszczali, byloby really fantastic, heh... Generalnie, dzis mam lepsze wrazenie, niz wczoraj. Nie mam czasu na autorefleksje, ale wczoraj tak, jak dzis dokladnie w drodze do Biedrony (tam mnie zawsze oswieca,heh) zrozumialam jeszcze cos.. Bardziej zalezy mi na tym, jaki obraz mnie mają inni ludzie, niz to, jaka jestem naprawde. Zreszta ja nie wiem, jaka jestem, ale to juz, jakby inna bajka - glebszy problem. Najgorsze jest to, ze nie przywiazuje wagi do poznania siebie, nie probuje nawet. Jedyne, co probuje, a przewaznie walcze o to, jak lwica, chronie, jak swoich pisklat matka, to budowanie pozytywnego obrazu siebie.. Nie wiem, na ile oszukuje.. Zreszta, nawet jesli w ogromnym stopniu, nie czuje winy. Jestem z niej zwolniona, bo sama sie rozgrzeszylam. Gdy chcesz dotrzec do domu, a las przed toba, po prostu idziesz przez ten las...

Meczy mnie takie bycie milą dla wszystkich. Chociaz moze nawet nie o to chodzi, bo w gruncie rzeczy nie umiem byc chamska, jesli ktos jest wobec mnie w porzadku.. Poza tym wiem, jak to jest czuc sie odrzuconym, wiec czemu mialabym skazywac na to innych?

Czasem moze chce, gdy ogarnia mnie wscieklosc. Czasem to nawet wychodzi w dzialaniu, ale czesto o tym tylko mowie.. Zła jestem, ale się nie złoszczę.. Meczy mnie teraz najbardziej udawane zainteresowanie. Moj usmiech, jakby domalowany, jest taki nieszczery. Oczy blyszczą. Kolega w podstawowce powiedzial kiedys, ze oczy nam blyszczą, jak jestesmy chorzy. Ja jestem wlasnie, ale na glowe. Dlatego mi oczy blyszcza, bo przeciez nie z powodu radosci.. Obcuje z przecietniakami, o czym mowilam wczesniej, choc nie to samo w sobie jest najgorsze.. NAJGORSZE jest to, ze jak tak sobie pomysle, co Ci ludzie czuja, jak tak inni sie przed nimi plaszcza, jakis jad ze mnie wyplywa.. Kurwa, nie macie debile powodow, zeby czuc sie lepszymi ode mnie.. Moze sie nie czujecie.. Jasne. To po prostu ja sie czuje od Was gorsza..

Na tym kursie nikt, jakos specjalnie nie zabiega, zeby isc ze mna, gdziekolwiek na przerwe. Niby wiekszosc, jesli nie wszyscy, ida zapalic, a ja juz rzucilam - udalo sie :] - ale co z tego? Mogliby mnie wziąźć ze sobą.. Dziewczynom zazwyczaj wystarcza, spostrzeglam, zeby miec tutaj jedną, jakąś kumpele. Ja nie mam. "Nie mam" tylko mam, ale ono gowno znaczy... Zastanawialam sie i nawet napisalam o tym w mailu do Mony, czemu tak jest? Czy te dziewczyny oceniaja mozliwosci dogadania sie z kims tylko po tym, jak ktos wyglada? Wiadomo z ładnym zawsze fajnie sie pokazac, choc to mnie by nie dowartosciowalo, na pewno! A jesli nie o to chodzi, no to what's come on???

Zazwyczaj ładne dziewczyny dobierają sobie, także ładne kolezanki. Tak tworzy sie elita, począwszy, juz od przedszkola, przez podstawowke, gimnazjum, liceum, studia i cale zycie.. Oczywiscie czasem ktos ma zajebista osobowosc, wiec wznosi sie, jakby ponad to.. Takiego kogos inni tez chetnie u siebie i ze soba widza.. W tym wypadku oznacza to, ze jestem nudna. Nie mam o czym opowiadac. Zreszta źle sie czuje, jak walkuje tylko o sobie. Lubie, gdy rozmowa jest dialogiem, a nie monologiem, a do tego potrzebny, jakis wspolny temat.. Niestety, nie moge takowych znaleźć z ludzmi.. Czy jestem plytka?

Oczywiscie sa wyjatki, czyli sytuacje, gdy znajduje bratnia dusze, ale ogolnie rewelki nie ma - zwlaszcza od jakiegos czasu. Niekiedy wydaje mi sie, ze moze tak bylo zawsze. Moze sie rowniez wydawac, ze choroba nasiliła wewnętrzną alienacje, co jest mozliwe. Mozliwe takze, ze bulimia choc pewne klopoty przykryla, pokazala tez, po ktorej stronie jest slabosc. Dzieki niej wyrazam swoj ogromny sprzeciw na nie(porzadek) tego swiata.. Klocą sie we mnie dwie tendencje: pierwsza podpowiada, ze dobrze podązam, a druga, ze jestem niewdzięcznicą.

A niejaka Alicja-Jajecznica-Janosz i inni idole spiewali: Zmien siebie, nim zmienisz ten swiat..
A co, jesli nie moge?

Te moje mysli obrazuja uczucia, jakie mialam w pierwszym dniu na tym kursie. Dzis olalam wszystkich, za nikim nie chodze. Skrocili przerwe, bo trwa obecnie tylko 15 minut, dlatego nie nudze sie zbytnio... Nudze sie straszliwie dopiero na kursie, ale jestem w drodze i niedlugo powinnam dotrzec do celu..

Mam nadzieje, ze nie tak jak czas okazal sie bezczasem, ten cel nie ukaze sie, jako bezcel, zwany bezcelowoscią.. Zas przeze mnie najczesciej oglaszany prowizorycznoscia.

Lubie to slowo - prowizorka - pierwszy raz dowiedzialam sie, co ono znaczy na wykladach z filozofii. Od tej pory zawsze mysle o swoim zyciu wlasnie tak. Żyje prowizorycznie...





Na koncu umiescilam kilka zdjęć z filmu "Perfect body". Chcialabym je miec tutaj i... mam :) Życzenia chyba naprawde sie spełniają! ;)
Dobrze mi sie one kojarzą, choc niektorzy traktują je, jako thinspiracje. Dla mnie natomiast sa symbolem wiary, ze czynie cos waznego, najwazniejszego, bo mam po co i .. rzeczywiscie mam. Jesli nie je ten kto nie pracuje, tak perfekcjonista nie moze byc zadowolony z siebie. Nie moze nie dlatego, ze idealow nie ma, ale dlatego, ze nawet nie probuje byc lepszy, trochę lepszy, niz jest. Jak probuje, znaczy, ze dosiega celu, juz prawie prawie. Nie sluchajcie, ze "prawie robi wielką roznice". Sa takie chwile, kiedy tak sie nie dzieje ;)
A moim celem jest godne, satysfakcjonujące i bron Boze, nie nudne zycie, wiec nie tylko chudosc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz