niedziela, 30 sierpnia 2009

Rutyna w powietrzu.

Rutyna w powietrzu - "nie wisi" - ale jest!

Mało brakuje, a chyba zlamie sie z tymi fajkami. Zreszta wiem, nie powinnam tak nawet pisac, bo z myslami trudniej cos zrobic.. Za dobrze mam. Nie dosc, ze aplikuje sobie rozne swinstwa codziennie, to jeszcze "ratuje sie" jedzeniem. Sorry, zarciem. Jesc, to jedza normalni ludzie, a nie cieleta. Choc w sumie na dzisiejszy napad wydalam, jakies 10 zeta, nieduzo. Poza tym, juz nie chodzi o to, co zjem i ile, byle sie wyrzygac. Nigdy bym nie przypuszczala, ze kiedys majac tyle lat ile mam, bede az tak pojebana. Hahaha..

Czy dzieciaki marza o takiej doroslosci? Ma sie dowodzik, owszem, ale dupe mozna sobie nim podetrzec, gdy w glowie siano. Dla mnie on nie jest przepustka do lepszego zycia. Jak dorosle zycie moze byc lepsze? Moze ja tego nie wiem, bo dorosla nie jestem, a jedynie pelnoletnia, moze? Mimo wszystko dowod ulatwia tylko zdobywanie pewnych srodkow. Nic wiecej. Srodków, ktore na dobra sprawe, albo i niedobra, sa równią pochyłą w dół - gdy ktos ma tendencje grawitacyjne o patologicznej sile..

Kurwa! Ja, juz chyba na serio nie mam o czym pisac.. Jest niedziela. Chcialabym, zeby sie ona nigdy nie konczyla. Jej koniec oznacza tysiace musów i przymusów, ktorych tak baaaaaaardzo sie boje. Przede wszystkim trzeba rano wczesnie wstac. Wstac tylko po to, by zobaczyc wstrętne gęby.. Na dodatek, jakby tego bylo malo, babka od angola chce, zebym pisala zalegly test i esej. Ja pierdole! Przeciez nic nie umiem!!!! Mialam dzis w koncu ruszyc troche te jebana gramatyke angielską, a tu widze, ze dobrze kiedys stwierdzilam. Faktycznie moje wszystkie plany dawno poszly sie jebac.. Faktycznie..

Ale dosc przeklenstw. Odloze je na chwile, gdzies na bok, powiedzmy na potem ;) Na pewno na potem..
Slucham teraz smutnej piosenki, nie powiem jakiej, bo wstydze sie swojego gustu muzycznego. Jak zreszta wszystkiego, co staje sie dobrowolną inicjatywą :P Ona wczoraj wycisnela ze mnie troche łez. Bardzo lubie móc sobie popłakac, niestety dzis, jakos nie potrafie. Moze tak bardzo sie spiesze, ze nie mam czasu poczuc uczuc w sobie???

Sprobuje jednak.

Wystarczy, jesli tylko poruminuje troche, a bardziej zrozumialym językiem: dokopię sie do przeszlosci, zamiast ją kopać... Tak latwo o ten smutek, jego poklady przenoszą chyba moje żyły, zamiast krwi..

Matka jeszcze nie dzwonila, ale to dobrze. Wkurwia mnie, ze ostatnio codziennie dzwoni. A pomyslec, ze jeszcze wczoraj za nia tesknilam... Nadal tesknie, ale ten telefon nic nie zmieni. Czasem chce czuc sie taka beznadziejna, zla, paskudna, glupia, nieszczesliwa i ....... sama, jak palec. Te uczucia sa, jednak znosne tylko do pewnego stopnia. To wie najlepiej, ten kto je poczul..

Hmm zabawne, pomyslalam, ze gdyby ktos zdrowy trafil na tego bloga, usnąlby szybciej, niz sie tu zjawil.. Natomiast chorą osobę moglby on nawet zainteresowac. Juz nie raz mi ludzie mowili, ze ładnie pisze, choc zbytnio w to nie wierze. Jednak chyba wiem, co mieli na mysli... Czasem czytajac o moim smutku, czytali o swoim. Czesciej zamiast mnie, widzieli we mnie siebie..

Jeszcze nie placze.. Nie udaje sie, ale sam fakt, ze tego chce nie jest bez znaczenia.. Chyba.. Chyba?
Spoko, jutro na pewno o zaden ryk nie bede sie starac. Bede wkurwiona od samego rana. Dzis zadzwonila do mnie Edyta. Chciala, zebysmy pojezdzily jej autkiem, gdzies przed siebie, bez celu, ot tak.. Mysle, ze ona miala wplyw na to, ze czuje sie lepiej.. Choc czasem cudze starania dzialają ZUPEŁNIE odwrotnie. Im bardziej ktos chce mi pokazac, ze cos dla niego znacze, tym bardziej czuje sie, jak NIC..

Pomyslalam, jak tak rozmawialam z tą Edyta, ze ją matka dobrze wychowala. Gdziezby kiedykolwiek moja pozwolila mi na taka jazde bez potrzeby, skoro to strata BENZYNY. Tak benzyny, we wlasnej osobie, a raczej cieczy!! :] Niestety, gdzies to sie we mnie zakorzenilo, ze nie wolno mi robic pewnych rzeczy dla przyjemnosci.. Rzeczy, ktore nie sa pozyteczne i do niczego nie zmierzają. A jednak, staranie sie by poczuc sie lepiej chyba ma, jakis sens? Moim zdaniem OGROMNY i ciesze sie, ze Edyta jest, jaka jest. Zasluguje na to.. Szkoda, ze ja, juz chyba nigdy taka nie bede.. Beztroska.. Wolna..........

W niewoli uczuc, wlasnych kurwa ograniczen, zdusic tego musu nie moge. Boje sie, ze wtedy przestane robic cokolwiek.. Czasem tak mysle, ze najwiekszym obowiazkiem jest samo zycie. A przeciez nic sie nie musi, nawet zyc..

Mimo to, moje zycie, jakby nie do konca jest moim wyborem. Bardzo sie staram, ale dalej nic sie nie zmienia.. Moze troche, ale za malo, a ja jestem łapczywa.. Głodna głodem, ktorego nie da sie zaspokoic... Samym spojrzeniem wgryzam sie w ściany. Mozliwe, ze inni czuja, jak wielkie pozostawiam, takze w ich ciele dziury. Stad wiekszosc ludzi ucieka ode mnie..
A idzcie sobie!

No Pogrubieniei chuj, będę głodna - tak powiedziałby mój brat (na moim miejscu), nieistotne, bo to mówię JA. JA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz